poniedziałek, 25 lutego 2013

Słuchaj tylko mnie [Shizaya]- chapter 2



Dobry wieczór. Jeżeli wcześniej podobało się wam rozplanowanie tekstu w tym opowiadaniu, to teraz będziecie zachwyceni xD Trochę się z  tym bawiłam hehehe ale jaki efekt! Coraz większe schizy, wspomnienia i kolejna wojna gangów- oto 2 rozdział. Dzięki za wszystkie komentarze. To bardzo pomaga i motywuje. Jeżeli są tu jacyś czytelnicy-anonimy to też możecie coś po sobie zostawić C: ja nie gryzę,a komentarze bardzo cieszą. Jak widać szablon już dawno ogarnięty.
 Ok zapraszam~



Obudziłem się cały zlany potem. Czy to można było nazwać snem? Szczerze wątpię, bo przez cała noc słyszałem tylko czyjeś głosy.  I to nie były te głupie kłótnie moich klonów. One zazwyczaj są bezsensu i właściwie tylko odwracają moja uwagę, ale to... było straszne. Tak jak praktycznie nigdy się nie bałem, teraz byłem przerażony.  Nie umiem pojąć, co się dzieje z moim umysłem. Można powiedzieć, że tracę nad nim kontrolę, co w moim wypadku nie jest zbyt optymistyczna opcja. Jestem bezużyteczny, nic nie wiem? Pffff... Ja wiem wszystko! A raczej wszystko o wszystkich. Nikt mi nie wmówi, że jestem niepotrzebny. Mógłbym i cały dzień wymieniać ludzi, grupami i z osobna, którzy przyszli do mnie prosząc o coś. I co, byłem wtedy niepotrzebny? 

Jak to jest być znienawidzonym przez tych, których kochasz?

Znienawidzonym... Z tego co mi wiadomo jest tylko jedna osoba, która mnie nienawidzi. I jest też jedyną osobą, której nie kocham. Oh jakie to smutne. Moje myśli mnie okłamały...

Moje myśli... ?

-  Chcę się pozbyć tego człowieka-mój nowy klient posunął mi zdjęcie łysego mężczyzny w okularach przeciwsłonecznych. 
-Przykro mi to mówić, ale ja jestem informatorem, a nie płatnym zabójcą- przynajmniej oficjalnie. Chociaż tak naprawdę osobiście nigdy nikogo nie zabiłem. Owszem, namawiałem samobójców i  tak dalej, ale oni chcieli zginąć sami z siebie. Nie bez powodu są nazywani samobójcami. A moim celem nie było zabicie ich, bo jakim trzeba być potworem by zabijać kogoś, kogo się kocha; chciałem tylko porozmawiać z nimi i zobaczyć co zrobią. Tak jak tamta dziewczyna, Magenta. Wątpię, żeby taka młoda dziewczyna chciała umrzeć. Na pewno nie chciała. Uświadomił jej to pewien człowiek o znajomym mi imieniu. Wystawił ja na próbę życia, porozmawiał i dał wybór. Miała wybór.  Mogła żyć i wrócić do domu, ale mogła też skoczyć i stać się kolejną, krwawa plama na zaułkowym chodniku. Skoczyła sama bez niczyjej ingerencji w jej decyzje. W tamtym momencie nikt jej nie popchnął, nikt jej nie namówił, a wręcz przeciwnie, próbował odwieść. A teraz dzięki Celty, która musiała stanąć w obronie biednych i uciśnionych, żyje sobie tak, jak gdyby nigdy nie poznała człowieka o pseudonimie Nakura i nie targnęła się na swoje życie.

Chora zabawa, nie sądzisz?

Zabawa? To gra w życie! Albo raczej o nie. Ludzie są pionkami, a to miasto planszą.
A ja? Stoję na czele niczym król! Prowadzę ich na bitwy po polach życia, obserwuję i ingeruję w to, co robią.
Król powinien dbać o swój lud.

Czasy się zmieniły i władcy też. Zasady tej gry także ciągle ulegają małym poprawkom.
Więc może jestem jokerem?

    -Nie każę panu go zabić. Przedstawiłem tylko mój cel. Pozbędę się go osobiście, ale do tego potrzebna mi jest jego lokalizacja. Otóż widzisz, mamy małą wojnę- kolejna wojna gangów? Ludzie, nie macie ciekawszych pomysłów?- Zamordował on bardzo ważną w naszym gangu osobę, dlatego odpłacę się pięknym za nadobne. I tu pojawia się problem. Srebrnych trudno jest zlokalizować, gdyż często zmieniają bazy i są prawie jak ninja. Dlatego zwracam się do ciebie z prośbą o odszukanie ich, a konkretnie jego. Resztę dokończymy sami- mógłby wykrzesać z siebie więcej intrygi, no ale mniejsza. Sądząc po kolorze jego przepaski należy do Zielonych. Oprócz Żółtych Szalików i Niebieskich Kwadratów w Ikebukuro jest też parę innych, kolorowych gangów. Nie są oni aż tak rozpoznawalni, ale także zdarza im się robić duże zamieszanie. Mężczyzna podał mi wszystko co wiedział o człowieku ze zdjęcia, wpłacił zaliczkę i poszedł.
    Sugimoto Nakahadara. Czas się zabrać do roboty. Zabrałem kurtkę i wyszedłem. Postanowiłem zakręcić się w okolicy, w której zazwyczaj widywani są Srebrni. Trafiłem do obskurnego lokalu, w którym dosłownie oddychało się dymem z papierosów. Chyba nie pobędę tu za długo. Przysiadłem sobie gdzieś w kącie sali i przebiegłem wzrokiem po klientach. Członkowie Srebrnych noszą zazwyczaj jakieś bransolety na rękach albo łańcuch przy spodniach, niestety nikogo z takim wyposażeniem tutaj nie widziałem. Widać nie miałem dziś szczęścia, no trudno wracam do siebie.
    -Niezły burdel się zrobił z tymi Zielonymi- albo jeszcze chwilkę się poduszę w tym dymie. Kolesie ze stolika obok mogli mieć coś ciekawego do powiedzenia. Wyciągnąłem telefon i zacząłem coś w nim przeglądać, tak dla nie poznaki.
    -Sami są sobie winni. Mogli się nie pchać na nasze terytorium, a co dopiero szpiegować. Śmiecie jak oni powinni wiedzieć, że śledzenia nas jest równoznaczne ze śmiercią.
    -Taa Sugimoto nieźle się wkurwił jak go wtedy znalazł między samochodami. Zawsze wiedziałem, że ten cały Yuriko był mocny tylko w gębie. Bez swoich przydupasów już nie był taki kozak.
    -Szef skopał go jak psa. I dobrze. Teraz już zapamięta hahahaha- a więc tak sprawa wygląda. Zawsze mnie zastanawiało jak to jest, że złe charaktery muszą zawsze wyjawić swój niecny plan głównemu bohaterowi.
    -Czego... przy telefonie. Co, po kiego grzyba. Eh dobra, idę. Tak jest ze mną. Tak, tak już się zamknij, będziemy.
    -Kogo biją tym razem?
    -Jacyś goście z Czerwonych się stawiali i ponoć grubsza sprawa. Nikogo nie ma w bazie i Ryuzaki kazał tam wracać.
    -Jakby mi się chciało...
    -Nie pyskuj, chyba, że chcesz się stać nowym workiem treningowym Szefa- wstali szurając krzesłami i ruszyli w stronę wyjścia. Chwilę po nich także wstałem od stolika.
    -Uh...-uderzyłem w kogoś. Spojrzałem w górę, by zobaczyć kto to. Ah... Zawsze kiedy idzie mi za łatwo pojawia się on. Obdarzył mnie spojrzeniem w stylu znowu-ty-mendo-społeczna.
    -Oh Shizu-chan, nie wiedziałem, że bywasz w takich miejscach. Odpowiadają ci takie klimaty? Aż to sobie zanotuję- otworzyłem notatnik w telefonie, ale nie zdołałem wpisać nawet jednej literki, bo Shizuo podniósł mnie, chwytając za kołnierz bluzki. Z jego platynowych oczu aż biło odrazą do mojej osoby. Zważając na zdarzenie sprzed kilku dni wcale mu się nie dziwie, chociaż ciągle nie wiem co mi na mózg padło, żeby go całować.
    -Jak to jest, że pojawiasz się wszędzie tam, gdzie akurat jestem ja?- wysyczał przez zaciśnięte zęby. Tom stojący za nim chyba chciał coś powiedzieć, ale najwidoczniej dał sobie spokój z upominaniem swojego ochroniarza i postanowił to przeczekać.
    -Oh, no nie wiem... Ludzie nazywają to przeznaczeniem- powiedziałem tonem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Żyłka na jego skroni niebezpiecznie zapulsowała.- I czy mógłbyś mnie puścić? Tak się składa, że się śpieszę, a poza tym mniesz mi nową koszulkę.
    -Ooo z miłą chęcią!- w oczach blondyna pojawił się dziki błysk. Zamachnął się i rzucił mnie na barową ladę tak, że spadłem z drugiej strony, rozbijając przy okazji kilka szklanek. Szlag, nie mam teraz na niego czasu. Muszę dogonić tamtych gości!
    -Ej, kelner!- krzyknął oburzony grubas , którego napój prawdopodobnie razem ze mną spadł na podłogę.- Zepsułeś mi jedyną przyjemność tego dnia! Zapłacisz za to- rzucił się na Shizuo z pięściami, ale chyba nie wiedział, na co się porywa. Blondyn uchylił się od jego ciosu i pchnął go na pobliski stolik, przy którym siedziało dwóch dryblasów. Oczywiście rzucili się na Shizuo. Barowa bójka, aż czuję się jak w filmie! Niestety, chyba pozostanę trzecioplanową postacią i zniknę z pola walki. Przeczołgałem się za ladą i między stolikami. Wstałem i już miałem opuścić ten jakże uroczy lokal, kiedy Shizuo zauważył mnie. Chwycił pierwszą lepszą rzecz jaką miał pod ręką, na moje nieszczęście było to krzesło, i cisnął nim we mnie. Siłą odrzutu uderzyłem o szybę i rozbijając ją wyleciałem na chodnik. Kawałki rozbitego szkła przecięły moją skórę na dłoniach i twarzy. Syknąłem z bólu podnosząc się z ziemi i otrzepując ciuchy. Rozejrzałem się. Przy końcu ulicy dostrzegłem kolesi, za którymi miałem zamiar podążać. Musiałem przejść na drugą stronę. Spojrzałem w lewo-jechała ciężarówka. Okej, poczekam chwilę. W tym momencie przez uprzednio rozbite okno wyleciał kolejny człowiek, a do moich uszu dobiegł krzyk Shizuo. Chyba się wkurzył, że tamci kozacy z baru się na niego rzucili. Krzykacz stanął w drzwiach. Może  jednak nie będę czekał.
Znów uciekasz przed Shizuo? No weź!

Muszę, a poza tym tamci goście zaraz znikną mi z oczu.
Od kiedy aż tak bardzo starasz się kogoś znaleźć?

Zawsze się staram! A nuż się trafi jakaś afera? Ha! Na pewno się trafi, dlatego nie mam dziś wyjątkowo czasu dla mojego kochanego wroga.
Jej, Izaya! A więc jednak uważasz że Shizuo jest kochany!

Nie jest kochany!
Przed chwila mówiłeś co innego.
Ludzie mówią różne rzeczy.

Wyszedłem na drogę i nagle... zatrzymałem się. Tak po prostu. Moje ciało zamarło i odmówiło współpracy. Nie mogłem się ruszyć.

Co jest do cholery!?

Oj tak to nie ma! Mówisz, że go nienawidzisz, ale teraz że jest kochany. Kto jak kto, ale ty akurat powinieneś być zdecydowany...
Psyche mówił ci już ktoś, że jesteś idiotą?
Nie wiem, czy ktoś zauważył, ale Izaya stoi na ulicy i...

...więc jak dla mnie twoje uczucia są nie mniej dziwne, skoro...
Phi! Jakby on kiedykolwiek miał jakieś uczucia...

SAMOCHÓD!!

Nagle w mojej głowie zrobiło się bardzo głośno. Oprócz tej kolorowej zgrai słyszałem czyjeś krzyki, głosy. Na początku dało się coś odróżnić, ale za moment to zamieniło się w zwykł szum. Nie mogłem zareagować. Nie mogłem się ruszyć. A szum się natężał. Mylę się czy słyszałem odgłos silnika? Szlag, nigdy bym nie przypuszczał, że zginę pod kołami ciężarówki. Prędzej z rąk Shizuo, chociaż i to nie było moim planem. Pozostało więc czekać. Czekać na uderzenie, które nadeszło już po chwili. Tyle, że uderzyło coś innego, mniejszego. Pchnęło mnie na drugą stronę drogi. Po upadku odzyskałem władzę nad ciałem. Strasznie bolało mnie ramię, ale podniosłem się. Tuż przede mną stał Shizuo, a obok leżał kosz. O rany... czyżby Shizuo mnie ocalił czy po prostu zrobił to przypadkiem?

Łaaa Shiz-chan mnie ocalił.
Ocalił nas wszystkich.
Taa akurat. Znając go, pewnie nie ogarnął, że jedzie auto i zwyczajnie rzucił czymś w Izayę. Ocalił go przypadkiem.
O, jak bardzo chciałbym tak myśleć.

-Chciałeś zginąć czy jak!?- szarpnął mnie za kołnierz kurtki.
-A ty przypadkiem nie chcesz, żebym zginął?- odparłem obojętnym tonem.
-To, że chcę cię zabić nie znaczy, że chcę abyś zginął w byle jaki sposób- znów patrzył mi w oczy tym intensywnym wzrokiem. Rzadko mamy okazję na kontakt wzrokowy, bo zwyczajnie ciężko jest to robić biegnąc.
-Przygotowałeś dla mnie szczególną śmierć? Ah Shizu-chan czuję się zaszczycony-aż wiało sarkazmem. Shizuo zacisnął pięść.

Jak by nie patrzeć uratował cię. Może byś ładnie podziękował?

Pogrzało cię? Nie będę mu dziękował. O nic nie prosiłem.
Racja, on sam go rzucił tym śmietnikiem. Też mi ratunek. Jakby się rzucił czy coś to wyglądało by bardziej efektownie.

Aż się zgodzę z Hibiyą. Tylko sobie wyobraź. Ciężarówka nadjeżdża, a ty ciągle tkwisz na ulicy. Nadbiega Shizu-chan i rycersko ratuje cię przed potrąceniem. Leżycie na chodniku, on obejmuje cię ramieniem i mówi...
PSYCHE!!
A myślałem, że jesteś Izaya... no dobra, więc mówi: Psyche, nigdy więcej nie...

Psyche skończ tę operę mydlaną. On cię nie chce.

Gdzie on?

Pewnie poszedł płakać. Jakże mi przykro.

Wracając do tematu. Nie gadalibyśmy teraz, gdyby nie ten ex-barman, więc podziękuj mu, bo inaczej ja to zrobię.

O nie. Nigdy mu nie podziękuje. Nie mam za co.

Nagle poczułem się niesamowicie spokojny. Uśmiech znikł mi z twarzy i przybrała ona raczej opanowany wyraz.
-Hej, Shizu-chan. Tak w ogóle to chyba powinienem po... po -

Nie masz prawa tego powiedzieć!!
A ten jak zwykle postawił na swoim. I w ogóle Psyche ogarnij dupę, nie rycz jak jakaś panienka!

-podziękować ci za to, że mnie jednak uratowałeś. Tak więc dziękuję- spojrzałem mu w oczy, które aktualnie tępo się na mnie wgapiały.
-Czy-czy ja dobrze usłyszałem? - po chwili milczenia otrząsnął się i zluzował chwyt na mojej kurtce. Przetarł dłonią oczy.- Czy największa, najbardziej bezuczuciowa szuja tego miasta właśnie mi podziękowała?!- był wyraźnie skołowany. Znów.
-Ajć, zabolało, ale tak, dobrze usłyszałeś- zapadła chwilowa cisza. Shizuo kilka razy otwierał usta jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie odwrócił się i odszedł rzucając krótkie:
-Idź się lecz- na co wzruszyłem ramionami.

Zwaliłeś akcję. Mogłeś go przytulić czy coś...

Jeżeli ma się tu rozwinąć jakiekolwiek uczucie, robienie takich rzeczy zbyt szybko jest niestosowne.
Pogięło was już do końca? Tu nie ma żadnego uczucia! Poza nienawiścią, rzecz jasna.

Jest i już wkrótce ci to udowodnię.
Ty lepiej nie przeginaj.

A więc czekam z niecierpliwością.


Zgubiłem ich. Szlag by cię Shizuo! Ale w sumie to nie do końca jego wina. Zatrzymałem się. Nagle, bez powodu. Dlaczego? I ten cały szum w głowie. O co tu chodzi?! Jakiś paraliż umysłowy czy jak? Szedłem w kierunku, w którym poszli Srebrni. Nie lubiłem tej okolicy. Zawsze wydawała mi się jakaś podejrzana. Zapiąłem kurtkę. Robiło się zimno i ciemno. O ile mnie pamięć nie myli za chwilę powinny pokazać się stare magazyny. Tu się ukrywają?

Kento! Kento! Dokąd idziesz?! Co to za miejsce?
Stare magazyny. Już ich nie używają.

Dwóch chłopców przebiegło przez ulicę i ruszyło w stronę budynków. Było lato. Promienie słoneczne odbijały się od metalowych ścian i dachów, przez co na placu było naprawdę gorąco. Ta okolica była cicha. Odkąd magazyny wyszły z użytku, praktycznie nic się tu nie działo. Przeszli przez wielki dziedziniec. Trawa, która przebiła się przez beton była wyschnięta. Na stosie belek siedziało kilka kruków.

Na pewno możemy tu wchodzić?
Izaya, czyżbyś miał stracha?
Nie-nie prawda! Nie boję się!
Aaaa Jaasne. Siusiumajtek, siusimajtek!
Udowodnię, że się nie boję! I sam jesteś siusiumajtek.

Podeszli do bloku numer 18. Czarnowłosy chłopiec zacisnął piąstki i używając całej swojej siły przesunął wielkie drzwi. Weszli do środka. W powietrzu unosił się kurz i odór. Szyby w oknach były powybijane lub popękane. Hangar był ogromny. Walał się tam pełno pudeł, rur, desek i innych rzeczy. Weszli głębiej. Ogromna hala wydawała się być jak z jakiegoś filmu akcji. Chłopcy dobyli patyków i udając żołnierzy ruszyli „na zwiady”, co jakiś czas chowając się za pudłami. Nagle odór zaczął się nasilać. Szli dalej coraz to bardziej zafascynowani tajemniczą aurą tego miejsca. Stopniowo jednak film akcji zaczął zamieniać się w horror. Na podłodze dostrzegli szkarłatne plamy. Podobnie na płachcie i na pudłach też było trochę czerwieni. Kolor już wyblakł, ale z farbą nie dało się tego pomylić. Chłopców przeszedł zimny dreszcz, ale dzielnie szli dalej. Złapali się za ręce. Za zakrętem ujrzeli widok, którego nikt, a już w szczególności dziewięciolatek, nie powinien był oglądać. A ziemi w różnych odstępach od siebie leżały ciała. Plamy krwi zdobiły brudną podłogę. Muchy latały wokół wyschniętych trucheł. Stali przerażeni nie mogąc oderwać wzroku od masakrycznego widoku. Otwarte szczęki, rozszerzone oczy, podarte, zakrwawione ubrania. Okrutny smród bijący od martwych ciał, bzyczenie much. Kento zwymiotował, a Izaya otworzył usta i wydał z siebie przeraźliwy krzyk. Po chwili biegli przed siebie chcąc jak najszybciej wydostać się z tego okropnego miejsca. Ogarnął ich paniczny strach. Krzyczeli i biegli jakby ich ktoś gonił. Czuli obce spojrzenie na plecach. Nie myśleli o niczym, a w głowie mieli tylko obraz tamtej masakry. Szybko, jak najszybciej stąd uciec! Biegli przy ścianie. Wyjście, ono tam było! Już widać światło! Niestety to tylko wybita szyba. Skręcili i momentalnie się zatrzymali. Nad ich głowami wisiało kolejne ciało. Na łańcuchach, powieszone za szyję w powolnym tempie obracało się wokół własnej osi. Wytrzeszczone gałki oczne, zaschnięta krew na czole, poszarpane ubrania, jeden z butów leżał na ziemi. Coś kapło Izayi na ramię. Krzyknął i panicznie próbował to z siebie strzepnąć. Kento stał nieruchomo i wgapiał się w wisielca. W chwili gdy Izaya ściągnął z siebie bluzę i rzucił ją pod ścianę, Kento wystartował. Spanikował i pobiegł.

KENTO! KENTO!
Płaczliwy i łamiący się głos bruneta rozległ się echem po magazynowej hali. Pękło jakieś okno. Izaye przeszły ciarki, gdy usłyszał jak szkło rozbija się o podłogę.
KENTO! KENTO GDZIE JESTEŚ!? NIE ZOSTAWIAJ MNIE TUTAJ! KENTO!

IZAYA? IZAYA TĘDY! POŚPIESZ SIĘ! IZAYA SZYBKO! BIEGNIJ! IZAYA BIEGNIJ!

Nim się zorientowałem przebiegłem spory dystans. Wspomnienie? Tak nagle? Teraz już wiem, dlaczego tak nie lubię tej okolicy. Tamten dzień zmienił mnie całego, Kento również. Ciekawe co u niego. W sumie to już dawno go nie widziałem. Od podstawówki bodajże. Wszedłem na ogromny plac. Nic się nie zmieniło od tamtego dnia. Teraz dodatkowo był zmierzch. Powinienem iść sprawdzić, czy Srebrni się tam nie spotykają..


Izaya... Pamiętasz? 

Po plecach przebiegł mi dreszcz, momentalnie zesztywniałem. Obróciłem się i spojrzałem za siebie. Nikogo nie było. Jednak ewidentnie czułem na sobie czyjś wzrok.


Pójdziesz Tammm ?? 

Przerażający głos. Szorstki, zimny. Zmieniający tonację. Obcy, a brzmiał tak, jakby znał mnie na wylot. Wprawił moje ciało w dziwne drżenie. Poczułem zimny pot na plecach.


Izayaaaa! Biegnij! Biegnij! Izaya tędy! Biegnij! 

Zawróciłem i pobiegłem. Ciągle czułem na sobie to okropne spojrzenie. Chłodne, odpychające, przepełnione nienawiścią i przeszywające do szpiku kości.

Biegnij!
Uciekaj! Znów uciekaj!

Zdołasz uciec?

Zdołasz uciec czy podzielisz się z Kento przeznaczeniem?
Widzę cię...
Obserwuję każdy twój ruch...

Znam twoje myśli. Znam twój kolejny ruch.

Mnie nie oszukasz... Nawet, jeśli jesteś Jokerem...

Zatrzasnąłem drzwi. Wszystkie głosy zostały na zewnątrz. Osunąłem się po drzwiach na podłogę. Dyszałem, łapczywie łapiąc jak najwięcej powietrza w swoje płuca. Pot lał się po moim czole. Przeczesałem włosy palcami, a wierzchem dłoni otarłem pot i łzy. Mieszkanie było spowite ciemnością. Nie chciałem wiedzieć, co się w niej czai. Ale mimo tego, zapaliłem światło i szybko przebiegłem przez salon. Wbiegłem po schodach i zamknąłem się w sypialni. Trzęsące się nogi odmówiły posłuszeństwa, przez co upadłem na podłogę. Ostatkiem sił dociągnąłem się na łóżko.


Czy się udało? Czy uciekłem?

ZaLy przed czym...
Albo przed Kim...

Izaya!? Izaya biegnij! Tędy! Biegnij, Izaya, szybko!




Jaki jest twój kolejny ruch, Jokerze?


poniedziałek, 11 lutego 2013

Słuchaj tylko mnie[Shizaya]- chapter 1

Shizaya! Tak, wreszcie zabrałam się za napisanie czegoś z moją ukochaną parą~  Mam nadzieję, że się przyjmie xD
Jak możecie zauważyć nowy szablon jest trochę niedorobiony, ale postaram się go w najbliższym czasie naprawić. Tak wgl to welcome back to school ruszył pełna parą i już jutro mam sprawdzian! Świetnie po prostu. 

~*~
Kim jesteś?
Ja?
Jestem tobą...


-Pudło!- krzyknąłem, po raz kolejny zręcznie unikając zderzenia z koszem na śmieci.
-Mendo! Zabiję Cię!
-Tak, tak wiem-posłałem w jego stronę cwaniacki uśmiech i zniknąłem w zaułku. Do moich uszu dobiegł szaleńczy okrzyk złości. Ahhh cóż za melodia. Wspiąłem się na drabinkę pożarową, wyszedłem na dach jakiegoś budynku i zacząłem spoglądać na bezradnego w tym momencie blondyna. Dla niego jak zawsze zniknąłem w tajemniczych okolicznościach. Wykrzyczał moje imię przeciągając samogłoski, rzucił czymś i odszedł z wiązanką przekleństw na ustach. Znów to samo. Rutyna dnia codziennego, która mimo swej monotonności mi się nie nudzi. Spotkanie i walka kończąca się moją ucieczką.

Uciekam. Znikam.

Na tym polega moje życie. Pojawiam się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze, aby za moment zniknąć zostawiając ludzi z problemami, w które się wpakowali. Z moją skromną pomocą. Cieszy mnie ich bezradność, ich reakcje i działania. Jak często zgubne. Obserwacja ludzi i sprzedaż informacji łączy w sobie hobby i pracę, choć dużo osób uważa, że to obsesja. Ale kto na tym świecie nie ma swojej własnej, małej obsesji?! Swojego uzależnienia, które niekoniecznie jest związane z alkoholem czy papierosami? Otóż każdy ma. Jest uzależniony od kogoś lub czegoś. Ja zresztą też. Uzależniony od ludzi. Od szaleńczej miłości do nich! Wiem to. Doskonale to wiem. Ale przestać kogoś kochać wcale nie jest tak łatwo. Choć nigdy tak naprawdę nikogo nie kochałem. Kocham ludzi jakoś jedność, ale nie jako jednostkę. Tak wiele zgromadzonych informacji, tak wiele godzin, dni poświęconych obserwacji. Tak wiele podjętych działań i wymuszonych decyzji. I wszystko to z miłości do nich. Ja decydowałem i decyduję o ich poczynaniach, o kłopotach w jakie się władują. Tak samo tylko ja decyduję o moim życiu.

Oh naprawdę? Jesteś całkowicie tego pewien?
Oj daj spokój. Przecież wiesz, że nie poradziłby sobie beze mnie.
Chyba śnisz! Jasne, że ty to mu tylko zawadzasz.
Ahhh?! Chcesz się bić różowy idioto?
Kogo nazywasz idiotą, nędzny królewiczu!?
Panowie, uspokójcie się. Nie chcemy tutaj żadnych bójek.
To on zaczął!                                                                                                                     To on zaczął!

ZAMKNIJCIE SIĘ WSZYSCY!

Jest tak już od jakiegoś czasu. Słyszę albo ich wszystkich, albo każdego z osobna. Zdarzają mi się też luki w pamięci. Martwi mnie to, ale jeszcze bardziej denerwuje. Jestem informatorem! Jak mam pełnić moją rolę społeczną, jeżeli nie pamiętam tego, co robiłem kilka godzin temu? A może już zgłupiałem? Przez ten cały natłok informacji i myśli zwyczajnie mi odbiło? Szlag. Muszę przestać o tym myśleć. Nie mogę się dołować. Jeszcze popadnę w jakąś depresję i co wtedy... Nie, zamartwianie się to zdecydowanie nie w moim stylu, a poza tym...
-Izaaayaaa! A więc tu się ukrywasz, co!?- Shizuo wylazł na dach. Czyżby był bardziej spostrzegawczy niż sądziłem? Coś z wielką prędkością minęło mnie o centymetry. Nie wiem co to było, ale z pewnością było duże.

Awwwuuu Shizu-chan. Tak dawno cię nie widziałem.
Psyche daj se siana. On na ciebie nie leci. Zrozum to.
Eeeh?! Jak możesz mówić takie okropne rzeczy?
Prawda boli. Przykro mi.
Głupoty gadasz. Spójrz.
Psyche, to naprawdę głupi pomysł!
Roppi podniósł głos! Czyli to na serio musi być zły pomysł.
Chyba poszedł.
Co?! Co się dzieje, jak to poszeeee... dł...

Przez moment mnie zamroczyło, a w umyślę zobaczyłem przebłysk różowego światła. Po chwili znalazłem się w... w sumie to nie wiem, gdzie się znalazłem. Otaczała mnie ciemność,a wokół mnie poruszały się małe, różowe światełka. Nie czułem podłoża pod stopami. Mogę spokojnie powiedzieć, że unosiłem się w powietrzu.

Gdzie ja jestem? Gdzie jest Shizuo?
Witaj. Jest mi niezmiernie miło poznać się osobiście.

Zaraz... kim ty jesteś i... i dlaczego wyglądasz jak ja!?

Przed moimi oczami ukazała się postać, która... no autentycznie wyglądała jak ja! Tyle że futerko na kurtce miał czerwone,a wyraz twarzy nadzwyczaj opanowany. Dziwne. Jest ciemno, a ja wszystko widzę.

Roppi już nie przesadzaj. Przecież go znasz, więc po co tak oficjalnie.
Mi tyle szacunku nie okazujesz.

Pokazał się drugi, który...też wyglądał jak ja! No bez kitu! Jeżeli to jakiś żart to wcale nie jest śmieszny. Ten drugi był ubrany w coś na wzór królewskiej szaty. A na głowie miał koronę. Hymmm podobała mi się wizja siebie jako króla. Coś w tym jest.

Izaya-san, zapewne chcesz się dowiedzieć gdzie się aktualnie znajdujesz.

Nie pogardzę taką informacją.
To twój umysł imbecylu! Raaany, a myślałem, że to Psyche jest tępy.

Czy- czy ja dobrze usłyszałem? Jestem w swoim umyśle? Wszedłem sobie do mózgu?! Aaaa... a więc to muszą być te pasożyty co mi w myślach buszują. Zaraz... a ich czasem nie było więcej?

Ahaa... Ej, czerwony. Nie brakuje tu kogoś przypadkiem?

Wiesz, niefortunnie się złożyło nasze spotkanie. W tej chwili trzeci z nas, Psyche, zarządza twoim ciałem.

Izaya, masz przerąbane.

-Ohhh... ubieram się w zbyt ciemne kolory. Dlaczego nie noszę jasnych rzeczy? Czarny jest taki przygnębiający nie sądzisz, Shizu-chan?- uśmiechnąłem się do blondyna.
-Tyyy... o czym ty gadasz, do cholery!? Na mózg ci padło?- stał lekko zdezorientowany.
-Hmmm... myślę, że biały pasowałby mi bardziej. Wyglądałbym o niebo lepiej w biało-różowej kurtce, prawda?- w tym momencie dostałem jakimś pudłem i upadłem na ziemię.
-Co ty robisz!?- krzyknąłem podnosząc się i masując obolałą głowę.
-Nie wiem w co tym razem pogrywasz, ale na pewno nie jest to nic dobrego- wysyczał przez zaciśnięte zęby. Przechyliłem lekko głowę.
-Co jest złego w dobieraniu sobie ubrań?- spojrzał na mnie z wielkim zdziwieniem. Dłonie, wcześniej zaciśnięte i gotowe do walki, rozluźniły się. Stał i patrzył na mnie jak na debila.
-Ty- ty tak na serio teraz? Izaya czy... czy z tobą wszystko w porządku? Nie, żebyś kiedykolwiek był normalny, no ale bez przesady...- podrapał się po karku.- Może uderzyłeś się w głowę albo ja uderzyłem cię za mocno...
-Oh co racja to racja, twoje powitania są nazbyt brutalne. Ukochanych osób tak się nie wita, Shizu-chan.- zacząłem się do niego zbliżać, a on jak na złość począł się cofać.

Psyche jesteś durny! Nie rób tego!
-Oh! Bądź cicho!
-J-ja? Co... Przecież jestem cicho, to ty gadasz jakieś pierdoły! N-nie zbliżaj się do mnie świrze!-zamachnął się drewnianą skrzynką i cisnął nią we mnie, przez co upadłem. Nie rozumiem jak mogę to znosić. Toż to cholernie boli! Shizuo sapał chwilę bardziej z przerażenia niż ze złości.
-O-oi ty płaczesz? Heh... IZAYA CO Z TOBĄ NIE TAK!?
-To bolało, jak mogę nie płakać- otarłem oczy rękawem.- Jesteś okrutny.
-Mówię poważnie, nie rycz już! Jak długo cię znam nigdy nie uroniłeś nawet łezki od moich uderzeń, więc weź się z łaski swojej ogarnij!- krzyknął, dalej trzymając się ode mnie na dystans. Nie podobało mi się to. Chcę być bliżej niego. Podniosłem się z ziemi, ale upadłem, chwilowo tracąc przytomność.

Co z wami ludzie! Izaya uspokój myśli, bo mi przeszkadzasz!

Ja Ci przeszkadzam? Mogę powiedzieć to samo! A teraz oddawaj moje ciało, bo szczerze powiedziawszy lubię kontrolować sytuację.

Klepnąłem go w ramię i już miałem wyminąć tego różowego klona, gdy chwycił mnie za rękę i zawrócił w poprzednie miejsce, po czym zniknął.

Cholera. Co on wyrabia?
Wiesz, Izaya-san, chyba muszę cię zmartwić. On nie jest dokładnie NIM.
Nie rozumiem co masz na myśli.
On to ty. Tak samo jak ja. I Hibiya.


-..ya...Izaya! Żyjesz jeszcze? Oby nie, ale... obudź się pajacu!
-Ohh Shizuo nie krzycz mi do ucha. Coś się stało?
-Wstałeś i nagle osunąłeś się na ziemię. Z tobą aby na pewno wszystko w porządku?
-Oh czyżbyś się o mnie martwił?
-Hę?! Nie wyobrażaj sobie za dużo. Czyli coś z tobą na serio nie... mhm- nie pozwoliłem mu dokończyć. Siedział tak blisko mnie. To była jedyna okazja na to, żeby go pocałować. Wbrew pozorom miał bardzo miękkie i słodkie usta.

Hahaha Psych! Zrobiłeś to?!
Jak już wcześniej powiedziałem, to nie był dobry pomysł.

A tam gadacie. Shizuo coś do mnie czuje. Jakbym był mu obojętny to by tak za Izayą nie latał, co nie?

O czym wy... znaczy... ja... my.. gadacie?

Chwilę potem doszedłem do wniosku, że lepiej by było, gdybym nie wiedział.
Na swoich wargach poczułem wargi kogoś innego. Przerwałem pocałunek, bo chyba tak to można było nazwać, i otworzyłem oczy. Szeroko otworzyłem oczy.
-Shi-Shizu-chan... ja... ja wiem, że jesteś narwany i w ogóle, ale o molestowanie nigdy bym cię nie posądził- zwróciłem się do blondyna, który klęczał naprzeciwko mnie niemniej zdziwiony. Doskonale wiem o tym, że Shizuo ma do mnie odrazę i to wielką, i z pewnością nigdy nie posunął by się daleko w dotykaniu mnie. A o całowaniu to już nie wspomnę . Coś było nie tak i to ostro. Ze mną? Chyba, że to przez tego Psyche... moment. Przecież, ten czerwony mówił, że on jest mną. Że cała trójka jest mną. W takim razie... Cholera. Jest źle. Jest bardzo, bardzo źle. Jeżeli ja nie mogę kontrolować tego co robię, tego co myślę... Nie mogłem zbyt długo się nad tym zastanawiać, bo moja twarz przeżyła kolejne bliskie spotkanie z Shizuo i tym razem była to jego pięść.
-Ja... ja nie wiem co ty wyprawiasz, ale mnie w te brudne gierki nie wciągaj!- wytarł usta rękawem i odszedł. Gdyby drzwi od wejścia na dach nie były wyważone, zapewne by nimi trzasnął. Rozmasowałem spuchnięty policzek, wstałem i otrzepałem się. Coś jest zdecydowanie nie tak jak być powinno. Tylko, że nie mam pojęcia co i to mnie wkurza najmocniej.


Swoją drogą jesteś strasznie szalony, wiesz?                                   Niestabilny.
Nieobliczalny.

Znienawidzony.                                       Samotny.
Mówisz, że wszystkich kochasz, ale czy z wzajemnością?
Oni cię nie cierpią. 
                    
Jak to jest
                 być znienawidzonym przez tych,
                                                                                                                         których kochasz...

Kochasz? Dobre sobie!
ha            Ha
  ha
ha                             ha
ha     ha

Czy ty w ogóle wiesz, co to miłość?

Nie wiesz!        Nic nie wiesz.          Ci, którzy nic nie wiedzą, są bezużyteczni.

Nikomu niepotrzebni. 

piątek, 8 lutego 2013

Hitori ja nai- rozdział 12

Chyba najszybciej dodany rozdział na tym blogu xD I oto jest przedostatnia część opowiadania! Wreszcie dowiecie się co było w tajemniczej wiadomości. I nie, to nie jest sex wiadomość. Wybacz Black :C  Buuu wgl dziś kończą mi się ferie i w poniedziałek do szkoły D: To jest takie smutne. 
~*~


[1 nowa wiadomość]

Serca chłopaka momentalnie zabiło szybciej. Jedna wiadomość, która mogła być wysłana od pewnej, bardzo ważnej osoby, ale tak samo prawdopodobne jest to, że wiadomość zawierała kolejną reklamę lub inny spam. Niemal drżącą ręką chwycił myszkę i skierował kursor na: otwórz.

Nadawca: Aki334

Czyli nie trafił z żadną opcją. Całe podniecenie i napięcie opadło momentalnie. Nie, żeby nie lubił dziewczyny, ale po prostu żył z ciągle płomienną nadzieją, że pewnego dnia Takashi się odezwie. Zaczął czytać.

Hej Haruś! Co tam? Dalej siedzisz i się zamartwiasz? Jestem pewna, że on wróci, więc uszy do góry. A właśnie. W mieście otworzyli lodowisko na powietrzu. Niby luty, a mróz dalej trzyma heh. No więc pomyślałam, że może poszlibyśmy tam razem z Akirą. Będzie też jeden mój znajomy, który chciał cię poznać ^^ Czekamy na ciebie w piątek o 16. Lodowisko jest na Promiennej. Na pewno trafisz. Nie przyjmuję odmowy, jak nie przyjdziesz to cię wyciągniemy siłą huhuhu.
Do zobaczenia, Aki

-Na lodowisko? Ja się ledwo na łyżwach trzymam! Może dwa razy w życiu jeździłem- pomyślał, ale postanowił odpisać twierdząco. W sumie to Aki i tak ostrzegła, że innej odpowiedzi nie przyjmie. Może przyda mu się nieco oderwać od problemów. Raz na jakiś czas można się gdzieś wyrwać.

Tego dnia było dosyć mroźnie i sypał śnieg. Zima wróciła. W piątek o 16 Haruki stał na skrzyżowaniu i nie wiedział gdzie ma iść. Spóźni się, to było pewne. Pytanie tylko ile. Mieszkał w tym mieście już kawał czasu, ale ciągle niezbyt ogarniał ulice.
-Przepraszam, wiesz może gdzie jest lodowisko?- zapytał chłopaka, który obok niego czekał na zielone światło. Owy chłopak spojrzał na niego i wskazał palcem na ulicę przed nimi.
-W tamtą stronę- uśmiechnął się- tak się składa, że akurat też się tam wybieram, więc możemy iść razem.
-O! To świetnie. Bardzo dziękuję- czasem zdarza się trafić na naprawdę życzliwych ludzi. Gdy Aki dostrzegła chłopaka od razu rzuciła się w jego stronę, a Akira wolnym krokiem poszła za przyjaciółką.
-Spóźniłeś się!
-Wiem, przepraszam. Zgubiłem się, ale on pokazał mi drogę więc...
-Ryu? To wy się znacie?- zwróciła się do blondyna.
-Co? To to jest Haruki? Nie, nie znamy. Wpadliśmy na siebie po drodze i po prostu pokazałem mu jak tu dojść.
-A więc to tak... W takim razie poznajcie się- Haruki obrócił się w stronę wyższego.
-Haruki Tadachi, miło poznać- wyciągnął w jego stronę rękę, a tamten ją uścisnął- Ryuji Morikita, ale mów mi Ryu- uśmiechnął się.
-No dobra koniec tych grzeczności. Czas pojeździć!- zawróciła w stronę lodowiska. Wypożyczyli łyżwy i jeździli dopóki jeszcze czuli nogi. Harukiemu jako tako szło. Ryu go nawet trochę poduczył, jeżeli ciągnięcie kogoś za ręce można nazwać nauką. Blondyn okazał się być całkiem fajny i Harukiemu bardzo dobrze się z nim rozmawiało. Później poszli do kafejki na gorącą czekoladę, gdzie przekonali się, że Akira taka cicha woda, ale ma naprawdę dobre poczucie humoru. Praktycznie co chwila wybuchali salwą śmiechu, ale inni ludzie w lokalu dziwnie się na nich patrzyli. Tyle się działo, że brunet nawet nie zwrócił uwagi na to, że Ryu objął go ramieniem. Koło 19 rozeszli się do domów. Haruki i Ryu mieszkali w tym samym kierunku, więc wracali razem.
-No, to ja idę teraz tam- blondyn wskazał głową na prawą stronę.
-Ja dalej prosto- uśmiechnął się- fajnie dziś było. Cieszę się, że cię poznałem- Ryu wydawał się być nieco zaskoczony jego słowami, ale szybko uśmiechnął się również.
-Ta, ja też się cieszę. Wymieńmy się numerami to może jeszcze się kiedyś zgadamy na spotkanie- wymienili się i poszli każdy w swoją stronę.

Owe „kiedyś” nastąpiło bardzo szybko, bo w niedzielę. Po południu umówili się na spacer. Tak po prostu, żeby sobie pogadać. Harukiemu tego brakowało. Rozmowy i wyluzowania się.
-Hej, Ryu- przywitał się z nowym przyjacielem.
-Cześć. To jak, idziemy?
-Jasne. Masz pomysł gdzie?
-Proponuję nad rzekę- brunet zgodził się i ruszyli w odpowiednim kierunku. Po drodze rozmawiali na luźne tematy, typu szkoła i zainteresowania, ale gdy doszli na wały Ryu nieco spoważniał.
-Jak się czujesz? Wiesz, chodzi mi o tą sprawę z Takashim- zapytał, czym bardzo zaskoczył niższego.
-Ja, znaczy... jakoś żyje. Skąd w ogóle o tym wiesz?
-Aki dużo gada- to wyjaśnia wszystko- I dalej nie wiesz gdzie on jest?- zaprzeczył ruchem głowy. Posmutniał. Nie chciał o tym rozmawiać, ale blondyn postanowił kontynuować temat, tylko że w inny sposób.
-Wiesz, byłem kiedyś w podobnej sytuacji. To było jakoś w pierwszej liceum- Ryu był teraz w trzeciej klasie.- Miałem wtedy dziewczynę, z którą spotykałem się od gimnazjum. Było nam razem dobrze, związek się układał. Każdy z naszych znajomych mówił nam, że idealnie do siebie pasujemy. Ale pewnego dnia to wszystko prysło jak mydlana bańka. Powiedziała, że jedzie z rodzicami na wycieczkę i niedługo wróci. Nie wróciła. Byłem u niej w domu- nikogo nie zastałem. Szukałem jej przez dobre 3 miesiące. Dzwoniłem do niej- nie odbierała; do jej przyjaciół, ale nikt nic nie wiedział. Nie wiedziałem nawet gdzie wyjechała! Martwiłem się, że coś jej się stało. W końcu dałem sobie spokój. Zrozumiałem, że to koniec. Raz w szkole przypadkowo podsłuchałem rozmowę dwóch dziewczyn. Rozmawiały o Mice. Mówiły, że wyjechała do innego miasta, do narzeczonego. Rozumiesz to? Przez cały czas naszego związku ona była już zaręczona! Nie wiem, czy chciała się mną tylko zabawić, czy jej zależało. Dzisiaj mnie to już nie obchodzi. Zrozumiałem, że jeżeli komuś na innym nie zależy, to prędzej czy później odejdzie.
-Teraz tak nie jest- Haruki przerwał mu wypowiedź.- Takashiemu zależy, wiem to. Przerabialiśmy już ten temat i wiem, że mnie kocha. Wiem to, czuje to!
-Więc dlaczego cię zostawił, co? Dlaczego tak długi czas nie dał znaku życia? Kłopoty rodzinne? Proszę cię, wierzysz w to?
-On...może nie miał możliwości skontaktowania się- tłumaczył Takashiego brunet.
-Nie miał możliwości w czasach rozwoju technologii. A może nie miał chęci, co?- Haruki poczuł gulę w gardle. Nie wierzył słowom blondyna i nie chciał. Znał sytuacje Takashiego, więc... chociaż w sumie to co tak naprawdę wiedział? Mógł tylko bazować na tym, co powiedział mu Ichiro, ale i tak to przecież była historia sprzed kilku lat i dotyczyła zupełnie kogo innego. Więc czy Takashi naprawdę mógł go zostawić bez żadnej wiadomości? Przecież nie miał powodów by to robić.
-Gdyby chciał to by się skontaktował- podsumował Ryu pogardliwym tonem. Jakby nie patrzeć było w tym trochę prawdy. Takashi nie chciał czy nie miał możliwości skontaktowania się?
-Radzę ci, zapomnij o nim. Im szybciej, tym mniej zostaniesz zraniony. I tak już wystarczająco wycierpiałeś z jego powodu.
-Nic o nas nie wiesz! I dlaczego chcesz, żebym o nim zapomniał, co?! To, że ciebie spotkał taki, a nie inny los nie znaczy, że każdego to czeka!
-A co jeżeli tak będzie? Że zostaniesz sam, bez niego? Nie lepiej zapomnieć o nim i związać się z kimś, kto jest przy tobie, a nie gdzieś nie wiadomo gdzie?- Ryu wyraźnie coś sugerował i nawet Haruki to wyczuł. Brunet nie chciał zapomnieć. Nie chciał zburzyć całego zaufania, które razem z Takashim zbudował. Ono przetrwa, a jeżeli nie, Haruki chce utrzymać je jak najdłużej się da.
-Zobaczysz, że on wróci i wiesz, już chyba wrócę do domu. Robi się zimno, cześć- odwrócił się i odszedł machając ręką w geście pożegnania.
-Zobaczę, hę- powiedział do siebie i ruszył dalej wałem dopinając pod szyję zamek czarnej kurtki. Chwilę potem zadzwonił telefon.
-Halo? Nie, nie mogę... bo nie ma mnie teraz w domu, proste. Na spacerze, wrócę za jakieś 10 minut. Co?! Nie, sam ci przyniosę...uhhh, a zresztą jak chcesz- zamilkł na chwilę- Wiesz, Aki, ten chłopak jest nie do złamania. Naprawdę wierzy, że Takashi wróci.
-Wcale mu się nie dziwię. Gadałeś z nim? Czekaj, nie odstawiłeś nic, co nie?!
-Bez spiny, nic mu nie zrobiłem. Nawet jakbym próbował, sądząc po jego postawie to by mi się nie dał. Dobra, to ja niedługo będę. Cześć.


Powili, acz nieubłaganie zbliżamy się do końca tej jakże przejmującej historii. W zakładce 'spis rozdziałów' można zobaczyć zapowiedź kolejnego opowiadania. Jest to większy projekt, więc mam nadzieje tego nie spaprać xD

poniedziałek, 4 lutego 2013

Hitori ja nai- Rozdział 11

Z opóźnieniem, ale jednak udało mi się napisać kolejną część, która powinna nam nieco rozjaśnić sytuację. Tak wiem, miało być przed moimi feriami, ale miałam lekką dezorganizację z wyjazdem na obóz i trochę nie ogarnęłam. Oczywiście na obóz nie wzięłam ładowarki do Ipoda a nikt nie chciał mi pożyczyć chlip chlip. W każdym bądź razie: rozdział jest, drama jest. Zacieszajcie xD
 Do wszystkich autorek których blogi czytam: Czekajcie na mój spam w komentarzach! C:  

~*~

Kiedy Aki wypowiedziała te słowa, Haruki wyglądał jakby one w ogóle do niego nie dotarły. Stał z beznamiętnym wyrazem twarzy i wpatrywał się w dziewczynę. Nie zrozumiał? Nie, on doskonale rozumiał, tylko po prostu w to nie wierzył. Szybkim ruchem wyjął komórkę z kieszeni i wybrał numer blondyna. Z każdym kolejnym sygnałem oczekiwania na jego twarzy zaczynała malować się panika i smutek.
„Przepraszamy, wybrany abonent nie może teraz odebrać telefonu lub jest poza zas...”
Zaszkliły mu się oczy. Spróbował raz jeszcze. I jeszcze. Ciągle to samo. Gdy wykręcał numer po raz szósty, Aki położyła swoją dłoń na jego. Chłopak podniósł wzrok, a ona w geście rezygnacji pokiwała głową. Zamknął klapkę komórki i objął dziewczynę.
-Dlaczego?- wyszeptał- Wiesz, prawda? Powiedz mi. Dlaczego?!
Usiedli na dworcowej ławce. Było już ciemno i zimno, ale oni tego nie odczuwali. Blondynka milczała przez moment, ale zaczęła mówić
-To stało się na dworcu... Już mieliśmy wsiadać do pociągu...

-Trzecie miejsce przyznaliśmy Takashiemu Naygawie za obraz pod tytułem „Zmierzch nad Tokio”. Prosimy na scenę- wokół rozległy się gromkie brawa. Blondyn wszedł na scenę, odebrał dyplom i uścisnął rękę z komisją.
-Wow Takashi! Jesteś niesamowity- dziewczyna skakała wokół niego jak nakręcona- szkoła będzie z ciebie dumna!
-A tam gadasz- machnął na nią ręką, chociaż wiedział, że trzecie miejsce na takim poziomie to naprawdę coś. Po zakończeniu wydarzenia wrócili do pokoi, spakowali się i ruszyli na stację.
-Takashi! Zatrzymaj się!- krzyknął jakiś mężczyzna na dworcu.
-Cholera... Szybciej, do pociągu!- pociągnął dziewczynę za rękę w stronę peronu, ale na schodach czekało już dwóch ludzi w garniturach, którzy ich złapali. Takashi szarpał się z całych sił. Doskonale wiedział kim oni byli i kto ich nasłał. Puścili dziewczynę, a chłopaka obezwładnili i zaciągnęli do wyjścia, po czym władowali do samochodu. Aki mogła tylko się przyglądać. Jasne, że krzyczała i próbowała jakoś pomóc przyjacielowi, ale drobna dziewczyna w starciu z dorosłymi mężczyznami nie mogła wiele zdziałać. Blondyn uderzał pięściami o szybę samochodu, ciągnął za klamkę, ale była zablokowana.
-Proszę się nie martwić. Takashi jest w dobrych rękach. Pragnę tylko poinformować, iż nie będzie on już uczęszczał do twojej szkoły i nie wróci do miasta. W żadnym wypadku nie jest to porwanie. W tej sprawie proszę mi zaufać. Żegnam- powiedział mężczyzna, wsiadł do samochodu i odjechał pozostawiając Aki samą przed dworcem. Rozejrzała się po placu jakby nie mogąc pojąć tego, co właśnie miało miejsce. Ludzie, którzy tam byli nawet nie zwrócili na to „porwanie” uwagi. Spojrzała na chodnik. Leżał na nim niebieski szalik. Takashi musiał go zgubić podczas szarpaniny. Podniosła go, włożyła do torby i wróciła na peron. Z głośników rozległ się głos informujący pasażerów o nadjeżdżającym pociągu.

Dziewczyna skończyła opowieść. Haruki siedział i pustym wzrokiem wgapiał się w przestrzeń, i dopiero, gdy Aki położyła na jego kolanach wspomniany szalik, jakby się wybudził. Dziewczyna od jakiegoś czasu wiedziała o relacjach, jakie panowały pomiędzy tymi dwoma i w pewnym sensie potrafiła zrozumieć, co chłopak teraz czuje. Pomyślała, że odda mu szalik. Że ta niepozorna, jakby się wydawało, rzecz będzie mieć dla niego większe znaczenie.
- „Wszystkich przebywających na stacji prosimy o jej opuszczenie. Dzisiaj nie przyjedzie już żaden pociąg”
-Wracajmy- westchnął Haruki, który wstał z ławki i wolnym krokiem skierował się w stronę wyjścia. Szalik zawiązał na szyi.

-Moi drodzy, mam dla was smutną wiadomość. Otóż, wasz kolega, Takashi, nie będzie już uczęszczał do naszego liceum z powodów rodzinnych. Szczegóły nie są mi znane. A teraz zaczynamy lekcje...- Haruki był załamany. Nigdy nawet nie pomyślał, że mógłby rozstać się z Takashim, a co dopiero w takich okolicznościach. Wczorajszego wieczoru jeszcze kilka razy próbował się z chłopakiem skontaktować. Bez efektów. Takashi nigdy nie wspominał za wiele o swojej rodzinie, a już szczególnie o tym, że mają jakieś problemy. Pewnie nie chciał go zanudzać albo martwić, ale teraz... to on się martwił.
-Ej, maluchu!- na korytarzu rozległ się głos Ichiro- Gdzie jest Takashi?
-Nie wiem- odparł nawet na niego nie spoglądając. Nie miał ochoty na rozmowę z szatynem.
-Jak to nie wiesz? Ej, spójrz na mnie jak do ciebie mówię! Co się z nim stało?- obrócił chłopaka za ramię.
-Kiedy ja naprawdę nie wiem!! Nie widziałem się z nim od jego urodzin! Wyjechał na konkurs i już nie wrócił! I nie wróci, rozumiesz! Takashi już tu nie wróci!- na tym ostatnim głos mu się załamał. Nie chciał na Ichiro nakrzyczeć, ale w tym momencie emocje wzięły górę. Osunął się pod ścianę i objął za kolana.
-J-jak to nie wróci- kociooki stał zbity z tropu. Podszedł do Harukiego i usiadł obok- wiesz coś?
Haruki w skrócie powtórzył mu to, co sam usłyszał od Aki. Wczoraj nie płakał, ale teraz już nie wytrzymał.
-A więc to się znów stało...- stwierdził po jakimś czasie Ichiro- On znów to robi. Ciągle go nie zaakceptował? Co za ograniczony człowiek- syknął z pogardą, jakby brzydził się samą myślą o tym człowieku.
-O kim ty mówisz?- brunet podniósł wzrok na towarzysza.
-O ojcu Takashiego. Jebany homofob powtarza historię. Wiesz, kiedy byliśmy jakoś w drugiej gimnazjum Takashi zaakceptował to, że pociągają go faceci. Zrozumiał to, gdy zakochał się w Kirito. Na jego szczęście z wzajemnością. Swój związek, o którym wiedziałem chyba tylko ja, trzymali w tajemnicy z uwagi na opinię ze strony szkolnych znajomych i, no właśnie, ojca Takashiego. On od zawsze potępiał homoseksualistów, a świadomość, że jego własny syn mógłby być jednym z nich doprowadzała go niemal do szewskiej pasji. I wtedy się stało. Jego ojciec zobaczył naszą trójkę w parku. Oni trzymali się za ręce. Wyszedł z auta, chwycił Takashiego,  a Kirito zwyzywał od pedałów. Po tym zdarzeniu Takashi do szkoły wrócił dopiero po trzech dniach i już na wejściu z nim zerwał. Chłopak zrozumiał dlaczego, ale więcej się nie zeszli. W trzeciej klasie Takashi miał dziewczynę, aby udowodnić ojcu, że tamto to była pomyłka. W rzeczywistości jednak spotykał się z kilkoma kolesiami. Żaden z tych związków nie wypalił, a gdy Meiko dowiedziała się o nich, zerwała z nim mówiąc, że ze zboczeńcami się nie zadaje. Wyjechaliśmy z Takashim z Kyoto, a on nagadał ojcu, że w nowym otoczeniu się zmieni. Ale spotkał ciebie i...
-Sugerujesz, że to moja wina...
-Co? Nie, nie w tym sensie ehh- Ichiro szybko zrozumiał, że powiedział o kilka słów za dużo.- Przecież, gdybym to ja z nim był, sprawy mogłyby potoczyć się tak samo, a nawet jeszcze gorzej. Oczywiście nie dopuściłbym do tego, ale mniejsza.
Ichiro nie miał na celu pocieszenia Harukiego. Postawmy sprawy jasno: oni nigdy szczególnie za sobą nie przepadali, ale obaj kochali Takashiego, więc w sumie poniekąd mogli się rozumieć. Dlatego też zdecydowali się na tą rozmowę.
-Najciekawsze jest to, jak jego stary dowiedział się o was. I jak znalazł Takashiego.
-T-to... to naprawdę jest moja wina- nowe łzy spłynęły po policzkach bruneta.
-Ej no nie marz się... Przecież mówię, że to nie two...
-On nie chciał tam jechać. Takashi od początku nie chciał jechać do Kyoto... a ja nalegałem żeby jechał. Pewnie dlatego nie chciał... nie chciał spotkać swojego ojca... a ja... ja nic nie wiedziałem...
-Ej no! Już nie płacz... bądź facetem do cholery...- Ichiro nie był stworzony do pocieszania ludzi. Jemu też było przykro z powodu całej tej sytuacji z blondynem. Nie wiedział co może w tej chwili zrobić ani jak maluchowi pomóc. Najchętniej zostawiłby go teraz samego. Przecież on go w ogóle nie obchodził. Dla niego Haruki był tylko przeszkodą do jego związku z Takashim. Tylko, że patrząc teraz na tego zapłakanego i zdołowanego chłopaka po prostu nie mógł odejść. Zdarzenia ostatnich miesięcy nauczyły go, że tych dwóch łączy naprawdę silne uczucie. Położył rękę na głowę niższego i go pogłaskał.
-On wróci... zobaczysz. Może kiedyś było inaczej, ale jestem pewien, że ciebie sobie nie odpuści tak łatwo- powiedział patrząc przed siebie. Kochał Takashiego. Nie jak brata czy przyjaciela. Najnormalniej w świecie go kochał. Ale wiedział. Był świadom tego, że to właśnie Haruki jest dla Takashiego całym światem, a on jest i pozostanie najlepszym kumplem. Postanowił pełnić tę rolę do końca i jako jego przyjaciel postarać się, by Takashi był szczęśliwy. Haruki podniósł na niego wzrok. Szczerze, to nie spodziewał się po nim takich słów. Uśmiechnął się przez łzy.
-Tak... wróci..Dziękuję- powiedział niemalże szeptem. Ichiro podniósł się z ziemi i otrzepał spodnie.
-Już nie przesadzaj. Pamiętaj, że i tak cię nie lubię. I nie rycz za długo- zakończył, odwrócił się i ruszył przed siebie. Za chwilę poczuł, że coś spływa po jego policzku.
-Ty też nie rycz- powiedział do siebie i otarł oczy rękawem.- Musisz z niego w końcu zrezygnować. Daj sobie już spokój- kontynuował samotny monolog. Oparł się bokiem o ścianę, starając się opanować płacz. Zakrył twarz dłonią.
-Jestem idiotą...
***

Zaczął się nowy rok. Minęły Święta, minął Sylwester. Minęły dwa miesiące, a po Takashim dalej nie było śladu. Haruki przez cały ten czas nie otrzymał od niego żadnej, nawet najmniejszej wiadomości. Skończył się próbny etat w jego pracy i został pełnoprawnym pracownikiem księgarni. Cieszył się, że miał tę pracę, bo przynajmniej przez czas jej trwania mógł się uwolnić od przygnębiających myśli. W mieszkaniu nie był samotny dzięki Chiko, który ostatnimi czasy urósł i roztył się, więc teraz mieszkanie dzielił z wielką, czarną kulką futra. 
Żaden z nich nie wiedział jak to się stało, ale relacje między Harukim a Ichiro nieco się poprawiły. Nie, żeby byli nagle przyjaciółmi do grobowej deski, ale przynajmniej nie skakali już sobie do gardeł. Aki wspierała bruneta, więc i ich znajomość się pogłębiła. Można by rzec, że nie było tak źle jak mogłoby się z początku wydawać. Haruki przyjął do wiadomości fakt, że Takashi wróci w swoim czasie. Głęboko wierzył w to, że blondyn dalej o nim pamięta. Jego przygnębienie minęło. Codziennie starał się do swojego chłopaka dzwonić, ale jak zwykle tamten nie odbierał. Najbardziej martwił go fakt, że nie wie co się z Takashim aktualnie dzieje ani gdzie się podziewa. Nie wiedział nic konkretnego. Do czasu. 
- Nie, Chiko! Nie chodź po klawiaturze!- zdjął zwierzę z laptopa. - Ile razy już ci mówiłem! Masz nie chodzić po komputerze! Hej, co to...- kot przypadkiem uruchomił pocztę.

[1 nowa wiadomość]


Takie zakończenie to zuo, wiem xD  W tym rozdziale chyba pokazałam trochę uczucia Ichiro D: zjebałam mu kanon, no ale każdy ma słabsze momenty, nie?^^'