sobota, 12 marca 2016

Tydzień Iwaoi - Dzień 3 i 4 - Road trip + wakacje

Siemaneczko, przybywam z rozdziałem. To taka nowość dodawać coś niemal codziennie xD Co tu się wyprawia! Nie udało mi się napisać dnia 3 i 4 na czas ( tak samo jak teraz 5 i 6, pozdro xD) więc wymyśliłam, że zamiast je nadrabiać osobno, to je połączę i szczerze wyszła taka świetna komedia xD a przynajmniej mnie śmieszy. Czyta się to mega szybko, a pisanie tego to była sama przyjemność. Aż sama nie chciałam wracać z tej wycieczki autem xD <3 W tym odcinku: dużo zakochanych idiotów, suchych żartów i wakacyjnej pogody. Co z tego, że jest marzec. Ja chcę wakacje!! Btw, dość tematycznie, bo ja też teraz chodzę na kurs prawa jazdy xD ach te wątki biograficzne, zawsze się gdzieś wcisną xD Zapraszam od czytania i komentowania, bawcie się dobrze na wycieczce z tymi kochanymi głuptasami <3 
Btw zrobiłam playlistę, jakby ktoś był zainteresowany xD nie miała na celu pasować do tej serii, ale pasuje jak ulał, także polecam xDD

playlista 8tracks: My youth is yours

Na cele opowiadania Iwaizumi, Kuroo, Oikawa i Bokuto mają osiemnaście lat. Akaashi jak wiadomo jest rok młodszy. Dodatkowo przeniosłam Nekomę i Fukurodani do Miyagi, bo plot xd 



Dzień 3&4 

Zaginiony kumpel i dziesięć sposobów na uprzykrzenie życia kierowcy


Bokuto uciekł. Nikt nie wiedział gdzie, nikt nie wiedział kiedy. Po prostu pewnego sierpniowego piątku, gdy Kuroo przyszedł do domu swojego sowiego kumpla, by wyciągnąć go na basen, bo rano nie było kolejek, nikt mu nie otworzył. Kuroo walił w drzwi i okna, mógł sobie na to pozwolić, bo rodzice Bokuto byli na wyjeździe. Rzucał nawet kamieniami w okno pokoju swojego przyjaciela, jednak reakcja była zerowa.
- Bez przesady, nawet on nie może mieć tak głębokiego snu. Poza tym jest dziewiąta rano, ile można spać? – mruknął pod nosem Kuroo i wyciągnął z kieszeni telefon, chcąc zadzwonić do niego, jednak po trzech próbach poddał się. No trudno, skoro Bokuto nie dawał znaku życia, to Kuroo wyciągnie na basen Kenme i wyśle Bokuto dziesięć snapów jak świetnie bawi się bez niego.

*

- Hej, Kenma, czy chciałbyś może…
- Nie.

*

Gdy wszystko zawodziło, jedynym ratunkiem był Akaashi. W ich paczce to właśnie on był tym odpowiedzialnym i racjonalny kumplem, który nie pił na imprezach i zabierał im telefony, gdy byli zalani. Zawsze wiedział co, gdzie i jak, dlatego odpowiedź, którą Kuroo usłyszał przez telefon, bardzo go zdziwiła.
- Nie wiem, gdzie jest Bokuto.
Nadszedł czas apokalipsy. Bokuto już nigdy się nie odnajdzie, za kilka godzin uderzy w Ziemię inwazja obcych, nie warto był nawet pisać testamentu.
- Może poszedł do sklepu? Nie ma co panikować, przecież jest dużym chłopcem, poradzi sobie.
Kuroo aż opadła szczęka. Akaashi nazywający Bokuto „dużym chłopcem”? To nie wróżyło nic dobrego. Coś było nie w porządku i Kuroo chyba po raz pierwszy w ciągu całych wakacji się czymś przejął.
- Czy między wami wszystko dobrze? – zapytał ostrożnie.
-Tak, Bokuto histeryzuje jak zawsze i obraża się z przytupem jak pięcioletnie dziecko, normalka, czemu pytasz? – ton Akaashiego był obojętny. Znaczy, on rzadko kiedy pokazywał jakieś większe emocje, ale to była inna obojętność. To była obojętność, podczas której rozmówca ogląda swoje paznokcie, jakby unikając tematu, starając się wyglądać na nieprzejętego.
- Pokłóciliście się – stwierdził Kuroo, podpierając się pod bok. Ciągle stał pod drzwiami domu Bokuto.
- Żadna kłótnia… Mówię, obraził się na treningu i poszedł do domu. Od przedwczoraj nie mam z nim kontaktu.
- Akaashi, serio. Powiedz mi, który to już raz to się zdarza, bo ja straciłem rachubę. Bokuto nie daje znaku życia, od samego rana nie ma go w domu. On na pewno nie wyszedł by na zakupy o dziewiątej – Kuroo westchnął. Jego rozmówca także.
- Będę za dwadzieścia minut.

**

Gdy Akaashi dotarł w końcu do domu Bokuto, Kuroo rozmawiał z kimś przez telefon. Gdy zobaczył młodszego kolegę w furtce, zakończył rozmowę.
- Załatwiłem nam wsparcie – powiedział i wstał z progu, na którym siedział.
- Przecież nawet nie wiemy, dokąd poszedł. Może być nawet u któregoś ze swoich znajomych – odparł Akaashi.
- Racja, ale może też być trzy wioski za Sendai. Pamiętasz, co było ostatnim razem?
- Pamiętam, trzy dni mnie nogi bolały po tej „wycieczce” rowerowej – skrzywił się.
- Dlatego przezorny zawsze ubezpieczony – Kuroo dumnie wypiął pierś. – To od czego zaczniemy?
- Trzeba wejść do domu i przeszukać mu pokój. Bokuto nie jest mistrzem konspiracji, na pewno zostawił jakieś wskazówki – Akaashi brzmiał jak detektyw z trzydziestoletnim stażem.
- Czyli się włamujemy!? – podjarał się Kuroo. Zawsze chciał się włamać do jakiegoś domu, ale tak bez przypału. Teraz miał na to szanse, w końcu to w słusznej sprawie. Zło konieczne czy coś. Akaashi zmierzył go wzrokiem z serii ty-tak-na-serio, po czym schylił się i wyciągnął kluczyk spod doniczki, która stała przy wejściu.
- Albo użyjemy zapasowego klucza, który jakimś cudem był tu schowany zawsze, genialne.
Był to nieduży domek jednorodzinny. Za przedsionkiem wchodziło się w krótki korytarz, który na wprost prowadził do kuchni, oddzielonej od pokoju dziennego blatem, po lewej znajdowały się drzwi do łazienki, a po prawej schody na piętro. Już z wejścia widać było niemały bałagan w kuchni, ale nie to było teraz najważniejsze. Chłopcy zdjęli buty i skierowali się schodami na górę, do pokoju Bokuto.
Pokój był kwadratowy, po lewej od drzwi znajdowało się łóżko, dalej biurko i tablica korkowa. Przy przeciwnej ścianie stała szafa i mała kanapa oraz regał z książkami. Ściany pomalowane były na niebiesko, wisiało na nich sporo plakatów i zdjęć. W pomieszczeniu panował chaos. Na podłodze leżały ciuchy, łóżko było niepościelone, szafa otwarta. Kuroo wszedł pierwszy, ostrożnie przechodząc nad rzuconymi na dywan bokserkami ze wzorem w niebieskie rakiety.
- Matko, nawet ja nie mam takiego syfu – powiedział.
- Dobrze wiedzieć – odpowiedział Akaashi, rozglądając się po łóżku i ścianach. Bokuto musiał gdzieś zostawić coś, co zdradziło by miejsce jego pobytu.
- Nie ma plecaka – powiedział Kuroo. – W szafie rzeczy są poprzebierane, więc musiał zabrać ciuchy. Czyli pojechał gdzieś daleko – zaraz po tych słowach podniósł z biurka telefon w zielonej obudowie.
- To utrudnia sprawę – skomentował Akaahi i usiadł przy biurku, otwierając komputer. – Sprawdzimy historię przeglądania.
- O stary, jesteś pewien, że chcesz to robić?!
- Nie sądzę, żebym znalazł tam cokolwiek, co mogłoby mnie zaskoczyć.
- Ok, ale żebyś się nie zdziwił…
Jednymi z ostatnich wyszukiwanych haseł były bilety autobusowe i na pociąg. Wcześniej hasło „Murakami”.
- W sensie, ten pisarz? Nie sądziłem, że Bokuto czyta literaturę współczesną – zastanowił się Kuroo na głos, zaglądając Akaashiemu przez ramię. – Nie sądziłem, że w ogóle coś czyta.
- Nie pisarz, Kuroo, ale miasto. Widzisz? – Akaashi wskazał palcem na ekran laptopa. – Prefektura Niigata, kawał drogi.
- Gdzie to jest?
- Na przeciwnym wybrzeżu, niemal w linii prostej od Sendai – odpowiedział chłopak, odczytując to z mapy Google. Miał dużą wiedzę, ale bez przesady, nikt nie ogarnia wszystkich miejscowości w swoim kraju.
Kuroo cofnął się dwa kroki i opadł na kanapę.
- Kurde, to dość daleko, co nie? Myślisz, że już tam jest?
- Całkiem możliwe, zwłaszcza, że to dane właśnie sprzed wczoraj.
Kuroo przetarł twarz. Zaczynało się robić gorąco.
- Co mu strzeliło do głowy, żeby jechać tak daleko? – zapytał, wzdychając głęboko. – Naprawdę musimy go szukać?
- Wiesz, że jego starzy wracają w niedzielę. Znając Bokuto, on sam do domu nie wróci. Pamiętasz, w tamtym roku nie było go tydzień i przywiozła go dopiero policja. A jak w przyjadą jego rodzice i zobaczą, że go nie ma, to będzie miał przewalone – powiedział Akaashi, spoglądając na zdjęcia przyklejone nad biurkiem. Był na nich on, Bokuto, Kuroo, Kenma. Na innych Oikawa i Iwaizumi albo ci z Karasuno. Było też kilka fotografii sów.
Zapadła chwila ciszy, obaj zastanawiali się, co teraz robić. Bokuto nigdy wcześniej nie uciekł tak daleko. Trzeba to było dobrze zorganizować.
- Poza tym to chyba poniekąd moja wina, że znowu uciekł… byłem dla niego trochę za ostry – zwierzył się Akaashi. W jego głosie słychać było przygnębienie. Wtedy Kuroo poderwał się z kanapy.
- No to nie ma rady, trzeba jechać. Zawiadomiłem już Oiakwę, żeby był przygotowany na ewentualną wyprawę poszukiwawczą. Zaraz do niego zadzwonię i przedstawię sytuację.
- Czyli wracamy do domu, pakujemy się i w drogę? – Akaashi ciągle siedział przy biurku.
- Tak. Potem pójdziemy na stację i jazda – wyjaśnił Kuroo.
- Tylko wiesz, z tym może być problem – skrzywił się młodszy i spojrzał na ekran komputera. – Tam nie dojeżdża żaden pociąg od nas.
- O fuck.
- No właśnie.
Kuroo syknął z niezadowoleniem. Pokrzywił się trochę i nagle mu się rozjaśniło.
- Znam kogoś z samochodem.
- O nie, Kuroo, to nie wypali.
- I znam kogoś, kto ma dar perswazji.
- To się nie uda.
- Uda, uda, pięknie pojedziemy do tego Murakami czy jak to się tam nazywało i przywieziemy twojego nieogarniętego chłopaka do domu.
Akaashi zarumienił się na ten komentarz.
- Ja i Bokuto nie…
- Jaaasne. Ale dobra, nie ważne, czas ucieka. Zajmij się planem trasy, ja ogarnę wóz. Spotkajmy się przed dwunastą u Iwaizumiego – zarządził Kuroo, po czym obaj opuścili dom Bokuto i rozeszli się w swoje strony. Misja ratunkowa: start.

***

- Chyba wam słońce przygrzało w te puste łepetyny, nie ma mowy – powiedział Iwaizumi, zdecydowanie stawiając szklankę soku na stół w kuchni. Koło niego siedział Oikawa, który nieco zląkł się tego nagłego ruchu, a naprzeciw nich siedzieli Kuroo i Akaashi. Na stole leżała mapa samochodowa z zaznaczoną czerwonym markerem trasą z Sendai do Murakami.
- Ale czemu nie? Przecież pomagałeś nam wcześniej – zapytał Kuroo.
- Tak, ale wtedy nie musiałem nigdzie jechać. To strasznie daleko – bronił się zawzięcie.
- Wcale nie, tylko 180 kilometrów.
- Tylko? Z wami wszystkimi w jednym aucie to będzie zdecydowanie .
-  Będziemy grzeczni, Iwa – powiedział Oikawa, uśmiechając się niewinnie.
- A już zwłaszcza z tobą…
- Ej! To nie było miłe – naburmuszył się.
- Nie miało. Ale wracając do tematu, nie możemy poczekać aż sam wróci? Przecież w końcu skończą mu się pieniądze i nie będzie miał wyboru – powiedział Iwaizumi, opadając na oparcie krzesła.
- W tym problem, że nie wiemy kiedy on wróci, a w niedziele wracają jego starzy. Jak się dowiedzą, że Bokuto znowu uciekł, a tym razem na drugi koniec kraju, to urządzą nam piekło – powiedział Akaashi.
- Przecież to jego problem, że nie myśli.
- Ale to będzie nasz problem, jak mu nie pozwolą brać udziału w tym turnieju siatki Centrum Kulturalnego pod koniec lata – dodał Kuroo.
- Faktycznie…
Jakimś cudem siatkówka zawsze była znaczącym argumentem, gdy rozmawiało się z Iwaizumim.
W końcu doszli do porozumienia i zaczęli się zbierać. Ale wtedy Iwaizumi się zatrzymał i powiedział:
- Ale chwila, co ja powiem rodzicom. „Hej, zabieram samochód na cały dzień i jadę na drugą stronę kraju, bo mój kumpel uciekł z domu i trzeba go przywieźć, bo sam sobie w życiu nie radzi?”
Oikawa uśmiechnął się, zadowolony z siebie.
- O to nie musisz się martwić. Już gadałem z ciocią i się zgodziła.
Iwaizumi uniósł brew w zdziwieniu.
- Powiedziałem, że jedziemy na romantyczną wycieczkę i zabieramy samochód, ale będziemy ostrożni i w ogóle cacy – wyjaśnił, po czym zbliżył się do Iwaizumiego. – Bo wiesz, w sumie to może być całkiem romantyczna podróż.
- O nie, proszę was, nie przy ludziach – odezwał się Kuroo, odwracając wzrok. Ten moment, gdy jesteś jednym hetero w składzie.
Na te słowa Oikawa posłał Kuroo złośliwy uśmiech i zarzucił Iwaizumiemu ręce na szyję.
- Nie – powiedział stanowczo Kuroo.
Ułożył usta w dziubek i zaczął powoli zbliżać się do twarzy drugiego chłopka.
- Nie, plis.
I złożył mu soczystego buziaka na prawym policzku.
- O.Mój.Boże – Kuroo wygiął głowę do tyłu, wyjąc. Oikawa czuł, że wygrał tę rundę. Iwaizumi już miał dość tej wycieczki.

***

Droga planowo miała trwać trochę ponad trzy godziny. Iwaizumiemu już po pierwszej zdawało się, że minął rok. Prawo jazdy dostał dwa miesiące temu, jeździł najbardziej przepisowo jak tylko mógł. Tak daleko jeszcze nigdy nie jechał, nie wiedział, jak będzie się czuł podczas takiej podróży. Czemu ci frajerzy nie mogli sobie sami zrobić prawka, myślał.
Cały przygotowany prowiant skończył się po tej godzinie. I wtedy, gdy jego pasażerowie nie mieli się już czym zapchać, zaczęli marudzić.

**
- Iwaś, a nie możemy jechać trochę szybciej? – zapytał Oikawa, przekręcając się na siedzeniu.
- Nie.
- W takim tempie nigdy tam nie dojedziemy.
- Zawsze mogę cię wysadzić i możesz iść sam.
Oikawa więcej nie pytał.

**
- Ej, dajcie radio głośniej, lubię tę piosenkę – powiedział Kuroo. Razem z Akaashim, który miał na uszach słuchawki i trochę kimał, siedział na tylnym siedzeniu.
- Proszę cię, Taylor Swift? – Oikawa obrócił się do tyłu, podnosząc do góry okulary przeciwsłoneczne.
- A co, masz z tym jakiś problem? Ma fajne piosenki i dobry głos. Wpada w ucho – Kuroo bardzo lubił Taylor, ale starał się o tym mówić subtelniej, żeby nie było, że jest jakimś wielkim fanem. W drużynie i tak już się z niego śmiali. Czasem on i Bokuto robili sobie karaoke, człowiek-sowa też był jej sekretnym fanem. Ich ulubioną piosenką było Blank Space.
- A to nie jest taka trochę babska muzyka? Dziewczyny z mojej klasy jej słuchają… - Oikawa trwał przy swoim.
- Muzyka nie ma płci, Oikawa, więc zamknij się i pogłoś – powiedział niespodziewanie Iwaizumi. Oikawa otworzył usta ze zdziwienia. Nie wiedział, że jego facet też tego słucha. Zawsze myślał, że Iwaś był rockowym typem. W aucie zapadła cisza i teraz wyraźnie było słychać piosenkę.

Cause the players gonna play, play, play, play, play/ And the haters gonna hate, hate, hate, hate, hate/ Baby I'm just gonna shake, shake, shake, shake, shake/ I Shake it off, I shake it off

**
- Panie kierowco Iwaizumi, zatrzymamy się gdzieś? – zapytał Akaashi zaspanym głosem. Właśnie się obudził, bo odezwało się to pół litra wody, które wypił godzinę temu.
- A po co, panie pasażerze Akaashi? – odpowiedział pytaniem Iwaizumi.
- Bo muszę do łazienki.
- No ja w sumie też – dodał Oikawa.
- Też bym się nie obraził – odezwał się Kuroo.
Iwaizumi mruknął coś pod nosem, po czym powiedział głośniej:
- Została nam jakaś godzina drogi, nie wytrzymacie?
- Nie – odezwała się trójka chórem.
Iwaizumi został przegłosowany i musiał zjechać na najbliższej stacji. Do łazienki poszli wszyscy. Nie na raz, oczywiście. Potem Kuroo stwierdził, że pójdzie po coś do jedzenia, więc pozbierał od razu zamówienia od wszystkich podróżnych i tak z pięciominutowej przerwy na siku zrobił się półgodzinny postój. Akaashi przeszedł się na krótki spacer wokół parkingu, więc przy samochodzie zostali tylko Oikawa z Iwaizumim. Stali, opierając się o maskę auta.
- Jesteś taki skupiony, kiedy prowadzisz – powiedział Oikawa, kładąc mu głowę na ramieniu.
- Przecież to nie pierwszy raz jak ze mną jedziesz – odpowiedział Iwa.
- No tak, ale teraz to inna droga niż tak po mieście. Wyglądasz inaczej, jakoś tak, pięknie.
Iwaizumi uśmiechnął się na ten komplement. Nie często słyszał je od Oikawy. Zaraz Toru podniósł się i stanął przed Hajime, chwytając go za obie dłonie.
- Mogę cię pocałować? – zapytał.
- Nie musisz pytać o takie rzeczy – zaśmiał się Iwaizumi, nieco zawstydzając szatyna.
- Bo ty masz różne humory, a teraz przez to, że musisz jechać na drugie wybrzeże za Bokuto, to pewnie jesteś na mnie zły czy coś.
Iwaizumi wywrócił oczami. Oikawa zawsze tak uroczo się tłumaczył.
- No całuj już, nie jestem zły. Chociaż, może trochę – droczył się.
Nie do końca przekonany Oikawa pochylił się i pocałował Iwaizumiego, dając im chwilę na zapomnienie o sierpniowym upale, przejeżdżających za ich plecami samochodach i ukrywającym się gdzieś nad morzem Bokuto. 
- Teraz to już nie jestem prawie w ogóle zły – powiedział, gdy się od siebie odsunęli.
- Iwaaa – zawył Oikawa i rzucił mu się na szyję, przytulając mocno.
- Ej dobra, bo tak jakby jest trzydzieści stopni – powiedział po chwili Iwaizumi, jednak Oikawa ani drgnął. – Oikawa, umrę z przegrzania!
- A ja umrę z miłości do ciebie!
Na to Iwaizumi nie znalazł odpowiedzi i tylko schował głowę w ramionach Oikawy.
Wtedy też wrócił Kuroo, niszcząc całą atmosferę, ale przynosząc w zamian hot-dogi. Po tym jakże pożywnym posiłku cała czwórka wróciła do auta, modląc się o klimatyzację.

**

- To co widzę jest… zielone – powiedział Kuroo.
- Trawa – opowiedział od razu Oikawa.
- Nie.
- Drzewa.
- Nie.
- Samochód.
- Nie.
- Koszulka Oikawy – mruknął Akaashi.
- Tak!
- Omg, serio… Akaashi, jesteś w tym za dobry.
- Uwierz mi, ja nawet nie próbuję.
- To co widzę to banda idiotów – odezwał się Iwaizumi. Miał już dość tej durnej gry. – Albo się zamkniecie, albo do Murakami dojdziecie z buta.
- To co widzę to jeden, najeżony jeż – ciągnął Oikawa.
- To co widzę to najbliższy zjazd na postój.
Pasażerowie zajęli się więc liczeniem samochodów po kolorach. Po pięciu minutach Oikawa zasnął i zrobiło się dziwnie cicho.

**

Dochodziła piąta, gdy wjechali do Murakami. Oikawa ciągle spał. Akaashi bacznie rozglądał się po ulicach, czy nie widać nigdzie tej szalonej czupryny, dla której przejechali Japonię wszerz. Iwaizumi zaparkował auto na jakimś parkingu, który zdawał mu się być najbliżej centrum.
- Wy idźcie już go szukać, ja zaraz obudzę Oikawę i pójdziemy w drugą stronę. Zdzwonimy się – zarządził Iwaizumi. Kiedy to on stał się liderem grupy?
Gdy bruneci odeszli, kierując się wzdłuż ulicy, w przeciwną stronę od morza, Iwaizumi wyszedł z auta i przeciągnął się. To była długa droga. A trzeba było jeszcze wrócić. Może też powinien się zdrzemnąć? Był trochę zmęczony, ale teraz ich zadaniem było znalezienie Bokuto. Dobrze, że już nie było tak gorąco.
Obszedł samochód i otworzył drzwi od strony pasażera. Oikawa spał na lewym boku. Okulary przeciwsłoneczne podjechały mu ponad oczy, miał lekko rozchylone usta i włosy w nieładzie. Iwaizumiego rozczulał taki widok, ale jak mus to mus. Potrząsnął go lekko za prawe ramię.
- Hej, Oikawa, jesteśmy na miejscu, wstawaj.
Oikawa wymruczał coś niezrozumiale, po czym przeciągnął się i otworzył powoli oczy. Okulary spadły mu z nosa na kolana.
- Cześć, Iwaś – uśmiechnął się.
- Wyłaź, idziemy szukać tego imbecyla.
- Ta, już idę – powiedział, po czym ziewnął. Odpiął pasy i wyszedł z samochodu, przeciągając się mocno. Podczas tej czynności, jego zielony T-shirt podjechał do góry, ukazując dobrze wyrzeźbiony brzuch, co nie umknęło uwadze Iwaizumiego. Oikawa był chyba najpiękniejszy, gdy się budził.

***

- Co się patrzysz?
- Na co? Ja się na nic nie patrzę!
- Patrzysz, patrzysz zobczuszku.
- Mam cię walnąć?!

***

Minęła godzina, jednak po Bokuto nie było śladu. Akaashi i Kuroo chodzili po różnych sklepach i restauracjach, pokazując ich pracownikom zdjęcie Bokuto, jednak nikt nie potwierdzał obecności chłopaka w mieście. Kuroo czuł się jak detektyw, szukający kryminalisty. Może gdyby nie bermudy w niebieskie kwiaty i czarny bezrękawnik, ludzie naprawdę by go za takiego wzięli? Komisarz Kuroo Tetsuro, proszę mi powiedzieć, czy widzieli państwo tego człowieka?
Akaashi był jeszcze bardziej przygnębiony, niż był w domu. Co jeżeli Bokuto już dawno tutaj nie ma? Przecież z tego miasta mógł się udać gdziekolwiek indziej. Mógł wsiąść do pociągu i pojechać jeszcze dalej, a oni tylko marnują czas, przeszukując Murakami. Było to nadmorskie, rybackie miasteczko. Nie było tu wieżowców, tylko małe domki i puste ulice, po których tylko od czasu do czasu przejeżdżało jakieś auto. W powietrzu czuć było bryzę morską. W niektórych częściach miasta chłopcy z Sendai czuli się, jakby byli tam jedynymi żywymi duszami.
Gdy poczuli się zmęczeni, kupili sobie po puszce coli i usiedli na krawężniku przed sklepikiem. Obaj zaczynali tracić nadzieję, że w ogóle uda im się go znaleźć. Teraz już nawet nie chodziło o to, by bezpiecznie wrócił do domu. Jechali tu cały dzień, zaangażowali w to Oikawę i Iwaizumiego, nie mogli teraz wrócić z niczym.
- Nie martw się Akaashi, do zmroku mamy jeszcze czas, do tej pory na pewno na niego wpadniemy – Kuroo starał się utrzymać optymizm, w który chyba sam zaczął wątpić.
- Nie powinienem był na niego krzyczeć – powiedział nagle Akaashi, stawiając puszkę na chodniku i podciągając kolana do klatki piersiowej. – Ale czasem nawet ja tracę cierpliwość.
Kuroo pokrzepiająco poklepał kolegę po plecach.
- Spoko ziom, nikt cię nie obwinia. Bokuto jest po prostu przewrażliwiony na swoim punkcie. Wystarczy trafić na nieodpowiedni moment jego huśtawki nastrojów i chłopaczyna ucieka na drugi koniec świata. Taki z niego dzieciak czasem – zaśmiał się.
- Nom – uśmiechnął się Akaashi pocieszony.
- Dobra, czas ruszać. Jak go spotkam, to mu walnę – zadeklarował Kuroo.
- Nie – powiedział Akaashi. – Ja to zrobię.
Dziwny błysk w oku Keijiego zaniepokoił Tetsuro.
W momencie, gdy wyrzucali puste puszki do kosza, telefon Kuroo zadzwonił.

[Dzwoni: Oikawa]
- Znaleźli go?

***

Oikawa i Iwaizumi włóczyli się po mieście, niezbyt mając pomysł, gdzie szukać Bokuto. Byli w jakimś parku, na placu zabaw, pochodzili między uliczkami. Kupili sobie nawet lody, jakby naprawdę byli na wycieczce.
- Hej, ale mimo wszystko to fajnie dzień minął – podsumował Toru, gdy wychodzili z małego motelu. Tam też o Bokuto nikt nie słyszał.
- Nie najgorzej – zgodził się Hajime, liżąc loda w kształcie arbuza.
- Moglibyśmy częściej robić takie wypady. Ale wiesz, tylko my – spojrzał na niego znacząco.
- Nie wiem, czy bym tyle z tobą wytrzymał w zamknięciu – powiedział Hajime.
- Hej! Wytrzymałeś ze mną całe swoje życie!
- No to chyba starczy – odparł, po czym wybuchł śmiechem. Mina Oikawy była bezcenna.
- Weź, ale ty jesteś – burknął szatyn.
- Jestem, jaki jestem, ale takiego mnie sobie wybrałeś – powiedział, po czym cmoknął go w policzek. Oikawa nie mógł się za to długo złościć. Chwycił go za rękę i tak doszli do plaży. Było to jedyne miejsce, którego jeszcze nie sprawdzili.

*
- A jak nas ktoś zobaczy?
- To co, nikt nas tu nie zna.

*

Mimo tego, że było lato i idealna pora, by się popluskać w morzu, plaża, a przynajmniej ten odcinek, na który wyszli, była pusta. Morze falowało, delikatnie wkradając się na brzeg. Gdzieś z oddali słuchać było skrzek ptaków i piski dzieci. Czyli miasto nie było tak do końca wymarłe. Chłopcy zdjęli buty i weszli na piasek. Oikawa miał o tyle wygodniej, że pojechał sobie w klapeczkach. Iwaizumi musiał się za to pilnować, by nie ubrudzić skarpetek w piasku. To byłaby tragedia. Nie było na świecie nic gorszego od piasku w skarpetkach. Chyba że mokre skarpetki. Hajime wzdrygnął się na samą myśl o tym.
- No, i teraz to są wakacje! – wykrzyknął radośnie Oikawa, skacząc po piasku jak małe dziecko, które pierwszy raz widzi plażę. Iwaizumi wziął głęboki wdech. O tak, tego mu było trzeba po tej stresującej podróży.
Szli wzdłuż brzegu, zimna woda podmywała im nogi i było im bardzo przyjemnie. Przez moment zapomnieli nawet po co tu przyjechali. Teraz mogliby już nie wracać. Woda była spokojna i kojąca, ich długie cienie podążały za nimi krok w krok, a wiatr targał włosy.
Wtem ten błogi spokój zakłócił pewien osobnik. Szare, sterczące słowy, szerokie barki i pomarańczowy plecak. Siedział pod wydmą, wpatrując się w przestrzeń. Oikawa i Iwaizumi zatrzymali się i patrzyli na niego jakby był co najmniej kosmitą. Wtedy też osobnik zauważył ich i zatrzymał wzrok na dwójce chłopaków. Patrzyli na siebie dobrą chwilę, nie mogąc uwierzyć. I nagle Bokuto zerwał się z ziemi i pobiegł dalej, zostawiając w tyle skołowanych kolegów. Z sekundowym opóźnieniem Oikawa i Iwa ruszyli za nim. A właściwie sam Hajime, bo woda podmyła Toru nogi, zakopując je w piasku, przez co ten przy pierwszej próbie zrobienia kroku, poleciał na ziemię jak długi.
- Leć za nim, Iwa! – krzyknął, wypluwając piasek z ust. Bokuto nie był wart takiego poświęcenia.
Iwaizumi szybko dogonił Bokuto, który, na szczęście, potknął się i upadł, co dało brunetowi czas na odrobienie dystansu między nimi. Rzucił się na niego i przytrzymał przy ziemi, by ten już nigdzie nie uciekł.
- Hej, hej, Iwaizumi! Co ty wyprawiasz?! Co ty tu w ogóle robisz!? – wykrzykiwał Bokuto, ciągle próbując się wyrwać.
- Szukamy cię, palancie! Przestań się już wyrywać do cholery! – krzyczał Iwaizumi. W końcu obaj byli tak zmęczeni i zlani potem, że zapasy nie miały większego sensu, bo obaj leżeli na ziemi, ciężko dysząc.
- Dobra robota, Iwaś – pogratulował mu Oikawa, gdy w końcu do nich dobiegł, ociekając wodą. Iwaizumi tylko pokazał mu kciuka do góry. Po tym Oikawa zadzwonił do Kuroo, by powiadomić ich, że znaleźli zgubę.
- Cel zabezpieczony – powiedział konspiracyjnie. Cóż to był za kryminał, Oikawa aż dostał gęsiej skórki z podniecenia. Albo przez to, że miał mokre ciuchy, a od morza wiało. Tak naprawdę oba te czynniki mogły mieć na to wpływ.
Czekając na Kuroo i Akaashiego, trójka chłopaków siedziała na piasku, przyglądając się morzu. Iwaizumi siedział jakby nieobecny, Oikawa zdjął ciuchy i położył je na piasek, z intencją wysuszenia ich, chociaż przy niskim słońcu to chyba nie miało większego sensu. Bokuto siedział z miną winnego dziecka, które zostało przyłapane na wyjadaniu słodyczy przed obiadem.
- No więc, czemu uciekłeś tym razem? – zapytał Oikawa, spoglądając na Bokuto, jednak ten mu nie odpowiedział.
- Słuchaj, przejechałem pół kraju z tymi debilami w jednym małym samochodzie, tylko po to, żeby cię znaleźć i żeby Akaashi się nie martwił oraz żebyś uniknął przypału u rodziców, więc mógłbyś nam chociaż powiedzieć, o co chodzi – wyrzucił z siebie Iwaizumi.
- Akaashi tu jest? – zapytał Bokuto po chwili ciszy.
- Tak, on i Kuroo zaraz tu będą – potwierdził  Oikawa.- Więc o co poszło?
Bokuto westchnął, kreśląc palcem wzorki na piasku.
- Pokłóciliśmy się trochę. Trochę bardzo. Powiedziałem o parę rzeczy za dużo i Akaashi na mnie nakrzyczał. I potem było mi strasznie wstyd.
- Więc uciekłeś.
- Mniej więcej.
Oikawa i Iwaizumi westchnęli z pożałowaniem.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że takie uciekanie donikąd nie prowadzi? – powiedział Iwaizumi.
- Wiem, ale… - nie dokończył, bo na horyzoncie pojawiły się dwie biegnące postaci. Bokuto rozpoznał z nich Akaashiego i Kuroo. Wstał z ziemi, zapatrzony w młodszego chłopka. Chyba nie był gotowy na konfrontację z nim. Nie po to jechał tak daleko, by musieć z nim rozmawiać.
Akaashi dobiegł pierwszy i stanął przed Bokuto, dysząc. Sytuacja zrobiła się napięta. Kuroo dobiegł również i stanął obok Iwaizumiego i rozebranego do majtek Oikawy. Oczekiwali na dalszy rozwój wydarzeń. Wtedy też Akaashi przywalił Bokuto w twarz. Trójce chłopaków z ust wyrwało się „Och”. Kotaro spojrzał na Keijiego zdziwiony. Chłopak nigdy wcześniej go nie uderzył. Ale tu nie skończyły się niespodzianki, bo za sekundę Akaashi pocałował Bokuto. Tamten był w takim szoku, że nawet nie zamknął oczu. Ten czyn został już skomentowany inaczej.
- Ooooch…
 - Nie rób tego więcej – szepnął Akaashi, gdy odsunął się od Bokuto, po czym przytulił się do niego. Kotaro objął mocno chłopaka.
- Przepraszam, Akaashi – powiedział, jakby zbierało mu się na płacz, kładąc mu głowę na ramieniu. – Przepraszam.
Oikawa otarł palcem niewidzialną łzę. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Zdawało się, że ich przyjaciele wyjaśnili sobie wszystko bez użycia zbędnych słów.
- Hej, Oikawa, ale mógłbyś się przynajmniej ubrać, twoja wątła klata psuje nastrój – szepnął do niego Kuroo. Oikawie opadła szczęka na ten komentarz. Że niby jego klata była wątła? Jego?
- Rozumiem, że zawstydza cię moja postura atlety, ale spokojnie, jestem pewien, że tobie też kiedyś uda się osiągnąć perfekcję – odgryzł się, wypinając pierś do przodu.
- Ale on ma rację, Oikawa, ubierz się wreszcie – dodał Iwaizumi.
- To jest plaża, mogę nawet nago chodzić, jeżeli zechcę.
- Proszę, nie – jęknął przerażony Kuroo. Znał Oikawę, on byłby do tego zdolny.
- Ubierz się – nalegał Iwaizumi.
- Zmuś mnie – Oikawa spojrzał mu w oczy wyzywająco.
Chwilę później Kuroo trzymał Oikawę za kostki, Iwaizumi za nadgarstki, a szatyn dyndał nad piaskiem, krzycząc o litość.
- Dobra, już, żartowałem!! Ubiorę się, już się ubiorę, tylko błagam, nie róbcie tego!
- Za późno – uśmiechnął się Kuroo złośliwie.
Chłopaki stanęli na brzegu i rozhuśtali Oikawę.
- Raz…
- Błagam nie!
- Dwa…
- Chłopaki no!
- Trzy!
I Oikawa poleciał z pluskiem do wody. Kuroo i Iwaizumi umierali ze śmiechu, podczas gdy Oikawa uderzał pięściami w wodę, krzycząc:
- Nienawidzę was! Jesteście najgorsi!
Akaashi i Bokuto również obserwowali sytuację i śmiali się, trzymając się za ręce. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi.

***

Jakiś czas później wszyscy siedzieli przy stoliku w miejscowej pizzerii, oczekując na zamówienie, żartując i robiąc sobie nawzajem zdjęcia. Oikawie powoli wysychały włosy. Oklapły, przez co przez większość czasu siedział naburmuszony i nie odzywał się do Iwaizumiego. Bokuto oddał mu swoje suche ubrania, które zabrał na podróż, Oikawa jednak odmówił przyjęcia bielizny, dlatego spodenki uwierały go tu i ówdzie.
- A tak w ogóle, stary – Kuroo zwrócił się do Bokuto. – To jak ty znalazłeś to miasteczko? I co ważniejsze, jak się tutaj dostałeś? Tu nie jeżdżą pociągi z Sendai.
- Usłyszałem o nim kiedyś od znajomych rodziców. Zapamiętałem, że to drugie wybrzeże. A dojechałem kawałek busem, kawałek stopem. Poznałem kilku całkiem miłych ludzi – powiedział Bokuto, gryząc słomkę, którą wyciągnął ze swojej szklanki.
- Jesteś naprawdę nieobliczalny – zaśmiał się Akaashi, mieszając lód w swojej szklance. Po drugiej stronie stołu toczyła się inna rozmowa.
- Dalej się boczysz? – zapytał Iwaizumi. Oikawa fuknął i obrócił głowę.
- No weź, to tylko żarty – nachylił się nad nim Iwaizumi.
- Żarty są wtedy, jak się wszyscy śmieją – mówił wielce obrażonym tonem. Tak naprawdę nie był bardzo zły, ale widząc, jak Iwaizumi trudzi się, by go udobruchać, postanowił grać dalej.
- Och, rzeczywiście, jesteś odpowiednią osobą, by to mówić. No dalej, musisz przyznać, że to było całkiem śmieszne.
Oikawa nie dawał za wygraną, ale Iwaizumi nie miał zamiaru się poddać. Nachylił się bliżej i szepnął Toru do ucha:
- Widziałem twój tyłek, jak się przebierałeś.
- IWA! – wykrzyknął nagle Oikawa, czerwony jak ściana za jego plecami. Ten przeraźliwy pisk, godny chłopca z mutacją głosu, zwrócił uwagę kilku osób siedzących przy innych stolikach. Iwaizumi zwijał się na krześle ze śmiechu, Oikawa był bliski płaczu z zażenowania, a pozostała trójka nie wiedziała o co chodzi. Pozostali tak, dopóki nie przyszła pizza.

***

Droga powrotna minęła szybciej. Było ciemno, jazda wymagała od Iwaizumiego zdwojonej uwagi, którą próbował utrzymać za pomocą kawy.  Przynajmniej drogi były prawie puste. Całe tylne siedzenie spało, chrapiąc co jakiś czas. Oikawa nie spał, dotrzymując Iwaizumiemu towarzystwa. Już mu przeszło i teraz rozmawiali sobie na luźne tematy, śpiewali piosenki razem z radiem i wymieniali się pocałunkami na światłach. Podróż była o wiele bardziej przyjemna, chociaż zmęczenie dawało się Iwaizumiemu we znaki. Odżył, gdy ujrzał tablicę mówiącą, że do Sendai zostało pięćdziesiąt kilometrów.
- Ach, fajnie było – powiedział Oikawa, wyciągając się na siedzeniu. Okolica była już znajoma, zaraz będą w domu i w łóżeczku. To był długi dzień.
- Fajnie. Ale jestem taki zmęczony… - odparł Iwaizumi i ziewnął.
- Pójdziemy jutro do kina? Albo na basen? – zapytał szatyn.
- W sumie możemy. Ale nie wstanę przed dwunastą, nie ma opcji.
- Spoko, ja chyba też nie – zaśmiał się.
- Ej, chłopaki, też chcę iść na basen – odezwał się głos z tyłu. To był Bokuto, który właśnie się obudził i usłyszał słowo „basen”.
- Ty masz szlaban  - zarządził Iwaizumi.
- Coooo??
- Właśnie, słuchaj matki – dodał Oikawa, po czym wraz z brunetem się roześmiał, budząc tym samym resztę ekipy.
- Jesteście niemożliwi – obruszył się i opadł z założonymi rękami na siedzenie.
- Za tę całą fatygę powinieneś postawić nam bilet na ten basen – powiedział Kuroo, przecierając oczy.
- Och, racja, racja – zgodził się Oikawa. – Czyli idziemy wszyscy.
- Ej, nie decydujcie za mnie! – powiedział Bokuto.
- Za późno, szykuj portfel – Kuroo szturchnął go łokciem. Bokuto westchnął zrezygnowany. Chyba nie miał wyboru. Ale faktycznie zasłużyli, pomyślał i uśmiechnął się.
Za pół godziny byli w domu. Ostatecznie wszyscy nocowali u Bokuto. Oikawa z Iwaizumim na kanapie na dole, Kuroo na kanapie w pokoju Bokuto, Akaashi dostał łóżko, a sam gospodarz zajął dywan w śpiworze. Zasnęli tak szybko, jak tylko się położyli.
Wstali o drugiej dnia następnego i byli ledwo żywi. Na basenie Iwaizumi i Bokuto zasnęli ponownie, ostro się przez to spiekając na słoneczku. Wieczór skończył się okładami z kefiru.
Do końca wakacji zostały dwa tygodnie. Strach było myśleć, jakie zwariowane przygody ze sobą przyniosą, jednak o to chłopaki będą się martwić, gdy już nadejdą.  Tymczasem siedzieli na ogródku u Oikawy, jedząc arbuzy, opowiadając suche żarty i śmiejąc się z zdjęć na swoich telefonach. Bo mimo wszystko to była banda takich uroczych idiotów, którym do szczęścia wiele nie trzeba było.

Koniec




6 komentarzy:

  1. W sumie nie wiem jak to skomentować.. Jak zawsze bardzo mi się podobało i co? I w sumie tyle, bo co więcej mogę napisać? Chyba polubiłam paring Bokuto x Akaashi <33 Przez ciebie lubię zbyt wiele nowych paringów ty człowieku perfudny, zły *cry emoticon* Pozdrawiam, ślę wene i czekam na ciąg dalszy xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, mój mały szaleńcze! Przybyłam specjalnie dla Ciebie.
    Nie wiem, jak pisać takie subiektywny, na kostkę brukową! Dobrze, no to może zacznijmy od samej koncepcji - jest urocza i aż mnie wywiodłaś na pokuszenie, by się jakoś nie teleportować na wydmę. Gdybyś mnie nie zastała jutro, pojutrze lub kiedykolwiek indziej - wiesz, gdzie szukać. Jednak ciii, nikomu nie mów.
    Również te dialogi, doprawdy, wręcz nieprzyzwoicie mnie śmieszą (może to wina meduzy, a może nie).
    Niesamowicie poprawiłaś mojej nieistniejącej osobie humor, który był w dość ujemnym stanie! To opowiadanko jest lekkie, smaczne i bardzo przyjemne. Czytam je już któryś raz i ciągle jest wspaniałe.
    Dobrze raz na jakiś czas podzielić się taką truskawką. Pachnie wakacjami, słońcem i szczęściem.
    Dobranoc, czas wracać do szkolnej rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach~... czytam to już któryś raz i nie mogę zebrać się na porządny komentarz ;_; A notka jest przecudna! Wygłupy tych idiotów są tak kochane, że nie sposób się nie uśmiechać. Przy "rozmowie" Kuroo i Kenmy po prostu musiałam przerwać na chwilę czytanie i się zwyczajnie wyśmiać. W ogóle ta miniaturka ma niesamowicie dużo nieprzyzwoicie uroczych momentów np. ta scenka z przekupywaniem Iwa-chana siatkówką, i ten moment gdy Oikawa nazywa mamę Iwaizumiego "Ciocią" i moment kiedy wrzucili Oikawę do oceanu. A już chyba najfajniejsze było to, że Kuroo po tej całej wyprawie wreszcie ma zgraną ekipę z którą może pójść na swój wymarzony basen :3
    Cudna notka! (raz jeszcze to mówię) Czekam z niecierpliwością na "spotkanie po latach"
    Weny~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aw hej, jutro powinnam wstawić angst + songfic jako jedno i spotkanie po latach też będzie :D trochę rozjechał mi si tydzień ale go dokończę <3

      Usuń
  4. SCENA Z TAYLOR W RADIU ZWALIŁA MNIE Z NÓG. Parsknęłam głośnym śmiechem, bo tego się po Kuroo kompletnie nie spodziewałam. XD
    I dam sobie rączkę odciąć, że piosenkę "I Must Be Dreaming" wzięłaś z amv iwaoi, CO NIE? 8)
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znalazłam kiedyś taką propozycję na tumblrze i kupiłam ją od razu xD szczerze wierzę, że kuroo zna każdy jej utwór xD
      Piosenkę w playliście? yup, yup, oczywiście że z tego amv, ono daje mi życie, oglądam je średnio raz na tydzień xDD *when otp hits hard*
      witam na pokładzie <3

      Usuń