wtorek, 28 maja 2013

Kocie uszka i truskawkowe cappucino- Shizaya oneshot

Dziś 28.05 czyli *werbelek*dzień bez prezerwatywy!! A tak serio to dzień Shizayi jest właśnie dzisiaj :) Pszypadek? Nie sondze. Właśnie z okazji tego "święta" wstawiam słodkiego one-shota.(hah kolejna historia z truskawką w tytule) Na urodzinki Izasia nie zdążyłam to przynajmniej teraz się postarałam :3 W ogóle, mój blog przekroczył 10.000 wyświetleń! :D chyba się wzruszę q.q Generalnie to wiecie, koniec roku, trzeba wyciągać jak najlepsze oceny, chcę dobić do paska przez co zbytnio nie mam kiedy się zabrać za pisanie, ale "Słuchaj tylko mnie" jest w trakcie, a "Radioactive" jak na razie nie ruszone nawet kijem, za co przepraszam D:  Ok nie zrzędzę, zapraszam do komentowania, bo to naprawdę fajna rzecz dla autora C: No, i mam nadzieję że wy też walczycie o oceny. 

one shot-Shizaya 
ostrzeżenia&uwagi: czasy Rairy, kanon nie jest zachowany, słodkie do bólu 


~*~

-To może znajdź sobie pracę. Zajmiesz sobie myśli czymś innym- powiedział Kasuka i zrobił łyk herbaty.
-Praca? Śmieszny jesteś. Wątpię, żeby kogoś takiego jak ja chcieli gdzieś zatrudnić. Jestem za silny i raczej nie jestem oazą spokoju- Shizuo odrzucał już trzecią z kolei propozycję na zabicie czasu. Wcześniej była mowa o sporcie i malarstwie, ale Shizuo nie umiał dogadać się z ludźmi z drużyny, a w plastyce miał dwie lewe ręce. Dlaczego Shizuo chce zabić czas?

-II-ZAA-YAAA!!- krzyknął, gdy brunet po raz kolejny zwiał mu. Dysząc ciężko i zaciśniętymi zębami blondyn wrócił do domu.
-Zabiję go, zabiję go, zabiję go. Nosz kurde jak on mnie wkurza! Niech zdechnie, menda jedna- Shizuo krążył po pokoju. Jeszcze trochę i wryje się w podłogę, jak to zazwyczaj dzieje się w kultowych kreskówkach.
-Shizuo zbyt się nim przejmujesz-powiedział spokojnym tonem młodszy Heiwajima i podał bratu małą buteleczkę mleka.
-Wiem- wziął podarunek i wypił zawartość za jednym razem.- Ale on mnie ta bardzo denerwuje. Wystarczy, że mi się na oczy pokaże to już wariuję!
-Zajmij się czymś innym, żeby przestać o nim myśleć- zaproponował Kasuka mieszając łyżeczką herbatę.

Oprócz czasu Shizuo chciałby zabić jeszcze kogoś innego, ale w sumie taka praca nie wydawała się złym pomysłem. Tylko znów powraca pytanie: gdzie? Bo w sumie gdzie licealista mógłby pracować? Następnego dnia blondyn dostał od Kasuki bardzo ciekawą ulotkę. „Cosplay caffee” głosił tytuł. „Nowo otwarta kawiarenka poszukuje pracowników na cały lub pół etatu”. Pierwszą reakcją Shizuo był nieopanowany wybuch śmiechu. Prawie się popłakał. Już widzi siebie w stroju kelnera, popylającego między stoliczkami w kocich uszkach na głowie.
-To nie na moje nerwy. Jak mi się zaczną ci klienci naprzykrzać to wolę nie wiedzieć, co z nimi zrobię-stwierdził Shizuo, dalej przyglądając się ulotce.
-A tak naprawdę to wstydzisz się tych kocich uszek, mam rację- spojrzał na niego tym swoim beznamiętnym wzrokiem, ale gdyby się tak bliżej przyjrzeć, można by wyłapać cień uśmieszku. Shizuo zmieszał się lekko, a na jego twarzy pojawił się lekki rumieniec.
-Taaa...- potwierdził, odwracając wzrok.- No bo potrafisz sobie wyobrazić mnie w takim gadżecie?!- rozłożył ręce. Kasuka kulił się na ziemi, tłumiąc śmiech.


-I ostatecznie wylądowałem tutaj-pomyślał Shizuo, gdy stanął przed drzwiami kawiarenki. Sprawiała wrażenie przytulnej. Po obu stronach drzwi były spore szyby, same drzwi miały tylko małe okienko na środku. Nad wejściem wisiał szyld w kształcie kociej główki z wyrytym złotym napisem. Shizuo wziął głęboki oddech. Zamiast pracować tutaj, o wiele bardziej odpoczął by sobie w takim miejscu. Ale jeżeli się zmęczy i popracuje trochę z ludźmi, to może w jakiś sposób wpłynie to na niego? Może nauczy się kontrolować swoją siłę i emocje? Poza tym to pomysł Kasuki. Tak, młodszy brat blondyna był dla niego niezmiernie ważną osobą. Gdy inni bali się go albo starali zdenerwować, Kasuka po prostu dalej trwał przy jego boku. Dlatego też postanowił zaglądnąć do tej oto kawiarenki. W końcu jego brat nigdy nie chciał dla niego źle i skoro wymyślił coś takiego, to Shizuo postara się to jak najlepiej wykorzystać. Powili nacisnął klamkę i wszedł do środka. Ciepłe pomarańczowe i brązowe kolory, jakie dominowały w tym miejscu, nadawały kawiarni swoisty klimacik spokoju i radości. W momencie, gdy Shizuo przekroczył próg cała złość i zirytowanie, spowodowane przez pewnego znajomego bruneta, uleciało jak powietrze z przebitego balonika.
-Witaj z powrotem, panie- usłyszał nagle. Dwie młode dziewczyny, ubrane w falbankowe, czerwono-czarne stroje pokojówek, ukłoniły się i z uśmiechem wprowadziły go do środka lokalu. Zdezorientowany Shizuo z rumieńcem na pół twarzy podążył za jedną z nich. Piękny lokal, przyjaźnie wyglądający klienci, urocze dziewczyny. Czy coś może zepsuć idealną harmonię panującą w tym miejscu?
-Shizuo-kun?- zapytał się go jakiś męski głos. Shizuo obrócił się w jego stronę i ... o mój Boże, czy on miał na sobie różową kieckę?! Włosy blond, długie do łopatek, gdyby się nie odezwał, Shizuo uznałby go za kobietę, nie oszukując, całkiem atrakcyjną. Gdy zrozumiał, że rozdziawił szczękę z wrażenia, szybko otrząsnął się z szoku i odpowiedział.
-Tak to ja. Przyszedłem z zapytaniem o pracę.
-Oh, czyli to jednak ty! Twój brat nie kłamał, naprawdę jesteś uroczym chłopcem- trans-właściciel uśmiechnął się do niego. Shizuo starał się ignorować fakt, że facet wali do niego takie teksty. Zmieszany całą sytuacją nie wiedział, gdzie ma spojrzeć, ostatecznie wybrał sobie jakiś punkt nad głową rozmówcy.- Przygotowałem już dla ciebie odpowiednie papiery, zaczniesz już dzisiaj, Aya wprowadzi cię w tajniki pracy-wskazał na brunetkę w dwóch cienkich kucykach. Dziewczyna ukłoniła się lekko, a koleś dalej nawijał jak nakręcony. Kojarzył mu się z Shinrą. Samozwańczy lekarz, jak mu się pozwoliło, to i godzinami gadał jak potłuczony.
-Dzisiaj, tak...?-podrapał się po karku.- Ale nie muszę ubierać sukienki, prawda?- spytał z nadzieją w głosie. Właściciel wybuchł śmiechem, a połowa gości skupiła na nich swój wzrok, przez co Shizuo nieco się speszył.
-Nie, spokojnie- otarł łzy rozbawienia.- Dostaniesz odpowiedni uniform. Z racji że kawiarenka jest tematyczna co jakiś czas robimy dni, kiedy przebieramy się odpowiednio do pomysłu. Oczywiście, ja jestem pomysłodawcą- wskazał dumie na siebie. Shizuo przełknął ślinę wcale nie uważając ostatniego zdania za pocieszające. 

Aya mniej więcej powiedziała blondynowi co i jak, przedstawiła resztę personelu, nie było ich wcale dużo tak swoją drogą i na szczęście nie byli tak szurnięci jak pan/pani właściciel. Dostał też uniform. Składał się on z białej koszuli, kamizelki, czerwonego krawatu i czarnych spodni. Od dziś był kelnerem.
-Tylko pan powinien wiedzieć, że ja... cóż, mam dość wybuchowy charakter i...-zaczął nie wiedząc co tak naprawdę chciał powiedzieć.
-Spokojna twoja rozczochrana- właściciel w kiecce poklepał go po ramieniu.- Ja wszystko wiem, nie raz już słyszało się o Hejwajimie miotającym znakami drogowymi- teatralnie podniósł głos i rękę jakby w stronę nieba. Shizuo zaśmiał się przeciągle na wieść, że aż taką sławę mają jego destrukcyjne zdolności. Swoją drogą to ciekawe, że miasto ciągle nie wezwało go do zapłaty za wyrządzone szkody. Wypluć słowa! I dobrze, bo chyba do końca życia by się nie wypłacił.
Jak na początkującego kelnera radził sobie całkiem dobrze, atmosfera w pracy była wyciszająca i pełna jakiejś pozytywnej energii. Shizuo polubił tu przychodzić, klienci też zdawali się go lubić. Uczył się powoli podstawowych czynności jak parzenie kawy, zdobienie mlekiem cappucino, odpowiednie podawanie deserów i tym podobne. Było dobrze, świetnie wręcz! Ale jak to zwykło się dziać w tym cholernym życiu, że kiedy blondynowi wreszcie się powodziło, zjawiała się pewna pchła.
-Dzień dobry, wróciłem do pracy. Ktoś za mną tęsknił?~- melodyczny ton rozległ się po szatni dla pracowników. To było piękne, słoneczne popołudnie. No właśnie, było. Powieka Shizuo drgnęła. Niemożliwe. Co ta menda tu robiła?
-Izaya!-pisnęła któraś z dziewczyn.- Niesamowite, z własnej nieprzymuszonej woli przywlekłeś swój szanowny tyłek do pracy-podparła się rękami na biodrach.
-Uznałem, że stęskniliście się za moim towarzystwem.- odrzekł nonszalancko i dopiero teraz dostrzegł Shizuo. Stał naprzeciw bruneta z na wpół zapiętą koszulą i opadniętą szczękną. Izaya machinalnie zrobił krok do tyłu.
-Co-Co ty tutaj robisz!-krzyknęli równocześnie.- Ja?! Pracuję tutaj!- dalej równocześnie odpowiadali na pytanie. Shizuo zacisnął dłonie w pięści, zamknął oczy i głęboko odetchnął. Nie chciał, żeby wywalili go tylko dlatego, że Izaya też tu jest. A nie trzeba być geniuszem aby wiedzieć, jak kończą się ich spotkania. „Nie daj się sprowokować, nie daj się sprowokować, nie daj się sprowokować” powtarzał w myślach jak mantrę. Izaya uśmiechnął się złośliwie.
-W takim razie liczę na twoją współpracę- powiedział i momentalnie się rozluźniając, rzucił torbę na ławkę i zaczął przebierać się w uniform, podobny do tego Shizuo. Z jego twarzy nie schodził chytry uśmieszek. Blondyn, dumny ze swojego opanowania, także wrócił do ubierania się. Reszta pracowniczek patrzyła na tą dwójkę z niemałym zdziwieniem.
-Okey, moi drodzy~- do szatni wparował Hikaru, trans-właściciel. Shizuo dalej nie wiedział o co chodzi z tym jego zboczeniem.- Z racji że kawiarenka od początku miała być tematyczna, a dawno nic nie robiliśmy, to dzisiaj czas to nadrobić!- obrócił się wokół własnej osi niczym baletnica i otworzył papierową torbę. Były w nich opaski z kocimi uszkami. Dziewczyny momentalnie wpadły w pisk i zachwyt, przymierzając, oglądając się w lusterku. Urocze... urocze jak dla kogo! Od początku jego pracy nie kazano mu się przebierać w dziwne rzeczy, więc Shizuo zdążył zapomnieć o prawdziwym przesłaniu tego miejsca. Także nie uważał, żeby w czarnych, kocich uszkach, które założył mu Hikaru,  było mu do twarzy czy żeby było to w jakikolwiek sposób urocze. Dziewczyny za to uważały inaczej, bo szeptały coś po sobie, rumieniąc się jak głupie. Sam Shizuo nie pozostawał bez różu na policzkach. Żenujące do potęgi entej.
-Aw Shizu-chan, słodko. Bestia ma uszka- zakpił brunet sam przymierzając opaskę. Wizja Izayi jako kota poniekąd nie była głupia. Niezależny, chodzi własnymi drogami, ciemny kocur przemykający między uliczkami.
-Shizuo-kun nie ruszaj się chwilę- Aya podeszła do chłopaka i czarną kredką do oczu namalowała mu na twarzy kocie wąsy, to samo robiła też Izayi i reszcie dziewczyn. Chłopcy mierzyli się wzrokiem. W tej chwili Shizuo miał ochotę zapaść się pod ziemię.

-Uszka? Okey, wąsy?Dobra zniosę, ale tego na bank nie zrobię- zaprotestował blondyn.
-Ale Shi~zu~oo- zawył właściciel, przeciągając sylaby w jego imieniu. Hikaru wyglądał dziś mniej kobieco niż zwykle, nie miał peruki ani, bogu dzięki, sukienki, ale obcisłe rurki i koszula idealnie podkreślały jego drobną budowę. Shizuo nie miał ochoty mieszać się w jego upodobania.
-No proszę~~ To tylko taki mały gest- uśmiechnął się błagalnie. Nie ma opcji, są granice! Dzwoneczek przy drzwiach zadzwonił i do środka weszły trzy dziewczyny. Licealistki, sądząc po mundurkach i już na wejściu zaczęły szeptać po sobie, zerkając co chwila na Shizuo. Przełknął ślinę i podszedł do klientek z uśmiechem.
-Witamy panie z powrotem- ukłonił się i zaprowadził je do stolika. Po krótkim czasie podszedł odebrać zamówienie. „Tak jak zwykle, bez kombinacji”-myślał po drodze. „Co z tego że ten kretyn z jakimś dziwnym zboczeniem wywierca ci dziurę w plecach spojrzeniem. Nie zrobisz tego, nie zrobisz tego.”- zaklinał się.
-Czy mogę przyjąć wasze zamówienie?- powiedział starając się nie wybuchnąć, gdyż teraz czuł na sobie dwa spojrzenia z tyłu i trzy z przodu. Dzielnie trzymał na twarzy służbowy uśmiech, mimo iż powieka drgała. Czuł, jakby wszyscy w kawiarni na coś wyczekiwali i właśnie Shizuo miał im to jakoś zaprezentować. Dziewczyny nie odezwały się tylko, z rumieńcami i błyszczącymi oczami, wyczekiwały jeszcze czegoś w wypowiedzi blondyna.
-Nya~- dodał odwracając wzrok, czerwieniąc jak debil i uginając ręce w łokciach niczym kot. Do jego uszu dotarł złośliwy chichot Izayi, który zapewne pokładał się na podłodze ze śmiechu. Zerknął na właściciela, który stał przy kontuarze. Ręce złożone jak do modlitwy a oczy błyszczały, jakby Shizuo odstawił najbardziej poruszającą scenę świata. Dziewczyny powstrzymywały się od pisku. Godność Shizuo była w tym momencie równa z poziomem podłogi.


Shizuo układał właśnie filiżankę kawy i talerzyk z ciastem czekoladowym na tacy, aby zanieść zamówienie klientowi, kiedy usłyszał melodyjne:
-Shizu~chan~- obrócił głowę w stronę głosu i nagle coś błysnęło mu po oczach. Skrzywił się lekko. Izaya stał obok z telefonem w ręku.
-Izaya ty...
-Oh no i ruszyłeś się- zrobił naburmuszoną minę, choć w środku ledwo opanowywał śmiech. Mina Shizuo była bezbłędna.-Nie ruszaj się chwilę.
-Czy ty mi robisz zdjęcia?-spytał powoli, starając się zaraz nie wybuchnąć.
-Muszę uwiecznić uroczego Shizu-chana. Nieprędko zobaczę cię znów w tych uszkach.-puścił mu oczko i cyknął kolejne zdjęcie.
-Ty mały...! Usuń je natychmiast!-doskoczył do niego w jednej chwili i złapał za koszulę.
-Nie~e. No weź, Shizuś. Nie chcesz mieć fajnej pamiątki?- Izaya uśmiechał się złośliwie.
-Wyobraź sobie, że nie!- podniósł głos i talerzyk z czekoladowym ciastkiem.- Ostrzegam ostatni raz. Usuń te zdjęcia.- przybrał groźną minę. Był całkowicie świadom, że Izaya może te zdjęcia w jakichś niecnych celach wykorzystać. Nigdy nie wiadomo co takiej mendzie po głowie chodzi. Orihara tymczasem zginał się ze śmiechu, trzymając za brzuch. Jeszcze chwila i Shizuo, mimo wszelkich starań, wybuchnie.
-Wybacz...Shizu-chan- mówił przez śmiech.- Ale nie mogę cię brać w tych uszkach na serio-chichotał.”Ta mała. Wredna, wkurzająca pchła!” Shizuo pewniej chwycił talerzyk i rozsmarował ciastko na twarzy Izayi, a ten momentalnie przestał się śmiać. Starł z oczu krem, ale mimo to dalej miał brudną buzie. Teraz to Shizuo zaczął się śmiać. Doskonale wiedział jak bardzo Izaya nie lubi czekolady. Brunet w odwecie chwycił szklankę z mlekiem, która stała na blacie, i zawartość naczynia wylał Shizuo na głowę. Mokre włosy kleiły mu się do czoła, po twarzy spływał biały płyn, czarne uszka lekko oklapły, a żyłka na czole niebezpiecznie zapulsowała. Shizuo zacisnął pięści i zazgrzytał zębami. Czy Izaya właśnie ośmielił się wylać na niego mleko? Brunet wytarł twarz w kelnerski fartuch i spojrzał na Heiwajimę.
-Aw, Shizu-chan, jesteś teraz uroczym, mokrym kotkiem-zakpił i podparł się rękami na biodrach, przekrzywiając je nieco w prawo.
-Sam jesteś, kurwa, uroczy!!-wykrzyknął bez namysłu i już miał wymierzyć mu cios, gdy dotarł do niego co właśnie wykrzyczał. Wykrzyczał w stronę Orihary! W kawiarence zapanowała grobowa cisza, ktoś chyba nawet upuścił szklankę lub inne naczynie. Wszystkie oczy skierowały się na kelnerów. Shizuo opuścił pięść, a na jego twarz wypłynął rumieniec zażenowania. Izaya, który nie spodziewał się takiego „wyznania” ze strony blondyna, sam na chwilę osłupiał. Ale ta chwila trwała może ułamek sekundy, bo już po chwili zorientował się w całej niezręcznej sytuacji. Postanowił pociągnąć ten teatrzyk jeszcze chwilę. Czuł, że będzie z tego masa zabawy. W tym momencie sprzyjał mu fakt, że sam nieco się zawstydził.
-Shizu-chan nie sądziłem, że ty także tak o mnie myślisz- powiedział, spuszczając nieco głowę, kręcą butem po podłodze i przybierając uśmieszek zawstydzonej dziewicy. Shizuo stał jak wryty z rumieńcem na pół twarzy. Może na takiego nie wyglądał, ale łatwo się zawstydzał. Ukradkiem zerkał to na salę, to na Izayę, to na właściciela, który... był co najmniej zafascynowany zajściem. Izaya, zakręcony już w ten teatrzyk, widząc nieogar kolegi, postanowił grać dalej.
-Ale skoro stać cię było na takie wyznanie, to może powinienem dać ci jakąś szansę?- podszedł do Shizuo, wyciągnął w jego stronę dłoń i dotknął nią jego policzka, a po chwili złączył ich usta. Klienci kawiarni nie wiedzieli jak się zachować. Być cicho, zacząć klaskać czy poczekać na rozwój wydarzeń? Jakieś dziewczyny wstrzymały aż oddech, zakrywając sobie usta. Hikaru to mało krwotoku z nosa nie dostał. Shizuo drgnął pod jego dotykiem, ale dopiero pocałunek przywrócił go do rzeczywistości. Przerwał czułości i wysunął Izayi z główki. Po pomieszczeniu rozległo się „Oh” wydane przez każdego w lokalu, a Izaya wylądował na podłodze. Shizuo w dalszym ciągu nie umiał znaleźć odpowiednich słów, żeby jakoś wyrazić się w tej sytuacji. Wytarł usta wierzchem dłoni. Zdziwienie mieszało mu się ze złością.
-Oke, Shizu-chan, rozumiem, że to dla ciebie jeszcze za wcześnie. Ale zobaczysz, jeszcze się we mnie zakochasz- Izaya już nieświadomie dał się ponieść swojej własnej grze. I od tej pory, w mniemaniu klientów i reszty personelu, zostali parą.




-Chłopaki, dziś wy sprzątacie. Pamiętajcie, że ma być błysk i nie zapomnijcie wszystkiego pozamykać. A, i żeby mi tu do żadnych nieczystych sytuacji nie dochodziło- pożegnał się Hiakru, wyraźnie akcentując „nieczyste sytuacje”. Shizuo dziwił się, że jeszcze mu nie zapierdolił. To, że ten dziwak miał jakieś nienormalne fetysze i upodobania nie znaczyło, że Shizuo również. Nie miał najmniejszej ochoty dotykać Izayi w jakikolwiek sposób. Wycierał właśnie stoły, kiedy usłyszał działający ekspres do kawy. Obrócił się w stronę baru i ujrzał Izayę, który jakby nigdy nic robi kawę.
-Mógłbym wiedzieć, co ty właściwie robisz, pchło?- zapytał zakładając ręce na piersi.
-Kawę, nie widać?- odparł nie odrywając się od zajęcia.
-Więc przestań i pomóż mi sprzątać. Mam jeszcze tony zadania i nie chce mi się siedzieć tu do nocy, bo raczyłeś zrobić sobie kawę. Poza tym nie możemy używać tych rzeczy.- powiedział już nieco zdenerwowany beztroską postawą bruneta.
-Oj, Shizu-chan, chcę tylko spróbować coś zrobić, a podczas pracy nie mogę. Poza tym nie bądź już taki porządny, widziałem jak podjadałeś kostki cukru.
Shizuo nic już nie powiedział i wrócił do wycierania stolików. Gdy umył je wszystkie i wyrównał krzesła, podszedł do Izayi i oparł się o blat.
-Co ty tam właściwie kombinujesz, co?-zapytał, spoglądając Izayi na ręce.
-Truskawkowe cappucino- odparł krótko.- Próbuję je zrobić już od jakiegoś czasu, ale zawsze wychodzi za słodkie albo jeszcze co innego.- burknął. Jakby tak pomyśleć, to faktycznie, Izaya ostatnio coś kombinował z syropem truskawkowym.
-To może daj mniej cukru?- powiedział Shizuo.-Syrop jest chyba wystarczając słodki.
-Wpadłem na to, dzięki geniuszu-sarknął, co nieco oburzyło blondyna. Siedział teraz na wysokim krzesełku przy barze, zgięte ręce położył na ladę, a na nich głowę i obserwował Izayę. To z jakim skupieniem i naturalnością prezentował się przed nim było wręcz niespotykane. Bez żadnego ironicznego uśmiechu, złośliwego spojrzenia, całej jego mendowatości. Tego po prostu nie było, tylko sam Izaya, taki... normalny wręcz. Shizuo otrząsnął się, gdy przed jego oczami postawiono szklankę z napojem.
-Spróbuj- rozkazał Izaya, który usiadł ze swoja kawą obok niego. Blondyn przeniósł wzrok z chłopaka na cappucino.
-Nie ma mowy- odpowiedział stanowczo.- Pewnie dosypałeś tam czegoś.
Izaya naburmuszył się. Aż takie uprzedzenia Shizuo miał do niego? Fakt, wyspał mu kiedyś proszku przeczyszczającego do picia, ale to było tylko raz i tylko odrobinka. No, większa odrobinka. Okej, zamienił też jego herbatniki na smakołyki dla psów, ale to miał być zwykły kawał. To, że później Shizuo wyrzucił przez okno ławkę to już inna sprawa.
-Tym razem nic ci nie dosypałem-odpowiedział spokojnie, popijając kawę. Shizuo spojrzał na niego wymownym wzrokiem.
-Tym razem?
-No pij po prostu, chcę żeby ktoś to skomentował.- to prawda. Izaya chciał znać czyjeś zdanie na temat jego wymysłu. Jeżeli zasmakuje, to może pojawi się w menu kawiarni? Brunet pracował tu już sporo czasu i też chciałby coś po sobie pozostawić. Niekoniecznie zniszczenie, jak to większość ludzi o nim myślała. Shizuo westchnął i spojrzał podejrzanie na napój. W sumie wyglądał normalnie, posypany na wierzchu kakaem. Wziął kubek w dłonie i wypił łyk. Ku jego zdumieniu kawa była naprawdę dobra. Otworzył szerzej oczy, ale szybko wrócił do obojętniej mimiki. Nie chciał dać mendzie satysfakcji. „Głupia pchła, robić takie pyszne rzeczy.”
Ale Izaya doskonale widział, że Shizuo smakuje. Czytał z jego twarzy jak z otwartej księgi.
-I jak?-zapytał mimo wszystko. Hejwajima wytarł dłonią pianę z górnej wargi.
-Niezła-burknął. Izaya uśmiechnął się lekko. Tak normalnie, z czystej radości. Shizuo po raz pierwszy widział u niego taką ekspresję. Pracowali już razem jakiś czas i zdążyli przywyknąć do swojego towarzystwa, choć i tak wszczynali czasem awantury. Mogli pokusić się o stwierdzenie, że nawet umieli się ze sobą dogadać, co dziwiło ich obu.
Kiedy skończyli sprzątać, pogasili światła, pozamykali i wyszli. Shizuo odblokował zaczepkę na rower i wsiadł na niego. Do kawiarenki miał za blisko metrem i za daleko piechotą, więc w sumie rower był dobrą opcją. Było już ciemno, trochę się zasiedzieli. „Kurde, albo będę jutro niewyspany, albo będę robił zadania przed lekcjami.” pomyślał Shizuo. Nagle przy koszach coś się poruszyło. Obaj zastygli w miejscu, bacznie obserwując zgrzytający śmietnik. Nie było żartów, dziś Kadota opowiadał w szkole jakąś straszną historię, która zaczynała się podobnie. Zawiał wiatr, Izayę przeszedł dreszcz. Mało kto o tym wiedział, ale on strasznie bał się zjawisk paranormalnych. Instynktownie zbliżył się do blondyna, łapiąc go za rękaw bluzy. Ten spojrzał na niego z uśmieszkiem.
-He? Boisz się?
-C-co? Nie, wcale nie!- powiedział głośniej, chcąc brzmieć przekonująco. Mimo to nie puszczał rękawa. Shizuo szarpnął ręką, by ten się puścił. Zza śmietnika wyszedł kot, przemknął między kartonami i zniknął gdzieś znowu.
-Widzisz? To był tylko kot. Skoro się nie boisz, to żegnam pana- odpowiedział złośliwie i powoli ruszył w stronę domu, zostawiając Izayę przy wejściu dla personelu. Brunet nie zastanawiał się długo. Pobiegł za Shizuo i pociągnął go za plecak, by ten się zatrzymał. Gdy to zrobił wsiadł na koszyk z tyłu.
-Co ty wyrabiasz!
-Jadę z tobą- odparł, lepiej usadawiając się na i tak niewygodnym miejscu.
-Ooo więc jednak się boisz? Straszna historyjka tak na ciebie działa, hę?-podpuszczał go.
-Zrobiłem ci kawę, bądź wdzięczny i pedałuj.-odparł. Shizuo zaśmiał się usatysfakcjonowany, że zna kolejną słabość bruneta. Nie zrzucił go jednak z roweru i ruszył dalej. Cappucino był faktycznie bardzo dobre, a poza tym jakoś nie miał ochoty się z nim kłócić. W połowie drogi Izaya objął chłopaka w pasie i przytulił się do jego pleców. Shizuo przeszedł jakiś przyjemny dreszcz przy tym dotyku, ale póki co nie miał zamiaru zagłębiać się w temat.


-Wróciłem!- krzyknął Shizuo, zamykając drzwi i ściągając buty.
-Witaj w domu- odpowiedział mu spokojny ton głosu Kasuki. Chłopak siedział na fotelu w dużym pokoju i przeglądał coś na telefonie. Starszy brat podszedł do niego i zaglądnął na wyświetlacz. Na telefonie Kasuki widniało zdjęcie Shizuo, jeszcze z Kociego Dnia. Młodszy Hejwajima wgapiał się w zdjęcie jak zahipnotyzowany.
-Kasuka... skąd masz to zdjęcie?-zapytał ze zirytowanym uśmieszkiem na twarzy.
-Poprosiłem Izayę żeby je dla mnie zrobił.-odpowiedział beznamiętnym tonem, w dalszym ciągu nie odrywając wzroku od ekranu.
-Aha-skomentował krótko i sztywnym krokiem udał się do swojego pokoju mówiąc pod nosem:
-Głupi Izaya, jebana pchła, zabiję go, zabiję, zabiję, zabiję...
Shizuo zaczął podejrzewać że jego brat ma skłonności prześladowcze. Wizja Kasuki i Izayi jako najlepszych kumpli męczyła go przez całą noc.


-Boże, myślałem że nigdy stąd nie pójdą- Shizuo opadł na ławkę na podwórku i wyciągnął z kieszeni papierosy, po czym zapalił jednego. Mieli teraz krótką przerwę.
-Nie ładnie tak mówić o klientach.- zwrócił mu uwagę Izaya, który wyciągnął się na ławce.
-Weź przestań, Shinra i Kadota to najbardziej męcząca klientela świata- stwierdził i wypuścił dym z ust.
-Wydaje mi się czasem, że Shinra ma nas za parę bardziej, niż niejedne yaoistki odwiedzające ten lokal-powiedział Izaya z uśmieszkiem, wgapiając się gdzieś w przestrzeń. Shizuo aż się zakrztusił przy zaciągnięciu. Zaczął kaszleć i śmiać się. Tak, Shinra ma zdecydowanie nierówno pod sufitem. Z czasem wrogowie zdążyli się jakoś polubić, prowadzili normalne rozmowy. I mimo że to Izaya powiedział, że Shizuo się w nim zakocha, zdawało się mieć odwrotne skutki. To właśnie Orihara bardziej polubił blondyna.
-Dobra, idę jeszcze do kibla. Zaraz kończy się przerwa- zgasił papierosa i wszedł z powrotem do środka. Izaya siedział na ławce jeszcze chwilę. Wejście dla personelu wychodziło na jakąś uliczkę między budynkami.
-Ej, czy to nie Orihara?!-jakiś męski głos przerwał ciszę. Izaya obrócił głowę w stronę, z jakiej usłyszał swoje imię. Zbliżało się do niego trzech dresiarzy. „Cholera, mam przerąbane. Że też Shizuo musiał wyjść właśnie teraz” przeszło mu tylko przez myśl, bo dresiarz chwycił go za koszulę i podniósł na swój poziom.
-Mogę wam w czymś pomóc?- zapytał nie tracąc swojego firmowego uśmieszku. Ręką sięgną do kieszeni po scyzoryk. Co prawda Hikaru wszelkie ostre przedmioty kazał zostawiać w szatni, ale Izaya nie miał w zwyczaju słuchać się innych.
-No kurwa on ma jeszcze czelność się do mnie odzywać-wykrzyknął oburzony, zakapturzony koleś. „A, już ich kojarzę. Policja przyłapała ich na malowaniu graffiti, a ja byłem tam przypadkiem. Przechodziłem obok, gdy ich złapali i uśmiechnąłem się do nich. Zapewne pomyśleli, że to moja sprawka. Ehhh... zła sława, a ja dopiero się rozkręcam w ciemnej stronie tego miasta.”- pomyślał i zamaszystym ruchem wyciągnął scyzoryk, przecinając tym samym policzek napastnikowi. Nie nacieszył się zwycięstwem na długo. Zaraz po tym drugi z chłopaków kopnął go w nadgarstek, przez co nóż wypadł Izayi z ręki. Ups? Zakapturzony chwycił go za kamizelkę i rzucił na ziemię, przygniatając butem klatkę piersiową.
-Jeszcze, kurwa, skaczesz? Mieliśmy przez ciebie nie lada problemów, jebany kapusiu!- kopnął go w brzuch. Izaya jęknął z bólu i skulił się.
-Kiyoshi, dawaj pałkę. Zapierdolę go, mówię wam.-rozkazał koledze. Gość z chustką zawiązaną wokół twarzy podał mu baseball. Izaya miał przerąbane. Chciał im wyjaśnić, że był w tam wtedy przypadkiem, ale wątpił, że mu uwierzą.
-Ej, stary. Mieliśmy go tylko nastraszyć. Nie chcę mieć jakiegoś śmiecia na sumieniu.
-Jedynymi śmieciami jesteście tu wy- odpyskował brunet i korzystając z ich sprzeczki, spróbował się podnieść. Na próżno jednak, bo gdy tylko podniósł się na kolana, Kiyoshi nadepnął mu na kostkę. Orihara po raz kolejny upadł na ziemie z sykiem, trzymając się za bolącą nogę.
-Pyskaty skurwiel, już ja go nauczę porządku społecznego.-Zamachnął się kijem i uderzył leżącego w bok. Izaya krzyknął. Nie był zaprawiony w bójkach ulicznych, a bez noża czuł się jak bez ręki. Poza tym opuchnięta kostka bardzo uniemożliwiała w tej chwili jakiekolwiek ruchy. Drugi dresiarz obszedł go i kopnął w bark. Izaya zawył i skulił się jeszcze bardziej. Już nawet nie wiedział gdzie dokładnie boli go najbardziej. Zakapturzony brał drugi zamach kijem. Izaya zamknął oczy czekając na cios, który nie nastąpił. Powoli otworzył jedną powiekę i co zobaczył? Wkurzonego Shizuo, który chwycił na baseball, wyrwał go napastnikowi i rozwalił mu go w pół.
-Czego się stawiasz blondasie!- spinał się dresiarz.- Też chcesz dostać?-wymierzył mu cios pięścią, którego Shizuo uniknął, po czym uderzył tamtego w brzuch, a następnie podciął nogi. Pierwszy leżał na ziemi. W chłopaka z chustą rzucił śmietnikiem. Ostatnim z walecznej trójki, o dziwo, zajął się Hikaru. Dziś ubrany akurat jak kobieta.
-No dawaj paniusiu- naśmiewał się gość z kolczykiem w wardze i rzucił się na właściciela z pięściami.
-Gdzie z łapami do kobiety!-wykrzyknął oburzony Hikari, uniknął ciosu, nadepnął napastnikowi obcasem na palce i wymierzył cios w szczękę. Dres runął na ziemię.
-Oh, kurczę, złamałem paznokieć- powiedział trans-właściciel, gdy zakończył walkę. Izaya zaśmiał się, mimo potwornego bólu brzucha.
-Izaya, możesz wstać?- Shizuo przykucnął przy brunecie ze zmartwioną miną. O ironio, Shizuo, który jeszcze niedawno sam urządzał go podobnie, dziś uratował go i się o niego martwi.
-Ta, myślę że dam radę- odpowiedział i z sykiem podniósł się na nogi.- Dzięki.-Ręką objął brzuch, ale już po paru krokach kostka dała się we znaki i gdyby nie Shizuo, Izaya znów leżałby na ziemi. Blondyn doprowadził poszkodowanego do szatni, a Hikaru przyleciał rozgorączkowany z apteczką. Aya i Nanami pomagały opatrywać Izayę. Chłopak do końca dnia właściwie przesiedział przy barze, bo nie był w stanie zbytnio się poruszać.


-Może powinieneś pojechać do szpitala?- zapytał Shizuo, gdy jechali do domu. Blondyn znów go odwoził na rowerze.
-Przesadzasz, to tylko parę siniaków- odpowiedział beztrosko Izaya, obserwując rzekę. Jechali wałem, słońce jeszcze nie zaszło, przyjemny wiaterek owiewał im twarze.
-Parę siniaków? Jak dla mnie to na brzuchu masz porządnego krwiaka. To może niech chociaż Shinra cię obejrzy? Będzie miał radochę z zabawy w lekarza- namawiał go dalej.
-Nie, dziękuję. Shizu-chan nie przejmuj się tak, nie raz gorzej mnie urządzałeś- zaśmiał się a po chwili na jego twarz wypełzł złośliwy uśmieszek- Tylko nie mów, że się o mnie martwisz?- zapytał sugestywnym tonem.
-CO?-wykrzyknął zaskoczony dedukcją Izayi.-W-wcale nie! Kto by się martwił o taka mendę jak ty- zakończył nieco ciszej niż zaczął. Martwił się? Przecież nieraz rzucał w Izayę krzesłami, ławkami, automatem też mu się zdarzyło. Ale po tym czasie spędzonym razem w sumie go polubił i uznawał raczej za kumpla niż wroga. Ale przecież nie przyzna mu się. Zarumienił się lekko. Właściwie to się o niego martwił. Brunet zachichotał i wtulił się w plecy kierowcy. Wiedział, że miał rację.
-Ne, Shizu-chan. Lubisz mnie?- zapytał przymykając oczy. Ciało blondyna spięło się na to pytanie, na twarzy poczuł falę ciepła. Nie powie tego, nie ma mowy.
-Zamknij się, pchło- odparł złośliwie, ale uśmiechnął się do siebie. Zdecydowanie bardziej podobały mu się takie stosunki niż wieczne walki.
-Zawstydziłeś się, prawda?- Izaya chciał zobaczyć jego wyraz twarzy, ale Shizuo obrócił głowę.
-Nie wierć się tak, bo...- nie dokończył, rower przechylił się w prawo i obaj sturlali się z wału. Shizuo wylądował na plecach jako pierwszy, a na niego spadł Izaya. Chciał się szybko podnieść, ale zrezygnował z tego pomysłu, gdy poczuł ból pleców. Położył rękę na tali Izayi, a drugą na trawie. I teraz leżeli tak przez chwilę.
-Mówiłem, żebyś się nie wiercił- powiedział zrezygnowany i spojrzał na Izayę, który złączył z nim wzrok.
-Wybacz- zaśmiał się.- Ale wiesz co, Shizu-chan?
-No co?
-Ja cię lubię, wiesz?- powiedział z uśmiechem. Takim szczerym, ładnym uśmiechem.-Nawet bardzo.- Shizuo oniemiał. Ostatni raz taki uśmiech widział, gdy pili razem tamto truskawkowe cappucino. Blondyn podniósł się do siadu i teraz siedzieli naprzeciwko siebie. No, Izaya klęczał i intensywnie się w niego wpatrywał, po raz pierwszy z rumieńcem. Shizuo wyciągnął w jego stronę rękę i zmierzwił mu włosy, po czym przyłożył mu dłoń do policzka i przyciągnął do siebie, po czym pocałował. Może to była tak zwana magia chwili. W każdym razie Shizuo na pewno nie zrobił tego wbrew sobie i z każdym kolejnym pocałunkiem coraz bardziej mu się to podobało. Izaya nawet cieszył się z takiego obrotu spraw, już od jakiegoś czasu Shizuo po prostu go pociągał. Przerwali pocałunek, żeby zaczerpnąć powietrza. Obaj mieli rumieńce na policzkach. Patrzyli sobie w oczy w milczeniu. I pomyśleć, że jeszcze niedawno byli wrogami. Po chwili Izaya rzucił się na Shizuo, sprowadzając go znów do pozycji leżącej, i wtulił się z zagłębienie jego szyi. Blondyn także objął drobniejsze ciało i spojrzał w niebo. Słońce niedługo zajdzie.


-Kto tam?
-Czego chcesz?- a te jak zwykle milutkie.
-To ja, Shizuo. Przyniosłem waszego brata!-krzyknął przez drzwi. Stał pod domem Orihary z brunetem na rękach, bo ten zasnął podczas podróży.
-Iza-nii?!- wykrzyknął dziewczęcy głosik. Shizuo już szykował się żeby przekazać dziewczynkom ich brata, który w najlepsze sobie spał.- Możesz go zatrzymać.- dodały po chwili, a Shizuo ręce opadły. Nie dosłownie, oczywiście.
-Mairu!Kururi! Otwierajcie albo te drzwi wywarze. Wiecie, że jestem do tego zdolny!- w tym momencie zamki zostały odblokowane, a drzwi otwarte. Dwie ośmiolatki w piżamach stały w przejściu.
-Co zrobiłeś Iza-nii?-zapytała jedna, przekrzywiając główkę.
-Nic. „Tym razem”- dodał w myślach.- Zasnął, gdy odwoziłem go do domu.
-Czemu odwoziłeś braciszka do domu?-dopytywała dziewczynka.
-Ahh nie ważne, po prostu powiedzcie, gdzie jest jego pokój.- obie siostry wskazały palcem na schody. Po kilku minutach Shizuo dotargał bruneta do jego pokoju i położył na łóżku. Uśmiechnął się ciepło, gdy Izaya przetarł ręką oko i obrócił się na drugi bok. Nachylił się nad nim i pocałował w głowę, szepcząc ciche dobranoc, po czym wyszedł z pokoju. Izaya jak najbardziej świadom tego, co się z nim działo poczuł przyjemne łaskotanie w brzuchu.


-Shizu-chan jak wyglądam?- zapytał Izaya obracając się wokół własnej osi. Co dziwne, miał na sobie dziewczęcy uniform. Shizuo, który właśnie pił sok, wypluł go. Wytarł usta wierzchem dłoni i spojrzał na bruneta. Jeszcze dziwniejsze było to, że sukienka nawet pasowała do drobnej budowy chłopaka.
-No ten, yyy... po co to ubrałeś?- zapytał. Nie, żeby mu to przeszkadzało, przyzwyczaił się już do Hikaru w sukienkach, więc kolejny taki wybryk nie robił na nim wielkiego wrażenia. W sumie Izaya wyglądał całkiem pociągająco w tych pończochach.
-Co ty nie wiesz?- odpowiedział pytaniem zdziwiony Izaya.
-O czym?
-Dziś jest...
-Dzień na odwrót- złowieszczy ton dokończył wypowiedź Izayi. W drzwiach pojawił się Hikaru z sukienką pokojówki w rękach, a za nim trzy dziewczyny w męskich uniformach.
-O nie, nie, nie, nie- kręcił głową Shizuo, cofając się o krok.
-O tak, Shizuo-kun. Czas na przebranie~- głos właściciela nie brzmiał ani trochę zachęcająco. Shizuo, któremu włosy na głowie się zjeżyły, szybko ulotnił się z budynku kawiarni, krzycząc po drodze, że żywcem go nie wezmą.



Izaya opierał się o stolik, Shizuo rękami blokował mu drogę ucieczki i całował namiętnie. Brunet przesunął dłonią po jego torsie, rozpinając kolejne guziki koszuli.
-Shizuo...-mówił między pocałunkami.- A jak ktoś przyjdzie? Nie powinniśmy tutaj- wargi blondyna nie pozwalały mu kontynuować mowy. Przerwał na chwilę i oparł się czołem o czoło Izayi.
-Niby kto? Dzisiaj my zamykamy, wszyscy poszli do domu, żaluzje zasłonięte- wyliczał po kolei.-Kto niby miałby tu przyjść?
-W sumie racja.- zgodził się krótko i wpił w usta blondyna. Ten dał się chwilę kontrolować, a wolnymi rękami zdjął z Izayi, uprzednio rozpiętą, koszulę i zabrał się za pasek od spodni. Nagle usłyszeli dźwięk przekręcanego klucza. Zamarli w bezruchu i czekali na rozwój wydarzeń. Kogo do cholery niesie w taki momencie?!
-Chłopaki? Jesteście tu jeszcze? Nie widzieliście gdzieś mojego swetra? Zapomniałem go za...brać- Hikaru, bo któż by inny, wparował do sali i zastał dwójkę kelnerów w dość jednoznacznej sytuacji. Właściciel, dziś właścicielka, zachłysnął się powietrzem i wyciągnął z torebki telefon. Shizuo i Izaya, którzy w międzyczasie spalili buraka, gapili się na niego w osłupieniu, będąc dalej w tej samej pozycji.
-Proszę, kontynuujcie. Mnie tu w ogóle nie ma-powiedział Hikaru włączając kamerę. Trans-właściciel po raz pierwszy w życiu przeżył tak bliskie spotkanie z krzesłem.
-Ah, już od jakiegoś czasu chciałem to zrobić- Shizuo wytrzepał dłonie i wrócił do Izayi, który siedział na stole.
-To co, na czym skończyliśmy?  







Zauważyliście że Kasuka to taka niedoceniona postać Drrr? A przecież on tak bardzo kocha braciszka D: Wgl mam wrażenie że Izaya i Kasuke mogli by się całkiem dobrze dogadywać ;>

wtorek, 7 maja 2013

Radioactive ~ Prolog

Witam. Naszła mnie ochota na napisanie czegoś związanego z apokalipsą i przetrwaniem ocalałych. Wszystko na tym blogu piszę po raz pierwszy, nie czytywałam takiej tematyki, zdaję się na wyobraźnie. Całość jest inspirowana piosenką Imagine Dragons- Radioactive [Link] Rozdział powinien pojawić się wkrótce, chyba nawet szybciej niż 'Słuchaj tylko mnie'. No cóż, to chyba na tyle. Jestem ciekawa co wy na taką odmianę tematyczną. Z ogłoszeń to jeszcze zapowiem, że 28.05 spodziewajcie się one-shota, gdyż jest to Dzień Shizayi <3 Rany, nowy wygląd bloga jest taki... chłopięcy xD Zapraszam~

„Welcome to the new age”

Otworzył oczy i powoli podniósł się z posłania. Co on tutaj robił? Ah tak, żył.

Zakłócenia na wizji. Obraz na ekranie zacina się, głos jest niewyraźny. Zaczyna się? A może wreszcie kończy?

Strzały niosły się echem po dzielnicy, mimo iż już dawno żadnego wojska tu nie było. Niegdyś pełna życia, dziś pełna trupów. Zrujnowane budynki, poprzewracane samochody, poobdzierane bilbordy. Tak, właśnie tak wygląda teraz świat.

Tu Alan-144B, Darcov zgłoś się.

Darcov, odbiór.

Jesteśmy nad celem, odbiór.

Przyjąłem, przystąpić do ataku, bez odbioru.

Kolejne bombowce przeszyły niebo. Dźwięk silnika odrzutowego. Błysk na niebie i świst. Eksplozja. Krzyki, strzały, właśnie runął biurowiec. Oddział szturmowy wrogiego wojska przemierza doszczętnie zniszczone miasto. Wrogość. Od pewnej chwili, niepamiętnej już chyba dla nikogo, przestano orientować się kto jest tym dobrym. Nie było już dobra. Była tylko wojna.

W ciemnym salonie jedynym źródłem światła był mały telewizor, naprzeciwko którego siedział mężczyzna koło czterdziestki. Zaciągnął się dymem papierosowym. Nawet coś takiego jak papierosy, stały się trudno dostępną przyjemnością ostatnimi czasy. Okna domu zabite deskami, drzwi zabezpieczone ruchomą belką. Wskazówki zegara powoli zbliżają się do godziny 2 w nocy. Mężczyzna przetarł zmęczone oczy i po głosił telewizor.
„Prezydent Stanów Zjednoczonych ogłosił gotowość do walk zbrojnych na kontynencie Azjatyckim. Ustały spory zbrojne między Koreą a Chinami. Trwają negocjacje. Zamieszki w mieście Meszhed w Iranie krwawo stłumione przez władze, obiły się echem po dowódcach stacjonujących w pobliżu miasta wojsk. Nie udało nam się dowiedzieć co...szhszzhsz reakcją było szhshzhhzshz ”. Na ekranie pojawił się śnieg. Facet przeklął i rzucił w odbiornik puszką. „Europa w gruzach, władze miast obiecują pomoc dla ludności cywilnej. Minister obrony Francji uspokaja mieszkańców: Alliance avec l'Allemagne nous permettra de couper brièvement hors de la guerre. Cela ne change pas le fait que le déplacement des rues doit être prudent. Nos troupes font tout leur possible pour assurer la sécurité du pays. Il est recommandé de quitter les grandes villes. (Sojusz z Niemcami pozwoli nam na chwilę odciąć się od wojny. Nie zmienia to jednak faktu, że poruszając się po ulicach należy być uważnym. Nasze wojska robią co w ich mocy, by zapewnić bezpieczeństwo w kraju. Zaleca się opuszczenie większych miast.)”

Bezpieczeństwo? To słowo stało się abstrakcją około 5 lat temu. Wtedy też zaczęło się całe to piekło. Mężczyzna przełączył kanał. W sumie nie miał ich do wyboru dużo, gdyż tylko trzy. Praktycznie wszystkie stacje telewizyjne upadł, zostały zniszczone. Zostało ich tylko kilka. Albo należą do wpływowych krajów, albo są przekupione, tudzież zaszantażowane.
Nagle po domu rozległo się pukanie. A dokładniej 3 stuknięcia i kopnięcie. Hasło. Mężczyzna zgasił papierosa o blat stołu, który i tak był już wyniszczony. Mieszkanie też nie szczyciło się porządkiem i czystością. Podszedł do drzwi, odsunął belkę i gdy przez wizjer upewnił się co do tożsamości gościa, odblokował zamki i łańcuch. Przekręcił klamkę. Do środka wpadło lodowate powietrze, orzeźwiając twarz domownika. Była zima i to ostra zwłaszcza, że dom znajdował się w górach. Przed mężczyzną stanął inny, chyba młodszy. Gruba kurtka z kapturem z futerkiem, teraz zaciągniętym na głowie, gogle narciarskie, tylko usta widoczne. Ośnieżony od stóp do głów. Kilka metrów od nich stał wóz terenowy.
-Leśnik122, melduję się- wydyszał i stanął na baczność. Mężczyzna przetarł kark i skrzywił się lekko. Cholernie zimno.
-Spocznij. Jak sytuacja? -zapytał.
-Zajęli podnóże góry oraz obszary A05, B12, B13- zameldował. Domek w górach był tajną bazą, ostatnią bazą oddziału Leśnego. Był to oddział należący do wojsk włoskich, stacjonowali w niższych regionach Alp. Ich celem była kontrola przejeżdżających przez góry, dywersje, przechwyt. Dowódca zamyślił się chwilę, spoglądając na okolicę. Ciemno, śnieg ciągle sypał. Jedynym światłem była teraz lampa zewnętrzna. Ale i ona, przysypana śniegiem, dawała mało światła, jednak wystarczająco tyle, by dwójka żołnierzy mogła widzieć się nawzajem.
-Cholera... będziemy musieli się przenieść. Trzeba zameldować dowództwu, nie mamy zbyt wiele czasu...- nie zdążył dokończyć, a powietrze przeciął świst. Młody żołnierz zachwiał się na nogach i bezwładnie upadł na śnieg. Mężczyzna, tylko draśnięty pociskiem w ramię, nie zastanawiał się długo. Wycofał się do środka, zamykając drzwi. Zakneblował je belką, dodatkowo podsunął pod nie fotel. Dobiegł do radia, założył słuchawki, połączył z dowództwem w Rzymie. „Szlag, nie łączy!” Do drzwi ktoś się dobijał, coś krzyczał, zawiasy zaraz puszczą. Mężczyzna wiedział, że już po nim. Równie dobrze mógł zacząć się modlić. Tyle że sam już nie wiedział, czy ciągle wierzy w Boga. Odwrócił wzrok od wejścia, gdy tylko w słuchawce przestało szumieć.
-Halo baza, ty Leśniczówka! Znaleźli nas, powtarzam, znaleźli! Nie damy rady odeprzeć ataku, odpadliśmy!- na dół zszedł jakiś chłopak. Młody był, ledwo ze szkoły wyszedł. Zbiegł ze schodów obudzony hałasem z dołu. Za nim inny mężczyzna, mniej więcej postury dowódcy. Obaj z bronią w rękach.
-Co tu się, kurwa, dzieje!- krzyknął jeden trzymając drzwi pod lufą.
-Znaleźli nas, Leśnik musiał tu jechać z ogonem!- odkrzyknął.- Nie, nie wiem jakie to wojska!-rzucił do krótkofalówki.
Zamki puściły, do środka wdarło się dwóch żołnierzy w hełmach, kurtkach, twarze praktycznie nie widoczne. Karabiny szturmowe w rękach. Rozległy się strzały, szturmowcy byli lepsi. Nie minęły sekundy, dwaj mężczyźni leżeli na schodach, trzeci, który dopiero dobiegł, zwisał z poręczy.
-Wdarli się! Wycofajcie się z tego rejonu, A05, B12,B11 przejęte! Leśniczówka pokonana!
Obcy szturmowiec podszedł do mężczyzny, depcząc ciężkim wojskowym butem po szkle, najprawdopodobniej stłuczona szklanka. Dowódca rzucił okiem na flagę na ramieniu wojskowego.
-To Niemcy! Niemieckie wojska...- nie zdążył dokończyć. Niemiec szarpnął go za ubranie w swoją stronę, zdjął gogle, poluzował kominiarkę. Nieogolona twarz, wrogie spojrzenie, zmarszczki na twarzy.
-Wie viele von euch hier? From welchem Land? Was machst du in den Bergen? (Ilu was tu jest? Z jakiego kraju? Co robicie w górach?)- zapytał po niemiecku, przykładając mu pistolet do brzucha. Dowódca Leśniczówki bardzo dobrze znał niemiecki. Ale po co miał mu mówić cokolwiek? I tak zginie.
-Ich habe kein Geld. (Nie mam pieniędzy.)- wychrypiał ze złośliwym uśmieszkiem, grając na kogoś nieobeznanego w germańskim języku. Żołnierz ściągną brwi.
-Das ist schade (Szkoda)- odparł sarkastycznie, bez większego wahania strzelił mu z bok i odrzucił na ziemię. Weszli na górę, gdzie dokończyli masakrę. Telewizor w dalszym ciągu podawał wiadomości, a ekran co chwilę przeskakiwał.

Najpierw wybuchła wielka wojna światowa. Nie nazwano jej nawet III. To była zagłada, piekło, wojna między kontynentalna i między państwowa. O co? O wszystko! Władza, pieniądze, terytorium. Później wszystko działało mechanicznie. Ludzie budzili się po to, żeby walczyć. Wir wojny ma tragiczne skutki, ale gdy się o tym przekonaliśmy, było już za późno.

Potem anomalie pogodowe. Burze, tornada, trzęsienia ziemi, fale tsunami. Niespodziewane ruchy tektoniczne zaczęły zmieniać krajobraz. To wszystko tylko dopełniało zagładę tej planety, ludzkości. Jak to mówią, wisienka na torcie jest na sam koniec. I właśnie taka wisienka stworzyła coś, w czym teraz przyszło żyć ocalałym. Wojna nuklearna. Pociski atomowe i wodorowe. Ten moment kulminacyjny, ta wisienka na torcie, na ostatnim deserze tego wieczoru. Zjedzona na koniec. Koniec, przy którym nie było znaku zapytania. Rosja, USA, Korea, Francja, Chiny, Pakistan i wiele innych. To był koniec. Świst, upadek, niewyobrażalnie wielki huk i eksplozja, oślepiająca i żrąca biel, niszcząca wszystko w obrębie kilku, czasem kilkudziesięciu kilometrów, ogromny grzyb nuklearny, zniszczenia, zgliszcza i gruzy. Śmierć milionów.

I po co to wszystko? Czy dało się tego uniknąć? Tej rzezi na niewinnych, zniszczenia środowiska, piekła, grozy i strachu? Z pewnością tak, ale ludzi jak zwykle zapomnieli o języku z gębie i wszystko rozwiązali przemocą. Chociaż tak naprawdę trzeba by wymyślić nowe określenie na to, co się tutaj działo. Bo „przemoc” to za delikatne słowo.

Ale teraz? Teraz już nie będzie wojen, sporów, bólu i cierpienia. Nie będzie już nic, nie ma już nic.
Nikogo i niczego.
Ale zaraz spytacie: Hej, a co z ocalałymi? To nie możliwe, żeby nikt nie przeżył!
Po tym co się tutaj działo można spokojnie powiedzieć, że rzeczy niemożliwych nie ma. I tak naprawdę nigdy nie było.

Otworzył oczy i podniósł się z posłania. Co on tutaj robił? Ach tak, żył.