czwartek, 24 marca 2016

Tydzień Iwaoi - Dzień 5 i 6 - angst + songfic

Osiem stron i godzina druga w nocy, bywało gorzej xD Witam, zapraszam na recital nastoletniej dramy. (Tak serio to nie.) (Dobra, może trochę.) Jakimś ciekawym sposobem z tygodnia zrobił się nam powoli miesiąc xD Wynagrodzę to chociaż tym, że to nie jest miniaturka, ale podobnie jak z road tripem, coś dłuższego. To jest opowiadanie na podstawie piosenki, do której już długo chciałam napisać Iwaoi. Kocham tę piosenkę, idealnie psuje ona do mojego życia teraz. W ogóle The Neighbourhood jest świetne, polecam jak ktoś jeszcze nie zna. Tymczasem zapraszam do lektury i pozostawienia komentarza. ps SPOJLER ALERT jakby ktoś nie był na bieżąco z drugim sezonem HQ, to może lepiej niech nie czyta ;) 


Dzień 5&6

 R.I.P to my youth


Jesteśmy trzecioklasistami, prawda? Wiosenny turniej to była nasza ostatnia szansa. Ostatnia szansa na finał, na mistrzostwo. Mogliśmy wspiąć się na wyżyny, numer jeden na podium byłby podpisany nazwą naszej szkoły. Jednak teraz, po trzech setach zaciętej walki, skończyła się wojna, z której wychodzimy jako przegrani.
Nikomu ze stojących wokół mnie nie przeszło nawet przez myśl, że możemy przegrać. Przecież pokonaliśmy już Karasuno, mecz z nimi miał być naszą bramą do sukcesu. Tymczasem to my zeszliśmy z boiska ze łzami w oczach i krzykiem utkwionym w płucach.
„Co ze mnie za as”- mówi Iwaizumi, gdy schodzimy do szatni.
„Najlepszy, o jakiego mogłem prosić”- odpowiadam w myślach, jednak żadne słowa nie przechodzą mi przez gardło. Jestem w stanie jedynie klepnąć cię w plecy, idąc w ślad za pozostałymi kolegami z drużyny. Tym jednym gestem chcemy podnieść cię na duchu, wiedząc, że będziesz się obwiniał o naszą przegraną. Nie jest tak, Iwa, nikt cię nie osądza. Wiemy, że dałeś z siebie wszystko. My daliśmy z siebie wszystko. Ale nie uniknie się własnego sądu, który nie zna litości. Zawsze sami skazujemy się na najcięższe wyroki.
Wychodząc z hali, czujemy na twarzach rześkie powietrze. Milknie hałas widowni, pisk butów, uderzenia piłek, milknie nasz żałosny szloch. Bo tu kończy się nasza droga i nie zmieni tego nawet wiosenny wiatr, targający moje włosy.
Trzymaj mnie za rękę, Iwa, i módl się o wieczny odpoczynek dla mojej młodości.
Nazwijcie to moim pogrzebem, dla tego świata ja już nie istnieję. Dla mojej drużyny jestem już jedynie byłym kapitanem, legendą, którą będą przekazywać młodszym pokoleniom klubu siatkarskiego, jednak nigdy już nie będę istnieć tak, jak dzisiaj. Przekazując opaskę kapitana, kłaniając się na pożegnanie, nie jestem w stanie powstrzymać wzruszenia, nie jestem tak dobry jak ty w ukrywaniu swoich emocji.
Ale gdy stoimy niemal na baczność przed resztą drużyny, gdy nasz trener kontynuuje swoją przemowę, odwracam głowę w twoją stronę i widzę, jak szklą ci się oczy, ale chcesz być dzielnym chłopcem. Zerkam w dół, twoja dłoń bezlitośnie zaciska się na materiale spodenek. Mógłbyś oszukać wszystkich, Iwa, ale nigdy mnie. Delikatnie, niby przypadkiem ocieram swoją ręką o twoją. Wkradam się palcami w twoją dłoń, byś wiedział, że jestem tu z tobą. I nie obchodzi mnie, że ktoś zobaczy, że ktoś pomyśli. Liczy się to, że jesteśmy w tym razem, przecież zawsze byliśmy my dwaj, ramię w ramię. Zaciskasz dłoń. Zaczęliśmy razem, skończymy razem. Nawet jeżeli będzie to oznaczało, że do wieczora będę cię trzymać w swoich ramionach, dopóki nie przestaniesz płakać. Ciiii, już dobrze.
To kres naszej młodości, życia nastolatka, który nie musiał myśleć o jutrze. Mówię prawdę, nie kręć głową, że to stara śpiewka o dorastaniu, bo będziesz to mógł zagrać na moim pogrzebie. Zaczynam wątpić w to, co zrobiłem. Znam swoje umiejętności, znam swój cel. A przynajmniej znałem go do tej pory. O ile łatwiej byłoby teraz zakończyć życie. Mogę pójść do piekła, nie ma już odwrotu. Przed nami pojawiła się przepaść, skoczę w nią, zamiast ją przekroczyć. Postawię mury, spalę mosty, zamknijcie mnie w drewnianej skrzyni. Ubierzcie mnie w Chanel, układając mnie w trumnie. Och, Iwa, to nie tak miało wyglądać, przecież nigdy nie zastanawiałem się, czy jestem grzesznikiem, czy świętym. Ale spójrz na mnie jeszcze raz, a żadne z tych rozważań nie będzie miało znaczenia.
W twoich oczach zawsze błyszczała siła i pewność siebie, w tej głębokiej czerni kryła się odwaga na stawienie czoła wyzwaniom kolejnego dnia. Ale teraz, jedyne co widzę, gdy patrzę na ciebie, siedzącego w rzędzie obok na lekcji historii, to żal. I nie zmienia się to przez kolejny tydzień. Śmiejesz się, ale  w tym śmiechu nie ma ducha. Wydawało mi się, że cierpię, jednak nie znałem prawdziwego smutku, dopóki ty mi go nie ukazałeś, bo nic nie rani mnie bardziej niż ból w twoich pięknych oczach.
Gdy wracaliśmy po szkole do domu, odważyłem się zapytać Iwaizumiego co go dręczy. Po przegranych zawodach nie wracałem do tego tematu, zamykając go w osobnej szkatułce i odkładając na półkę umysłu jako zakończony rozdział. Ale Iwa zdawał się ciągle odczytywać go od nowa.
- Co się stało? – zapytałem i na odpowiedź musiałem czekać długą chwilę.
- Chciałbym być dumny, ale z jakiegoś powodu się wstydzę - powiedział, patrząc w ziemię. Musiałem chwycić go za rękaw koszuli i przysunąć w swoją stronę, by nie wszedł w lampę.
- Co? – pytam zaskoczony. – Czemu?
Ale Hajime nie odpowiada, wyszarpuje się z mojego uścisku, który ciągle trzymał jego rękaw, szybkim krokiem wyprzedza mnie i zostawia za sobą. A więc tak, teraz mnie zostawi? Jasne, osamotnijmy się w najtrudniejszym momencie naszego życia. Zostańmy sami na rozstaju dróg.
Nie pozwoliłem na to, dogoniłem go, praktycznie rzucając mu się na plecy.
- Co ty wyprawiasz! – warknął Hajime i próbował mnie zrzucić. Nie dałem się.
- Z ciebie jest ciągle słodkie, małe dziecko w świecie pełnym bólu – mówię, obejmując go mocniej. Czuję jak jego ciało się rozluźnia, a serce bije mocniej. Czuję, jak żyje w moich ramionach. Nie czas jeszcze odchodzić. – Wiem, że teraz jest trudno, ale musisz to wytrzymać, Iwaś. Nie mogę już patrzeć na to, jak wszystko w sobie dusisz. Przecież mi możesz powiedzieć.
- Boję się, okej!?– krzyknął Iwaizumi, pozostawiając mnie w szoku. Wyślizgnął mi się w rąk, podszedł do muru i przykucnął, opierając się o niego plecami. – Boję się przyszłości. Wszystko zjebałem i nie mów mi, że nie. Gdybyśmy wygrali, gdybym był lepszy, silniejszy, wszystko by się ułożyło. A teraz? Co ja mam ze sobą zrobić? Nie umiałem spełnić jednego durnego obowiązku asa drużyny, więc kim ja w ogóle jestem?
Westchnąłem głęboko i ukucnąłem obok niego.
- Przecież mógłbym powiedzieć to samo.
Iwaizumi spojrzał na mnie zdziwiony.
- Mogłem być lepszym kapitanem, przewidzieć to, że gdy wprowadzimy na boisko niezgrany element, wszystko runie. Nie twierdzę, że Kyotani jest złym graczem, przecież po to go zwerbowałem. Ale wiedziałem, że nie jest tym trybikiem drużyny, nie jest zsynchronizowany. To były moje błędne decyzje, a jaki dowódca, taka wojna – mówię, przeczesując palcami grzywkę, która spadła mi na oczy.
- Więc teraz będziemy się obwiniać, co? – powiedział smutno Iwaizumi. Zaśmiałem się krótko. Jesteśmy tacy żałośni.
- Szczerze mówiąc, nie wiem czy sobie z tym poradzę – mówi Hajime po chwili ciszy.- Teraz została nam już tylko przyszłość. Matura i koniec, stajesz przed światem. Wszyscy gadają o tych studiach, o tym, że musisz coś wybrać, gdzieś pracować, ale co oni tak właściwie mówią?
- Zawsze się tylko gada, a ci co dużo mówią, mało robią. Ludzie czynu nie siedzą i nie filozofują. Idą i robią, żyją – odpowiadam, po czym dodaję. – Też kiedyś tacy byliśmy, Iwa. Co się z nami stało?
- Kryzys wieku?
- Może. Trzeba zrobić coś nowego.
- Moja mama powiedziała, że jeśli tylko chcę, to mogę to zmienić. Że muszę tylko znaleźć drogę.
- Paliłeś kiedyś? – pytam znienacka, jakby ignorując jego wcześniejsze odpowiedzi.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Tak, ale serio powiedz, paliłeś?
- Nie, nie paliłem – Iwiazumi zdaje się być zirytowany.
- A chciałbyś spróbować?
Hajime nie odpowiada, co uznaję za zgodę. Nie słyszę też sprzeciwu, gdy wykradam paczkę papierosów z płaszcza mojego ojca. Nie ma go także, gdy pół godziny później siedzimy na krawężniku przy parkingu zamkniętego supermarketu, odpalając papierosy. Zmierzcha, okolica cichnie. A tę ciszę przerywa tylko nasz beznadziejny kaszel, gdy próbujemy zaciągnąć się po raz pierwszy. Smak jest okropny, przyznajemy to od razu, jednak umowa jest jedna.
- Musimy sobie wszystko wyjaśnić, dopóki nie wypalą się obie fajki – mówię, Iwa przytakuje.
- Czy dalej się boisz? –pytam.
- Z tobą już mniej – przyznaje Hajime, zaciągając się i wypuszczając w powietrze szary dym. – Ale dotarło do mnie, że poza salą gimnastyczną istnieje życie, które muszę przeżyć do śmierci.
- Błyskotliwie
- Ej, zamknij się, okej, myślałem, że bierzesz to na serio
- Oczywiście, że biorę, Iwaś, za kogo ty mnie masz? – oburzyłem się.
- Na tą odpowiedź potrzebowałbym kolejnego papierosa.
Wywracam oczami, a Iwaizumi jest najwyraźniej dumny ze swojej riposty.
- A ty się boisz? – powtarza pytanie.
- Tak, ja też – wzdycham. – Boję się, że nie znajdę zastępstwa za siatkówkę. Z moim kolanem pewnie będą mieć obiekcje, żeby wziąć mnie do ligi.
- Ale spróbujesz przynajmniej? – pyta Hajime z nadzieją, prawie tak, jakby sam miał startować do młodzików.
- Spróbować warto, inaczej będę musiał dać wieczny odpoczynek mojej młodości – odpowiadam, patrząc gdzieś w dal. Na parkingu jest coraz ciemniej, słońce chowa się za domami. Powoli żarzące się czubki papierosów wyraźnie kontrastują z cieniem nadchodzącej nocy.
- Nie wracajmy do domu – mówi Iwa. Patrzę na niego pytająco.
- Poszwendajmy się po okolicy. Możemy nawet poszukać tego twojego UFO. Nie musimy dzisiaj zasypiać.
- O rany, Hajime, ty przypałowcu – szturchnąłem go łokciem w ramię. – Jasne, czemu nie. Dobrze, że ubrałem kurtkę.
- To tylko katanka, jesteś pewien, że nie zmarzniesz?
- Zawsze będziesz mógł mnie rozgrzać – spojrzałem na niego znacząco. Oberwałem za to w głowę, ale przynajmniej się uśmiechnął.
Pół papierosa było za nami.

***

- Co będziesz robił później? – zapytałem w końcu.
- Wczoraj w nocy postanowiłem, że zostanę podróżnikiem – wypalił. Aż mnie zamurowało. Znaczy Iwaizumi od dziecka lubił przygody, a na dobranoc oglądał Discovery Channel,  ale żeby tak na poważnie?
- Jak podróżnikiem? W sensie, że będziesz jeździł gdzieś daleko i robił zdjęcia czy coś? – nigdy nie pomyślałem nawet, że wpadnie na taki pomysł. Trochę mnie to zmartwiło.
- Mniej więcej – powiedział. – Pozwiedzam świat, poznam inne kultury, może dzięki temu się odnajdę. Tak mnie jakoś naszło i chyba podoba mi się taka wizja.
- Wizja życia beze mnie, co? – zapytałem smutno. Hajime spojrzał na mnie zaskoczony. I chyba do niego dotarło.
- Co? Nie, nie to chciałem powiedzieć. Przecież będziesz ze mną, nie znikniesz! – popiół papierosa spadł na ziemię, gdy Iwaizumi energicznie obrócił się w moją stronę.
- Ale ty znikniesz, tysiące kilometrów ode mnie – powiedziałem, z większą złością w głosie niż planowałem i zgasiłem papierosa o chodnik. Wstałem, rozprostowałem się i przeszedłem dwa kroki do przodu.
- Toru, wiesz, że to nie tak – tłumaczył się Iwaizumi. – Przecież będę wracał do kraju, nie zamierzam żyć na wygnaniu.
- Fajnie, nie zapomnij wysłać mi pocztówki – fuknąłem.
- Ej, nie możesz tak samolubie negować moich marzeń!
- Wpadłeś na to wczoraj.
- A czy to w jakiś sposób dyskryminuje mnie z tej kategorii?
Zacisnąłem zęby. Za moimi plecami Iwaizumi wstał i chyba się do mnie zbliżał. Wtedy też odwróciłem się i przytuliłem się od niego. Mocno, jeszcze mocniej, jakby był senną marą, która ucieknie zaraz po zbudzeniu.
- Przepraszam – szepczę. – Ja już po prostu nie wiem co i jak.
On tylko pogładził mnie po głowie. Nie potrzebowałem więcej. On to wiedział. W końcu spędziliśmy ze sobą całe dotychczasowe życie. Od wspólnej piaskownicy do wspólnej drużyny. Wiedziałem, że pewnego dnia nasze drogi będą musiały się rozejść, jednak nie sądziłem, że nastąpi to tak szybko i że będzie boleć tak bardzo.
- Hej, Toru, ale nie płacz – powiedział nagle. Otworzyłem wtedy oczy, które nieświadomie zdążyłem zacisnąć. Faktycznie były mokre.
- Nie płaczę przecież.
- Jasne, to odczep się ode mnie – położył mi dłonie po bokach, jakby chcąc mnie od siebie odsunąć, jednak zaprotestowałem, obejmując go ciaśniej. Westchnął.
- Słuchaj, bo mówię teraz do ciebie – powiedział. – Niezależnie od tego jak daleko od siebie będziemy, to zawsze będziesz mógł do mnie zadzwonić. Chrzanić roaming, zadzwoń do mnie po każdym treningu, meczu. Odbiorę nawet w środku amazońskiej dżungli.
- Tam chyba nie ma zasięgu, Iwa.
- Głupek, nie przeszkadzaj mi kiedy próbuję być romantyczny – naburmuszył się.
- Próbuj dalej, może mnie kiedyś przekonasz – zażartowałem, po czym oberwałem pięścią w bok i zgiąłem się w pół.
- Chyba poczułem miłość – wystękałem, uśmiechając się krzywo. On tylko prychnął.
Papieros Hajime wolno dogasał na krawężniku.

***

Tej nocy wróciliśmy do domu około piątej nad ranem. Tak, następnego dnia była szkoła i tak, nasi rodzice wydzwaniali niezliczoną ilość razy, jednak koło północy dali sobie spokój. Mamo, przepraszam, ale tylko tyle mogę teraz zrobić. Wiem, że Hajime nie wyjedzie następnego dnia, ale czuję, że nasz wspólny czas jest ograniczony. Zaraz kwiecień, zaraz egzaminy, zaraz koniec tego beztroskiego życia. Do tej pory płynęliśmy przez ocean na pięknym okręcie, bez przeszkód łapiąc wiatr w żagle, ocean nie był taki straszny. A teraz zostaniemy wyrzuceni za burtę, a z pokładu tylko nam pomachają na pożegnanie. Ale czymże jest koło ratunkowe wobec wzburzonych fal?

***

Mógłbym oczekiwać od Iwaizumiego wszystkiego. Oprócz tego by mnie uświadczył, by mnie czcił.
- Kiedyś na pewno osiągniesz wielki sukces – powiedział Hajime, gdy siedzieliśmy na dachu jakiegoś budynku. Był ciągle w fazie budowy, wystarczyło przejść przez druciany płot, by dostać się na plac, a czym było takie ogrodzenie dla dwóch sportowców. – I może mnie wtedy przy tobie nie być. Mogę nie być w stanie obejrzeć meczu lub wiadomości. Ale ty masz mnie o wszystkim powiadamiać, jasne? Jak nie, to ci nakopię, jak tylko wrócę do kraju.
- Będziesz prosił, abym przestał pisać – zaśmiałem się, kładąc mu głowę na ramieniu.
- Oby – powiedział i przechylił swoją głowę na moją. Dalekie światła przedzierały się przez nocny mrok, tworząc świetlistą łunę nad miastem.
Tej jednej bezsennej nocy, gdy przemierzaliśmy pieszo kolejne ulice, osiedla, gdy żaden mur nie stanowił dla nas przeszkody, gdy twoja dłoń była taka ciepła i taka czuła, miałem wrażenie, że następnego dnia nastąpi koniec świata. Po co spać, skoro za kilka godzin zaśniesz na wieki? Używałem zapalniczki, by zobaczyć, co jest przede mną. Poparzyłem sobie palce. Te palce, które ucałowałeś, gdy pierwsze promienie słońca zabłysły na horyzoncie. Te palce, które dotknęły twojego chłodnego policzka, gdy staliśmy przed moim domem. Tej nocy podjęte zostały decyzje i skończyła się pewna era, trzeba było wreszcie dorosnąć. Więc wieczny odpoczynek racz mojej młodości dać Panie…


… Możecie zaśpiewać to na moim pogrzebie, myślę, gdy pięć lat później stoję na parkiecie boiska do siatkówki ubrany w strój mojej drużyny. Stoję na serwie z piłką meczową w rękach. To spory ciężar jak dla takiego nowicjusza jakim jestem. Staram się jednak o tym nie myśleć, moją głowę zaprząta kto inny. Wyrzucam piłkę w powietrze, biorę rozbieg, wyskok i uderzam. Piłka w boisku, gwizdek, punkt, set, mecz. Mamy mistrzostwo. Moi koledzy z drużyny skaczą sobie na plecy, okrzykom radości nie ma końca. Kibice szaleją. Moje pierwsze mistrzostwo. Wszyscy płaczą i ja również. Na stadionie puszczają We are the champions. Nie spodziewałem się nigdy tego usłyszeć podczas swojej kariery, przecież to tak stary kawałek. Ale szczerze mówiąc, to możecie to zagrać na moim pogrzebie. W sumie to nawet teraz jestem gotów umrzeć ze szczęścia, a zarazem ze smutku, który nieubłaganie rozdziera mnie od środka. Powiedzcie Hajime, żeby nie płakał i żeby się nie smucił, będę w raju, chyba na niego zasłużyłem, prawda?
Gdy po wręczeniu medali, wywiadach i zdjęciach, możemy wreszcie udać się do hotelu, by prawdziwie świętować zwycięstwo, moje myśli, choć rozbiegane, skupiają się tylko na jednej rzeczy. Hajime. Muszę koniecznie do niego zadzwonić, musi wiedzieć. Nawet nie ściągam butów, niedbale rzucam torbę na łóżko i wychodzę na balkon, wybierając  w tym czasie jego numer. Jeden sygnał, drugi. Wszystko trwa wieczność.
- Halo?
- Iwa, wygraliśmy! – mówię, nawet się nie witając. Nie mogę powstrzymać emocji, cały się trzęsę.
- Wiem – odpowiada. – Oglądałem.
- CO!? – wykrzykuję w słuchawkę. – Oglądałeś!? Niemożliwe, przecież ty prawie nigdy nie oglądasz.
- Wiesz, siedzę w Sydney, mój znajomy, z którym miałem jechać na pustynię, musiał pozałatwiać parę spraw i wyjazd opóźnił się nam o jeden dzień. A skoro dziś był finał, to nie mogłem go przegapić, nie? – wytłumaczył, zadowolony.
Z wrażenia osunąłem się po ścianie. Oglądał, naprawdę oglądał.
- Toru, jesteś tam? – zapytał po chwili mojego milczenia.
- Jestem, jestem, ale… po prostu tak bardzo się cieszę – powiedziałem na wydechu.
- No i masz z czego, to twoje pierwsze mistrzostwo, mam rację?
- Tak, ale to nie przez to.
- No to przez co innego?
On zawsze był taki niedomyślny.
- Bo oglądałeś mecz. Bo odebrałeś po dwóch sygnałach. Bo widok z mojego balkonu wygląda prawie jak ten, który widzieliśmy pięć lat temu – mówię, wpatrując się w światła obcego miasta, które w tamtej chwili wydało się takie znajome. Gdyby jeszcze tylko on tu był. Gdyby mógł potrzymać mnie za rękę, pocałować i powiedzieć, że świetnie się spisałem. Czy to było tak wiele?
Po drugiej stronie słuchawki usłyszałem śmiech.
- Świetnie się spisałeś, Toru, jestem z ciebie dumny – mówi po chwili, jakby czytał mi w myślach i te słowa to już dla mnie za dużo. Mój oddech drży, jestem pewien, że Hajime to słyszy. On zawsze wszystko słyszy, zawsze wszystko o mnie wie. A jednak pozwala mi tak cierpieć.
- Ja też… jestem z siebie dumny – odpowiadam, chowając głowę między kolana. Jest zimno, tak zimno bez niego.
- Toru… - zaczął, jednak szybko mu przerwałem.
- A co u ciebie, Iwaś? – zmieniłem temat, jednak błąd popełniłem już przy użyciu jego przezwiska. To przez nerwy, cholera. Jestem takim beznadziejnym kłamcą. Jestem taki niedojrzały.
- Co jest? – pyta. Długo nie odpowiadam. Kilka ulic dalej włączyła się syrena karetki pogotowia. Trzymam usta zamknięte, dopóki przeszywający ciało dźwięk nie oddali się.
- Powiedz, kiedy wracasz? – staram się z całych sił, by mówić w miarę normalnie. Ignorując ściśnięte gardło, narastające emocje. Trzeba było zadzwonić następnego dnia. Zwycięstwo mnie zdestabilizowało, nie opanuję się.
- Toru, przerabialiśmy to już, wiesz, że…
- Powiedz, kiedy wracasz – nalegam. Słyszę ciężkie westchnięcie. Hajime już wie. 
- Za dwa tygodnie – odpowiada niechętnie.
- To strasznie długo, wiesz – mówię. – A nie widziałem cię już ponad miesiąc. I na ile wrócisz, na tydzień? – jest źle, robię mu wyrzuty.
- Uspokój się…
- Ja? Ja jestem najspokojniejszy na świecie! Wiesz ile cierpliwości mnie kosztuje, aby tyle na ciebie czekać? Cierpliwość wymaga spokoju.
- Myślisz, że ja nie tęsknię? Przecież też chcę cię zobaczyć, chcę cię dotknąć. Ale takie dostałem zlecenie i... – to nie zmierza do niczego dobrego.
- No to czemu już nie wrócisz?!– mówię w końcu, wybuchając płaczem. To jest tragedia, przecież ja tak dawno nie płakałem. – Ja tak dłużej nie mogę… Kocham cię, tak bardzo cię kocham, dlaczego cię teraz przy mnie nie ma – wątpię, czy on może cokolwiek zrozumieć przez te moje szlochy.
- Też cię kocham... – odpowiada i nie kontynuuje swojego niemego „ale”. Znów zapada cisza, przerywana moim pociąganiem nosa.
- Pamiętasz, jaki kiedyś chciałem być astronautą, żeby polecieć w kosmos i oglądać gwiazdy, i szukać kosmitów? – zapytałem nagle. Dziś na niebie nie było widać wielu gwiazd.
- Pamiętam, zawsze gapiłeś się przez ten teleskop w twoim pokoju i wmawiałeś mi, że widzisz planety – odpowiedział Hajime. Jego głos był łagodniejszy.
- Gdyby tak zamknąć mi oczy i skrzyżować ręce, wrzucić do piachu, to mógłby znowu śnić z gwiazdami – powiedziałem, patrząc w niebo. Lekki wiatr osuszał łzy na moich policzkach.
- O czym ty bredzisz?
- Wiesz, jakby tak wrzucić mnie do skrzyni i odciąć tlen, dać mi kluczyk i zamknąć wszystkie zamki, to nie mógłbym oddychać – kontynuowałem. Moje myśli zaczęły przerażać nawet mnie.
- Nie rozumiem cię, co ty chcesz zrobić? – jego ton był szorstki, zmartwiony.
- A jak już nie będę mógł oddychać, to nie poproszę, aby przestać. I nie dzwoń wtedy na policję.
- Że co?! Toru, co ty odpierdalasz, co ci się nagle stało? – Hajime był wyraźnie przerażony. Nie dziwię mu się, też byłem. Ledwo wstałem z ziemi, moje nogi były jak z waty.
- Myślisz, że samobójstwo to akt odwagi czy tchórzostwa?
- To będzie akt debilizmu, jeżeli chcesz się teraz zabić. Toru, proszę cię, co ty w ogóle wygadujesz!? – podniósł głos. Bał się, nie miał jak zareagować. Tak naprawdę mógłbym teraz skoczyć z tego balkonu, on nie miałby na to wpływu. Podszedłem do barierki. Nie zamierzałem przecież skakać.
- Spokojnie, nie będę skakać – zapewniałem go, jednak wcale nie wydawał się być tym przekonany. Nigdy nie miałem myśli samobójczych, nigdy nie chciałem żegnać się ze światem. Mam zbyt wiele powodów, aby żyć. A najważniejszy z nich przeżywa teraz katusze myśląc, że chcę go zostawić.
- Toru, proszę cię, obiecaj mi, że nawet o tym nie pomyślisz – w jego prośbie dźwięcznie brzmiała desperacja i troska.
- Obiecuję.
- Wrócę, okej? Wrócę najszybciej, jak tylko będę mógł, okej? Do tej pory masz być żyw i zdrów, bo inaczej cię zabiję.
Mimo powagi sytuacji roześmiałem się.
- To nie ma sensu, Iwa.
- Sam nie masz sensu, nic już nie ma sensu – śmiał się przez łzy. Co ja z nim robię.
- Czekaj na mnie – dodaje. – Jeszcze tylko trochę.
- Będę czekać, Hajime – powiedziałem. – I przepraszam. Poniosło mnie.
- W porządku, nie musisz przepraszać. To też moja wina – wziął głęboki wdech. – A teraz wracaj świętować zwycięstwo. Na pewno już piją bez ciebie.
- Tak, okej, to pa. Kocham cię – powiedziałem, wchodząc z powrotem do pokoju.
- Pa, też cię kocham– rozłączył się.
Z telefonem w dłoni położyłem się na łóżku i podciągnąłem nogi pod klatkę piersiową. W którym momencie pomyśleliśmy, że związek na odległość wypali? Już ledwo się trzymałem. Czy to miała być jakaś przerwa od siebie? Czy od liceum nieświadomie próbowaliśmy stworzyć między sobą ten destruktywny dystans? Ale im dalej od siebie byliśmy, tym bardziej pragnęliśmy kontaktu ze sobą. Byłem naiwny, pełny nadziei i zagubiony, chciałem wierzyć w ideały i w to, że sam mogę coś osiągnąć. No i proszę, do czego mnie to doprowadziło?
Ale teraz już jestem świadomy i kieruję swoimi myślami, już wiem, że to życie wcale nie musi tak wyglądać, że wszystko możemy zmienić. Musimy tylko zrobić to razem, tak jak tamtej nocy, podjąć decyzję. Tyle razy mówiłem, że moja młodość umarła, jednak już rozumiem, że jestem tym samym gówniarzem, który ukradł ojcu papierosy i oświetlał sobie drogę zapalniczką, parząc palce. Z tą zapalniczką błąkałem się aż do dzisiaj. To był błąd, że kiedykolwiek pozwoliłem, by Hajime puścił moją dłoń i odszedł w swoim kierunku. Bo co ja zrobię, co ja zrobię, jeśli on naprawdę kiedyś nie wróci?
 Rano zadzwonił Hajime, mówiąc, że wieczorem ma samolot i będzie w Tokio rankiem następnego dnia. Kochałem go. Kochałem go tak bardzo, że to mi się w głowie nie mieściło i pomimo tego, że w tym mieście mieliśmy jeszcze jakieś konferencje, spakowałem rzeczy i wróciłem do Tokio pociągiem. Musiałem być w domu, musiałem być na lotnisku i na niego czekać. Nie spałem całą noc. O szóstej byłem w poczekalni.

***

O szóstej czterdzieści dwie wylądował samolot. Denerwowałem się, ściskało mnie w brzuchu. Tak bardzo chciałem go już zobaczyć. I w końcu, o siódmej, w tłumie pasażerów wypatrzyłem tę śmieszną, sterczącą czuprynę, pomarańczową bluzę z kapturem, podkrążone oczy. O siódmej zero jeden wreszcie trzymałem go w swoich ramionach, całowałem, póki nie brakło mi tchu. To było za długo, za długo. Jakim cudem wytrzymałem tyle bez niego?
- Nie wierzę, dopóki nie mam dowodu – powiedział, przeczesując mi włosy palcami. – Nie wierzę, jeśli sam cię nie znam. Nie wierzę telewizji i internetowi. To nie jesteś prawdziwy ty, ten z ekranu, ten z drugiej strony telefonu. To jesteś prawdziwy ty – mówi i czule mnie całuje. – To jest Toru, którego znam, którego kocham. Boże, tak tęskniłem.
O siódmej piętnaście byliśmy w stanie wypuścić się z objęć. Po raz pierwszy od pięciu lat potrzebowałem papierosa.

***

Długo błądziłem w ciemnościach, używając zapalniczki, by oświetlić sobie drogę. Jej światło było nikłe, niewystarczające, by przebić się przez mroki, jakie spadły na moje bezradne życie. Myślałem, że dorosłość oznacza wyrzeczenie się przeszłości, młodzieńczych lat. Że później nie liczy się to, jakim byłem dzieciakiem. Och, jak bardzo się pomyliłem. Iloma ścieżkami musieliśmy pobłądzić, ile razy przypalić sobie palce, by móc się odnaleźć, by móc szczerze powiedzieć, że kocham, że jestem. Jaki dystans musieliśmy przejść po omacku, by nasze poparzone palce mogły się zetknąć, rozbudzić prawdziwy płomień, który odgoniłby zachłanne skrzydła nocy.
 Ja nie umarłem, ja właśnie zacząłem żyć, ja właśnie odnalazłem siebie. I choć prosiłem o wieczny odpoczynek dla mojej młodości, cofam to. To nie czas, który można nazwać moim pogrzebem. Mówię prawdę, w uszach ciągle gra mi We are the champions. Czeka na mnie świat, czeka na mnie kosmos. A przede wszytkim czeka też jeden mały człowiek, którego kocham nad moje śmieszne życie. I jeszcze mam czas, by decydować co będziecie mogli zagrać na moim pogrzebie. I powiedzcie Hajime żeby nie płakał i się nie smucił, jestem w raju, tu na ziemi. A tyle razy ile zostanę z niego wygnany, wrócę z zapalniczką i poparzonymi dłońmi. I wtedy, gdy nadejdzie mój czas, zamknijcie mi oczy i skrzyżujcie ręce, zakopcie w ziemi i pozwólcie być z gwiazdami.
Ale moja młodość niech trwa. Młodość, którą oddałem jemu.


Koniec




32 komentarze:

  1. Witaj! *przywitała się jak na porządnego człowieka przystało* Weszłam, przeczytałami o mało zawału serca nie dowtałam. Czasem chciało mi się śmiać, a czasem płakać i sama po sobie wiem, że takie wahania nastrojów nie wróżą nic dobrego. *nadal podejrzewa zawał serca* To co przeczytałam zaledwie kilka minut temu jest czymś po prostu pięknym. Pisz mi więcej tej dwójki. Świetnie ci to wychodzi i naprawdę podoba mi się twój Oikawa. Nieeesamowite. Amen.
    Pozdrawiam, ślę wene i czekam na kolejne twoje dzieła xoxo
    .
    .
    .
    Ps. Wesołych Świąt~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałam żeby było aż tak przygnębiające xD ale teen angst to teen angst, słodko-kwaśny ;) cieszę się ze ci sie podobało i na pewno więcej ich napiszę <3 otp mocno
      Wesołych :3

      Usuń
  2. Hej, hej^^
    Piosenka bardzo fajna, chyba dodam ją do swojej playlisty piosenki-do-siedzenia-w-pokoju-i-melancholijnego-gapienia-sie-w-ścianę (seriously, skąd ja ich tyle wytrzasnelam?)
    Opowiadanie jak zawsze bardzo fajne, dobrze to przetłumaczylas bo musze przyznać że zdarzają się tak kwadratowe tłumaczenia że tylko siąść i płakać ;) tekst wpleciony w fabule w bardzo subtelny sposób
    Jedyne co bym zasugerowała to to że powód wyjazdu wydaje mi się być nieco przekombinowamy (gdyby bycie podróżnikiem było tak łatwe to juz byście mnie nigdy nie zobaczyli xD) i może lepiej by bylo gdyby np. wyjechał w związku z pracą albo szkołą. Ale to tylko takie moje małe czepialstwo ^^
    Sorki za długi komentarz i zanudzanie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Melancholijne piosenki to dobre piosenki <3 Tłumaczenie troszkę ponaciągałam żeby się zgadzało w tekście, ale chyba nie jest najgorzej xD
      Co do samej podróży, zapomniałam to uwzględnić, bo ostatecznie skasowałam ten akapit, ale Iwa jest takim podróżnikiem-dziennikarzem? Nwm jak to opisać xD robi/pisze różne dokumenty podróżnicze. Własnie miałam pisać że "Takie dostał zlecenie" ale to usunęłam xD Muszę zapamiętać że takich rzeczy sie nie wyczytuje między wierszami, ale wiesz, jak jest 2 w nocy to wszytko wygląda dla mózgu w porządku xD
      O NIE, ŻADNE ZNUDZENIE
      długie komentarze są najlepsze ;) bo wtedy wiem, że ktoś się przejął tym co napisałam i to mnie bardzo cieszy <3 a wszelkie uwagi są mile widziane :D także dziękuję bardzo :3

      Usuń
    2. Nieeee, tu się trzeba życiem cieszyć, ptaszki śpiewają i słonko świeci a nie melancholijne piosenki xD a tak serio, to ja chyba jakas nadwrażliwa na muzykę jestem :P
      O, tak, teraz to się trochę bardziej trzyma kupy xD ale faktycznie, z tekstu się ciężko domyśleć :P
      Rozumiem że jak tydzień to został jeszcze jeden wpis? Plany na potem są:P? (zakładając ze obowiązki pozwolą)

      Usuń
    3. Yup, jeszcze jeden dzień - reunion- a potem planuje dalej Wielkiego Króla ciągnąć xd mój mały kryminał niszczący duszę xD i myślę też nad jakąś nowa Shizaya, bo coś czuję że jal nadrobie anime to będę tego potrzebować xD

      Usuń
  3. Taa... TO JEST PIĘKNE. Już ryczałam samym nawiązaniem do 24 odc, gdzie mój Oliwa przegrał i jego drużyna przegrała, i nooo.... Czasem się też pośmiałam. I płakałam. I ogólnie, jak nie lubie IwaOi tak u ciebie kocham :3 A napiszesz kiedyś OiKage? Proszę <3 Ja chcę OiKage ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OIKAGE, KTOŚ POWIEDZIAŁ OIKAGE, JASNE ŻE NAPISZE OMG nie sądziłam że ktoś to docenia w naszej polskiej części internetów!!!! <3
      hah 24 odc tylko dobił wrażenia po mandze, ale powiem tylko że 25 wbije nam gwóźdź do trumny bo Iwaizumi ;__;

      Usuń
    2. O czym ty kurwa pierdolisz? Co z Iwą?! O chuj... Jasne że kocham OiKage. To true canon ship. OiKage forever :3

      Usuń
    3. Woah, spokojnie, tutaj jesteśmy kulturalni xD a zobaczysz, jest jeden moment który boli serce ;_;
      Jak dla mnie iwaoi jest największym canonem, ale dla oikage dobrze styka angst xD w sumie mi do wszystkiego dobrze styka angst, może nie będę sie na ten temat wypowiadać xD oikage też jest dobre, nawiązuje trochę w Wielkim Królu do tego shipu xd albo alternatywa: iwaoikage hehe

      Usuń
    4. Ah.. wybacz. Ja się staje agresywna w takich momentach nawet, gdyż ja nie umiem angielskiego i czytać mangi- nie przeczytam. To znaczy czytam, ale gówno za przeproszeniem rozumiem. Tak jakby ktoś kazał ci napisać coś w nieznanym, nieokreślonym języku. Tak się czuje XD Więc używam google tłumacza, który tak naprawdę gówno znowu za przeproszeniem tłumaczy ;_;

      Usuń
    5. To ucz sie ucz angielskiego, to ważny język xD przydaje sie

      Usuń
    6. Obejrzałam... Iwaizumi... No przykre ;d Ale bardziej przejęło mnie jak gadali do TV xD Dusiłam się XD A prawie poryczałam na endingu ;-; Czytam mangę i już trochę rozumiem ;q; No właśnie ucze się tego angielskiego ;_; Miłe nocki~

      Usuń
  4. Gdybym przeczytała to dwa dni wcześniej, gdy obejrzałam ostatni odcinek Haikyuu, to moje zwłoki pływałyby już w Odrze.
    Iwa-chan błagam Cię, nie płacz. Moje serce boli jak tak na Ciebie patrzę noo... Oikawa pociesz go.

    Jeny, tak świetnie piszesz, że pierwszy raz od dawna miałam łzy w oczach podczas czytania opowiadania. Weź mi powiedz czemu. Co Ty robisz z człowiekiem ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokopuje się do głębi jego duszy by go zniszczyć od środka xD
      A tak serio, płakałam też ;_; feels, a ja to pisałam po mandze, na szczęście anime nadgonilo i inni mogą czytać bez spojlerow
      A więc mówisz że mieszkasz nad Odrą, hmm ;>
      <3 dziękuję za komentarz

      Usuń
    2. Ano nad Odrą, a o czym tak rozmyślasz? :>

      Usuń
    3. A bo ja też mieszkam nad Odrą ;> oh i przeczytałam resztę komentarzy i cieszę sie niezmiernie że ci sie u mnie podoba, proszę, rozgosc się *podaje kubek kakauka i poduszke*
      Kurotsukki jest super, ale po polsku chyba nikt tego nie pisze xD wgl tylko kagehina albo kuroken w polskim fandomie piszo, nawet iawoi jest rzadkie (a to taki canon help) albo oikage (!!!???anyone)
      Przybyłym ratować fandom z killer au xD
      I wgl woah jestem w szoku że czytałaś te starocie xD chociaż requiem wyszło całkiem spoko, jakby to teraz podrasowac to byloby opo niczego sobie. Ale mi sie nie chce xD
      Awww i wgl, zrobiłaś mi dzień, kocham ludzi robiących takie dzikie spamy <3

      Usuń
    4. Fajnie się mieszka? :>
      Zastanawiam się ile jeszcze podobieństw znajdę, bo z tym Requiem to mnie zaskoczyłaś, serio. *Słucha tego od jakiś dwóch lat i nie może przestać* Powiedz jeszcze, że lubisz koty, to się przerażę. Ale w życiu nie ma tak fajnie, nie?
      Też ubolewam nad KuroTsukki. Nie dość, że nikt nie pisze, to nawet artów za dużo nie ma. Możliwe jest także, że po prostu znalazłam wszystko co możliwe.

      Miło, że poprawiam humor, zwykle go psuję <3

      Usuń
    5. Ano fajnie xD
      Mam kota w domu ;0 i tak, kocham je
      Yup, to prawda, gdzie nie spojrze to juz znam arty :(

      Usuń
    6. Kochasz koty. Masz kota. Okej. To już zaczyna być straszne. Jaka rasa?

      Usuń
    7. Żadna xd dachowiec, cały czarny, na imię mu Salem

      Usuń
    8. Też mam czarnego kota... Ale Brytyjczyk. Co jeszcze? xd

      Usuń
    9. Może wiek xD lub miasto, to bym sie uśmiała, chociaż jedna czytelniczke swoja spotkalam u siebie w mieście xD ja z Opola, lat 18

      Usuń
    10. Miało być tak pięknie... Ja z Wrocławia, ale hmm... Dwa lata młodsza? Mentalna osiemdziesięciolatka, "stara" panna z kotem. Miło mi.

      Usuń
    11. Tak żem czuła że Wrocław xd
      Ei jaka stara, jak ty stara to co ze mną xDDD

      Usuń
    12. Obie jesteśmy stare ;-; Młodym jest się do siódmego roku życia.
      Skąd wiedziałaś, że Wrocław? Czyżbym spotkała dawno wyczekiwaną wróżkę? Powiedz, że tak!

      Usuń
    13. A nie wiem xD takie przeczucie
      Kobieca intuicja ;>
      Nie :c

      Usuń
    14. Jak to ;-;
      Jeszcze mi powiedz, że Święty Mikołaj nie istnieje!

      Usuń
    15. No więc, jakby to delikatnie ująć... xD

      Usuń
    16. Co chcesz powiedzieć? ;-;

      Usuń
    17. Z racji tego, że to właśnie internet jest miejscem ruinowania dzieciństwa i uświadamiania w brutalnej rzeczywistości...
      Z przykrością powiedzieć muszę,że nie istnieje
      Aczkolwiek istniał kiedyś, więc jako postać historyczna jest prawdziwy

      Usuń
    18. Z tej rozpaczy nie mam siły, żeby iść po lody. I co zrobiłaś? ;-;

      Usuń