wtorek, 29 grudnia 2015

Głęboka woda - Free! Future AU - Sourin/Makoharu - Oneshot

Hej wszystkim! Jak tam święta minęły? U mnie całkiem spoko :D Wow to półrocze dało mi się we znaki, niezły zapierdziel mam. Biorę udział w olimpiadzie polonistycznej i to jest tak dużo czytania! Do tego musiałam napisać 15 stron rozprawki. To główny powód mojej nieobecności. Naprawdę trudno jest dodawać coś na bieżąco i być dobrze ze szkołą, za każdym rogiem mam sprawdziany ;/ Ale udało mi się napisać coś nowego! Oneshota z Free! To chyba 2 na tym blogu z Free, a zapowiedzieć mogę, że będzie i 3 :D Pierwszy był śmiszkowy, ten jest taki pół na pół, a na trzecim wszyscy będziemy płakać C: Wspaniale. "Głęboką Wodę" dedykuję mojej przyjaciółce Nanako na święta <3 Ona dostała go przedpremierowo xD Nie będę nic obiecywać co do kolejnych publikacji, wszytko będzie zależeć od czasu i ilości pracy do szkoły :) Dziękuję za wyrozumiałość <3 Możecie wpadać do czasu do czasu, coś się powinno pojawiać xD Tak więc zapraszam do czytania i SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! Sylwester już za rogiem, proszę się bawić z rozwagą i nie puszczać petard w domu xD 

inf: akcja opowiadania dzieje się ok. 10 lat po anime. Inspirowane obrazkiem z okładki. 


Głęboka Woda

Godzina była dość późna. Latarnie już od dawna oświetlały opustoszałe ulice dzielnicy miasta, którą patrolował Rin. Chłodne powietrze sierpniowej nocy przejmowało lekkim dreszczem ciało młodego policjanta. Dzielnica, nad którą sprawował pieczę, zwykła być spokojna. Zdawać by się mogło, że gdyby zostawić ją bez opieki, to nic by się nie zmieniło. Rin jeszcze raz rozejrzał się wokół skweru, przy którym zaparkował wóz policyjny i usiadł na ławce. Odchylił głowę i spojrzał w niebo. Nad jego głową rozpościerało się wolne od chmur morze, pełne błyszczących punktów, mieniących się w najróżniejszych konstelacjach. Z głębin pamięci Rin starał się wyciągnąć licealne lekcje geografii, gdy uczyli się o gwiazdach, jednak nic nie przychodziło mu na myśl. W zasadzie to nie pamiętał za wiele z czasów liceum, a już zwłaszcza z lekcji. Doskonale pamiętał tylko klub pływacki, zawody, w których brał udział i przyjaźnie, które zawarł.
Rin zamyślił się, starając poukładać sobie w głowie, gdzie się podziali ci przyjaciele, o których tyle walczył.
- Co się z nimi wszystkimi stało po tych latach? – myślał. - Ostatecznie żaden z naszej paczki nie związał swojej przyszłości z pływaniem. Może oprócz Makoto, który trenuje te dzieciaki. Chyba nawet pisali o nim ostatnio w gazecie. Nagisa i Rei szybko zmyli się z kraju na tych stypendiach naukowych. Co to było… Harward? Chyba… Ciekawe, czy już robią w tym swoim NASA… Ha, co za nerdy– Rin uśmiechnął się sam do siebie.
- Co cię tak bawi? – usłyszał głos. Odwrócił głowę, zauważając jak Souske dosiada się do niego na ławce i podaje mu kubek parującej kawy. Souske i Rin razem skończyli szkołę policyjną i od tamtego czasu zawsze byli partnerami w pracy. Może to i dobrze, że chociaż Souske z nim został. Bez niego byłoby nudno.
- A nic… - westchnął, odbierając kubek. – Przypomniało mi się tylko, że ciągle nie dostałem od Reia i Nagisy pocztówki z Ameryki.
Souske spojrzał na niego nieco zmieszany odpowiedzią, ale po chwili zaśmiał się krótko.
- Ty to naprawdę nie masz czym sobie zawracać głowy – powiedział. – Wiem, że fucha dzielnicowego to żadna atrakcja, ale mógłbyś się przynajmniej skupić na otoczeniu.
- Powiedział facet, który zechciał zatrzymać się po paczkę ciastek w środku nocy – odgryzł się Rin, biorąc łyka ciepłej kawy.
- Już dawno byśmy odjechali, gdyby panicz nie zażyczył sobie kawy, na którą czekałem prawie dziesięć minut… swoją drogą ile można robić kawę, gdy ma się jednego klienta na krzyż, jest środek nocy…
- Ja tylko skorzystałem z okazji. Chcesz łyka?
- A daj.
W momencie, gdy Souske oddawał Rinowi kubek, ciszę wokół nich rozproszył głośny plusk. Obaj mężczyźni zerwali się na równe nogi, z pełną uwagą rozglądając się po skwerze.
- Co to było? – szepnął Souske do Rina.
- Nie mam pojęcia – odparł tamten. – Ale brzmiało jakby ktoś wrzucił kamień do wody.
- Ta, chyba raczej głaz.
Zostawiając swoje nocne przekąski na parkowej ławce, policjanci ruszyli w stronę fontanny, która znajdowała się w najsłabiej oświetlonym fragmencie skweru. W nikłej poświacie ulicznych lamp ujrzeli cień poruszający się w fontannie i chlapiący wodą.
- Ktoś tam się normalnie kąpie – zauważył Rin.
- Hej, ty tam! Proszę natychmiast wyjść z fontanny! – krzyknął Souske w stronę cienia. Wtedy osobnik zauważył idących w jego stronę dzielnicowych, spanikował i momentalnie wyskoczył z fontanny, uciekając gdzieś przed siebie. Policjantów zaskoczyło nagłe działanie mężczyzny, jednak szybko ruszyli za nim w pościg. A właściwie Rin ruszył.
- Ty go goń, ja wezmę radiowóz! – rozporządził Souske, zawracając do samochodu. Rin kontynuował pogoń za fontannowym pływakiem. Ku jego zdziwieniu i ogólnej dezorientacji, w świetle latarni połyskiwały dwa pośladki. „Co kurwa?!”- pomyślał Rin. – „Czy ten koleś naprawdę kąpał się tam nago?!”
I być może dlatego, że był nagi i bosy, biegł wolniej i szybko udało się go Rinowi złapać i rzucić na glebę.
- Ej no spokojnie! – szarpał się nudysta.
- Spokojnie to będzie na komendzie – odpowiedział Rin, zakłuwając pojmanego mężczyznę w kajdanki. Fakt, że musiał oglądać i dotykać jego nagie ciało wcale nie polepszało sytuacji. Gdy zakończył operację, podniósł się z ziemi i mężczyznę również, i w tym właśnie momencie wszystko jednocześnie straciło i nabrało sensu.
- Haru?! – wydusił skonfundowany Rin. – Pojebało cię już do reszty!?
W tej samej chwili nadjechał radiowóz, wystawiając nagie ciało pojmanego na pełne światło. Zza otwartej szyby wychylił się Souske, krzycząc:
- Co kurwa?!
- Pytałem go o to samo! – odkrzyknął Rin.
- Długo jeszcze się będziecie mną zachwycać czy może dacie mi jakiś koc z łaski swojej, trochę mi jednak zawiewa – burknął pełen zażenowania Haru, patrząc gdzieś w bok. Niemniej zażenowany Rin potaknął, jąkając się przy tym, rozkuł przyjaciela i zaprowadził do radiowozu, wyciągając z bagażnika folię termiczną. Posadził zafoliowanego Haru na tylnym siedzeniu, sam dosiadł się do Souske z przodu i tak siedzieli przez parę minut, braknąc w słowa.
- To może jedźmy na komendę – zaproponował w końcu Rin.
- A! Tak, tak, jedźmy – przytaknął Souske, wrzucając jedynkę i wciskając gaz.
  
***

- Więc? – zapytał Rin, gdy usiedli w biurze na komendzie. Gdy przyjechali, dali Haru jakieś dresy, spisali wedle procedur i usiedli na spokojnie do rozmowy w pokoju zatrzymań.
- Co..? – odpowiedział pytaniem Haru.
- Co, co? Czemu kąpałeś się w fontannie…? Dobra, pomijając fakt kąpieli, ale czemu nago?? – dopytywał ciągle zdziwiony policjant. Souske z innym policjantem wrócił na dzielnicę. Haru milczał, wpatrując się w kubek parującej herbaty, którym go poczęstowano.
- Będę strzelał, ale… Makoto? – westchnął Rin. Haru drgnął nieznacznie, zdradzając sedno problemu. Pełen rezygnacji Rin opadł na krzesło. Przetarł dłonią zmęczoną twarz, spojrzał na zegarek. Dochodziła trzecia.
- Haru, jak mi nie powiesz, o co chodzi, to nie będę w stanie ci pomóc – powiedział, wracając do jednostronnej rozmowy.
- No bo… - zaczął w końcu Haru. – On się mną w ogóle nie interesuje…
Rin wywrócił oczami, krzyżując ręce na piersi. Zapowiadała się fascynująca opowieść.
- Odkąd stał się taki sławny, zupełnie się od siebie oddaliliśmy… Ciągle chodzi na jakieś spotkania, treningi pokazowe i takie tam. A nawet jak jest w domu to nie ma na nic czasu, bo robi jakieś plany treningowe i w ogóle… jak to trener – skarżył się. Rin po raz trzeci w tym miesiącu słuchał marudzeń przyjaciela. Jak on się cieszył, że nie miał takich rozterek sercowych. Jednak ciągle dziwił go fakt, że po tylu latach związku, Haru i Makoto ciągle mieli jakieś problemy. Ale nie chodzi tu o jakieś poważne sprawy, to były zwykłe perypetie zakochanych i nawet  jeżeli dawno skończyli liceum, to mentalnie gdzieś tam jeszcze błądzili. A zwłaszcza Haru. Jego dostosowanie do życia w społeczeństwie było naprawdę minimalne.
- Haru no, wiesz jak jest. Każdy ma swoje pięć minut sławy i nie możesz się przez to na niego obrażać. Jest zapracowany, ale niedługo wszystko wróci do normy – Rin próbował jakoś dotrzeć do przyjaciela, jednak było jak grochem o ścianę.
- Ale wygląda na to, jakbym przestał się liczyć. Też mam problemy, też bym chciał z nim porozmawiać, pobyć… ale on tego nie zauważa…
Rin westchnął, przeczesując dłonią włosy. Musiał to szybko i zgrabnie zakończyć, bo nie mógł poświęcać służby na naprawianiu związku.
- Pamiętasz jak jeszcze na studiach pływałeś na różnych zawodach? Pamiętasz ile czasu zabrały ci treningi, spotkania i wywiady,? Myślisz, że jak Makoto się z tym czuł… Po nim może nie widać, że cierpi, bo zawsze jest miły i się uśmiecha, ale też czuł się samotny. Tak, jak ty teraz.
- Skąd ty to… - zapytał zdziwiony Haru, podnosząc nawet wzrok znad kubka.
- Souske mi mówił… Bądź co bądź, trenowałem wtedy z tobą, więc oni spędzili ze sobą trochę czasu – Rin uśmiechnął się smutno, przypominając sobie dawne chwile. – Jednak zamiast chodzić smutnym, wspierał cię w tym, co robiłeś. Więc może teraz twoja kolej, by się odwdzięczyć?
Siedzieli chwile w ciszy. Rin sam siebie zadziwił takimi słowami. Nie spodziewał się po sobie takich głębokich rad. Do Haru chyba w końcu dotarło, jak się zachowywał. Jego twarz wydała się Rinowi bardziej promienna, chociaż tamten wcale się nie uśmiechał. Nikła paleta emocji pozostała Haru do dnia dzisiejszego.
- Chyba masz rację… - przytaknął Haru, a Rin odetchnął z ulgą. Niedługo potem Rin odwiózł przyjaciela do domu. Gdy podjechali pod budynek, w którym mieszkał Haru i Makoto, policjant przypomniał sobie, że nurtowała go jeszcze jedna kwestia. Zanim Haru wysiadł, zapytał:
- Hej, jeszcze jedno. Czemu nago?
- Rany, zostawmy to, ok? Tak wyszło… Wybiegłem z domu i musiałem gdzieś wyładować emocje. Fontanna była najbliższym miejscem z wodą, a cóż… stroju na sobie nie miałem – odpowiedział Haru i wysiadł z auta. Pomachał na pożegnanie i wszedł do budynku. Rin siedział jeszcze chwilę bez ruchu, przetwarzając słowa Haru.
„Jak to NIE MIAŁ STROJU??”

***

- Dzień dobry, komisariat policji, słucham.
- PORWALI MOJE DZIECKO! – w słuchawce na komendzie rozległ się zbolały krzyk kobiety. Dyspozytorka aż odsunęła aparat od ucha, jednak po chwili lamentów kazała kobiecie uspokoić się i powiedzieć wszystko od początku, chociaż informacje były podobne do tych, które komisariat otrzymał dwa dni temu. I tydzień temu. I dwa tygodnie temu. Zaniepokojeni rodzice dzwonili od miesiąca z informacjami, że ich nastoletnie córki zostały porwane. Okoliczności były niejasne, dziewczęta były porywane sprzed szkół, z arkad. Świadkowie opowiadali o pozbawionym rejestracji wozie, który kursował w miejscach, gdzie ostatnio widziano ofiary porywaczy. Dotąd żadna z dziewczyn nie odnalazła się. Policja wszczęła dochodzenie i starała się zapewnić odpowiednie środki bezpieczeństwa, jak zakaz późnego wychodzenia do miasta lub chodzenia samemu. Zwiększona liczba patroli w poszczególnych dzielnicach także nie zdołała utrzymać porywaczy z dala od licealistek. Do tej pory zgłoszono 10 zaginionych.
Na komendzie była to ostatnimi czasy główna sprawa. Oddział, który uformowany został specjalnie do badania sprawy zaginięć był nadzwyczajnie duży. Znaleźli się w nim także Rin oraz Souske, którzy wraz z kilkoma innymi policjantami odpowiedzialni byli za patrole w jednej z dzielnic Shibuyi. Rozkazy zostały wydane, a funkcjonariusze odprawieni.
- Trudna sprawa, co? – zagadnął Souske do Rina, gdy wsiadali do radiowozu.
- Jeden znajomy z dyspozytorki opowiadał mi, że kilka lat temu była podobna sprawa. Złapano kilku sprawców, jednak nie wszystkie dziewczyny udało się uratować. Do dziś śledztwo trwa na poziome państwowym. Chodziło o handel ludźmi, głównie do Chin czy Tajlandii… Dlatego teraz podejrzewają to samo. Okoliczności też są podobne – powiedział Rin, zapinając pasy. Wyjechali z komendy i pojechali do przydzielonej dzielnicy.
- Myślisz,  że to może być ta sama grupa? – zapytał Souske.
- Całkiem możliwe. Albo ta sama, albo jakaś pochodna. Tyle tego syfu się ostatnio namnożyło. A handel ludźmi to nie taki mały biznes przecież. Krew się burzy jakby pomyśleć, co oni potem robią z tymi ofiarami… - przerwał, po czym dodał – Dobrze, że Gou jest teraz w Ameryce z Seijirou. Chyba bym sobie nie wybaczył, gdyby… - nie skończył, bo poczuł dłoń Soukse na swoim udzie. Mężczyzna pogładził go uspokajająco. Stali akurat na światłach.
- Nie martw się, jest daleko od tej sprawy – uśmiechnął się, po czym pocałował krótko Rina. Zapaliło się zielone światło i pojechali dalej.
Rin i Souske byli razem mniej więcej od czasów szkoły policyjnej. Po ukończeniu liceum Rin niemal całkowicie poświęcił się pływaniu, by wykorzystać moment szczytowej formy młodego ciała. To był czas, kiedy Souske mocno izolował się od społeczeństwa. Czasem widywali się, jednak były to sporadyczne spotkania, na przykład w dni wolne od treningu. Souske właściwie nigdy nie powiedział Rinowi, co robił przez ten czas, gdy go nie było. Rin wiedział, że pilnie się rehabilitował, ale co poza tym? Chyba pozostanie to tajemnicą, bo Souske nie lubił wracać do tamtych czasów. Możliwe, że Makoto wiedziałby więcej o tamtym okresie, bo spędzali wtedy ze sobą dużo czasu, jednak Rin nigdy jakoś nie dogadywał się z chłopakiem Haru. To chyba była kwestia różnych charakterów. Już od podstawówki niespecjalnie zacieśniali więzy. Dlatego tym bardziej o Souske Rin jakoś nie umiał zagadać.
Po tym jak Rin postanowił zakończyć swoją pływacką karierę, powrócili z Souske do dawnej, licealnej relacji, jednak wtedy to przerodziło się w coś więcej. Czy to wynikało z tęsknoty, z potrzeby nadgonienia tych straconych lat, czy z pragnienia bliskości? Skąd mają wiedzieć, miłość przychodzi przecież niespodziewanie i bez powodu. Od dawna byli bliskimi przyjaciółmi, więc to uczucie tylko bardziej zbliżyło ich do siebie. Mieli wspólne mieszkanie i wspólną pracę. I tak sobie żyli.
Jednak ostatnio Rina męczyły wspomnienia. Przypomniał sobie jak to było w liceum, gdy wszyscy byli dobrymi przyjaciółmi, gdy razem pływali, spotykali się. Teraz to wszystko gdzieś zniknęło. Każdy poszedł w swoją stronę, spełniając marzenia. A on? Utknął w miejscu. Poddał się, zrezygnował ze swoich snów. Nie został najlepszym pływakiem na świecie, nie pojechał na Zawody Olimpijskie. „Nie miał ambicji, poszedł do policji”, myślał. Nie, żeby nie lubił swojej pracy. Przez budowaną latami wytrzymałość fizyczną bardzo dobrze sobie radził. Jednak nostalgia i poczucie marnowania życia nie dawały mu spokoju.
Niedawno w jakiś wolny dzień, Rin wegetował na kanapie, tkwiąc w pustce, jaką stało się jego życie. Beznamiętnie oglądał jakieś zawody pływackie. Ciągle męczyła go przeszłość. Co, gdyby nie przestał pływać? Co, gdyby pojechał na Zawody Olimpijskie? Co, gdyby wszyscy dalej byli bliskimi przyjaciółmi? Te pytania nie zdawały się na nic dobrego, dobijając tylko Rina. Ale wtedy podszedł do niego Souske. Usiadł obok, wziął Rina w ramiona i nie pozwalał na to, by jego ukochany tyle się smucił. Pocałował go czule w czubek głowy i mówił, żeby ten się nie zadręczał i że jest dobrze. Wtedy te proste, prozaiczne niemal słowa wydały się Rinowi liną, która wyciągnęła go z jakiejś mrocznej otchłani. Siedzieli tak jeszcze chwilę, po czym włączyli konsolę, by pograć razem w gry. To chociaż na chwilę pozwoliło oderwać się Rinowi od wspomnień. Dobrze, że był z nim Souske. Inaczej już dawno by się załamał.

Tego dnia podczas patrolu nie wpadli na nic nadzwyczajnego. Shibuya była ruchliwa jak zawsze, ale nic poza tym. Zdali raport i poszli na miasto coś zjeść. Rzadko kiedy sami gotowali sobie obiad, po służbie nigdy nie było na to czasu i chęci. Czasem w weekendy zdarzało im się zasiąść do domowego stołu.
Poszli do restauracji, w której kucharzem był Haru. Odwiedzili ten lokal głównie dlatego, że Rin ciekawy był, jak rozwiązał się konflikt, przez który Haru został nudystą na jedną noc. Restauracja nie należała do Nanase, jednak ze względu na jego kulinarny talent była kojarzona głównie z nim. Znaleźli wolny stolik, zamówili dania i czekali.  Restauracja była nieduża i przytulna, urządzona nowocześnie. Dominowały kolory brązu i czerwieni. Wokół było gwarno i pachniało jedzeniem.
Jednak mimo przytulnej atmosfery, Rin nie umiał wyjść z dziwnego stanu zadumy. Souske widział, że coś męczy jego chłopaka, ale nie wiedział, czy chciał poruszać ten temat, czy może lepiej było sprowadzić myśli partnera na inny tor.
- Myślisz, że uda się nam go zagadać? – zdecydował się na drugą opcję. – Dziś tu dość pełno, na pewno ma roboty po łokcie.
- Spróbuję, a jak nie, to się zobaczy, jak się znów z nim spotkam czy coś – mruknął Rin, patrząc gdzieś w bok, na salę. Przy stoliku po drugiej stronie wybuchła salwa śmiechu, zwracając uwagę policjantów. Nie było rady, Souske musiał zapytać. Wzdychając ciężko, oparł łokieć na stole i zapytał:
- Co tym razem?
Rina zdziwiło pytanie. Nie spodobała mu się mało troskliwa forma, w jakiej został ono zadane.
- Jak to tym razem?
- No, przecież widzę, że znowu coś cię męczy. Musisz wrzucić na luz, Rin, bo przez te zmartwienia przedwcześnie wyłysiejesz – powiedział spokojnym tonem, spoglądając na czerwone włosy Rina, upięte w kitkę. „A szkoda by było, jakbyś je stracił”, pomyślał.
- Głodny jestem i tyle – burknął, krzyżując ręce na piersi. Souske podniósł się znad stołu i opadł na oparcie krzesła.
Oczywiście, że Rin mógł sam się z tym męczyć, ale Souske wydawało się, że mężczyzna niemal ostentacyjnie manifestuje swoje przygnębienie tylko po to, by Souske mógł je zauważyć, zatroszczyć się i by Rin mógł zaraz zaprzeczyć i dąsać się jeszcze bardziej.  Później pójdą do domu, położą się spać, a Rin wysypie z siebie deszcz żalu, rozpłacze się i ostatecznie pójdą spać o trzeciej w nocy. Souske już za długo żył z tym człowiekiem, żeby ciągle mieć siłę na te cyrki, dlatego w momencie, gdy kelner zostawił im dania, zapytał:
- Chodzi ci o pływanie, prawda?
Dłoń Rina zatrzymała się w połowie drogi po pałeczki, jednak sięgnął po nie z pozornie niezmąconym spokojem, odpowiadając:
- Nie wiem o co ci chodzi, przecież już nie pływam. Mam po prostu gorszy dzień i tyle. Czy możemy już zacząć jeść? A poza tym, skoro tak bardzo podobają ci się przesłuchania, to trzeba było pracować w kryminale…
Rin był bardziej opryskliwy niż Souske się spodziewał, dlatego postanowił póki co porzucić temat i zjeść obiad. Rozprawi się z nim później.
Po skończonym posiłku Rin zapytał kelnera, czy jest możliwość krótkiej rozmowy z Haruką. Okazało się, że akurat miał dziesięciominutową przerwę, więc Rin udał się na zaplecze, zostawiają przy stole Souske, który dopijał swoje wino.
W pokoju dla personelu przy niedużym, blaszanym stole samotnie siedział Haru, pijąc wodę z butelki. Zauważył Rina dopiero, gdy ten wszedł do pokoju i zamknął drzwi. Z jego twarzy jak zwykle nie można było odczytać, czy ucieszył się z tej niespodziewanej wizyty, czy wręcz przeciwnie. Nie zważając na nastroje, Rin dosiadł się do przyjaciela.
- Mogłeś zadzwonić – powiedział Haru, zakręcając butelkę. – Pewnie jesteś zajęty czy coś.
- Przyszliśmy z Souske na kolację, więc stwierdziłem, że przy okazji się z tobą zobaczę i zapytam, co słychać – wyjaśnił Rin. Haru westchnął i poprawił się na krześle.
- Dobrze jest – odpowiedział krótko, unikając kontaktu wzrokowego. – Pogodziliśmy się, ale ciągle istnieje jakiś dziwny dystans. Może to kwestia czasu i muszę to przeboleć – kąciki jego ust drgnęły na wzór smutnego uśmiechu. Po chwili dodał:
- Nie chcę być niemiły, ale może powinieneś się zająć trochę sobą?
Rina zdziwiła ta sugestia. Czy on też będzie mu robił wykłady a’la Souske?
- Co chcesz przez to powiedzieć? Sugerujesz, że wpycham ci się w życie?
- Nie! – zaprzeczył szybko Haru. Czuł, że ta rozmowa może obrać taki kierunek. – Może źle zacząłem myśl. Dzięki, że się o mnie troszczysz i w ogóle, ale mam wrażenie, że coś cię męczy… Wyglądasz,  jakbyś nie spał od kilku dni – powiedział spokojnie, zerkając Rinowi na twarz. Rzeczywiście, oczy miał podkrążone, twarz jakąś mizerną, włosy niepoukładane.
- Nic mi nie jest – odparł Rin, zrywając kontakt wzrokowy. – Mamy ostatnio ciężką sprawę, dużo pracuję i tyle.
- Rin, naprawdę, znam cię nie od dziś. Moje kłopoty sercowe to jedna rzecz, każdemu się zdarzają, jednak nie zamyka mi to oczu na innych… Mi chyba możesz powiedzieć – zaproponował, sugestywnie patrząc w stronę drzwi, jakby zgadując, że Souske nie zna sedna problemu. Rin westchnął, sięgnął ręką za głowę i zdjął gumkę, pozwalając włosom bezładnie opaść mu na szyję i twarz. Zaraz lekko je odgarnął, głęboko zastanawiając się, czy powiedzieć o wszystkim Haru, czy grać głupa.
- Nic specjalnego mi się nie dzieje… Głupia nostalgia, naprawdę, minie, jak się czymś zajmę – szedł na około. Wyglądało na to, że Rin nie chciał po prostu przed sobą przyznać, o co mu chodziło.
- Chcesz pływać, prawda? – Haru nie miał oporów. Rin zacisnął zęby, patrząc w dół. – Zawsze chodziło o pływanie Rin, dlaczego nie umiesz tego przed sobą przyznać?
- S- skąd wiesz? – załamał głos. – Może chodzić o cokolwiek.
- Ale co innego? Z Souske ci się układa, w pracy też, masz porządne mieszkanie, przyjaciół… To jedno oddałeś bez walki – skwitował Haru.
Rin to wiedział. Od dawna wiedział to wszystko, co Haru powiedział teraz na głos, jednak nie chciał się do tego przyznać. Nie chciał się przyznać do przegranej.
- Sam sobie stawiasz mury… Są dziesiątki możliwości, żebyś mógł wrócić do pływania, ale ty wolisz uciekać – kontynuował Haru. Już dawno tyle nikomu nie powiedział. – Zawsze wolałeś uciekać… Czy liceum naprawdę niczego cię nie nauczyło?
Rin zobaczył wtedy oczami wyobraźni dawne lata. Pamiętał, jak zrezygnował z Australii, jak zrezygnował z Haru i innych. Czy naprawdę był ciągle taki sam? Czy on, dwudziestoośmiolatek, był ciągle tym małym, zagubionym chłopcem na plaży w Sidney?
- Haru, przerwa ci się skończyła – powiedział nagle szef kuchni, zaglądając szybko do pokoju i wracając do pracy.
- Tak, już idę – odpowiedział Haru, od razu wstając z krzesła. Rin wstał także. Dla niego ten komunikat również oznaczał wyjście. Zanim się rozeszli, Haru dodał:
- Porozmawiaj z Souske. Sam radziłeś mi to samo, nie? – pomachał mu i zniknął w kuchni. Rin dołączył do swojego partnera, który, jak się okazało, zdążył już zapłacić rachunek i byli gotowi do wyjścia.
Souske nie poruszył tematu pływania do końca dnia. Po minie Rina widać było, że sam zmaga się w myślach ze swoimi problemami. Gdy zgasili światła i położyli się spać, Rin nie mógł zasnąć. Obracał się na wszystkie strony, nadaremno szukając wygodnej pozycji. W końcu przez ciągły ruch na materacu, obudził się Souske. Przewrócił się na bok, by leżeć twarzą do Rina i powiedział zaspanym głosem:
- Co ty wyprawiasz?
- Próbuję spać.
- A nie możesz tego robić, nie wiem, bez ruchu?
- Nie – odpowiedział sucho, obracając się do niego tyłem.
Souske westchnął i sięgnął ramieniem, obejmując Rina i przyciągając go do siebie.
- Śpij – powiedział, zamykając oczy, jednak Rin szybko uciekł objęciom. Wstał i usiadł na brzegu łóżka. Souske bezsilnie przewrócił się na plecy. Zapowiadała się długa noc.
- Souske, ja…
- Nigdy nie powiedziałem ci, co robiłem po liceum, prawda? – zaczął nieoczekiwanie Souske. Rin obrócił się w jego stronę zdziwiony.
- Nie…
- I nie ciekawiło cię to?
- Nie wydawałeś się chętny do poruszania tematu przeszłości.
- Też racja – zaśmiał się Souske.
- Więc? – kontynuował Rin. – Zamierzasz mi teraz opowiedzieć, czy coś?
- A tak mi się przypomniało.
- No, to słucham – Rin na powrót położył się obok, twarzą do mówiącego.
- Prawda jest taka, że niezbyt chciałem cię wtedy widzieć – zaczął.
- Dlaczego? – zapytał Rin.
- Bo pływałeś. A ja nie. Głupie, co? – zaśmiał się. Rin podniósł się na łokciu.
- Nie pływałeś?! To co ty robiłeś po tej rehabilitacji?
- Biegałem głównie. Czasem chodziłem na basen rekreacyjnie, żeby pobyć w wodzie czy coś. Nawdychać się chloru.  Dostałem zakaz na pływanie zawodowe – powiedział, patrząc w sufit. Rin podejrzewał, że musiało stać się wtedy coś poważnego, z powodu czego Souske zszedł z pływackiej sceny, ale nie sądził, że było aż tak źle.
- Na krajowych w liceum przegiąłem – wyjaśnił. – Lekarze dawali mi bardzo małe szanse na odzyskanie pełnej sprawności. Ich prognozy były słuszne. Kontuzja ramienia była nieuleczalna. Dlatego też zdziwiłem się, że przeszedłem wszystkie testy sprawnościowe do policji. Pewnie kilka lat przerwy dało mi czas na minimalną rekonwalescencję. Więc widzisz, byłem najzwyczajniej w świecie zazdrosny, że ty i Haru macie takie wyniki, że trenujecie i wygrywacie zawody. A ja jedyne co mogę robić, to pomachać wam z trybun, a i to nie za mocno.
- Dlaczego nic nie mówiłeś?
- A po co? Co byś z tym zrobił? Czułbyś się tylko gorzej pływając.
- Czy to dlatego bardziej się do mnie otworzyłeś, gdy poszliśmy razem do policji? Bo już nie pływałem?
- Nie no, bez przesady, dorosłem do tamtej pory – Souske przewrócił się na bok. – Po prostu stęskniłem się za tobą. O twojej rezygnacji dowiedziałem się trochę później. Niekoniecznie się tym chwaliłeś.
- A czym tu się było chwalić – zaśmiał się sarkastycznie. – Zachowałem się jak jakiś dzieciak. Jakbym się obraził czy coś.
- Ale chyba tak było, co? Obraziłeś się, potupałeś nogą i rzuciłeś swoją pasję – powiedział Souske, a Rin spojrzał prosto na niego. Nie spodziewał się, że Souske tak to zamierzał rozegrać.
- Byłem na ciebie wściekły. Rzuciłeś coś, co było życiem nas obu. Byłem szczęśliwy, gdy mogłem oglądać, jak wygrywasz. Może to trochę samolubne, ale byłeś lekarstwem mojej porażki. Wtedy też zauważyłem ciebie, gdzieś poza tym pływaniem. Stojąc obok, mogłem zobaczyć w tobie człowieka, nie zawodnika. Dodałeś mi chęci do życia. Dlatego wróciłem do ciebie, dlatego cię pokochałem. Bo kiedy myślałem, że już wszystko stracone, uświadomiłem sobie, że jesteś ty. Byłem jednocześnie zły i cieszyłem się, że przestałeś pływać. Miałeś więcej czasu dla mnie, ale widziałem, że żyjesz na siłę, jakby celowo uciekając do swoich marzeń. Ja, gdybym mógł, to nawet teraz, zaraz rzuciłbym się do wody i przepłynął 100 basenów – uśmiechnął się, smutno rozmarzony. – A ty? – dodał po chwili. - Wskoczyłbyś?
Umilkli obaj. Za oknem przejechał jakiś samochód, ktoś do kogoś krzyknął.
- Wskoczyłbym – powiedział cicho Rin. – Oczywiście, że tak. Chciałbym wrócić do pływania, jednak wiem, że już na to za późno. Gdybym wtedy był silniejszy i nie dał się porażkom, to pewnie nawet dzisiaj bym pływał. A tak, ja… zmarnowałem życie – głos mu się załamał i nic więcej nie mógł już powiedzieć. Souske podniósł się i przytulił Rina, który oddał uścisk, nie kryjąc łez. Wszystko rozegrało się prawie według założonego scenariusza.
- Nie cofniesz czasu, ale możesz wykorzystać bieżący. Przestań się pogrążać i zrób coś ze sobą – powiedział Souske, starając się go ostatecznie pocieszyć i zachęcić do działania. Miał nadzieję, że już się to jakoś ułoży.
- Nie będzie ci przykro? – zapytał Rin po jakimś czasie, gdy już się uspokoił. Leżeli wtuleni w siebie, powoli przysypiając.
- Nie. Już dawno pogodziłem się ze swoim losem. Ale chętnie pomogę ci w treningach czy coś – zaproponował.
- Oczywiście – uśmiechnął się Rin.
- I wybiorę ci najseksowniejszy strój – dodał Souske, całując Rina w szyję.
- Przestań – zaśmiał się Rin, niby broniąc się przed pocałunkami. Gdy Souske położył głowę na poduszkę, Rin pogładził go po policzku.
- Kocham cię, wiesz? – powiedział, na co Souske odpowiedział krótko:
- Wiem – i znów pocałował go.
Była godzina trzecia w nocy i według planu Souske, mogli wreszcie spokojnie iść spać.

*** 
Kilka dni później, podczas codziennego patrolu Shibuyi, uwagę Rina przykuł jeden facet przy salonie z grami. Dziwnie kręcił się przed lokalem, nerwowo spoglądał na zegarek. Najbardziej zdziwiły go ciemne okulary. Ten dzień był dość pochmurny, więc dlaczego miałby ich potrzebować? Przystanęli z Souske w znacznej odległości, by móc swobodnie obserwować mężczyznę. W czasie tych kilku minut wykonał dwa telefony, szczelniej zapiął ciemnozieloną bluzę i jakby cały czas kogoś wypatrywał. W końcu na horyzoncie pojawiły się dwie licealistki, jeszcze w szkolnych mundurkach. Wtedy policjanci byli już pewni, że coś tu nie gra, bo nawet jeżeli mężczyzna nie był szukanym porywaczem, to coś było z nim nie tak. Po krótkiej rozmowie między dziewczynkami a mężczyzną, facet w okularach wskazał ręką kierunek, w którym zaraz ruszyli. Dwaj policjanci postanowili śledzić podejrzanego, zawiadamiając wcześniej komendę przez krótkofalówki. Dostali zezwolenie na śledzenie podejrzanego i nakaz zgłaszania następnych wydarzeń.
Mężczyzna prowadził dziewczyny jeszcze przez jakiś czas główną ulicą, po czym skręcili w boczną alejkę za sklepem spożywczym. Dziewczyny wydawały się znać mężczyznę, chętnie opowiadały mu o jakichś rzeczach, tamten też na pierwszy rzut okaz wydawał się życzliwy, jednak jego podejrzana postawa utwierdzała Rina i Souske w tym, że mogli trafić w dziesiątkę.
Sytuacja stała się napięta, dziewczyny zaczęły wahać się, czy mężczyźnie można ufać, a tamten stawał się bardziej gwałtowny, szarpał je, by szły do przodu. To była jakaś podrzędna alejka, nikogo tam nie było. Na jej końcu czekał wóz transportowy. Wszystko było jasne. Souske zawiadomił komendę o sytuacji, poprosił o posiłki. Dostali rozkaz czekania na instrukcje. Jednak, gdy do mężczyzny w okularach dołączyło dwóch innych typów spod ciemnej gwiazdy, którzy na siłę chwyciły szarpiące się dziewczyny i zakleili im usta, policjanci nie mogli czekać. Wyskoczyli zza rogu z pistoletami w ręku. Wiedzieli, że wsparcie nie przybędzie od razu, dlatego postanowili kupić trochę czasu.
- Policja, ręce do góry, jesteście aresztowani! – krzyknęli, celując w zbirów. Tamci, chwilowo zaskoczeni, nie poszli jednak na współpracę.
- No proszę, a nie jest was trochę za mało? – zapytał facet w okularach, którego śledzili od początku. – Wydaje mi się, że mimo wszystko mamy przewagę liczebną.
W tym samym momencie jakiś facet przywalił Rinowi w plecy metalową rurą. Policjant momentalnie upadł na ziemię, tracąc przytomność. Zmieszany Souske odwrócił się, zręcznie unikając podobnego ciosu. Uderzył napastnika w brzuch, nokautując go na moment, jednak zwycięstwo było nikłe, bo zaraz inny facet wytrącił mu z ręki pistolet i popchnął na ścianę. Souske opadł na ziemię, szybko chwytając przycisk krótkofalówki i wyzywając wsparcie. Nie zdążył jednak powiedzieć więcej jak dwa słowa, gdy facet postury byka podniósł go z ziemi za mundur i kilka razy uderzył nim o ścianę, przyprawiając policjanta o uraz głowy, po czym brutalnie rzucił go na ziemię, obok Rina. Souske w ostatnich momentach przytomności widział, jak dwóch facetów ładuje nastolatki do wozu, a do nich reszta podchodzi z taśmą i linami. To był koniec, mogli żegnać się z życiem.

***
Rin obudził się z potwornym bólem pleców. Syknął, gdy próbował się poruszyć. Kręciło mu się w głowie, wizja co chwilę zanikała. Widział ściany i Souske, siedzącego naprzeciw niego. W miarę swoich sił podniósł głowę i spostrzegł, że obaj siedzą w furgonetce, podobnej do policyjnych. Rin chciał się ruszyć, ale jego ręce były przykute do rury.
- Szlag! –przeklął, szarpiąc mocniej, jednak kajdanki, którymi był przypięty, nie puszczały. – Souske! Obudź się, Souske! – szturchnął butem ciągle nieprzytomnego partnera, jednak tamten nie reagował. Rin z całych sił starał się wymyśleć jakieś wyjście z sytuacji, jednak nerwy odbierały mu jasność myślenia. Zauważył, że Souske krwawi głowa. Przeraził się, nie wiedział, co się właściwie dzieje. Wtedy poczuł, że samochód zaczął jechać.
- Hej! Wypuśćcie nas! HEJ! – krzyczał z całych sił, tupiąc nogami w podłogę. Bez skutku. Samochód nie zatrzymywał się, jechał ze stałą prędkością. Nagle droga stała się nierówna, coś zaklekotało pod ciężarem opancerzonej furgonetki i samochód stracił grunt pod kołami, z impetem spadając w dół i wpadając do wody. Zderzenie poderwało mężczyzn z siedzeń, by zaraz rzucić ich na ściany i z powrotem na ławy przyczepy. W momencie zderzenia Souske odzyskał przytomność.
- Co? – zerwał się, ale zaraz skulił, czując pulsujący ból w czaszce. – O kurwa, moja głowa! Co tu się dzieje! – szarpał się.
- Souske! Uspokój się, musimy szybko się stąd wydostać! – krzyknął Rin, zwracając na siebie uwagę.
- Rin! Jak dobrze, że żyjesz. Nic ci nie jest? – zapytał Souske, próbując wyszarpać ręce z kajdanek.
- Nie, jestem cały, ale za to ty krwawisz!
- Co to był za huk? – zapytał Souske. Wtedy też poczuł, jak mokną mu buty.
- O nie… Nie, czy oni chcą nas utopić!? – wykrzyknął Rin, panicznie rozglądając się po furgonetce. Spod drzwi powoli sączyła się woda. Wszystko stało się jasne – tamci ludzie przykuli ich i wrzucili samochód do zatoki. Opancerzona ciężarówka była cięższa i szybciej opadała na dno. Po chwili woda już sięgała im do kostek.
- To jakiś obłęd, nie mogę zginąć w wodzie, w której spędziłem swoje całe życie! – powiedział Rin, nieustępliwie szarpiąc kajdanki. Czuł, jak metal pozdzierał mu nadgarstki do krwi, jednak nie rezygnował.
- Rin przestań, trzeba wymyśleć coś sensownego, przecież nie urwiesz kajdanek! – Souske próbował powstrzymać partnera przed niepotrzebnym ranieniem się. Tymczasem furgonetka napełniała się wodą w zatrważającym tempie. – Poza tym, nawet jak się wyszarpiesz, to jak stąd wyjdziemy?
Rin przestał się szarpać. Souske miał racje, z opancerzona furgonetka była przecież tak samo trudna do opuszczenia jak do wdarcia się. A pod naporem wody żadne drzwi nie będą dały się otworzyć. Wszystko wskazywało na to, że byli zgubieni. Jednak nie zamierzali się poddać.
- Kajdanki! – wykrzyknął nagle Souske. – Skąd zbiry by je miały? Musieli nas spiąć naszymi. Powinniśmy mieć kluczyki!
- Nawet jeśli, to jak chcesz po nie sięgnąć? – zapytał Rin. Woda powoli sięgała kolan, czasu było niewiele, nim całkowicie ich zaleje.
- Twoja rura ma łączenie tuż nad twoją głową. Powinieneś być w stanie ją wyszarpać – mówił dalej Souske. Rin spojrzał na rurę partnera, jednak ona nie miała łączeń. Wedle instrukcji bruneta, Rin wstał i tyłem wszedł na ławkę. Dłonią wymacał złączkę rur i szarpał z całej siły. Woda sięgnęła ławki, Souske pokrzykiwał, żeby Rin użył więcej siły. Presja była ogromna. W końcu złączka puściła, a Rin poleciał do przodu na Souske.
- Jest! Jest! – krzyknął stając na podłodze, z rękami z tyłu i wodą do pasa.
- Sięgniesz teraz kluczyków? – zapytał Souske, stając i wchodząc na ławkę, bo gdy siedział, woda sięgała mu do klaki piersiowej. Rin gimnastykował się chwiejnie, sięgając zza pleców rękami do prawej kieszeni jego spodni, w której powinny były znajdować się kluczyki. Na szczęście – były. Starał się otworzyć zamek, jednak tyłem ciężko było trafić w dziurkę. Udało się. Szybko rozprawił się też z drugą ręką. Był wolny.
- Gdzie masz kluczyki?! – zapytał prędko Rin, brodząc w stronę Souske. Gdy Rin stał na podłodze, woda sięgała mu pod pachy.
- W lewej kieszeni spodni – odpowiedział Souske, wychylając lewe biodro w stronę Rina. Ten wyciągnął kluczyki i już miał otworzyć kajdanki Souske, jednak wyślizgnęły mu się one z mokrych rąk.
-  O kurwa! Nie! NIE! – wykrzyknął, nerwowo chwytając wodę wokół Souske. – Upuściłem je, upuściłem, Boże co teraz! – jego krzyk stał się histeryczny. Souske umrze z jego winy. Utonie, bo on nie był w stanie go uratować.
- Rin, czek… - Rin nie zdążył usłyszeć Souske, szybko zanurkował, macając podłogę i ławki. Woda była dość ciemna, nic nie widział. Słaba lampka na akumulator, przymocowana przy suficie, nie dawała nic pod wodą, chociaż dobrze, że jeszcze działała. Inaczej nie zrobiliby nic. W końcu zobaczył coś małego obok buta Souske. Szybko zabrał kluczyk i wypłynął, by zaczerpnąć powietrze. Pod wodą zeszła mu chwila, Souske stał na ławce, a woda sięgała mu pod brodę. Nie było czasu do stracenia. Rin zanurkował i po chwili rozkuł Souske. Obaj podpłynęli pod sufit furgonetki. Między nim a powierzchnią wody było jakieś 30 centymetrów. Obaj łapczywie łapali powietrze, którego nie zostało już dużo.
- Musimy stąd wyjść – wysapał Rin. – Mamy jedną szansę, a trzy możliwości.
- Drzwi, dach i kierowca – wyliczył Souske. – Jak samochód zatonie całkowicie, drzwi paki będą najłatwiejsze do otworzenia.
- Jedna szansa, Souske – powtórzł Rin, po czym go pocałował, być może po raz ostatni. – Jedna szansa.
Wzięli ostatni wdech i zanurzyli się. Wydawało się, że obecna sytuacja stała się ostatecznym sprawdzianem ich wytrenowanych płuc. Podpłynęli do tylnych drzwi. Aby je otworzyć, musieli przeciągnąć wajchę, która mechanicznie otwierała zamki zabezpieczające. Pod wodą wymagało to jeszcze więcej siły. Obaj chwycili wajchę, ciągnąc ją do siebie. Przy tak dużym wysiłku, Souske poczuł się jeszcze słabiej. Czuł, jak ból głowy zaczyna przemieszczać się na resztę jego ciała. Z ust uleciało mu parę bąbelków powietrza, jednak nie poddawał się. Za jeszcze jednym pociągnięciem, wajcha puściła i otworzyła zamki. Mężczyźni zaprali się nogami o brzegi ławek i naprali na drzwi. Prawe skrzydło opornie udało się otworzyć. Wtedy samochód jakby szarpnął w dół, woda wypełniła go już doszczętnie. Souske i Rin wypłynęli w górę. Wizję mieli zamazaną, czuli, jak pieką ich płuca, jakby zapadały się do środka. Bolały ich mięśnie, chcieli jak najszybciej wziąć oddech. Ostatnie dwa metry były dla nich największą męczarnią i sprawdzianem siły. Teraz liczyło się tylko przeżycie. Byle do światła, byle z dala od głębokiej wody.
Rin wypłynął na powierzchnię, biorąc ogromny wdech. Zaraz za nim pojawił się Souske. Spojrzeli po sobie, sapiąc z wyczerpania. Żyli. Udało im się przeżyć. Rozejrzeli się wokół. Znajdowali się w jakiejś zapyziałej części tokijskiego portu. Na brzegu widać było połyskujące światła policyjne. Zaraz ktoś zaczął krzyczeć i pokazywać w ich stronę. Usłyszeli głos silnika. Żółta motorówka ratunkowa już płynęła w ich stronę. Wciągnięto policjantów na pokład, owinięto kocami i szybko przewieziono do brzegu.
Souske czuł się jak w amoku, wszystko działo się tak szybko, zewsząd docierało tyle bodźców. Spojrzał tylko na Rina, który siedział naprzeciw niego ze łzami w oczach. „Ten Rin” – pomyślał z uśmiechem, zanim bezwładnie pochylił się do przodu. – „za dużo płacze jak na mężczyznę.”
Souske zemdlał, złapało go dwóch ratowników. Adrenalina, która wcześniej trzymała go w stanie pozwalającym na przetrwanie, teraz przestała działać. Rana głowy była poważniejsza, niż na to wyglądało. Rin także był słaby i wyczerpany. Ledwo mógł ruszać rękami, kajdanki odarły mu nadgarstki do krwi. Mógł tylko patrzeć, jak nieprzytomny Souske przenoszony jest z łodzi na nosze, jak podawany mu jest tlen i jak szybko zabiera go karetka. Jego opatrzono na miejscu. Miał nadzieje, że Souske nic się nie stanie. Przecież nie po to tyle walczyli, by miał umrzeć z powodu jakiegoś draśnięcia.
Gdy go opatrzono, podszedł do Rina komisarz śledczy Toshiaki, wyjaśniając sytuację. Okazało się, że podejrzenia Souske i Rina były słuszne i tamten mężczyzna miał związek ze sprawą. Po ich komunikacie, okoliczne patrole odnalazły ciężarówkę i porywczy, jednak było za późno, by powstrzymać ich przed wrzuceniem ciężarówki do wody. Ekipa ratunkowa przybyła na miejsce kilka chwil przed tym, jak wypłynęli na powierzchnię. Czyli gdyby sami nie podjęli działań, pomoc nie zdążyłaby nadejść. On i Souske utonęliby.
- Porywacze zostali już aresztowani, a te dwie dziewczyny są w drodze do domów – powiedział komisarz. – Dzięki wam złapaliśmy pierwszy, bardzo ważny trop i porywaczy.
Komisarz zamienił z Rinem jeszcze parę słów, pytając głównie o to, jak udało im się wydostać i nadmieniając, że niedługo mają złożyć przed komendantem raport ze sprawy . Powiedział też, że prawdopodobnie czekają ich jakieś konsekwencje za nieprzestrzeganie instrukcji, ale wszystko zostanie rozważone uwzględniając okoliczności. Komisarz kazał Rinowi nie martwić się papierkową robotą, pogratulował raz jeszcze i życzył szybkiego powrotu do zdrowia. Wkrótce Rin także został przewieziony do szpitala.

***

Od feralnych wypadków minął tydzień. Rin i Souske siedzieli w domu i wypoczywali. Ze względu na minioną sytuację i ich działania, zostali zawieszeni w służbie na dwa tygodnie. Oficjalnym powodem było nieprzestrzeganie instrukcji i niepotrzebne narażanie życia oraz parę innych rzeczy związanych z dyscypliną zajmowanego stanowiska. Nieoficjalnie było to coś w rodzaju urlopu zdrowotnego i nagrody za ruszenie śledztwa, co jednak okraszane było przecież wielkim szczęściem.
Souske powoli odrastały włosy, które wygolili mu w szpitalu, by zaszyć głowę. Okazało się, że rany były dość głębokie, jednak nie uszkodziły mózgu ani czaszki.
- Tak mi groziłeś wyłysieniem, a spójrz na siebie – śmiał się Rin. Jego rany także już się goiły i wszystko zaczynało wracać do dawnego porządku.
Po tym, jak obaj otarli się o śmierć, Rin zaczął dostrzegać wartość życia, które posiadał. Na każdym kroku powtarzał Souske, jak bardzo kocha, zapisał się  też do policyjnej ligi pływackiej.
- Nic wielkiego, ale zawsze – powiedział, gdy Haru i Makoto odwiedzili ich kilka dni po wypadku. Przynieśli obiad i spędzili w czwórkę całe popołudnie, rozmawiając o dawno zapomnianych sprawach. Mimo tak długiej nieobecności między sobą, czuli dawne więzy, które nie zanikły przez ten czas.
Gdy wyszli, a Rin zmywał naczynia, Souske podszedł do niego i przytulił go od tyłu, lekko falując na boki.
- Co? – zapytał Rin, zakręcając wodę i wycierając ręce.
- Nic – odpowiedział. – Tak się chciałem przytulić.
Rin obrócił się, by także móc go objąć. Stali tak chwilę w ciszy, mieszkanie było ciemne, paliła się jedynie świetlówka nad zlewem i mała lampka z abażurem, ustawiona obok kanapy. Był późny, czwartkowy wieczór. Z radia w przedpokoju cicho leciała jakaś piosenka. Souske zaczął kiwać się do rytmu, pociągając do małego tańca Rina.
- Co robisz, przecież ja nie tańczę – Rin próbował się wyrwać, na co Souske uśmiechnął się i przytulił go jeszcze mocniej.
- No weź, dla mnie – nalegał, po czym położył mu ręce na biodrach. Rin westchnął, sięgając mu rękami na ramiona. Przy nikłym świetle dwóch lamp obracali się i kiwali na boki. Rin czuł się jak na szkolnej potańcówce, jednak po chwili chciał, żeby ten taniec nigdy się nie skończył. Souske z połową wygolonej głowy wyglądał komicznie, jednak nagle przestało to śmieszyć Rina. Sięgnął dłonią, dotykając ogolonej strony, na której wyrósł już pierwszy meszek włosów. Souske skrzywił się lekko, miejsce wokół szwów ciągle trochę go bolało. Rin od razu zabrał dłoń, kładąc ją z powrotem na ramię.
- Wybacz – przeprosił, czując, jakby popełnił straszne przestępstwo.
- Nic się nie stało – odpowiedział Souske.
- Ale mogło – szepnął Rin. Po plecach przeszedł mu dreszcz. Przytulił się do Souske. – Nie będę ci odmawiał tańca, Sou. Będę o ciebie dbał, będę trenował i będzie dobrze.
Souske także przytulił Rina, gotów się rozpłakać. On też czuł ten wewnętrzny strach, że teraz mogłoby ich tu nie być. Że mogliby nie wypłynąć. Że mogliby nie rozkuć kajdanek. Że mogliby zginąć zanim wepchnięto ich do wody. Jednak byli i doświadczenie tego istnienia było tak intensywne, tak wyraźne, że wydawało się to niemożliwe. Ich dotyk nigdy wcześniej nie był tak prawdziwy, muzyka nie była taka donośna, światło nie było takie jasne. Wszystko zaczęło istnieć od nowa. I dlatego ten niezgrabny taniec do radiowych piosenek wydał się im tak wyjątkowy, niepowtarzalny.
Tańczyli cały wieczór, jakby na nowo doświadczając swojej miłości. Śmiali się, gdy kręcili piruety na parkiecie głównego pokoju. Nie rozproszył ich nawet talerz, który przypadkiem strącili ze stołu. Całowali się jakby po raz pierwszy. Tańczyli walca, ucząc się go od nowa. Zasnęli wspólnym snem na kanapie, okryci kocem. To piękno wolności i istnienia, które ogarnęło ich tego wieczoru oczyściło ich ze wszystkich smutków i trosk. Byli pewni, że gdyby dane im było umrzeć jutro, byliby na to gotowi. Teraz byli gotowi tonąć razem na głębokich wodach życia.



Koniec