Dobry wieczór. Jeżeli wcześniej podobało się wam rozplanowanie tekstu w tym opowiadaniu, to teraz będziecie zachwyceni xD Trochę się z tym bawiłam hehehe ale jaki efekt! Coraz większe schizy, wspomnienia i kolejna wojna gangów- oto 2 rozdział. Dzięki za wszystkie komentarze. To bardzo pomaga i motywuje. Jeżeli są tu jacyś czytelnicy-anonimy to też możecie coś po sobie zostawić C: ja nie gryzę,a komentarze bardzo cieszą. Jak widać szablon już dawno ogarnięty.
Ok zapraszam~
Obudziłem
się cały zlany potem. Czy to można było nazwać snem? Szczerze
wątpię, bo przez cała noc słyszałem tylko czyjeś głosy. I
to nie były te głupie kłótnie moich klonów. One zazwyczaj są
bezsensu i właściwie tylko odwracają moja uwagę, ale to... było
straszne. Tak jak praktycznie nigdy się nie bałem, teraz byłem
przerażony. Nie umiem pojąć, co się dzieje z moim umysłem.
Można powiedzieć, że tracę nad nim kontrolę, co w moim wypadku
nie jest zbyt optymistyczna opcja. Jestem bezużyteczny, nic nie
wiem? Pffff... Ja wiem wszystko! A raczej wszystko o wszystkich. Nikt
mi nie wmówi, że jestem niepotrzebny. Mógłbym i cały dzień
wymieniać ludzi, grupami i z osobna, którzy przyszli do mnie
prosząc o coś. I co, byłem wtedy niepotrzebny?
Jak
to jest być znienawidzonym przez tych, których kochasz?
Znienawidzonym...
Z tego co mi wiadomo jest tylko jedna osoba, która mnie nienawidzi.
I jest też jedyną osobą, której nie kocham. Oh jakie to smutne.
Moje myśli mnie okłamały...
Moje myśli... ?
- Chcę
się pozbyć tego człowieka-mój nowy klient posunął mi zdjęcie
łysego mężczyzny w okularach przeciwsłonecznych.
-Przykro mi to
mówić, ale ja jestem informatorem, a nie płatnym zabójcą-
przynajmniej oficjalnie. Chociaż tak naprawdę osobiście nigdy
nikogo nie zabiłem. Owszem, namawiałem samobójców i tak
dalej, ale oni chcieli zginąć sami z siebie. Nie bez powodu są
nazywani samobójcami. A moim celem nie było zabicie ich, bo jakim
trzeba być potworem by zabijać kogoś, kogo się kocha; chciałem
tylko porozmawiać z nimi i zobaczyć co zrobią. Tak jak tamta
dziewczyna, Magenta. Wątpię, żeby taka młoda dziewczyna chciała
umrzeć. Na pewno nie chciała. Uświadomił jej to pewien człowiek
o znajomym mi imieniu. Wystawił ja na próbę życia, porozmawiał
i dał wybór. Miała wybór. Mogła żyć i wrócić do domu,
ale mogła też skoczyć i stać się kolejną, krwawa plama na
zaułkowym chodniku. Skoczyła sama bez niczyjej ingerencji w jej
decyzje. W tamtym momencie nikt jej nie popchnął, nikt jej nie
namówił, a wręcz przeciwnie, próbował odwieść. A teraz dzięki
Celty, która musiała stanąć w obronie biednych i uciśnionych,
żyje sobie tak, jak gdyby nigdy nie poznała człowieka o
pseudonimie Nakura i nie targnęła się na swoje życie.
Chora
zabawa, nie sądzisz?
Zabawa?
To gra w życie! Albo raczej o nie. Ludzie
są pionkami, a to miasto planszą.
A ja? Stoję na czele niczym król! Prowadzę ich na bitwy po polach życia, obserwuję i ingeruję w to, co robią.
A ja? Stoję na czele niczym król! Prowadzę ich na bitwy po polach życia, obserwuję i ingeruję w to, co robią.
Król
powinien dbać o swój lud.
Czasy
się zmieniły i władcy też. Zasady tej gry także ciągle ulegają
małym poprawkom.
Więc
może jestem jokerem?
-Nie
każę panu go zabić. Przedstawiłem tylko mój cel. Pozbędę się
go osobiście, ale do tego potrzebna mi jest jego lokalizacja. Otóż
widzisz, mamy małą wojnę- kolejna wojna gangów? Ludzie, nie
macie ciekawszych pomysłów?- Zamordował on bardzo ważną w
naszym gangu osobę, dlatego odpłacę się pięknym za nadobne. I
tu pojawia się problem. Srebrnych trudno jest zlokalizować, gdyż
często zmieniają bazy i są prawie jak ninja. Dlatego zwracam się
do ciebie z prośbą o odszukanie ich, a konkretnie jego. Resztę
dokończymy sami- mógłby wykrzesać z siebie więcej intrygi, no
ale mniejsza. Sądząc po kolorze jego przepaski należy do
Zielonych. Oprócz Żółtych Szalików i Niebieskich Kwadratów w
Ikebukuro jest też parę innych, kolorowych gangów. Nie są oni aż
tak rozpoznawalni, ale także zdarza im się robić duże
zamieszanie. Mężczyzna podał mi wszystko co wiedział o człowieku
ze zdjęcia, wpłacił zaliczkę i poszedł.
Sugimoto
Nakahadara. Czas się zabrać do roboty. Zabrałem kurtkę i
wyszedłem. Postanowiłem zakręcić się w okolicy, w której
zazwyczaj widywani są Srebrni. Trafiłem do obskurnego lokalu, w
którym dosłownie oddychało się dymem z papierosów. Chyba nie
pobędę tu za długo. Przysiadłem sobie gdzieś w kącie sali i
przebiegłem wzrokiem po klientach. Członkowie Srebrnych noszą
zazwyczaj jakieś bransolety na rękach albo łańcuch przy
spodniach, niestety nikogo z takim wyposażeniem tutaj nie
widziałem. Widać nie miałem dziś szczęścia, no trudno wracam
do siebie.
-Niezły burdel
się zrobił z tymi Zielonymi- albo jeszcze chwilkę się poduszę w
tym dymie. Kolesie ze stolika obok mogli mieć coś ciekawego do
powiedzenia. Wyciągnąłem telefon i zacząłem coś w nim
przeglądać, tak dla nie poznaki.
-Sami są sobie
winni. Mogli się nie pchać na nasze terytorium, a co dopiero
szpiegować. Śmiecie jak oni powinni wiedzieć, że śledzenia nas
jest równoznaczne ze śmiercią.
-Taa Sugimoto
nieźle się wkurwił jak go wtedy znalazł między samochodami.
Zawsze wiedziałem, że ten cały Yuriko był mocny tylko w gębie.
Bez swoich przydupasów już nie był taki kozak.
-Szef skopał
go jak psa. I dobrze. Teraz już zapamięta hahahaha- a więc tak
sprawa wygląda. Zawsze mnie zastanawiało jak to jest, że złe
charaktery muszą zawsze wyjawić swój niecny plan głównemu
bohaterowi.
-Czego... przy
telefonie. Co, po kiego grzyba. Eh dobra, idę. Tak jest ze mną.
Tak, tak już się zamknij, będziemy.
-Kogo biją tym
razem?
-Jacyś goście
z Czerwonych się stawiali i ponoć grubsza sprawa. Nikogo nie ma w
bazie i Ryuzaki kazał tam wracać.
-Jakby mi się
chciało...
-Nie pyskuj,
chyba, że chcesz się stać nowym workiem treningowym Szefa- wstali
szurając krzesłami i ruszyli w stronę wyjścia. Chwilę po nich
także wstałem od stolika.
-Uh...-uderzyłem
w kogoś. Spojrzałem w górę, by zobaczyć kto to. Ah... Zawsze
kiedy idzie mi za łatwo pojawia się on. Obdarzył mnie spojrzeniem
w stylu znowu-ty-mendo-społeczna.
-Oh Shizu-chan,
nie wiedziałem, że bywasz w takich miejscach. Odpowiadają ci
takie klimaty? Aż to sobie zanotuję- otworzyłem notatnik w
telefonie, ale nie zdołałem wpisać nawet jednej literki, bo
Shizuo podniósł mnie, chwytając za kołnierz bluzki. Z jego
platynowych oczu aż biło odrazą do mojej osoby. Zważając na
zdarzenie sprzed kilku dni wcale mu się nie dziwie, chociaż ciągle
nie wiem co mi na mózg padło, żeby go całować.
-Jak to jest,
że pojawiasz się wszędzie tam, gdzie akurat jestem ja?- wysyczał
przez zaciśnięte zęby. Tom stojący za nim chyba chciał coś
powiedzieć, ale najwidoczniej dał sobie spokój z upominaniem
swojego ochroniarza i postanowił to przeczekać.
-Oh, no nie
wiem... Ludzie nazywają to przeznaczeniem- powiedziałem tonem,
jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Żyłka na
jego skroni niebezpiecznie zapulsowała.- I czy mógłbyś mnie
puścić? Tak się składa, że się śpieszę, a poza tym mniesz mi
nową koszulkę.
-Ooo z miłą
chęcią!- w oczach blondyna pojawił się dziki błysk. Zamachnął
się i rzucił mnie na barową ladę tak, że spadłem z drugiej
strony, rozbijając przy okazji kilka szklanek. Szlag, nie mam teraz
na niego czasu. Muszę dogonić tamtych gości!
-Ej, kelner!-
krzyknął oburzony grubas , którego napój prawdopodobnie razem ze
mną spadł na podłogę.- Zepsułeś mi jedyną przyjemność tego
dnia! Zapłacisz za to- rzucił się na Shizuo z pięściami, ale
chyba nie wiedział, na co się porywa. Blondyn uchylił się od
jego ciosu i pchnął go na pobliski stolik, przy którym siedziało
dwóch dryblasów. Oczywiście rzucili się na Shizuo. Barowa bójka,
aż czuję się jak w filmie! Niestety, chyba pozostanę
trzecioplanową postacią i zniknę z pola walki. Przeczołgałem
się za ladą i między stolikami. Wstałem i już miałem opuścić
ten jakże uroczy lokal, kiedy Shizuo zauważył mnie. Chwycił
pierwszą lepszą rzecz jaką miał pod ręką, na moje nieszczęście
było to krzesło, i cisnął nim we mnie. Siłą odrzutu uderzyłem
o szybę i rozbijając ją wyleciałem na chodnik. Kawałki
rozbitego szkła przecięły moją skórę na dłoniach i twarzy.
Syknąłem z bólu podnosząc się z ziemi i otrzepując ciuchy.
Rozejrzałem się. Przy końcu ulicy dostrzegłem kolesi, za którymi
miałem zamiar podążać. Musiałem przejść na drugą stronę.
Spojrzałem w lewo-jechała ciężarówka. Okej, poczekam chwilę. W
tym momencie przez uprzednio rozbite okno wyleciał kolejny
człowiek, a do moich uszu dobiegł krzyk Shizuo. Chyba się
wkurzył, że tamci kozacy z baru się na niego rzucili. Krzykacz
stanął w drzwiach. Może jednak nie będę czekał.
Znów
uciekasz przed Shizuo? No weź!
Muszę,
a poza tym tamci goście zaraz znikną mi z oczu.
Od kiedy aż
tak bardzo starasz się kogoś znaleźć?
Zawsze
się staram! A nuż się trafi jakaś afera? Ha! Na pewno się trafi,
dlatego nie mam dziś wyjątkowo czasu dla mojego kochanego wroga.
Jej, Izaya! A
więc jednak uważasz że Shizuo jest kochany!
Nie
jest kochany!
Przed chwila
mówiłeś co innego.
Ludzie
mówią różne rzeczy.
Wyszedłem na
drogę i nagle... zatrzymałem się. Tak po prostu. Moje ciało
zamarło i odmówiło współpracy. Nie mogłem się ruszyć.
Co jest do
cholery!?
Oj tak to nie
ma! Mówisz, że go nienawidzisz, ale teraz że jest kochany. Kto jak
kto, ale ty akurat powinieneś być zdecydowany...
Psyche mówił
ci już ktoś, że jesteś idiotą?
Nie wiem, czy
ktoś zauważył, ale Izaya stoi na ulicy i...
...więc jak
dla mnie twoje uczucia są nie mniej dziwne, skoro...
Phi! Jakby on
kiedykolwiek miał jakieś uczucia...
SAMOCHÓD!!
Nagle w mojej
głowie zrobiło się bardzo głośno. Oprócz tej kolorowej zgrai
słyszałem czyjeś krzyki, głosy. Na początku dało się coś
odróżnić, ale za moment to zamieniło się w zwykł szum. Nie
mogłem zareagować. Nie mogłem się ruszyć. A szum się natężał.
Mylę się czy słyszałem odgłos silnika? Szlag, nigdy bym nie
przypuszczał, że zginę pod kołami ciężarówki. Prędzej z rąk
Shizuo, chociaż i to nie było moim planem. Pozostało więc czekać.
Czekać na uderzenie, które nadeszło już po chwili. Tyle, że
uderzyło coś innego, mniejszego. Pchnęło mnie na drugą stronę
drogi. Po upadku odzyskałem władzę nad ciałem. Strasznie bolało
mnie ramię, ale podniosłem się. Tuż przede mną stał Shizuo, a
obok leżał kosz. O rany... czyżby Shizuo mnie ocalił czy po
prostu zrobił to przypadkiem?
Łaaa
Shiz-chan mnie ocalił.
Ocalił nas
wszystkich.
Taa akurat.
Znając go, pewnie nie ogarnął, że jedzie auto i zwyczajnie rzucił
czymś w Izayę. Ocalił go przypadkiem.
O,
jak bardzo chciałbym tak myśleć.
-Chciałeś
zginąć czy jak!?- szarpnął mnie za kołnierz kurtki.
-A ty
przypadkiem nie chcesz, żebym zginął?- odparłem obojętnym tonem.
-To, że chcę
cię zabić nie znaczy, że chcę abyś zginął w byle jaki sposób-
znów patrzył mi w oczy tym intensywnym wzrokiem. Rzadko mamy okazję
na kontakt wzrokowy, bo zwyczajnie ciężko jest to robić biegnąc.
-Przygotowałeś
dla mnie szczególną śmierć? Ah Shizu-chan czuję się
zaszczycony-aż wiało sarkazmem. Shizuo zacisnął pięść.
Jak by nie
patrzeć uratował cię. Może byś ładnie podziękował?
Pogrzało
cię? Nie będę mu dziękował. O nic nie prosiłem.
Racja, on sam
go rzucił tym śmietnikiem. Też mi ratunek. Jakby się rzucił czy
coś to wyglądało by bardziej efektownie.
Aż się
zgodzę z Hibiyą. Tylko sobie wyobraź. Ciężarówka nadjeżdża, a
ty ciągle tkwisz na ulicy. Nadbiega Shizu-chan i rycersko ratuje cię
przed potrąceniem. Leżycie na chodniku, on obejmuje cię ramieniem
i mówi...
PSYCHE!!
A myślałem,
że jesteś Izaya... no dobra, więc mówi: Psyche, nigdy więcej
nie...
Psyche skończ
tę operę mydlaną. On cię nie chce.
…
Gdzie on?
Pewnie
poszedł płakać. Jakże mi przykro.
Wracając do
tematu. Nie gadalibyśmy teraz, gdyby nie ten ex-barman, więc
podziękuj mu, bo inaczej ja to zrobię.
O
nie. Nigdy mu nie podziękuje. Nie mam za co.
Nagle poczułem
się niesamowicie spokojny. Uśmiech znikł mi z twarzy i przybrała
ona raczej opanowany wyraz.
-Hej,
Shizu-chan. Tak w ogóle to chyba powinienem po... po -
Nie
masz prawa tego powiedzieć!!
A ten jak
zwykle postawił na swoim. I w ogóle Psyche ogarnij dupę, nie rycz
jak jakaś panienka!
-podziękować
ci za to, że mnie jednak uratowałeś. Tak więc dziękuję-
spojrzałem mu w oczy, które aktualnie tępo się na mnie wgapiały.
-Czy-czy
ja dobrze usłyszałem? - po chwili milczenia otrząsnął się i
zluzował chwyt na mojej kurtce. Przetarł dłonią oczy.- Czy
największa, najbardziej bezuczuciowa szuja tego miasta właśnie mi
podziękowała?!- był wyraźnie skołowany. Znów.
-Ajć,
zabolało, ale tak, dobrze usłyszałeś- zapadła chwilowa cisza.
Shizuo kilka razy otwierał usta jakby chciał coś powiedzieć, ale
ostatecznie odwrócił się i odszedł rzucając krótkie:
-Idź
się lecz- na co wzruszyłem ramionami.
Zwaliłeś
akcję. Mogłeś go przytulić czy coś...
Jeżeli ma
się tu rozwinąć jakiekolwiek uczucie, robienie takich rzeczy zbyt
szybko jest niestosowne.
Pogięło
was już do końca? Tu nie ma żadnego uczucia! Poza nienawiścią,
rzecz jasna.
Jest i już
wkrótce ci to udowodnię.
Ty lepiej nie
przeginaj.
A
więc czekam z niecierpliwością.
Zgubiłem ich.
Szlag by cię Shizuo! Ale w sumie to nie do końca jego wina.
Zatrzymałem się. Nagle, bez powodu. Dlaczego? I ten cały szum w
głowie. O co tu chodzi?! Jakiś paraliż umysłowy czy jak? Szedłem
w kierunku, w którym poszli Srebrni. Nie lubiłem tej okolicy.
Zawsze wydawała mi się jakaś podejrzana. Zapiąłem kurtkę.
Robiło się zimno i ciemno. O ile mnie pamięć nie myli za chwilę
powinny pokazać się stare magazyny. Tu się ukrywają?
Kento! Kento!
Dokąd idziesz?! Co to za miejsce?
Stare
magazyny. Już ich nie używają.
Dwóch
chłopców przebiegło przez ulicę i ruszyło w stronę budynków.
Było lato. Promienie słoneczne odbijały się od metalowych ścian
i dachów, przez co na placu było naprawdę gorąco. Ta okolica
była cicha. Odkąd magazyny wyszły z użytku, praktycznie nic się
tu nie działo. Przeszli przez wielki dziedziniec. Trawa, która
przebiła się przez beton była wyschnięta. Na stosie belek
siedziało kilka kruków.
Na pewno
możemy tu wchodzić?
Izaya, czyżbyś
miał stracha?
Nie-nie
prawda! Nie boję się!
Aaaa Jaasne.
Siusiumajtek, siusimajtek!
Udowodnię, że
się nie boję! I sam jesteś siusiumajtek.
Podeszli do
bloku numer 18. Czarnowłosy chłopiec zacisnął piąstki i używając
całej swojej siły przesunął wielkie drzwi. Weszli do środka. W
powietrzu unosił się kurz i odór. Szyby w oknach były powybijane
lub popękane. Hangar był ogromny. Walał się tam pełno pudeł,
rur, desek i innych rzeczy. Weszli głębiej. Ogromna hala wydawała
się być jak z jakiegoś filmu akcji. Chłopcy dobyli patyków i
udając żołnierzy ruszyli „na zwiady”, co jakiś czas chowając
się za pudłami. Nagle odór zaczął się nasilać. Szli dalej
coraz to bardziej zafascynowani tajemniczą aurą tego miejsca.
Stopniowo jednak film akcji zaczął zamieniać się w horror. Na
podłodze dostrzegli szkarłatne plamy. Podobnie na płachcie i na
pudłach też było trochę czerwieni. Kolor już wyblakł, ale z
farbą nie dało się tego pomylić. Chłopców przeszedł zimny
dreszcz, ale dzielnie szli dalej. Złapali się za ręce. Za zakrętem
ujrzeli widok, którego nikt, a już w szczególności
dziewięciolatek, nie powinien był oglądać. A ziemi w różnych
odstępach od siebie leżały ciała. Plamy krwi zdobiły brudną
podłogę. Muchy latały wokół wyschniętych trucheł. Stali
przerażeni nie mogąc oderwać wzroku od masakrycznego widoku.
Otwarte szczęki, rozszerzone oczy, podarte, zakrwawione ubrania.
Okrutny smród bijący od martwych ciał, bzyczenie much. Kento
zwymiotował, a Izaya otworzył usta i wydał z siebie przeraźliwy
krzyk. Po chwili biegli przed siebie chcąc jak najszybciej wydostać
się z tego okropnego miejsca. Ogarnął ich paniczny strach.
Krzyczeli i biegli jakby ich ktoś gonił. Czuli obce spojrzenie na
plecach. Nie myśleli o niczym, a w głowie mieli tylko obraz tamtej
masakry. Szybko, jak najszybciej stąd uciec! Biegli przy ścianie.
Wyjście, ono tam było! Już widać światło! Niestety to tylko
wybita szyba. Skręcili i momentalnie się zatrzymali. Nad ich
głowami wisiało kolejne ciało. Na łańcuchach, powieszone za
szyję w powolnym tempie obracało się wokół własnej osi.
Wytrzeszczone gałki oczne, zaschnięta krew na czole, poszarpane
ubrania, jeden z butów leżał na ziemi. Coś kapło Izayi na ramię.
Krzyknął i panicznie próbował to z siebie strzepnąć. Kento stał
nieruchomo i wgapiał się w wisielca. W chwili gdy Izaya ściągnął
z siebie bluzę i rzucił ją pod ścianę, Kento wystartował.
Spanikował i pobiegł.
KENTO! KENTO!
Płaczliwy i
łamiący się głos bruneta rozległ się echem po magazynowej hali.
Pękło jakieś okno. Izaye przeszły ciarki, gdy usłyszał jak
szkło rozbija się o podłogę.
KENTO! KENTO
GDZIE JESTEŚ!? NIE ZOSTAWIAJ MNIE TUTAJ! KENTO!
IZAYA? IZAYA
TĘDY! POŚPIESZ SIĘ! IZAYA SZYBKO! BIEGNIJ! IZAYA BIEGNIJ!
Nim się
zorientowałem przebiegłem spory dystans. Wspomnienie? Tak nagle?
Teraz już wiem, dlaczego tak nie lubię tej okolicy. Tamten dzień
zmienił mnie całego, Kento również. Ciekawe co u niego. W sumie
to już dawno go nie widziałem. Od podstawówki bodajże. Wszedłem
na ogromny plac. Nic się nie zmieniło od tamtego dnia. Teraz
dodatkowo był zmierzch. Powinienem iść sprawdzić, czy Srebrni się
tam nie spotykają..
Izaya...
Pamiętasz?
Po
plecach przebiegł mi dreszcz, momentalnie zesztywniałem. Obróciłem
się i spojrzałem za siebie. Nikogo nie było. Jednak ewidentnie
czułem na sobie czyjś wzrok.
Pójdziesz
Tammm
??
Przerażający
głos. Szorstki, zimny. Zmieniający tonację. Obcy, a brzmiał tak,
jakby znał mnie na wylot. Wprawił moje ciało w dziwne drżenie.
Poczułem zimny pot na plecach.
Izayaaaa!
Biegnij! Biegnij! Izaya
tędy! Biegnij!
Zawróciłem
i pobiegłem. Ciągle czułem na sobie to okropne spojrzenie.
Chłodne, odpychające, przepełnione nienawiścią i przeszywające
do szpiku kości.
Biegnij!
Uciekaj!
Znów uciekaj!
Zdołasz
uciec?
Zdołasz
uciec czy podzielisz się z Kento przeznaczeniem?
Widzę cię...
Obserwuję
każdy twój ruch...
Znam
twoje myśli. Znam twój kolejny ruch.
Mnie
nie oszukasz... Nawet, jeśli jesteś Jokerem...
Zatrzasnąłem
drzwi. Wszystkie głosy zostały na zewnątrz. Osunąłem się po
drzwiach na podłogę. Dyszałem, łapczywie łapiąc jak najwięcej
powietrza w swoje płuca. Pot lał się po moim czole. Przeczesałem
włosy palcami, a wierzchem dłoni otarłem pot i łzy. Mieszkanie
było spowite ciemnością. Nie chciałem wiedzieć, co się w niej
czai. Ale mimo tego, zapaliłem światło i szybko przebiegłem przez
salon. Wbiegłem po schodach i zamknąłem się w sypialni. Trzęsące
się nogi odmówiły posłuszeństwa, przez co upadłem na podłogę.
Ostatkiem sił dociągnąłem się na łóżko.
Czy
się udało? Czy uciekłem?
ZaLeży
przed
czym...
Albo
przed
Kim...
Izaya!?
Izaya biegnij! Tędy! Biegnij, Izaya, szybko!
Jaki
jest twój kolejny ruch, Jokerze?