czwartek, 28 sierpnia 2014

!!!!!!!OGŁOSZENIE!!!!!!!!!

Hej wszystkim!! ^^
Oto wielkie ogłoszenie - Będę tłumaczyć LIKE A DRUM! :D Tego to się na pewno nie spodziewaliście awww na moim niemalże shizayowym blogu wyląduje JeanMarco, ale oni też są cudni ♥ Okej, może zwięźlej oraz dla tych nieogarniętych w temacie - Like a Drum jest angielskim fanfickiem pisanym przez Lownly i opowiada o Jeanie, Marco i innych członkach 104th składu, ale na uniwerku xD JeanMarco w czasach współczesnych. Fanfick jest przezabawny, mega uroczy i naprawdę wart uwagi. Jest pisany z dwóch perspektyw - My beating heart, czyli Marco i His beating heart, czyli Jean. Póki co napisanych jest 7 rozdziałów z obu perspektyw co daje 14 xD Jestem w środku tłumaczenia 1 rozdziału. Idzie... jak idzie, ale sprawia mi to tyle frajdy. Jeszcze nie tłumaczyłam czegoś tak dużego, ale postaram się zrobić co w mojej mocy żebyście mogli przeczytać tą zajebistość po polsku xD Wreszcie mój angielski przejdzie przez porządny test ^^  I żeby nie było, bo różni się ludzie znajdują, Lownly jest poinformowana, że będę tłumaczyć, dostałam jej pozwolenie i życzenie powodzenia c:
Z informacji technicznych publikowania rozdziałów, zrobię to tak jak autorka, czyli 1 My beating heart i 1 His beating Heart i tak dalej. Nie wiem, kiedy opublikuję 1 rozdział, bo potrzebuje on pilnej korekty xDD Ale spoko, ja to zrobię i we wrześniu powinien się pojawić. Jeżeli ogarnę się z LAD i ze szkołą [1 liceum oto nadchodzę] to całkiem możliwe że będę też wrzucać jakieś swoje opka c: No to tyle, tak żeby wam zrobić smaka zapodaję fanowski zwiastun Like a Drum autorstwa Mentalprodigy oraz linki do oryginału i kilku bonusowych stronek. To powodzenia w nowym roku szkolnym i do zobaczenia przy 1 rozdziale ^^ już się nie mogę doczekać, aww ♥






Tumblr Lownly
Oryginalne Like a Drum
Tumblr Johannathemad - rysuje dużo fanartów, także do LAD i te piękne obrazki, które widzieliście w zwiastunie to jej robota


wtorek, 19 sierpnia 2014

"Zagrajmy w grę" - Free! Eternal Summer - oneshot

Zasypuję was oneshotami xD Witeczka ^^ Już tylko 2 tygodnie do szkoły, te wakacje jakoś tak dziwnie mi zleciały... niby szybko, ale nie o.o W ogóle wychodzi nowy sezon Free! i jaram się bardzo, bo uwielbiam to anime od 1 odcinka 1 serii xD *obsession mode on* no i chodziło za mną opko z nimi, ale pomysłu brak ;-; a tu nagle widzę tego arta i takie "omg piszę to". I tak powstało moje pierwsze opowiadanie z Free. Oparłam się na 2 sezonie, więc nie ma "złego charakteru Rina" xD ale wszyscy są kumpelscy i jest Souske i Momo (gdzieś tam, kiedyś tam). Jak ktoś jeszcze nie widział 2 sezonu lub w ogóle nie widział Free to niech rzuca wszystko i idzie oglądać xD A potem niech wróci i przeczyta opko C: Planuję też napisać jakieś RinHaru, bo to mój otp z tego anime, ale poczekam na jakiś sensowny pomysł, bo może walnę jakąś serię, a nie tylko shoty ^^Zapraszam do czytania i jak zwykle czekam na wasze komentarze. Serio ludzie ;_; czekam ;_______; 

anime: Free! Eternal Summer 
brak spojlerów






- Wytłumacz mi, jak my się tu właściwie znaleźliśmy? – zapytał Rin, mocniej zaciskając telefon w dłoniach.
-Nie mam pojęcia – odparł Haru, podejrzanie rozglądając się wokół. - A mówiłeś, że o której wschodzi słońce? 
- 3:43
- A jest?
Rin spojrzał na wyświetlacz komórki i przełknął ślinę.
- Piętnaście po.
Siedzieli oparci o siebie plecami, trzy metry od oceanu. Fale szumiały, księżyc oświetlał plażę, a miasteczko, pogrążone w ciemnościach, wyglądało o wiele bardziej złowrogo niż zwykle o tej porze.

8 godzin wcześniej.

- Nie.
- Ale Haruuu – marudził Nagisa.
- Powiedziałem nie.
- Ale przecież zgodziłeś się na nocowanie…
- Tak, ale nie dam się znowu nabrać. – powiedział Haru, stanowczo zagradzając Nagisie dostęp do PlayStation. Czwórka przyjaciół siedziała w salonie w domu Haruki. Dziś, jak to mieli w zwyczaju w co drugi piątek miesiąca, nocowali u niego. Niestety wywiązał się nieoczekiwany konflikt.
- Popieram Haruke – odezwał się nagle Rei.
- Rei-chan, nawet ty przeciwko mnie? – załkał Nagisa, robiąc minę zbitego psa. –W takim razie z nami koniec!
- Co?! – podskoczył zdziwiony Rei, a okulary przekrzywiły mu się na nosie. – To my byliśmy razem?
Nagisie opadły ręce i z zażenowaniem przywalił głową w blat stolika, przy którym siedział.
- Gdzie ja popełniłem błąd?- jęczał do siebie.
- Zdaje się, że Rei był jedynym, który o tym nie wiedział – szepnął Makoto do Haru, a Rei w dalszym ciągu siedział zszokowany, jakby kalkulując  w głowie zaistniałą sytuację i chyba zaczynał dochodzić do oczywistych wniosków.
- Nagisa-kun ja nie wie… - zaczął, ale ten brutalnie mu przerwał.
- W każdym razie, Haru, odpalaj telewizor  i wkładaj tą płytę! Mówię wam, to będzie świetna zabawa! – zażądał Nagisa, zupełnie olewając swojego (domyślnego) chłopaka.
- Zabawa? Jaka zabawa!? – zaprzeczył Makoto. – Taka sama jak ze „Space zombie attack 4”? Czy może „Deadmen psycho ride: Underground edition”? – naskoczył na niego.
- Nie zapominaj o „Chainsaw of  disaster” – dodał Haru.
- Jak mógłbym – powiedział śmiertelnie poważnie Makoto, a w pokoju jakby zrobiło się chłodniej.
- Strachacie się i tyle, a „Chainsaw of disaster” wcale nie było takie straszne… - naburmuszył się Nagisa.
- Trzy noce po tym spałem z miśkiem. Z niedźwiadkiem, czaisz to?! A wiesz kiedy spałem z nim ostatni raz? W podstawówce. W PIERWSZEJ KLASIE, ROZUMIESZ TO!
-Makoto, uspokój się – Haru próbował odsunąć przyjaciela od Nagisy. Udało się, gdy pomógł Rei.
- Ehhh… z wami to nie ma zabawy – powiedział Nagisa, gdy Makoto już się uspokoił.  – Idę do Rina, on na pewno nie będzie się bał nowej gry – poinformował i wstał.
- Pfff…
W pokoju zapadła cisza. Wszyscy skierowali swój wzrok na Haruke, który (nieskutecznie) starał się ukryć złośliwy uśmieszek.
- Haru…
- Czy ty właśnie… prychnąłeś? – dokończył Nagisa.
- Że niby Rin nie będzie się bał? Śmieszne. – powiedział, a wszystkim w pokoju opadły szczęki. Haruka kogoś wyśmiał, a to zszokowało wszystkich. – W podstawówce poszedłem z nim i z Gou do nawiedzonego domu.  Zgadnijcie kto krzyczał najgłośniej.
- Jestem pewien, że Rin zmienił się od tamtego czasu – powiedział Nagisa, gdy doszedł do siebie.
- Zakład? – zaproponował Haru, co w dalszym ciągu szokowało trójkę przyjaciół.
- Zgoda – Nagisa uścisnął Haruce dłoń. – Jeśli wygram, ty osobiście wybierzesz horrorową grę na następne nocowanie.
- A jeśli ja wygram?
Nagisa zamyślił się.
- Kupię ci gumowego Nemo do wanny czy coś.
- Wchodzę w to – odparł niemal natychmiast Haru, a Rei i Makoto zaliczyli równoczesnego facepalm’a.

W tym samym czasie w Samezuce.

- Rin, to już 40 – powiedział Souske.
- Jeszcze 10 – wysapał Rin. Gdy skończył robić brzuszki, Souske puścił jego kostki i podał mu butelkę wody.
- Dzięki - odkręcił zakrętkę i napił się.
- Czemu 50? Zazwyczaj robiłeś chyba 100.
- Dziś mi się nie chce- odpowiedział Rin i położył się na łóżko.
- A właśnie – odezwał się Souske. – Co to za zeszyt przyniósł ci dziś Momo?
- A to – przypomniał sobie. – Momo chce, żebym mu ułożył schemat ćwiczeń pozatreningowych. Widział nas, jak biegamy wieczorami i stwierdził, że też chce robić coś więcej. To dobrze, że tak się stara. – Rin uśmiechnął się sam do siebie. Souske chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk smsa.
- To twój? – zapytał w zastępstwie.
- Na to wygląda. Kto tym razem? Oby nie Gou, oby nie Gou – zaklinał Rin, gdy odblokowywał ekran komórki. – O Boże…
- Gou?
- Gorzej. Nagisa.

Nagisa
>Hej Rinuś!~~

<Czego chcesz o tej dzikiej godzinie?

>Wiesz, jest taka sprawa… Ale to wymaga
twojej obecności na miejscu. Jesteś dziś zajęty?

<Cokolwiek Haru zrobił- mam to gdzieś.
Nie ładuję się w wasze dziwne Iwatobiczne problemy.
Pamiętasz sprawę z kąpielówkami? Nigdy więcej.

>Aha, czyli nie obchodzi cię to, że Haru uważa, że
nie jesteś w stanie przejść horrorowej gry bez piszczenia
jak mała dziewczynka? Okej, to dobranoc <3

<Czekaj czekaj co? Nie piszczę jak mała dziewczynka wtf
 O co chodzi tym razem? 

>Musisz z nami zagrać w grę, szczegóły u Haru.

<Ehh.. będę za 15min 

>Loffki<3


- Souske, musisz mnie kryć do jutra – zwrócił się Rin do przyjaciela. Wstał i zabrał z krzesła bluzę.
- Dokąd idziesz? Nie wolo opuszczać akademika w nocy – przypomniał mu Souske, któremu niezbyt podobała się zaistniała sytuacja. Drużyna Iwatobi znów zabierała mu cenne chwile z Rinem. I jak mieli nadrobić minione 5 lat, jeśli ciągle coś się działo z tamtymi idiotami?
- Haru podważa mój autorytet. Twierdzi, że nie przejdę horrorowej gry bez pisków – wytłumaczył mu Rin, wiążąc buty.
- Ale przecież ty nawet thrillerów nie oglądasz…
- Oglądam! Czasem… kiedyś tam... Poza tym nie mogę zignorować takiej zniewagi. Wrócę jutro przed porannym treningiem. Liczę na ciebie – powiedział Rin. Schował komórkę do kieszeni bluzy i otworzył okno.
- Zwariowałeś?! – Souske rzucił  się w kierunku Rina i chwycił go za ramię. – To jest 2 piętro!
- Puść, wiem co robię. Przecież nie skoczę. Przejdę na gałąź – chłopak wskazał ręką na drzewo.
- Zabijesz się. Idź jak człowiek przez drzwi- współlokatorzy mierzyli się przez moment groźnymi spojrzeniami. W końcu Rin uległ i podszedł do drzwi.
- Ale jak mnie złapią i zawrócą, to wyjdę oknem i mnie nie zatrzymasz – zagroził Rin i wyszedł z pokoju. Przeszedł przez korytarz do klatki schodowej.
- …no i wtedy wyskoczyłem zza kanapy i brat się przestraszył, a niósł dzbanek i BAM cały pokój w soku…
„Szit, Momo? Co on tu robi o tej porze?” pomyślał Rin i wbiegł na pół piętro. Poczekał, aż Momotarou i Ai przejdą do swojego pokoju. Gdy drzwi trzasnęły, Rin zszedł na dół. Prześlizgnął się pod okienkiem portierni i wyszedł z budynku.  „Było łatwiej niż się spodziewałem” zdziwił się Rin i udał się przez miasto do domu Haruki.

Drużyna Iwatobi oglądała koreańską dramę, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Haruka wstał i poszedł otworzyć.
- Nareszcie, bo już miałem dość tych głodnych kawałków – westchnął Makoto i przełączył telewizor na kanał AV1. Na ekran wskoczyło menu główne PlayStation z miniaturką gry.
- Nie umiesz docenić piękna miłosnych dramatów – oburzył się Rei.
- Sam jesteś miłosnym dramatem, Rei-chan – burknął Nagisa.
- No ile razy mam cię jeszcze przepraszać? Skąd miałem wiedzieć!? – dramatyzował czterooki. Nagisa odwrócił się w jego stronę.
- Skąd? Nie wiem, zacznijmy od całowania się na powitanie i pożegnanie. Czy chodzenie po mieście za rękę też było częścią kumpelskich wyjść? Oh to takie normalne wśród osób nie będących w związku, że zostają prawie nakryci na…
- Okej, wystarczy, rozumiem, przestań! – spanikował zażenowany i czerwony po uszy Rei i zakrył Nagisie usta, by ten nie kontynuował tej (niezbyt) pięknej historii. Okularnik zaczynał rozumieć pewne rzeczy. Lepiej późno niż wcale. Makoto jeszcze nigdy nie czuł się tak niezręcznie jak tego wieczoru.

- Cześć – przywitał się Rin i wszedł do środka.
- Nie sądziłem, że przyjdziesz, Rin – powiedział Haru.
- Dlaczego twierdzisz, że będę się bał jakiejś durnej gierki? – zaczął, ściągając buty.
- Pamiętasz nawiedzony dom? – przypomniał mu Haru z cieniem uśmieszku na ustach. Rin speszył się i zwrócił wzrok gdzieś w bok.
- Miałem 10 lat… Ale chyba nie powiedziałeś im o tym, co?! – ożywił się nagle, złapał Haru za ramiona i potrząsnął nim. Milczenie drugiego chłopaka mówiło samo za siebie. Rin zwiesił głowę w dół i westchnął.
- Rin- chan~ - usłyszeli głos Nagisy z drugiego pokoju – wiem, że się za Haru stęskniłeś i te sprawy, ale zagrajmy wreszcie, cooo?
Chłopcy przy wejściu speszyli się i poszli do salonu. Nagisa wręczył im pady i rozsiadł się koło Reia na poduszkach.
- Tylko my gramy? – zapytał zdziwiony Rin, siadając przed telewizorem. Obok niego usiadł Haru.
- To pojedynek między wami – powiedział i otworzył paczkę chipsów. – I wiesz Rin, jak będzie strasznie to krzycz ile wlezie, nie przejmuj się – dodał, jakby od niechcenia. - No już nie gadać tylko grać. Makoto zgasisz proszę światło?
Makoto zwlekał chwilę z tą decyzją, bo nie przepadał za ciemnościami, a one i straszne gry nie działały na niego stymulująco. Ostatecznie światło w salonie zostało zgaszone, ale w zamian paliła się lampka w kuchni. Rei i Nagisa siedzieli obok siebie, po prawej stronie graczy, a Makoto usiadł za Rinem i Haru. Tak na wszelki wypadek, żeby w razie czego móc się schować za czyimiś plecami i najlepiej jakby były to plecy Haru. Gra została uruchomiona.
„The Island” – głosił tytuł w menu. Napis był wyryty w błocie. Obok niego odbiła się czyjaś podeszwa, a w środku śladu utworzyła się mała kałuża krwi. Rin żałował swojej decyzji o ucieczce z akademika. Dlaczego tu przyszedł, dlaczego to on gra? Czy jego duma nie mogłaby odpuścić sobie na rzecz zdrowia psychicznego? 

New game>Easy/Normal/Hard/Nightmare

- Gramy normala, co nie? – zapytał Rin, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę niepewności. Haru spojrzał w stronę Nagisy.
- Nie patrz na mnie, doskonale wiesz, że wybrałbym nightmare, ale pewnie tego nie przeżyjecie – powiedział, zapychając sobie usta chrupkami. Haruka zerknął na Rina, potem na Makoto. Wstchnął i wybrał poziom normalny. Makoto i Rin poczuli ulgę.
New game>Easy/Normal/Hard/Nightmare>Start

Burza. W środku dżungli stoi nieduży budynek. W oknach świeci się światło. Kilku naukowców stoi wokół drewnianego stołu, na środku którego leży świecący kamień wielkości cegły. Na krześle pod ścianą siedzi łowczy. Jest ubrany w mundur i ciężkie, wojskowe buty, a obok niego o ścianę oparta jest strzelba. Jego twarz wykrzywiona jest w grymasie niezadowolenia. Naukowcy wydają się być spanikowani.
- Mówiłem, trzeba było tego nie ruszać – mówi jeden z nich. Jest łysy i nosi  okulary.
- Wystarczy, że przeczekamy burzę. Przyleci helikopter i zabierze nas i ten kamień. Przebadamy go w laboratorium, tak jak było w planach- odpowiada mu drugi. Jest od niego młodszy, ale wygląda na silniejszego i lepiej zbudowanego. Światło żarówki wiszącej nad stołem zamigotało, jakby chwilowo zabrakło napięcia. Łowczy chwyta za broń i czeka w gotowości, bacznie obserwując pokój.
- Harry ma rację, trzeba to jak najszybciej odnieść do świątyni. Nie podoba mi się to wszystko –mówi dziewczyna, wstając z taboretu i podchodząc bliżej stołu.
- Popieram Laurę –odzywa się trzeci mężczyzna. – Tym razem przesadziliśmy. 
Wtedy światło zamigotało znów, a za oknem mignął jakiś cień, co nie byłoby dziwne, gdyby nie to, że pokój w którym się znajdowali, był na piętrze. Łowczy wstaje.
-Już tu są – informuje chłodnym tonem. Naukowcy przerazili się, dwóch z nich – Harry i trzeci mężczyzna, Louis, chwycili za rewolwery. Laura cofnęła się od okna. Światło całkowicie zgasło, Louis chwycił kamień i schował go do kieszeni kitla. Nastała chwila ciszy. Nagle szyba została rozbita i coś, co wdarło się do środka, zabrał Laurę za okno.
Makoto krzyknął. Nagisa z Reiem siedzieli niewzruszeni. Haru także. Rin zaciskał dłonie na padzie.
„Są z prawej” – powiedział Łowczy. Gra wreszcie się zaczęła.
- Dlaczego to Haru ma najbardziej kozacką postać? – oburzył się Rin, strzelając z pistoletu do nieurodziwych stworów, które wdarły się do pokoju i przewracały meble, próbując dopaść kolejnych członków ekipy badawczej. Nieuzbrojeni uciekli przez drzwi  w głąb budynku, a Łowczy i Louis starali się wybić pozostałą dwójkę potworów. Człowiekopodobne, łyse stwory z nieproporcjonalnie długimi rękami, ostrymi pazurami i wielkimi, uzębionymi pyskami nie chciały paść tak szybko, jakby tego chciał Rin.
- Rin, ile ty masz lat, żeby się kłócić o postać w grze? – powiedział Haruka, nie odrywając wzroku od ekranu. Potwory zostały pokonane, a mini mapa nakazywała wejść do środka budynku. Potwór zawył, ktoś krzyknął a z oddali korytarza dało się słyszeć dźwięk łamanych kości, przez co gracze przestali czuć się komfortowo. Wtedy coś chwyciło Haru za plecy. Cały się spiął.
- Makoto… - zwrócił się do przyjaciela, wydychając wstrzymane na moment powietrze. Łowczy i Louis przemierzali korytarz drugiego piętra, zaglądając do niektóry pomieszczeń. Budynek wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Gdzieniegdzie na ścianach rozmazana była krew.
„Użyj R1 do zapalenia latarki” wyświetliła się informacja w górze ekranu. Po rozwaleniu jakichś pięciu potworów, Rin miał połowę HP. Weszli do pokoju z archiwum i włączył się film.
- To wcale nie jest takie straszne – stwierdził Haru, gdy dwójka bohaterów przeszukiwała pokój.
- CO NIE?! – odezwał się Nagisa, prawie rozlewając cole. – Dajcie mi też potem grać.
Pozostała trójka nie odezwała się na temat straszności gry.
Po filmiku z archiwum okazało się, że celem gry jest dostarczenie skradzionego kamienia do świątyni. Według mapy znalezionej w pokoju gracze musieli przedostać się przez całą wyspę, inaczej wszystkich jej mieszkańców czekała zagłada. Bohaterowie wyszli z budynku. 
- Chyba nie chcę wchodzić w tą dżunglę – mruknął Rin pod nosem. Otworzył mapę, by jeszcze raz upewnić się, czy nie ma może innej drogi. Na przykład plażą czy coś. I było.
- Co Rin, już wymiękasz? – podpuszczał go Nagisa.
- Nie! – warknął. – Ale patrzcie, jak pójdziemy tędy, to dojdziemy na plażę i…
- Idziemy na plażę – przerwał mu Haru, zdecydowanie kierując się na wschód. Trasa została obrana, jednak gra nie była taka prosta jakby się to na mapie wydawało. W dżungli było ciemno, a światło latarek na niewiele się zdawało. Burza i ciągłe szelesty i cienie potęgowały grozę tropikalnego lasu i każdy nowy potwór przyprawiał grupę przyjaciół o mini zawały serca i ataki drgawek. Na swojej drodze spotykali też rozwalone obozowiska, gdzie zaopatrywali się w apteczki, naboje i baterie do latarek. Znaleźli też jakiś samochód terenowy, którym udało im się przejechać sporą odległość, ale potem jakiś potwór wkręcił się w koła i dalsza podróż nie była możliwa. Kolejnym check pointem okazał się być potargany namiot, w środku którego znaleźli zwłoki dwójki ludzi. Makoto był bliski odejściu z tego świata. Od namiotu do podziemnego przejścia grali Rei z Nagisą. Nagisa był oczywiście łowczym i widać było, że czerpał ogromną satysfakcję z zabijania kolejnych potworów, mimo że przez swoją brawurę umarł już 3 razy. Rin z Haru mieli wtedy przerwę na przekąski. Przy wejściu do podziemnego labiryntu stał kamienny panel z zagadką. Rei wreszcie przydał się w grze, bo strzelanie, trzeba przyznać, szło mu kiepsko. Przez tajemniczy labirynt, oświetlony pochodniami szli Rin i Nagisa. Jedyne bronie, jakie im zostały to noże, więc trzeba było się po prostu kryć przed potworami, wchodząc coraz głębiej i głębiej w starożytny labirynt. W końcu udało się dojść do czegoś w rodzaju głównej komnaty z ogromnym gmachem i wielkimi rzeźbami wokół. Tylko ołtarz, stojący na środku podziemnej hali, był oświetlony.
- Nie podchodźmy tam, nie podchodźmy tam, nie podchodźmy tam – zaklinał Rin, który wiedział, że takie rzeczy nie kończą się najlepiej, ale Nagisa podszedł i uruchomił filmik. – Niech cię.
Na ołtarzu leżało zabandażowane ciało, które w rękach splecionych na brzuchu, trzymało klucz. Louis ostrożnie klucz wyciągnął, uznając że inaczej nie przejdą przez drzwi, znajdujące się po drugiej stronie pomieszczenia. Ciało ani drgnęło. Rin odetchnął z ulgą. Wzięli klucz i podeszli do drzwi. Po przekręceniu zamka ogromne wrota ciągle nie zamierzały się ruszyć. Kolejna łamigłówka. A co było najgorsze – ciało wstało, a z balkonów, znajdujących się naokoło sali zaczęły zeskakiwać kolejne potwory. Nagisa chwycił za broń, znalezioną w skrzyni gdzieś w labiryncie, i zaczął zdejmować wszystkich po kolei. W tym czasie Rin jako Louis głowił się nad zagadką.
- Rei, pomóż.

Po 2 śmierciach udało się przejść przez drzwi. Bohaterowie wreszcie dotarli na plażę.
- Woda! – krzyknął Haru, wyrywając Rinowi pada. Pobiegł Louisem w stronę oceanu.
- Haru, co ty robisz! Nawet nie wiesz czy oni umieją pływać! – potestował Rin i Nagisa, ale było za późno. Louis moczył się w wodzie do pasa – dalej po prosu była granica planszy. Uruchomił się film. Obaj bohaterowie wybiegli z komnaty na plażę, za nimi horda potworów. Wbiegli do wody. Potwory zatrzymały się na linii oceanu i plaży.
- Haru nie wierzę, że twoja obsesja zasejowowała nam grę – Rin przetarł dłonią twarz.
Nagle woda zaczęła dziwnie bulgotać  i … bzzziuummm telewizor zgasł, tak samo jak lampka w kuchni. Chłopcy siedzieli w ciemnym pokoju ogarniając sytuację. Wywaliło prąd.
- Przynajmniej mamy save’a  - powiedział Nagisa, a reszta westchnęła ze zrezygnowaniem.
- Ehh… strzeliły korki? – zapytał Makoto. Nie podobała mu się ta sytuacja i chciał światło jak najszybciej z powrotem.
- Nie wiem, pójdę sprawdzić – Haruka wstał i wyszedł z pokoju. Po chwili, bardzo krótkiej chwili, wrócił i pociągnął ze sobą Rina. Nie dał rady sam zmierzyć się z ciemnościami własnego domu.  Przeszli korytarzem obok łazienki. Przy tylnych drzwiach domu znajdowały się bezpieczniki.
- Hmm… nic nie wywaliło – stwierdził Haru po oględzinach. – Czyli przerwa w dostawie prądu.
- Akurat teraz … - Rin westchnął i przetarł kark.
- A co – Haru przysunął swoją twarz bliżej Rina – Boisz się?
Rin poczuł ciepło na twarzy. Dobrze, że było ciemno i Haru nic nie mógł zobaczyć.
- Ja? A kto potrzebował kompanii do przejścia przez korytarz?
Haru nie odpowiedział i wyszedł na dwór. Uliczne lampy także nie świeciły, u sąsiadów ciemno. Czyli zostali o 2 w nocy bez prądu.
- To nie korki. Odłączyli prąd – poinformował  resztę Rin, gdy wrócili do salonu. Makoto zdążył w międzyczasie znaleźć w kuchni dwie latarki. Nagisa chwycił jedną z nich i oświetlił nią swoją twarz od dołu.
- To co… straszne historie?
- NAGISA! – krzyknęli chórem.
W salonie rozłożone zostały 3 materace i jakoś się wszyscy pomieścili. Około godziny trzeciej nad ranem Haruka został brutalnie wybudzony przez szarpanie go za ramię.
- Rin? Czego chcesz… przerwałeś mi piękny sen. Pływałem z delfinami  i …
- Mam gdzieś twoje delfiny, muszę do łazienki – przerwał mu Rin dosyć nietypowym komunikatem.
- To idź…
- Boje się sam – powiedział po chwili ciszy. Gra grą, ale wizja bycia napadniętego przez potwora z tropików nie brzmiała za ciekawie . Haru zastanawiał się czy Nagisa to słyszał. Z wielkim bólem, że musi opuszczać swoją senną krainę, wstał z materaca i poszedł z Rinem do łazienki. Gdy czekał na niego na korytarzu, usłyszał jakiś huk, jakby naczynia pospadały na podłogę i urwany krzyk. Stanął jak wryty.
- Co to było? – krzyknął Rin zza drzwi.
- Pójdę sprawdzić – powiedział Haru i skierował się do kuchni.
- Co? Haru? Nie zostawiaj mnie!
Haruka przeszedł przez salon, uważając, żeby nie nadepnąć na ciągle śpiącego Makoto. Dziwne, że ten huk go nie obudził. Zauważył że materac Reia i Nagis jest  pusty. Wziął latarkę i wszedł do kuchni. Na ziemi leżały dwa garnki, nóż i rozbity talerz. Podłoga i blat ubabrane były jakąś czerwoną substancją. Po lewej stronie coś się ruszyło. Do kuchni wpadł Rin.
- Co tu się dzieje? – zapytał. Haru poświecił latarką po kuchni, jednak nikogo w niej nie było. Czerwone plamy i nóż wbity w podłogę zaniepokoiły chłopaków.
- Dzisiaj tego nie sprzątam – stwierdził gospodarz i zawrócił do salonu. Rin stał skołowany. Kuchnia wygląda jak scena zbrodni, a jego przyjaciel przejmował się tylko tym, że będzie musiał sprzątać? A co z Reiem i Nagisą? Zniknęli z takich okolicznościach. Haru już miał się kłaść, kiedy w wejściu do salonu ktoś lub coś stanęło. Haru osłupiał. Duchy? W jego domu? Rin chcąc nie chcąc pisnął, w dwóch krokach był przy Haru, chwycił go za rękę i odpychając zjawę na bok, wbiegł z domu, ciągnąc za sobą przyjaciela. Przebiegli przez ulicę, potem schodami w dół. Na skrzyżowaniu z drogą prowadzącą do domu Makoto zatrzymali się i złapali oddech.
- Co to było? – wydusił Rin.
- Nie wiem. Ale chyba uciekliśmy – odpowiedział Haru. Jednak mylił się. Dziwna zjawa pojawiła się na górze schodów i krzyczała do nich jakieś niezrozumiałe słowa. Dwójka uciekinierów pobiegła dalej w dół. W labiryncie uliczek zgubili prześladowcę i wybiegli na plażę. Ocean przyjemnie szumiał, księżyc odbijał się od tafli wody, przez co na plaży, w przeciwieństwie do miasta, było dosyć jasno. Haru i Rin usiedli na piasku przy brzegu.  Przeczekali chwilę w ciszy. W końcu Haru się odezwał.
- Zostawiliśmy tam Makoto – przypomniał.
- Za późno, żeby po niego wracać. Omal się nie zabiliśmy w tych zaułkach. Poczekamy na wschód słońca i wrócimy – zarządził Rin, jakby w ogóle nie stracił zimnej krwi przez całą ucieczkę.
- Właściwie to czemu tu przybiegliśmy?
- Spanikowałem.
- Gumowy Nemo jest mój.
- Co?
- Nieważne.

Godzina  4:30

Haru i Rin spali na piasku. Znaczy, nie do końca, bo właściwie spali jeden na drugim, ale ciągle na piasku. Pierwsze promienie słońca ogrzewały ich twarze. Zawiał wiatr. Rin przewrócił się na drugi bok, przez co głowa Haru z jego brzucha wylądowała na piasku. Zapowiadał się słoneczny dzień.

Rankiem w akademiku

- Rin! Wyglądasz… okropnie – stwierdził Souske, gdy kapitan drużyny pływackiej Samezuki wszedł do ich pokoju.
- Dzięki za info – mruknął i padł na łóżko. Souske zmierzył przyjaciela wzrokiem. Była 8 rano i za pół godziny zaczynał się trening. Potem spojrzał na piasek, jaki jego współlokator naniósł do pokoju. Miał ochotę go za to zabić i zrobiłby to, gdyby nie fakt, że Rin już wyglądał jakby umierał. Jednak mimo swojej wątpliwej kondycji życiowej Rin stawił się na basenie.
- Rin-senpai, czy teraz było dobrze? – Nitori zwrócił się do kapitana, gdy wyszedł z basenu. – Rin-senpai!!
Ai podbiegł do Rina, który leżał na ławce. Na szczęście tylko spał i były współlokator mógł odetchnąć z ulgą.
- Uuuu kapitan miał ciężką noc??? – Momo podchwycił temat. Pół drużyny zebrało się wokół ławki i pewnie stałoby tam dalej kontemplując na temat śpiącego Rina, gdyby Souske nie „poświęcił się” i nie zaniósł go do pokoju. W końcu nikt inny oprócz niego nie miał prawa oglądać śpiącej twarzy Rina.

Tego samego ranka w domu Haruki

-Haru- chan przepraszammm!!!
-Wybacz nam, Haruka-senpai!
Rei i Nagisa zaczęli kłaniać się przed Haruką, gdy tylko ten wszedł rano do domu. Opowiedzieli mu całą historii minionej nocy. Gospodarz nic nie powiedział na ten temat. Poszedł do łazienki i został w wannie do południa.

Jak to było naprawdę.

Reia obudził ruch na materacu. Sięgnął nad głowę po okulary i zauważył, że Nagisa wstał.
- Gdzie idziesz? – zapytał sennym głosem.
- Jestem głodny.
- Jest środek nocy. Wiesz, że nocne podjadanie nie działa dobrze na sportowców? Będziesz miał nadwagę i w ogóle efekt jojo…
- Dobra dobra, z czym chcesz kanapkę?
- Z żółtym serem.
Poszli we dwójkę do kuchni. Rei zasunął drzwi, żeby nikogo nie obudzić. W świetle latarki, która chyba była na wyczerpaniu, znaleźli potrzebne składniki i zabrali się do pracy.
- Jeszcze tylko keczup – Nagisa zajrzał do lodówki. – Kto normalny trzyma keczup w słoiku? – zdziwił się Nagisa i wyciągnął mały słoiczek. – Uuuu mordoklejka! – ucieszył się, gdy dostrzegł słodycz, ukryty za słoikiem. Bez zastanowienia wpakował cały karmelek do ust. Okazał się bardziej klejący niż się tego spodziewał. Blondyn spróbował odkręcić słoik, ale nie dał rady. Rei także, jednak wpadł na genialny pomysł podważenia wieczka nożem. Wieczko puściło, nóż zsunął się po szklanej powierzchni słoika i przeciął Reiowi palec, a słoik wypadł mu z ręki i keczup rozbryzgał się wokół. Nagisa szybko zakrył Reiowi dłonią usta, gdy ten krzyknął. Jednak ruch był zbyt gwałtowny, przez co z blatu spadła deska, na której stały garnki i talerze. Wyprowadził go z kuchni drugim wejściem, by nie przeszkadzać reszcie spać. W łazience obmyli Reiowi ranę, opatrzyli i obmyli się z keczupu. Wtedy Rei stwierdził, że jeszcze skorzysta z toalety. Nagisa chciał opuścić łazienkę, ale potknął się o dywanik i wleciał do wanny, która z niewiadomego powodu była pełna. Wyszedł z łazienki z ręcznikiem. Przez cały czas żuł mordoklejkę. Gdy czekał na korytarzu, usłyszał głos Haru. Nie wytrzymał, postanowił go nastraszyć. Jednak nie spodziewał się, że Rin także był na nogach. Obaj uciekli z domu, a Nagisa, kontynuując zabawę, pobiegł za nimi udając ręcznikowego ducha. Czterooki wrócił do salonu i zobaczył że  w pokoju śpi tylko Makoto.
- Nagisa-kun? – szepnął. Zero reakcji. – Haruka – senpai? – ciągle nic. Rei postanowił olać to i iść spać. Makoto o wszystkim dowiedział się po weekendzie i cieszył się, że tak twardo wtedy spał.

Haruś
>Gdzie mój Nemo
.
< Hej Haruś! \*.*/ A to… ale nie przypominam sobie
żebyś wygrał~

>Nagisa, sam słyszałeś jak Rin piszczał.
Wygrałem. Teraz nagroda.

  <Hmmm… ale zakład dotyczył gry, a prąd nam padł
więc sam rozumiesz hehe^^

>Jedyne co rozumiem, to to że mnie oszukałeś.
Dzwonię do Rina. Mówił mi, że się zemści

<Nie! Dobra, okej okej, przyniosę ci tą zabawkę jutro.

>Cieszę się, że się rozumiemy






poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Gwiazdy, trójkąty i kwadraty - Shizaya one-shot - songfick



Hej wszystkim, jak tam lato? Dopieka? xD Gorąco jest, ale lepsze to niż zima. Obiecywałam one-shota toteż napisałam, jest dosyć dziwny, pokręcony, narracja jest na przemienna i wgl jakiś taki dziwnie poetycki wyszedł. Nie pytajcie skąd skojarzenie z tą piosenką, ja też nie wiem. Jest godzina 3 w nocy, dodaję wam ff. Wgl to mój pierwszy song fick, otwierajcie szampana xD W wtorek wyjeżdżam na wakacje :D Byliście gdzieś czy może dopiero będziecie jechać? W ogóle to pochwalę się że dostałam się do liceum od jakiego chciałam ^^ Od września zaczynam licealne życie wow A i założyłam sobie drugiego bloga na którym będę się wypisywać na tematy związane z m&a i może czasem czymś innym. Link jest w zakładkach więc zainteresowanych zapraszam.
Czytajcie i komentujcie c:     

piosenka: Trójkąty i kwadraty - Dawid Podsiadło [link]
pairing: ShizuoxIzaya [Durarara]
uwagi: narracja 1os. Shizuo i Izaya na zmianę, możliwe wyjście poza kanon, dziwny język pisania





Stoję na drodze, nie widzi mnie tu nikt
Po lewej stronie, leży samotny kij
Podnoszę głowę, nade mną rzędy chmur
Słońce horyzont na sznurku ciągnie w dół

I kolejny dzień pracy za mną. Pożegnaliśmy się z Tomem na skrzyżowaniu i każdy poszedł w swoją stronę. Zaciągam się po raz ostatni, rzucam papierosa na ziemię i przygaszam butem. Wsadzam ręce do kieszeni i idę dalej. Chyba powinienem wstąpić jeszcze do jakiegoś sklepu, nie sądzę abym miał w domu coś na kolację. Ostatnio w mieście jest niezwykle spokojnie. Ta przeklęta pchła pewnie znowu coś knuje. Rzygać mi się chce na samą myśl o nim. Ale jakoś… nie ma dnia bym nie zaprzątał sobie głowy jego osobą. To dosyć zabawna sytuacja. Gdy idę sobie samemu chodnikiem, nikt nie ucieka z krzykiem, nie próbuje mnie zabić. Czuję się niemal jak normalny obywatel. Uśmiecham się lekko do siebie i zdejmuję okulary przeciwsłoneczne. Zatrzymuję się na moment.  Ludzie mijają mnie. Patrzę w bok, pod ścianą budynku leży puszka po jakimś napoju. Ją też wszyscy mijają. Nikt jej nie zauważa, aż w końcu podejdzie jakiś człowiek i ją kopnie. Wtedy puszka rusza do działania. I nagle wszyscy ją zauważają. Patrzę w niebo, chmury oświetlane czerwonym światłem zachodzącego słońca suną powoli nad moją głową. Ze mną i z Izayą jest tak samo. Dopóki do mnie nie podejdzie, pozostaję niezauważony. Izaya to osoba kopiąca puszki.

Wiszę nad ziemią centymetr albo dwa
Zazdrość, nienawiść jak mrówki błądzą wśród traw

Lecę dobre kilkanaście centymetrów nad ziemią. Błagam, obym nie zatrzymał się na jakiejś ścianie. Shizuo jak zwykle dopatrzył mnie nawet w tak gęstym, tokijskim tłumie. W sumie to dosyć niesamowite, że można podnieść dorosłego mężczyznę jedną ręką i rzucić na odległość kilkudziesięciu metrów. Kończę lot, szorując plecami o chodnik. Obolały podnoszę się najszybciej jak mogę i staram się odzyskać oddech. Gdy moje płuca wracają do porządku, Shizuo jest już kilka kroków ode mnie, dzieli nas ulica. Jakim cudem przeleciałem na jej drugą stronę? Jego siła. Gdybym tylko taką posiadał, świat leżałby u moich stóp, a tak muszę używać nędznych pół-środków. Zazdroszczę ci jej, Shizu-chan. Nawet nie wiesz jak bardzo. Myślisz, że cię nienawidzę? Nawet nie zaprzeczaj, widzę to w twoich rozognionych oczach. Czy to nienawiść, czy zazdrość, już sam nie wiem. Te uczucia dzieli bardzo cienka granica. Shizuo stoi po drugiej stronie przejścia. Licznik odmierza czas pozostały do zapalenia się zielonego światła. Trzynaście sekund. Dwanaście. Jedenaście.

Zamykam oczy i liczę do trzynastu
Nim zajdzie słońce tęsknić za Tobą będę znów

Dziesięć. Tylko dziesięć sekund dzieli mnie od tej parszywej pchły. Stoi poobijany i jeszcze ma czelność patrzeć mi w oczy. Nawet przejeżdżające między nami samochody, nie są w stanie przerwać linii naszego wzroku. Pięć. Cztery. Szykuję się do szybkiego przekroczenia ulicy. Dwa. Przejeżdża ostatnia ciężarówka. Zanim minęła Izayę, widziałem jego paskudny uśmiech. Ciężarówka przejechała, a on zniknął bez śladu.

Och, Shizu-chan, jaka to szkoda, że nie mogę pobyć dziś z tobą trochę dłużej. Moje sprawy często kolidują z twoimi sprawami, przez co ciężko połączyć nasze grafiki pracy, by móc się tak beztrosko gonić po ulicach. Ale nie martw się, jutro pewnie znów się zobaczymy. Ja w drodze na spotkanie, a ty w drodze do biura, po kolejnym dniu pełnym buntowniczych dłużników. Będziesz szedł swoim zwyczajnym, pewnym krokiem. Ręce w kieszeniach, papieros w ustach. Obok ciebie Tom, ledwo nadążający za tobą. Twój zmęczony i pełen irytacji wzrok przeskakuje z jednego przechodnia na drugiego i tylko nikotyna jest w stanie uspokoić cię do tego stopnia, żebyś nie wyładował się na najbliższym śmietniku. Wtedy na drodze pojawiam się ja. Nawet do ciebie nie podchodzę. Jestem po przeciwnej stronie ulicy w tłumie ludzi. Ale twoje wprawne oko dopatrzy mnie nawet zza szkieł okularów przeciwsłonecznych. Z całych sił biegniesz mi na spotkanie. Aż tak chcesz mnie zobaczyć? Nie dziwię ci się. Dziś jeszcze nie zaszło słońce, a ja już tęsknię.

Jak para zmieniam stan
Unoszę się do chmur
Spadam kulami gradu
Topnieję u twych stóp

Izaya raz jest, raz go nie ma. Jakby zmieniał stany skupienia. Nie widzę go, ale czuję na sobie jego wzrok, który bacznie obserwuje całe miasto. Patrzy z góry, nic mu nie umknie. A gdy się znudzi, schodzi na ziemię, niespodziewanie i destruktywnie, niczym grad. Możesz się przed nim schować, ale masz świadomość tego, że dziecinne myślenie „jeżeli ja nie widzę to tego nie ma” nic tutaj nie wskóra. A gdy już stanie przede mną, mam tylko ochotę, by, jak ten grad, stopił się u moich stóp, a ja mógłbym tylko go rozdeptać i iść dalej. Ale to tylko marzenia i wizje, z którymi codziennie zasypiam i budzę się z nadzieją, że może właśnie dziś się spełnią.

Stoję na drodze, nie widzi mnie tu nikt
Spuszczam ze smyczy każdą meczącą mnie myśl
Gwiazdy formują trójkąty i kwadraty
Dziś je w kieszeniach będę do ciebie niósł

Stoję na środku chodnika. Mam kaptur na głowie, krew w kąciku moich ust powoli zasycha. Ściemnia się. Ludzie mijają mnie, niekiedy potrącając ramieniem. Nikt nie przeprasza, idzie dalej. Każdy się śpieszy do domu po kolejnym przepracowanym dniu. Tak, mój dzień też był bardzo pracowity.
-Gdzie jest forsa, Orihara!? –wykrzyczał w moją stronę mój „zleceniodawca”, a jeden z jego ochroniarzy przywalił mi pięścią w brzuch tak, że od razu padłem na kolana i wyplułem krew na jego buty. Wytarłem usta wierzchem dłoni.
-Będzie niedługo. Obiecałem, a ja nigdy nie łamię obietnic –odparłem, bezczelnie patrząc mu w oczy. Mężczyzna podszedł do mnie i chwycił za kołnierz kurtki. Był niski, krępej budowy, łatwo byłoby mu uciec. Ale ma groźnych ludzi, a mi się do grobu nie śpieszy.
- Przestań pieprzyć! Dwa dni temu mówiłeś to samo! Nie rób ze mnie durnia i płać! – wykrzyczał mi w twarz. Chętnie oddałbym mu te pieniądze, ale z tą kwotą miał przyjechać kurier. Trzy dni minęły, a pieniędzy jak nie dostałem tak nie dostałem. A teraz jeszcze oni. Szlag by cię, Yushimitsu! Rozprawię się z tobą jak tylko pokażesz mi się na oczy.
- Pieniądze będą już wkrótce, daj mi jeszcze kilka dni. Takiej forsy nie kołuje się od tak – tłumaczyłem, starając się pokazać mu, jak bezsilny jestem w tej chwili. Przecież mu tych banknotów nie wyczaruję. Tak to jest jak się ryzykuje interesy z niepewnym źródłem.
- Umowa była inna. Masz kolejne dwa dni. Jednak zostawię ci coś, po czym na pewno nie zapomnisz o zapłacie– zagroził i puścił moją kurtkę. Odwrócił się i wykonał jakiś gest w stronę ochroniarzy. Jeden z nich podszedł do mnie, założył mi worek na głowę i zaprzedał cios pięścią w twarz. Obudziłem się w jakimś zaułku, na szczęście żywy.
Ludzie mijają mnie, zapadł zmrok. Już niedługo na ulicy rozlegnie się krzyk. W całej okolicy rozbrzmi moje imię, wykrzyczane z pasją i nienawiścią. Czekam. Czekam. Czekam… A moje ciało staje się coraz cięższe. Tracę równowagę, nie wiem, dokąd idę; nie czuję, kiedy upadam.
Gdy byłem mały nosiłem w kieszeniach kurtki brokat, złote gwiazdki, świecące trójkąty i kwadraty. Wysypywałem je kolegom w szkole na włosy. Pod koniec podstawówki wchodziłem na wyższe piętra budynków i całe kubeczki takich błyskotek wysypywałem na ludzi. I wtedy, w słoneczne i wietrze dni, złoty, błyszczący pył unosił się nad miastem, osiadając wszędzie na ulicach i na głowach przechodniów. To był mój świat, moje gwiazdy, moje galaktyki. Rzucałem je na wiatr, czułem, że to ja nimi kieruję. Jak to się stało, że dziś na gwiazdy spoglądam tylko wtedy, gdy leżę na betonie, pobity i zakrwawiony?
- Kim ja zostałem? Gdzie podziały się złote gwiazdki? – czułem jak wilgoć przenika przez moją kurtkę i dotyka mojej posiniaczonej skóry. Nie mam siły, by się podnieść, wiruje mi w głowie. Jeszcze przed chwilą stałem w tłumie, a teraz leżę w kałuży, między budynkami. Czy wtedy ciągle działała adrenalina? Nie czułem bólu, który teraz nie chce odejść. Nie skończyłbym tak, gdyby został przy rozrzucaniu świecidełek z bloków. Chociaż… takie dziecinne zabawy skończyły się już  gimnazjum.
- Potrzebne pieniądze, by nie zginąć. Potrzebna władza, by zdobyć pieniądze. Czy też może potrzebne pieniądze by zdobyć władzę? A do czego potrzebne są błyszczące gwiazdki, trójkąty i kwadraty?
- Wyglądasz jak gówno.
- Ciebie też miło widzieć, Shizu-chan –odpowiedziałem, bez problemu poznając jego głos. 

Więc moje marzenia się spełniają? Izaya leży u moich stóp, bezsilny, przegrany. Czy dziś pójdę spać z nowymi nadziejami? Stoję nad nim w ciszy. Na twarzy ma krew, jego ubranie jest całe potargane i brudne od krwi i kurzu. Kurtka nasiąka wodą z kałuży. Oto jak wielcy królowie spadają z tronów. I jak widać im wyżej jesteś, tym dłuższa i boleśniejsza droga w dół. Izaya patrzy w niebo, ledwo żyje. Aż mi żal, że to nie moja sprawka. Również spoglądam w niebo. Dziś jest niespotykanie czyste, widać gwiazdy. No tak, chmury odeszły, a resztki gradu zalegają na chodnikach.
- Niosłem dla ciebie gwiazdy, trójkąty i kwadraty. Ale spójrz, wszystko się rozsypało – wybełkotał Izaya. On majaczy, czy to znaczy że umiera? – Nie patrz na mnie jak na wariata. Zobacz, co leży wokół mnie.
Na początku nie wiedziałem, o co mu chodzi. Ale potem zacząłem dostrzegać. Miliony światełek wokół Izayi. Jakby leżał na kawałku nocnego nieba. Na granatowym tle kontrastowały gwiazdy, świecąc jaśniej i jaśniej, a ciemność zaułka musiała ustąpić przed ich blaskiem. Izaya uniósł garść w moją stronę.
- Możesz je zabrać, są dla ciebie – powiedział ostatnimi siłami. Granatowa woda skapała na jego twarz, a ręka bezwładnie opadła, rozmywając iluzję gwiezdnego nieba. Przeraziłem się. Czy to w ogóle możliwe? Żeby tak po prostu umarł? Tu i teraz? Nie reagował na swoje imię. Klęknąłem przy nim i przybliżyłem policzek do jego ust. Oddychał.

Jak para zmieniam stan
Unoszę się do chmur
Spadam kulami gradu
Topnieję u twych stóp

Jestem. Egzystuję gdzieś tu na linii między życiem i śmiercią. Wokół mnie gwiazdy. Granatowe niebo, gwiazdy, trójkąty i kwadraty. Nie czuję ciała, nie widzę rąk. Oto ja, szybujący gdzieś nad miastem. Widzę dachy budynków, widzę chmury, które co chwila przysłaniają mi widok. Widzę rzeki i ulice. Spadam.  Powoli opadam w dół, mijam linię gwiazd, linię chmur. Coraz niżej i niżej, szybciej niżbym tego chciał. Nabieram kształtu. Już, tuż pode mną, dachy, ulice. Nie przygotowuję się na zderzenie. Uderzam. Biorę gwałtowny oddech w momencie, gdy moje ciało uderza w twardy bruk, a nagły wstrząs sprawia, że otwieram oczy. Oślepia mnie biel ścian i pościeli. Staram się uspokoić oddech. Czy ja przed chwilą nie byłem martwy?  Rozglądam się po pokoju. Dziwnym cudem znalazłem się w szpitalu. Moje ręce pokryte są bandażami, moja głowa i brzuch także. Do pokoju wchodzi pielęgniarka. Informuje mnie, że spałem pięć dni. Mówi, że obrażenia nie były poważne, jednak lekki wstrząs mózgu wprowadził mnie w taki stan i że zaraz zabiorą mnie na tomografię. W głowie mam totalną pustkę, niezbyt pamiętam co mi się stało. I jak ja się tu znalazłem? Pamiętam niebo, gwiazdy, jakiś zaułek. Ach, no tak, moje sprawy znów prawie mnie zabiły. Ale co teraz, termin zapłaty już dawno minął. Trzeba będzie zniknąć z miasta na jakiś czas, znaleźć Yushimitsu z kasą i oddać ją tamtym ludziom w jakiś bezpieczny sposób. Od myślenia boli mnie głowa. Kładę się z powrotem i przewracam na bok. Moją uwagę przykuwa mały pojemniczek stojący na półce obok łóżka. Biorę go do ręki i zanoszę się śmiechem. Podnoszę się nieco i wysypuję zawartość pojemniczka na dłoń. Złote gwiazdki i księżyce. Przesypuję je z ręki na rękę. Jak ja dawno nie miałem z tym styczności. Na półce leży też zgięta karteczka.
„Dostałeś drugą szansę. Nie zmarnuj tego.”
Nie ma podpisu, ale i tak wiem od kogo jest ten liścik. Wzdycham. Odkładam karteczkę i przesypuję na nią gwiazdki. Widziałem gwiazdy i galaktyki. Chciałbym, żebyś też je zobaczył.

Jak para zmieniam stan
Unoszę się do chmur
Nic nie zatrzyma mnie
Powiedz tylko, że chcesz, będę twój

I gdy następnego dnia miniemy się na ulicy, zupełnie niespodziewanie, bo akurat wracamy do domu tą samą ulicą, zamiast krzyczeć swoje imiona, miniemy się w ciszy, jakbyśmy się nie znali. A wtedy, gdy, zupełnie niespodziewanie, zderzymy się ramionami w gęstym tłumie, sprawnym ruchem wsunę ci do kieszeni mały pojemniczek pełen gwiazdek, trójkątów i kwadratów.

I wtedy dowiem się, że rozgryzłeś zagadkę bez poszlak i nie będę mógł dłużej udawać, że nic się nie stało, bo przecież jeżeli dwie osoby o czymś wiedzą to nie można niczego tak po prostu wymazać. I gdy będę próbował zatrzymać cię, by sprawdzić czy twoje rany się zagoiły…

… ja zniknę w tłumie, zanim jeszcze zdążysz się odwrócić. Nie zobaczysz mnie w najbliższym czasie. Będziesz miał spokój, o który tak zawzięcie walczyłeś, jednak ten mały pojemniczek pełen gwiazdek, trójkątów i kwadratów, będzie przypomniał ci, że jeszcze wrócę, by odzyskać mój mały kosmos. Nasz mały kosmos. Widzieliśmy go tamtej nocy. Zamknąłeś go dla mnie w małym pojemniczku, o którym wiemy tylko my.

Będziemy mijać się na ulicy.



Przekażesz mi pojemniczek.

Czasem dotkniesz mojej dłoni.

Zobaczę, czy z twojej twarzy zniknęły plastry.

Sprawdzę, w jakim jesteś dziś humorze.

Poznam cię na nowo za każdym razem, gdy oddasz mi garść galaktyki.

Będziesz chciał mnie zawołać.

Jednak nie zatrzymam cię.
Ale tak naprawdę wystarczy, że powiesz.
Że chcesz.
A będę twój.


 ¸ .   ★ ° :.  . • ○ ° ★  .  * .      .   °  . ● .    ° ☾ °☆  ¸.● .  ★  ★ ° ☾ ☆ ¸. ¸  ★  :.  . • ○ ° ★  .  * . .  ¸ .   °  ¸. * ● ¸ .    ° ☾ °  ¸. ● ¸ .  ★ ° :.  . • °   .  * :. . ¸ . ● ¸    ★  ★☾ °★ .   ★ ° . .    . ☾ °☆  . * ● ¸ .   ★ ° :.  . • ○ ° ★  .  * .