niedziela, 16 sierpnia 2015

Hold back the river - oneshot/songfic - Shizaya

Muszę się nauczyć pisać jakieś weselsze rzeczy. Cześć wszystkim! *pusta sala* yy tak, to może poczekamy jeszcze pięć minut *skrzek mikrofonu* och, ups, sorki hehe, już zapomniałam jak to ustrojstwo działa *widzi jedną osobę przemykającą na tylnich siedzeniach* !!! no, więc jesteśmy w komplecie. 
Ale tak serio. Naprawdę was przepraszam. 
A dzisiaj prezentuję coś nad czym już jakiś czas pracowałam, one shot, który jest przede wszystkim dedykowany Aiko Hori, której obiecałam prezent na polepszenie weny i przynętę na jej wewnętrznego Izaye, żeby wrócił. Taś, taś Izayasz ♥ Dodatkowo piosenka przywołała moje dwa dawne pomysły, których nie umiałam zrealizować osobno, a weszły tutaj i jest pięknie ♥ Uprzedzam, to jest strasznie smutne, naprawdę,jak to pisałam wczoraj o 3 to nie byłam w stanie skończyć, bo myślałam, że ryknę. Angsty to mój klimat, ale tym razem przeszłam samą siebie. Polecam czytać wieczorem/ w nocy dla lepszego efektu. I lepiej zgarnijcie jakieś chusteczki, mogą się przydać. 
To jest historia alternatywnej przeszłości Shizuo i Izayi, więc zanim wyjedziecie z tekstem, że poza kanonem postaci to poczekajcie do końca, bo tu jest wszytko ładnie wyjaśnione *wink* Zapraszam od słuchania, czytania, komentowania i do zobaczenia(mam nadzieję że wkrótce z LAD, bo wróciła mi jazda na JeanMarco i się hardo biorę za tłumaczenie) 

Piosenka: James Bay - Hold back the river 
opcjonalnie playlista: Lovers in the dreamscape

Hold back the river


No dalej, Shizu-chan. Wstawaj. Nie mów, że się poddałeś. Ja ciągle tu stoję, więc wstawaj! Jeszcze nie skończyliśmy, nie teraz, nie w  tym momencie. To był zły ruch, jednak według szachowych zasad dotknięty pionek musi się ruszyć. Zmieńmy więc zasady. Cofnijmy pionek, cofnijmy ten ruch. Siądźmy raz jeszcze do tej niekończącej się partii szachów, ustalmy zasady raz jeszcze, bo być może i  w tej rundzie będzie można się cofnąć.

***
Gdyby ktoś mnie kiedyś zapytał, czy umarłbym za kogoś, pewnie wyśmiałbym go. Gdyby kazano mi nie zadzierać z przeznaczeniem, zrobiłbym to nie raz. Dawny ja nigdy nie chciałby żegnać się z życiem za szybko, jednak teraz tak naprawdę już wszystko mi jedno. Chętnie rzuciłbym się pod pociąg, podciął sobie żyły, utopił się w wannie czy też tradycyjnie strzelił sobie w łeb, ale nie mogę. Nie ważne jak bardzo będę zmęczony, nie mogę się jeszcze poddać, nie dziś. Ponieważ dziś to znów ten dzień. Dzień, w którym nie mogę pozwolić ci umrzeć.

Tried to keep you close to me,
              But life got in between

Wagon metra był wyjątkowo pusty. Zdziwiło mnie to, bo w godzinach porannych nie da się tu nawet chwycić barierki, a co dopiero usiąść. Czyżby dzisiaj nastąpiła jakaś zmiana? Och, ile ja bym dał za zmianę, przecież to już się zaczyna robić chore! Zawsze to samo. Za każdym razem, gdy rzeczy zaczynają się między nami układać wszechświat postanawia wywrócić nasze życie do góry nogami. Właściwie moje życie, bo ty i tak nie będziesz nic z tego pamiętał. Starałem się trzymać cię blisko siebie, ale to tylko pogarszało stan rzeczy. Życie weszło nam w drogę.
Czas nie jest wartością fizyczną, nie można go dotknąć czy dogonić. Ludzie starają się mierzyć go za pomocą zegarków, ale nikt nigdy nie był w stanie naprawdę go uchwycić, nie można go zamknąć w małym pudełku ze wskazówkami. Nie wiesz o tym, tak samo nie masz pojęcia jak wiele nauczyłem się o czasie, Shizuś.
Czas w każdą stronę działał na naszą niekorzyść, na moją niekorzyść. I nie mówię tu o kolejnym spóźnieniu na lekcję, od których roiło się w mojej rubryczce w dzienniku, ale o tym, co może stać się w każdej chwili. Powiedz mi, co tym razem? Ciężarówka? Dach? Schody? Przypadkowo napotkany nożownik? Na co mam się przygotować? Drzwi metra otworzyły się na stacji Ikebukuro, więc wyszedłem i skierowałem się schodami w górę.
- Izaya?
Z zamyślenia wyrwał mnie twój ciepły głos. Stałeś naprzeciwko wejścia do metra i spoglądałeś na mnie tymi złotymi oczami. To zabawne, że uznawałem je za złote, mimo tego że w rzeczywistości były brązowe. Tak bardzo ceniłem twoje spojrzenie. Ale to nie był czas na to. Jeżeli chcę, by te oczy nie musiały się dzisiaj zamknąć, muszę działać.
- Hej, wybacz, śpieszy mi się!
Bez żadnej reakcji na twoje kolejne zaczepki, przebiegłem obok i za trzy kroki skręciłem na pasy, ruszając w stronę Rairy. Zawsze w momentach twojej śmierci byłem tam, więc może lepiej będzie cię przez jakiś czas unikać?

Tried to square not being there
              But it's there that I should've been

Przez cały dzień ukrywałem się przed tobą, a ty szukałeś mnie bez wytchnienia, żądając wyjaśnień. Twojej frustracji, spowodowanej niewiedzą, uległy dwa śmietniki i automat na ostatnim piętrze… no, teraz już na parterze. Dobrze, że byliśmy w innych klasach, ale gdy już zdarzyło się, że wpadliśmy na siebie na korytarzu, szybko wywijałem się jakąś tanią wymówką. Wybacz mi, Shizuś, to dla twojego dobra.
Jednak w ostatecznym rozdaniu moje starania nic nie dały. Podczas przerwy na lunch w szkole wybuchło spore poruszenie, dziewczyny i nauczyciele zbiegali spanikowani na wewnętrzny dziedziniec, chłopcy przeklinali pod nosem, również kierując się na dół. Nie musiałem iść za nimi.
- Izaya, Izaya, coś potwornego się stało! – do klasy wpadł zmachany Shinra. Rozczochrane włosy i przekrzywione okulary, sapał, próbując złapać oddech, by przekazać resztę wiadomości. Pewnie przybiegł z dołu, by mi o tym powiedzieć, bym nie był sam, gdy dowiem się, że człowiek, którego kocham nie żyje. Och, Shinra, gdybyś tylko wiedział…
- Shizuo on… barierki dachu pękły… t-tyle krwi – roztrzęsiony próbował złożyć sensowne zdanie. Mimo wszystko poczułem w gardle ogromną, duszącą gulę i wcale nie było to drugie śniadanie. Od jakiegoś czasu nie jem prawie nic, nie jestem w stanie. To znowu się stało, mimo tego, że próbowałem polepszyć sytuację nie będąc tam.
Podszedłem do Shinry i położyłem mu dłoń na ramieniu. Shinra starał się grać twardego, ale pod moim dotykiem rozkleił się zupełnie i objął mnie, pogrążając nas obu w smutku i rozpaczy. Ale moje oczy już od dawna tliły się puste i suche?
Powiedziałem sobie, że nic złego nie powinno ci się stać, jeśli nie będę się koło ciebie kręcił. Myślałem o sobie jak o złym fatum, krążącym nad mitycznym bohaterem, by nieuchronnie zgubić go na sam koniec podróży. Ale fatum nie byłem ja, to był czas. Czas, który działał na moją niekorzyść i wkrótce się dowiem w jaki sposób, a dziś przynajmniej wiem, że to tam przy tobie  jest, gdzie powinienem być.  

Hold back the river, let me look in your eyes
Hold back the river so I
Can stop for a minute and be by your side
Hold back the river, hold back

Za parę chwil krajobraz wokół zaczął się zmieniać. Od ludzi i przedmiotów powoli odłączały się cząsteczki, świat rozmazywał się, porzucając swoje kolory i kształty na rzecz świetlistej bieli. W mgnieniu oka z ziemi robiła się nicość, do której wstęp miałem tylko ja. Stałem po kostki w połyskującej wspomnieniami rzece.  Pobyt w nicości pokazał mi płynny czas – rzekę wspomnień, zbudowaną przez los. To dość zabawne, prawda? Czas powinien być dynamiczny, wspomnienia, zasuszone w naszej pamięci, są przeszłością, odeszły, nie są ani trochę żywe. Więc dlaczego to one tworzą rzekę czasu? 
Za moment wraz z prądem rzeki przypłynąłeś ty, Shizuo. Nie podejmowałeś żadnych akcji, nie otwierałeś oczu. Leżałeś utopiony we własnej krwi, która powoli spływała i mieszała się z wodą rzeki. Jedyne, czego pragnąłem w tych ulotnych chwilach było to, by zatrzymać rzekę i spojrzeć w twoje oczy, Shizu-chan. Jednak nie otwierałeś ich, leżąc pod moimi stopami martwy i nieistniejący.
- JAK DŁUGO MUSZĘ TO JESZCZE ZNOSIĆ! – krzyknąłem, ale w tej pustce mój krzyk pozostawał głuchy, bez echa i odzewu. Mogłem krzyczeć, płakać i skomleć jak pies, ale nikt nie przyszedłby na pomoc tragicznemu bohaterowi jakim jestem.
Zatrzymać rzekę. Jedyne czego chciałem, to zatrzymać rzekę, by móc, chociaż na chwilę, zatrzymać się w tej szaleńczej walce z czasem i pobyć przy twoim boku.
Wyciągnąłem cię z rzeki, kładąc sobie twoją głowę na kolanach i gładząc cię po włosach.
- Gdybyś tylko mógł otworzyć oczy, gdybyś tylko mógł usłyszeć mój głos – mówiłem, ale w tej pustce nie słuchał mnie nikt. Nie przedzierał jej żaden głos, nawet rzeka płynęła bezszelestnie. Moje zmysły wyostrzały się, tworząc swoje własne doznania dźwiękowe, by do mózgu dotarły jakieś bodźce. Kontrolowana schizofrenia występująca za każdym razem, gdy przestawałem się odzywać.
Zatrzymać rzekę. Czy to pomoże? Czy wtedy umrzemy wszyscy i całe to piekło wreszcie się skończy? Co muszę zrobić, by zatrzymać rzekę?

Once upon a different life
We rode our bikes into the sky
But now we caught against the tide
Those distant days all flashing by

A jeszcze niedawno było zupełnie inaczej, chociaż ciężko określić czas, gdy ciągle się go cofa. Pamiętam, jak pewnego dnia za „innego życia” zasiedzieliśmy się w szkole. Wszyscy uczniowie już dawno poszli do domu, tylko my dwaj siedzieliśmy w klasie dopóki niebo nie zaczęło przybierać czerwonych barw. Spałeś z głową na ławce, a ja siedziałem obok i grałem w jakąś durną gierkę na twoim telefonie, chociaż zawsze zabraniałeś mi go dotykać. Znałem hasło, a przecież nigdy mi go nie podałeś. Ustawianie swojej daty urodzin nie jest najlepszym zabezpieczeniem głuptasie.
Zaczynałem się już trochę nudzić, więc postanowiłem cię obudzić. Najśmieszniejsze z całej tej sytuacji było to, że mimo tego, że na powitanie pocałowałem cię w czoło, ty bardziej przejąłeś się tym, że mam twój telefon.  Jesteś czasem taki nieczuły. Po krótkiej sprzeczce wyszliśmy wreszcie ze szkoły i pojechaliśmy na rowerach do domu. Jechaliśmy przez wały, a przez zachodzące słońce wydawało się, że możemy dojechać naszymi rowerami do nieba. Ty na pewno też pamiętasz tamten moment, niebo było naprawdę piękne, odbijając się w rzece na czerwono. To był jeden z tych zachodów, które zwiastują dobre, ciepłe dni.
 Nagle zatrzymałeś się, blokując mi dalszą drogę i zapatrzyłeś się w ten zachód. Gdyby nie przejeżdżający nieopodal pociąg, pewnie do nocy wpatrywałbyś się w niebo.
- Co jest? – zapytałem.
- Nic. Po prostu uświadomiłem sobie jak bardzo cię kocham.
I po tych najpiękniejszych słowach jakie w życiu słyszałem, zszedłeś z roweru i pocałowałeś mnie jak jeszcze nigdy wcześniej i nigdy później, trzymając mnie w swoich ramionach, jakbyś już nigdy więcej nie zamierzał mnie puścić. Czy to było pożegnanie? Czyżbyś wiedział, że twoje życie za moment skończy się po raz pierwszy?
 To było moje najcenniejsze wspomnienie ze wszystkich spływających rzeką. Jedno małe, niewinne, mieniące się odcieniami czerwieni, wspomnienie.
Zaraz później ścigaliśmy się do skrzyżowania, na którym rozchodziły się nasze drogi. Ostatni odcinek był z górki. Wyprzedziłeś mnie, zawsze byłeś ode mnie silniejszy i sprawniejszy, więc nie było się czemu dziwić. I wtedy, po raz pierwszy, los postanowił urządzić nam piekło. Zaraz przed skrzyżowaniem twoje hamulce puściły, a ty wpadłeś prosto pod nadjeżdżający autobus. Tego wieczora nie tylko niebo przybrało odcień szkarłatu, a ja już nigdy później tak nie krzyczałem.
Myślałem, że to sen, że zaraz się obudzę, a ty będziesz cały i zdrów. Jednak czas mijał, przyjechała karetka, ale, mówiąc szczerze, nie było już czego ratować. Pamiętam, że jakiś mężczyzna siłował się ze mną, nie chcąc mnie przepuścić na jezdnię, a potem wszystko rozmyło się, a ja trafiłem do pustki.
Brodząc pod prąd rzeki wspomnień, starałem się znaleźć rozwiązanie tego niekończącego się cyklu. Gdzie był początek, a gdzie koniec? Które zdarzenia doprowadzały do twojej śmierci, a które mogły cię ochronić? Jaki ruch powinienem wykonać jako następny?
Karty wspomnień przepływały mi pod nogami, a tamte odległe dni przebłyskiwały, mącąc mi w głowie i podtrzymując uczucie bezradności.
Dlaczego, dlaczego, DLACZEGO!?
- DLACZEGO NIE MOŻESZ WSTAĆ, SHIZUO !?– krzyczę, załamując głos, ale ty leżysz bezwładnie na brzegu. Moje gardło ściśnięte jest tak mocno, jakby mnie ktoś dusił, ciężko mi powstrzymywać kolejne łzy. Zaciskam pięści i staram się uspokoić. Rozchlapuję nogami  wspomnienia rzeki czasu na około, dopóki nie zejdzie ze mnie cała energia i złość. Zrezygnowany wychodzę z rzeki i kładę się obok ciebie, chwytając cię za dłoń, która z jakiegoś powodu jest ciepła.
- Co zrobiliśmy nie tak?

Hold back the river, let me look in your eyes
Hold back the river so I
Can stop for a minute and be by your side
Hold back the river, hold back

Jedyne, czego pragnę, to zatrzymać rzekę, by spojrzeć w twoje oczy. Powiedzieć, jak bardzo cię kocham i jak bardzo cię potrzebuję. Chciałbym, żebyś otarł moje łzy, bym nigdy więcej nie musiał ci ich pokazywać. Chciałbym móc trzymać twoją dłoń do końca świata.
Zatrzymaj rzekę, żebym ja także mógł się zatrzymać i chociaż przez minutkę pobyć przy twoim boku, nie musząc martwić się w jaki sposób umrzesz jutro. Proszę, zatrzymaj tę rzekę, po prostu ją zatrzymaj.
 Próbowałem samobójstwa, próbowałem zabić nas obu, próbowałem unikać cię i być przy tobie przez cały czas. Żadna metoda nie zdała rezultatu, zawsze kończyliśmy w tym samym miejscu, a krew spływała i spływała, pozostawiając swoje ślady na mojej psychice. Jednak dziś jest inaczej, nie sądzisz?
- Izaya, o co tutaj chodzi? – pytasz, stojąc po drugiej stronie rzeki wspomnień zupełnie zagubiony i przerażony.
- Witam w mojej rzeczywistości, Shizu-chan.
- Nie chrzań! To jakieś halucynacje czy co?! Czy może tak wygląda zupełne otępienie przez szok? Zaraz na pewno usłyszę syreny i…
- Nic tu nie usłyszysz, to pustka.
- Ale… ty… przed chwilą….
- Umarłem – odpowiadam ze stoickim spokojem. W dwa kroki pokonujesz rzekę i przytulasz mnie z całych sił, niemal tracę oddech. Ale to nie szkodzi. Dla ciebie mogę stracić wszystko.
- Nie… jesteś tu, jesteś ze mną… - mówisz, a ja nie jestem w stanie dłużej udawać, że to normalne i także cię obejmuję.
Ile razy musiałem tutaj siedzieć w samotności, wyczekując momentu, w którym obudzisz się i powiesz, że wszystko w porządku? Ile razy musiałem upaść, byś powstał razem ze mną?
Dziś wracaliśmy ze szkoły na piechotę, było zimno, w końcu to środek zimy. Chodniki były oblodzone, chwila nieuwagi i leżało się jak długi. Takie okoliczności wystarczyły, byś poślizgnął się na schodach i runął w dół. Dziś był ten dzień, w którym nie odstępowałem cię na krok. Przy długich, betonowych schodach straciłeś równowagę, ale wszelkie odruchy w moim ciele zadziałały na czas i odciągnąłem cię od krawędzi, samemu lecąc w dół. Ból był okropny, nie mogłem się ruszyć. Kątem oka widziałem jak śnieg nasiąka krwią. Moją krwią. A za chwilę pojawiłeś się ty, spanikowany i oblany strachem.
- Myślałem, że tu skończy się moje cierpienie, że przestaniesz umierać… ale znów jestem tutaj i nie wiem, co przyniesie jutro – opowiadałem. Siedzieliśmy na brzegu rzeki, ja wtulony w Shizuo, który obejmował mnie ramieniem. Po usłyszeniu wszystkiego, co przeżyliśmy, nie umiał znaleźć słów, tylko wpatrywał się w kartki wspomnień, przepływające przed nami. Ciężko jest powiedzieć cokolwiek, będąc w pustym wymiarze czasu. Otaczająca nas biel jest ciężka, czuje jej napór mimo obecności Shizuo.
- Czy będę pamiętał tę rozmowę, gdy stąd wyjdziemy? – zapytał po chwili Shizuo. Wyczułem zmartwienie w tych słowach. Na pewno chciał o tym pamiętać.
- Nie wiem. Nie pamiętasz żadnego wypadku, bo dla ciebie one nigdy się nie wydarzyły.
- Wydarzyły się! Ale pamiętam je jako sen, nie jawę. Każdy ten dzień, gdy wpadłem pod auto, gdy spadłem z dachu. Każdy ten dzień był kolejnym snem, koszmarem, z którego budziłem się w środku nocy – powiedział Shizuo, a mówił to takim tonem, jakby to było rozwiązaniem. Sen nie był kluczem do rozwiązania zagadki, czas był i ja to wiedziałem.
- Więc to pewnie też będzie dla ciebie kolejnym snem – odpowiedziałem wstając i wchodząc do rzeki po kostki.
- W takim razie nie chcę się budzić. 
Spojrzałem na niego poruszony, byłem gotów rozpłakać się jak dziecko. Bezradność przygniatała mnie jak stukilowy wór piachu, a tuż przede mną stał on. Shizuo, który musiał umrzeć tyle razy, by teraz powiedzieć te słowa. Nigdy nie umiałem zdefiniować miłości, ale czy pragnienie pozostania z jednym człowiekiem na zawsze nie jest wystarczające?
 Lonely water, lonely water won't you let us wander
Let us hold each other
Lonely water, lonely water won't you let us wander
Let us hold each other
Rzeka zaczęła się burzyć, mimo że zawsze płynęła leniwie i bezszelestnie. Prąd przyspieszył, znikąd zerwał się wiatr.
- Co się dzieje? – Shizuo podniósł się z ziemi, gotów do działania.
- Nie wiem, nigdy tak nie było – powiedziałem równie zdziwiony i przestraszony. Czy nasza obecność zaburzyła jakąś harmonię tego miejsca?
- Wyłaź stamtąd! – krzyknął Shizuo, podając mi rękę.
- Nie mogę… nie mogę się ruszyć! – odparłem, próbując podnieść nogę, która ugrzęzła w rzece. Nurt wspomnień nie chciał mnie wypuścić.
- Złap mnie za rękę, no dalej! – Shizuo próbował mnie dosięgnąć, mimo ogromnej siły, która odpychała go od wody.
- Nie mogę! – krzyczałem. Chciałem go dosięgnąć, chciałem chwycić go za rękę… nie umiałem. – Pomóż mi! Proszę, nie chcę cię znowu stracić!
Samotna rzeko, dlaczego nie pozwolisz nam wędrować przez życie, dlaczego nie pozwalasz nam być ze sobą? Nie proszę wcale o tak dużo, czy te wspomnienia nic dla ciebie nie znaczą? Przecież bez nich nie mogłabyś płynąć! Bez nich…

Bez nich nie istniałabyś.

W jednej chwili wiatr ustał, a prąd zwolnił, uwalniając moje stopy i pozwalając Shizuo wyciągnąć mnie z rzeki.
- To jest chore – westchnął, przytulając mnie i gładząc po głowie. Jednak ja nie mogłem oddać uścisku. Stałem bez ruchu, bez czucia, bo już wiedziałem, co trzeba zrobić.
- Shizuś... ja już… - zacząłem, ale Shizuo mi przerwał.
- Zanim cokolwiek powiesz, pamiętaj, że cię kocham. To wszystko jest nienormalne i już mam dość, ale póki tu jesteś, możemy zostać w tej pustce na wieki – mówił przytulając mnie mocniej. Czułem jak bije jego serce, jak bije naprawdę, pompując krew, by Shizuo żył. Serce Shizuo biło dla niego, moje biło dla mnie, ale oba biły po to, byśmy mogli żyć dla siebie.
- Ja też… - wydukałem łamiącym się głosem. – Kocham cię… nawet nie wiesz jak bardzo.
Pocałowałem go, prawdopodobnie po raz ostatni. Nie chciałem go opuszczać. Wizja tego, że już nigdy nie dotknie mnie w ten sposób bolała bardziej niż upadek ze schodów. Ale nie miałem wyjścia. Nie mieliśmy innego wyboru.
Gdy się od niego odsunąłem łzy już spływały mi po policzkach.
- Powiedz, że mnie nienawidzisz – rozkazałem mu.
Na twarz Shizuo wstąpił szok.
- N- nie mogę… Nie nienawidzę cię. Nie chcę tego mówić!
- A myślisz, że ja chcę tego słuchać!? – krzyknąłem, ale zaraz poczułem się z tym paskudnie. Shizuo przecież nie zrobił niczego źle.
- Przepraszam… po prostu los nie był dla nas łaskawy – uśmiechnąłem się smutno, przecierając rękawem oczy i wracając do rzeki.
- Izaya wracaj… Nie wchodź tam znowu! – Shizuo chwycił mnie za ramię na tyle mocno, że pewnie zostawił ślad. Syknąłem, więc od razu puścił mnie, zważając na swoją siłę. Wskoczyłem do rzeki, rękami przerzucając kolejne kartki wspomnień, które spływały  w dół, gdzieś w nieskończoność.
- Powiedz mi co robisz, muszę wiedzieć! – awanturował się Shizuo, również wchodząc do rzeki. Jednak nie mogłem mu odpowiedzieć, szukałem tej jednej, jedynej karty. Tej, od której wszystko się zaczęło. W momencie, gdy ją znalazłem, Shizuo podniósł mnie do pionu, patrząc w oczy i ponownie całując.
- Ta rzeka to wspomnienia – mówiłem, przełykając gorzkie łzy. – Wszystko, co się nam zdarzyło, każdy moment naszego życia. A to – pokazałem mu kartkę, którą wyciągnąłem z wody. – To jest moment naszego pierwszego spotkania. Pamiętasz, prawda…
- Izaya, uspokój się…
- Pamiętasz jak Shinra przedstawił nas sobie? Pamiętasz jak poszliśmy później do Rosyjskiego Sushi? Albo jak przygotowywaliśmy szkolny festyn? – wymieniałem, czując jak chłód tej nieistniejącej wody przedziera się przez moje ciało, wzmagając dreszcze.
- Pamiętasz jak pokłóciliśmy się na szkolnej wycieczce, a później nie odzywaliśmy się do siebie przez prawie cały czas jej trwania? A później konfrontacja, parę krzyków, ciosów… a potem mnie pocałowałeś… raz, drugi, trzeci.
- Pocałuję cię ile razy zechcesz, ale nie niszcz tego, co już zbudowaliśmy – w tym momencie nawet Shizuo się załamał.
- Od początku powinniśmy się nienawidzić, Shizuo… los miał na nas taki plan, nie rozumiesz?! Myślałem, że to wina czasu, ale to los, przeznaczenie! – moje serce biło jak szalone, ale wcale nie czułem dopływu energii. Rozdzierała mnie frustracja i dogłębny smutek. Rzeczy wypowiedziane na głos ranią mocniej, wydają się bardziej rzeczywiste. Z każdym słowem dochodziło do mnie to, co musiałem zrobić.
- Na pewno możemy rozwiązać to inaczej, nie musimy się nienawidzić, ja…
- NIE CHCĘ JUŻ WIĘCEJ PATRZEĆ JAK UMIERASZ! – krzyknąłem, padając na kolana w napadzie histerii. – MAM DOŚĆ! Naprawdę… mam już dość, Shizuś… jestem tym zmęczony – mówiłem coraz ciszej. Shizuo stał nade mną pociągając nosem. To było za dużo, za dużo dla nas obu.
Nie wiem, ile czasu minęło. Może chwila, może dwie, może rok. Ale to był bardzo cenny czas. Ostatnie chwile, które nigdy nie zapiszą się w naszej rzece wspomnień.  Pustka znajdowała się poza czasem, nie mogła tworzyć wspomnień, które swoją podstawę mają w jego przemijaniu. Na kartach naszego przeznaczenia zapisana była nienawiść. My, zmieniając bieg rzeki, zaburzyliśmy los, który musiał podjąć swoje drastyczne środki, by wrócić na pierwotny tor. Ja, pamiętając o Shizuo, podtrzymywałem miłość, która istniała poza czasem, więc za każdym razem wracałem do pustki, w której nic nie mogło istnieć. Zadarliśmy z potężnymi mocami, ale będąc tylko ludźmi, musimy się dostosować do wyższych sił.
- Poza czasem, tutaj, w pustce, kocham cię – powiedziałem, chwytając kartkę między palce obu rąk.
- Tutaj na zawsze będziemy razem, prawda? – zapytał. Pokiwałem głową, zaciskając zęby.
- A teraz powiedz, że mnie nienawidzisz – rozkazałem mu po raz drugi. Shizuo wahał się przez moment, z jego złotych oczu popłynęły łzy.
- Nienawidzę cię.
- Ja ciebie też nienawidzę.
To mówiąc rozdarłem kartę naszego pierwszego spotkania, która błysnęła oślepiającym, białym światłem. W ostatniej chwili Shizuo próbował złapać mnie za rękę.

Nie wiem, czy mu się udało.

Hold back the river, let me look in your eyes
Hold back the river so I
Can stop for a minute and see where you hide
Hold back the river, hold back

Siedziałem na szkolnych trybunach z Shinrą u boku, przyglądając się jak Shizuo Heiwajima w pojedynkę powala na ziemię drużynę piłkarską. Słyszałem wiele o jego nadludzkiej sile, ale nie wierzyłem, dopóki nie ujrzałem tego na własne oczy. Gdy skończył, wstałem z cynicznym uśmiechem, bijąc blondynowi brawo.
- To mój kolega, Izaya Orihara. Jest specyficzny, ale na pewno się jakoś dogadacie – przedstawił mnie Shinra. Shizuo spojrzał na mnie spode łba, od razu podejmując decyzję swojego życia.
- Nie lubię cię.
Po tym spotkaniu nasze gonitwy na śmierć i życie nie miały końca i mimo całej swojej brutalności, nikt nie zginął. Moim zadaniem było to, by utrzymać nasze relacje na poziomie nienawiści, a przynajmniej mocnej nietolerancji. Wszystko po to, by Shizuo żył, żeby los nie wchodził nam w drogę. To był ruch, którego nie mogłem już cofnąć.
Ale czasem zastanawiam się, czy mogę zatrzymać rzekę, by spojrzeć w twoje złote oczy, lśniące od gniewu i nienawiści, w którą musiałem cię wpędzić. Chciałbym zatrzymać rzekę, żebym sam mógł się zatrzymać w tym szaleńczym biegu i będąc w środku miasta znaleźć się w pustce, zobaczyć, gdzie się ukrywasz, czy na mnie czekasz, czy o mnie pamiętasz. Ale zatrzymać rzekę wspomnień jest bardzo ciężko, a na tym etapie jesteśmy już za daleko by zawrócić.

***

I tylko w niektórych snach widzę pustkę, którą przedziera bezszelestna rzeka. Widzę ciebie, który brodzi w rzece po kostki, przeglądając pojedyncze wspomnienia, by potem puścić je dalej. Czekasz na mnie, a gdy mnie dostrzeżesz, uśmiechasz się  i podchodzisz bliżej. Wtedy  trzymamy się za ręce i patrzymy daleko w nieskończoność, próbując odgadnąć tajemnice czasu.
- Hej, Shizuś?
- Hmmm?
- Czy będąc na zewnątrz, pamiętasz?
- Czy pamiętam o pustce?
- O mnie?
- Poza pustką cię nienawidzę…
- A tutaj?
- Tu cię kocham.
- Jakie to sprzeczne.
- Ale taka była umowa.
- … Mogę cię pocałować?
- Pod warunkiem, że rano nikt mnie nie zamorduje.
- Co najwyżej ja.
- W takim razie po co pytasz?

Los i czas nie działają oddzielnie, przeznaczenie musi wypełniać się w czasie. Poza czasem istnieją tylko uczucia, bo przeznaczenie bez czasu nie działa jak należy. Nienawiść i miłość dzieli bardzo cienka linia, którą jest czas. Z jego upływem uczucia mogą się zmieniać, poza nim mogą istnieć niezależnie.
Wierzę w przeznaczenie, które rządzi się swoimi prawami, wierzę też, że dzięki łaskawości czasu możemy kochać się w nieskończonej pustce, a przez jego okrucieństwo - ronić samotne łzy nad bezradnością ziemskiego życia. Gdybym mógł stać ponad tym nic nie stanowiłoby przeszkody, bym kochał cię do końca świata, ale nim ten czas nadejdzie, musimy się nienawidzić.

Lonely water, lonely water won't you let us wander
Let us hold each other

czwartek, 6 sierpnia 2015

Niucon ktoś?

Tak, to znów ja w poście bez Lad czy czegokolwiek innego a kurde miałam nadzieję że uda mi się skończy jednego shota z Drrr przed konwentem i wam dam :c tam ktoś w komentarzach pytał czy potrzebuje pomocy- nie potrzebuje,ale dzięki c: może kiedyś skorzystam xD zawsze możecie wysłać SMS xd w każdym razie moje pytanie jest - KTO JEDZIE NA NIUCON! ( bardzo mądrze o to pytać dzień przed, brawo Haru) będzie można mnie tam spotkać, 1 dnia będę jako Dipper a 2 jako Mabel z Gravity falls :D mój pierwszy cosplay awww będę mieć pluszowego Billa ( sama szylam <3) wiec jeżeli ktos zdoła przeczytać tego posta przed konwentem lub w trakcie to może mnie gdzieś złapiecie żeby pogadać czy mnie opieprzyc xD
LAD będzie i będzie na pewno przed wrześniem, z całych sił postaram się o dwa rodziły, i jakieś shoty w miedzy czasie, po powrocie z wakacji zrobię sobie czas na nerdzenie i się zacznie wiec nie traćcie nadziei xD
Pozdrawiam i do zobaczenia  (może na żywo ;)