niedziela, 17 marca 2013

Lody truskawkowe- dodatek

Lody truskawkowe, czyli "mały" bonus do opowiadania Hitori ja nai. Taka tam retrospekcja z czasów gimnazjalnych Ichiro i Takashiego w letnich klimatach. Chce lato. Bardzo ;w; Dla wszystkich którzy tęsknią za latem, mam nadzieje że klimat wakacji czuć do tego opka. Btw coś z mojego życia konwentowego, mianowicie: aldhjfgakldiofj mam zdjęcie z Kiseki no sedai i grałam z nimi w kosza *w* mogę umrzeć szczęśliwa :3 Poza tym odkryłam Osu! C: super gra, polecam. 
I tak ps. jutro mam 15 urodziny C:  yey
Co do Shizayi .____________. powinna niedługo się pojawić. Wiem, wiem minęło sporo czasu do 2 rozdziału D: za to bardzo przepraszam.


-Ciii- zganiłem Takashiego, który chichotał jak głupi. Zakrył sobie usta dłonią i teraz to już tylko trząsł się jakby drgawek dostał. Rany, jak się nie uspokoi to od razu nas znajdzie. Chowaliśmy się za kozłem w składziku na sprzęt sportowy.
-Przepraszam-szepnął, ledwo wstrzymując się od śmiechu- ale jago mina-teraz to i ja zacząłem chichotać. To chyba była jedna z naszych najlepszych akcji.
-IIICHIIIIROOOOO- echo przeniosło krzyk po hali. No oczywiście, zawsze jak coś się dzieje, to ja jestem głównym podejrzanym. Gdzie tu sprawiedliwość? Usłyszeliśmy kroki na sali i z każdą chwilą ich dźwięk był coraz bliżej nas. Blondyn momentalnie ucichł. Nie ruszaliśmy się i chyba nawet przestaliśmy oddychać. Cholera, znajdzie nas... Ja nie przeżyję jego kolejnego kazania!
-Panie Matsuda? Można prosić?- odezwał się kobiecy głos.
-Tak, tak oczywiście- zawołał natychmiastowo. To chyba dyrektorka.- Bezczelni gówniarze... ja im dam... niech no tylko dorwę- burczał pod nosem. Chyba nieźle się wpienił. Teren czysty. Takashi chwycił moją dłoń i śmiejąc się w niebo głosy, wybiegliśmy ze szkoły. Było lato i za kilka dni rozpoczynały się wakacje. Wreszcie wakacje! Wielkie podziękowania dla człowieka, który wpadł na tak genialny pomysł, by je wymyślić. Nie wytrzymałbym w szkole w takich upałach.

-I dla ciebie. Dziękuję i do widzenia- powiedziała sprzedawczyni. Jak każdego letniego dnia wstępowaliśmy do cukierni niedaleko szkoły i kupowaliśmy lody. To było jak letni rytuał.
-Jun organizuje wypad nad morze. Jedziesz?- zapytałem. Było już pod wieczór. Słońce powoli zachodziło i dawało czerwoną poświatę. To najbardziej lubiłem latem-wieczory. Nie jest gorąco ani zimno, światło zachodzącego słońca zmienia krajobraz w coś pięknego i nawet zwykłe miejsca nabierają nowego wymiaru. Wiatr przyjemnie owiewa twarz, dając ulgę po ciężkim dniu.
-Miałbym to przegapić? Oczywiście, że jadę. Tak w ogóle daj spróbować twojego-nachylił się i polizał mojego loda.
-Ej, kto ci pozwolił-chciałem zabrać słodycz, ale potknąłem się o jakiś wystający kamień w efekcie czego mój lód rozplaszczył się na twarzy Takashiego. Zaśmiałem się, a mój towarzysz wytarł się wierzchem dłoni.
-Tak to jest, jak się ludziom podbiera słodycze- pouczyłem go, a on w odwecie ubrudził mnie swoim lodem.- Hej no, tak się nie robi- spojrzałem na niego gniewnie, ale Taka prawie zwijał się ze śmiechu. Przewróciłem oczyma z pożałowaniem dla tego człowieka i ruszyłem dalej.
-Zamiana- powiedział po chwili, gdy już mnie dogonił. Zabrał mi mojego loda i w zamian wręczył swojego. Spojrzałem nań pytająco.
-No co, nie będę jadł loda, który był na twojej twarzy- wyjaśnił.
-Okej...-to po co mnie nim dotykałeś. Polizałem- Truskawkowe? Zawsze je bierzesz.
-No co, lubię ten smak- zaśmiałem się widząc jego naburmuszoną minę. Takashi nic się nie zmienił. Może tylko trochę urósł.
Szliśmy dalej. Minęliśmy stary plac zabaw, przy którym na moment przystanęliśmy. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Jak byliśmy mali zawsze przychodziliśmy tutaj się bawić. Pod wieżą ze zjeżdżalnią to była nasza baza, a na drabinkach- baza wroga. Skradaliśmy się wtedy przez cały plac, by przejąć drabinki z zaskoczenia dla rzekomych wrogów. Wspaniałe czasy dzieciństwa, które przeminęły tak szybko. Jakby tak pomyśleć, to czas naprawdę szybko leci! Nim się obejrzymy skończymy gimnazjum i liceum, ruszymy na studia, znajdziemy pracę. Wszystko minie szybko w tej samej rutynie i monotonności, a my nawet tego nie zauważmy, bo będziemy zbyt zajęci tymi codziennymi rzeczami. Dlatego lubię lato. Każdy dzień jest inny i płynie powoli. Nikt się nigdzie nie spieszy, robi wiele rzeczy, a dzień i tak się nie kończy za szybko. Nie lubię monotonności. Najpierw jest fajnie, ale potem to staje się męczące i nagle zdajemy sobie sprawę, że każdy kolejny tydzień wygląda tak samo. Dlatego od czasu do czasu warto przerwać ten niekończący się ciąg. Plac zabaw był prawie pusty. Było tam może kilka dzieciaków. Takashi wbiegł na wierzę zjeżdżalni.
-Taka112 melduje się na rozkaz. Ichi01 zgłoś się-mówił do zaciśniętej ręki. Zabawnie to wyglądało, bo nie dość, że gadał do tej dłoni to jeszcze musiał się pochylać, bo był za wysoki na tą zjeżdżalnie. I to właśnie jest to, by oderwać się od monotonności dnia. To pierwsza rzecz jaką w nim lubię. Zawsze dobrze się z nim bawię.
-Tu Ichi01, jak wygląda sytuacja na froncie, odbiór.



-Gorącoooo- marudziłem w drodze na plażę. Ledwo przeżyłem podróż pociągiem, w którym było tak duszno, że miałem wrażenie iż zaraz się roztopię. Grupka była dość spora. Sześciu chłopaków i pięć dziewczyn. W domku letnim czekała na nas Megumi, siostra Juna, więc będzie wszystkich po równo. Rodzice Juna mieli domek tuż przy plaży, na wydmie, i w tym roku udostępnili go jemu i jego znajomym.
-Ichiro, jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że wrócisz z wakacji karetką- zagroził Takashi ocierając czoło z potu.
Kiedy byliśmy już niedaleko domku, zauważyła nas Megumi i wybiegła, żeby nam pomóc z pudłami z jedzeniem i innym badziewiem. Była od nas o rok starsza, miał piękne i długie czarne włosy, jasną cerę i zgrabną figurę. Miała na sobie krótkie szorty i białą bluzkę. Dobra była z niej dupa. Była też moją dobrą kumpelą. Przynajmniej tyle.
-No wreszcie dotarliście. Myślałam, że się po drodze roztopiliście czy coś.
-Na szczęście nie, ale ja już byłem u kresu.
-Oh Ichiro, ty jak zwykle swoje. W ogóle widzę, że wyprzystojniałeś przez ten rok!-zawołała do mnie, jak tylko wnieśliśmy wszystko do środka.
-Już na wejściu mnie podrywasz, co?- założyłem ręce na pierś i puściłem jej oczko.
-A jak. Muszę nacieszyć oko, taki towar na drzewach nie rośnie.
-To już jest flirt, ludzie wyczuwam nieprzespane noce.
-No raczej!- dźgnęła mnie łokciem w bok.- Masz gumki, co nie?
-Zawsze i wszędzie- roześmialiśmy się i przywitaliśmy jak normalni ludzie. Pozostali postanowili tego nie komentować, a Takashi pacnął się ręką w czoło.


-Wakacje uważam za rozpoczęte!- Natsu wzniósł toast puszką piwa, a my odkrzyknęliśmy. Siedzieliśmy teraz przy ognisku na plaży, Nanami przygrywała na gitarze. Było bardzo miło i wesoło. Piekliśmy kiełbaski i piliśmy. Co chwila wybuchały salwy śmiechu. Był ciepły wieczór, gwiazdy błyszczały na bezchmurnym niebie, a fale oceanu spokojnie obijały się o brzeg. Po jakimś czasie, gdy byliśmy z chłopakami nieco wstawieni, Kirito wpadł na genialny pomysł wykąpania się w oceanie, co spotkało się z wielkim entuzjazmem i już po chwili nasze męskie grono zaczęło się rozbierać. Dziewczyny próbowały nas zatrzymać, z marnym zresztą skutkiem, więc dały sobie siana.
-Ej no, ale chociaż majtki zostawcie!- pisnęły. Ah te dziewczyny, nie dadzą się nacieszyć. Chcieliśmy odbyć piękną kąpiel w blasku księżyca i w stroju Adama zjednać się z naturą tego cudownego miejsca. Nie? Szkoda.
Woda była czysta i przyjemna. Kąpiel w oceanie wieczorem to coś, czego każdy musi spróbować w życiu. Po jakichś dziesięciu minutach wodnej zabawy uznaliśmy, że jednak jest chłodno i wróciliśmy do domku, gdzie dziewczyny poszły wcześniej. Legliśmy na futonach. Chłopcy mieszkali w jednym pokoju a dziewczyny w drugim. Wygodnie ułożyłem głowę na poduszce i zamknąłem oczy. Coś czuję, że ten wyjazd będzie świetny.


-Aut! 5:2 dla nas!- krzyknęła Kurumi i podała Megumi piłkę. Przez te jej serwy nie mieliśmy szans na zdobycie choćby jednego punktu.
-Dziewczyny no, dajcie nam trochę fory- rozłożyłem ręce w błagalnym geście.
-Hmmm-chwyciła piłkę pod pachę i udała, że się zamyśla.- Nie- zaserwowała. Podbiegłem w prawo, żeby ją przejąć i chyba ktoś wpadł na to samo, bo się zderzyliśmy i upadliśmy na piasek. Piłka spadła w miejscu kraksy. Dziewczyny niemal turlały się ze śmiechu.
Kiedy wreszcie udało nam się przejąć piłkę, po spektakularnym zagraniu główką Kiyoshiego i ścinie Juna, udało nam się nieznacznie zmniejszyć różnicę punktów.
-Piłka setowa!- krzyknęła Nagisa i uderzyła. Kirito przejął dołem, Takashi przebił, Sanae odbiła nad siatkę, Megumi wyskoczyła i przebiła piłkę. Po tym zagraniu twarz Kirito przeżyła bliskie spotkanie z piłką.
-Wygrałyśmy!-krzyknęły i zaczęły sobie przybijać piątki, tymczasem my zbieraliśmy Kirito z piasku.

-Kto zjadł ostatniego, truskawkowego loda!- krzyk rozległ się po domku. I w tym momencie w wejściu od kuchni znalazłem się ja. Przypadkiem, naprawdę! Zamierzałem wyjść na taras. W ustach miałem owego loda. Wpadka?
-III-chiii-rooo!!-doskoczył mnie jednym susem. W mojej głowie zapaliło się światełko z napisem ”UCIEKAJ”, więc zanim zdążył złapać mnie za koszulkę, wybiegłem na taras, a stamtąd schodkami na plażę. Takashi nie trudził się kulturalnym wyjściem- przeskoczył barierkę. Teraz jak durni ganialiśmy w te i we w te wzdłuż wybrzeża. Taki bieg jest masakrycznie męczący, więc po trzech rundkach ledwo łapałem oddech. Loda dawno już zdążyłem zjeść. Jeju, nie zabrałem mu go specjalnie plus, nie wiedziałem, że ten był ostatni. No hej, to dopiero trzeci dzień, kiedy on je wszystkie zdążył wtranżolić? Byłem ciekawy, co on takiego widzi w tym smaku. Czemu jest taki wyjątkowy. Zatrzymałem się by złapać oddech i w tym momencie Takashi dopadł mnie i przewrócił na piasek. Obróciłem się na plecy, on siedział na mnie okrakiem z twarzą zdecydowanie za blisko mojej.
-Co powiedziałem, gdy tylko się rozpakowaliśmy?- zapytał. Patrzył mi prosto w oczy. Wow, gdyby nie to zdarzenie nigdy nie dowiedziałbym się jak bardzo zielone są. Zrobiło mi się dziwnie gorąco na twarzy, ale jakoś zbytnio się nie przejąłem.
-Hmmm... żeby nie zostawiać brudnych gaci na widoku?-postanowiłem za to grać idiotę.
-To też, nawiasem mówiąc nie stosujesz się i do tej zasady. Mówiłem, że wszystkie truskawkowe są moje i prosiłem ich nie ruszać. Tymczasem one codziennie ubywały i to nie tylko dzięki mnie. Chyba właśnie znalazłem złodzieja. A każdego złodzieja powinna spotkać kara-powiedział to ze złowieszczym błyskiem w oku.
„Faken szit”-przeszło mi przez myśl. Przełknąłem ślinę. Takashi wstał, podniósł i mnie, i przerzucając sobie mnie przez ramię, ruszył w kierunku wody.
-Ej stary, kumplu, jeszcze możemy to wyjaśnić. Wiesz obgadać przy piwku, takie tam, nie posuwaj się do aż takich metod- błagałem, jakby to mogło coś zmienić. Fale, słyszę je coraz głośniej. Wrzucił mnie do wody. Boże, jaka lodowata!! Ciuchy od razu nasiąkły.
-Kurwa, zimno!- wstałem, a on dodatkowo mnie ochlapał. Poślizgnąłem się na jakimś większym kamieniu i znów dałem nura w błękitną toń. Usiadłem w wodzie i patrzyłem jak Takashi wraca do domku, krzyczą coś jak: Miłej kąpieli, złodzieju!- Wielkie dzięki.

Wszedłem do przedpokoju cały ociekając wodą. Już chciałem ochrzanić blondyna za to, co odwalił, ale zobaczyłem pewną ciekawą scenę. Na kanapie leżał Kirito i... chyba spał. Nad nim pochylał się Takashi. Ej, rany,rany czy on chce go pocałować?!
-Takashi- powiedziałem, a on momentalnie odskoczył od chłopaka. Zmieszał się trochę i nerwowo podrapał po karku. -Miałeś do niego nie wracać. Wiesz, że to nie ma przyszłości...
-Wiem!- przerwał mi.- Nie musisz mi tego co krok przypominać. Ja tylko, tylko nie umiem zapomnieć- przetarł rękoma twarz.
-To znajdź kogoś innego. W sensie wiesz, jak się zajmiesz kimś innym to zapomnisz o starej miłości- nie jestem mistrzem pocieszania.
-Niby kogo?
-Nie wiem, mnie?- palnąłem to co mi ślina na język przyniosła. Boże, co ja gadam. Skąd taki pomysł? Mózgu, że co?
-Heh nie żartuj sobie ze mnie- spojrzał na mnie z ukosa.
-Kiedy ja nie żartuje!- trwałem przy swoim. Ale najlepsze było to, że robiłem to wbrew własnej woli! Atmosfera zrobiła się przytłaczająca i po chwili zacząłem czuć się trochę nieswojo. Takashi wpatrywał się we mnie jakby rozważając taką możliwość. Muszę coś zrobić! Zaprzeczyć czy powiedzieć że się drażnię...aaa ale wtedy wyjdzie, że się z niego nabijam. W sumie to jako jeden z niewielu wiem o jego orientacji i mógłby pomyśleć, że wykorzystałem to żeby się odgryźć czy coś. Ups... chyba się wkopałem. Po chwili stania w bez ruchu i kompletnej ciszy, Takashi wyciągnął rękę w moją stronę, pogładził po policzku. On... nie mówcie, że on to wziął na poważnie?! Patrzył mi prosto w oczy. Z zewnątrz zapewne wyglądało to jak akcja z taniego Shoujo. Zapewne teraz będzie się zgrywał, że ma zamiar mnie pocałować,a tak naprawdę odejdzie mówiąc, że jestem idiotą.
Czasem, chyba lepiej nie myśleć.
Pocałował mnie. Jakjamogłemnatopozwolić! Najpierw był szok. No bo kurde, całuje mnie najlepszy kumpel. Chyba mam prawo się CO NAJMNIEJ zdziwić. Z każdą kolejną sekundą myślałem, że oczy wyjdą mi z orbit. Za moment dostrzegłem, że całował, jakby to ująć, namiętnie? Smakował truskawką. Przerwał a ja wreszcie mogłem zaczerpnąć powietrza.
-Takash...
-To tak nie działa, idioto. - spuścił wzrok i poszedł na górę, zostawiając mnie ociekającego wodą i w szoku na środku pokoju. Z Shoujo zgadzało się tylko „idioto”.
-Ichiro- gwałtownie odwróciłem wzrok w stronę, z której dobiegał zaspany głos. Czułem wypieki na twarzy.- Czemu jesteś cały mokry?- jak dobrze, że Kirito przespał całą tą akcje, którą Taka odwalił.


Nie wiem co o tym myśleć. Chciał mnie sprawdzić? Siebie sprawdzić? Może po protu nauczka za to, że się z niego nabijam? Kilka rzeczy wiem na pewno: w lasie w nocy jest strasznie zimno i zachowuję się jak jakaś zakochana nastolatka. I jeszcze... ten pocałunek, on chyba mi się podobał. Na tę myśl przywaliłem głową w najbliższe drzewo. Upadłem na tyłek i zacząłem masować bolące czoło.

-A więc tu jesteś!- krzyknęła Megumi, gdy zobaczyła mnie przy domku. Siedziała z Natsu na tarasie. - Gdzieś ty się szwendał?
-Byłem na spacerze.
-W lesie?
-Zapoznaję się z urokami tego miejsca.
-O 23?
O, to już tak późno? Chyba lekko straciłem poczucie czasu. Zaburczało mi w brzuchu. Hmm... jakby nie patrzeć, nie jadłem obiadu.
-Co na kolację?- zmieniłem temat.
-Nie ma jedzenia o tej godzinie. Będziesz gruby.
-Ej no weź, jakbyś nie widziała, mam idealną figurę- uniosłem koszulkę prezentując pięknie wyrzeźbiony brzuch. Zlustrowała go wzrokiem typu widziłam-lepsze.
-Do łóżka i spać.
-Okey...- wszedłem posłusznie do domku. W drodze na górę podkradłem dwa jogurty. Po tej jakże obfitej kolacji i prysznicu, nie myślałem o niczym innym, jak tylko położyć się i smacznie pospać do południa.
Nigdy bym nie pomyślał, że spanie na materacu obok Takashiego będzie aż tak krępujące.

Kto, powiedzcie kto , do cholery, zapieprza po makaron o ósmej rano w wakacje? Ja! Kurumi z Nagisą umyśliły sobie, że dziś na obiad zrobią coś włoskiego. I kto został wykopany z wyra o siódmej z rozkazem kupna składników? Ja! I tak właśnie oto maszeruję sobie tą polną dróżką w kierunku cywilizacji oddalonej od naszej chatki o dobry kilometr.
-Mogłem wziąć Ipoda- marudziłem pod nosem kopiąc kamyczki na drodze. Jeden wszedł mi do buta. Takie to małe cholerstwo, a jak człowieka wnerwia. Jedyne co mi się podobało w tym spacerze to pogoda. Lubię lato, bardzo. Wieczorem jest przyjemnie, ale rano też. Słońce nie jest wysoko, temperatura nie przekracza 24 stopni. Bryza owiewa twarz. I właśnie w takim pięknym momencie musiał potrącić mnie rowerzysta. Witam w moim życiu.
-Wybacz, nie zauważyłem cię- powiedział i podał mi rękę, żebym mógł wstać z ziemi.
-Eh... Okey, nic się nie stało.- odparłem masując plecy. Spojrzałem na niego. Był niższy niż ja, miał blond włosy ukryte pod czerwoną czapką z daszkiem. Miał na sobie coś w rodzaju uniformu.
-Jedziesz przypadkiem do miasta?
-Tak, rozwożę gazety, więc jadę- odparł podnosząc rower z ziemi.
-Oh to świetnie się składa- zatarłem rączki- w ramach odszkodowania podwieziesz mnie do sklepu.
-Nie ma sprawy- uśmiechnął się promiennie, ukazując rząd białych zębów.- Wsiadaj na tył.
Czasem jednak los się do mnie uśmiecha. Niestety wracać musiałem piechotą.

-I hjak spachelek- powitał mnie Takashi ze szczoteczką w buzi. Było gdzieś po dziewiątej i jak na razie tylko my byliśmy na nogach.
-Zajebiście, ci powiem. Zbratałem się z miejscową ludnością- pochwaliłem się, stawiając zakupy na stole.
-Znaczy?
-Pewien chłopak podwiózł mnie pod sam sklep.
-Jesteśmy tu od niedawna, a ty już wykorzystujesz miejscowych- zaśmiał się. Postanowiłem tego nie komentować. Podszedłem do lodówki i wyciągnąłem nutellę. Trzeba zjeść jakieś śniadanie, co nie?
-Zhób mi teszh- dobiegł krzyk z łazienki.
-Chyba śnisz. Nie po wczorajszym wyczyn...- szybko ugryzłem się w język. Jakoś nie specjalnie chciałem wracać do tematu. Zmieszałem się nieco, gdy wszedł do pomieszczenia.
-No weź-usiadł na blacie- jedną kromeczkę.
-Jedną się nie najesz.
-To zrób pięć, skoro tak o mnie dbasz- wyszczerzył zęby i zeskoczył z blatu. Wychodząc z kuchni zaczesał mi palcami włosy do tyłu.
Zacząłem lubić jego dotyk.

-Dzielimy się na dwie grupy. Ciągnijcie kulki.- Sanae wyciągnęła worek przed siebie, a my losowaliśmy kulki. Czerwona, co oznaczało że dołączyłem do Takashiego, Natsu, Nanami, Kurumi i Nagisy. Graliśmy w bazy, niebiescy chowali się w lesie zostawiając nam po drodze wskazówki, a nasza grupa-czerwonych-miała ich znaleźć. Podchody urozmaicone w pułapki i wojnę na balony z wodą. Po około godzinie wyruszyliśmy w poszukiwania. Na początku było łatwo. Tylko kilka zmyłek, raz wchodziłem w gęste krzaki po podpowiedź (która okazała się fałszywa) i raz zrobiliśmy wodny atak na śledzącą nas Emiko. Po półgodzinie zauważyłem coś dziwnego.
-Gdzie Nagisa?- stanęliśmy na środku ścieżki. „Nagisa! Nagisa!” krzyczeliśmy, ale nikt nie odpowiadał.
-Myślicie, że się zgubiła?-zapytała przerażona Kurumi, trzymając się z Nanami za ręce. Jak ja kocham tą natychmiastową babską panikę.
-Co ty, za twarda jest, że by się zgubić. Chyba ją dopadli- stwierdziłem trafnie. W ciągu gry przeciwna drużyna ma prawo „porywać” szukających, ale nie muszą to robić niepostrzeżenie, bo inaczej się nie liczy.
-Trzeba ją odbić-zatarł ręce Natsu, z czym wszyscy się zgodziliśmy.

-To tylko kilka kamieni, Kurumi noo!
-N-nie idę! Rzeka mnie porwie- stała spanikowana na brzegu. Pacnąłem się ręką w czoło.
-Ona ma co najwyżej 15 cm głębokości.
-Poślizgnę się i złamię nogę!-wymyślała dalej. Dobrze, że jeszcze nie wspomniała o krokodylach czyhających w tych wzburzonych wodach. Przeszedłem na jej stronę i wziąłem dziewczynę na ręce. No przecież nie będę tu czekać pół dnia. Jeden kamień, dwa, trzyyy...
-Cholera- noga ześliznęła mi się z głazu i wpadła do wody, dziwnie się wykrzywiając. Kurumi pisnęła, reszta grupy wstrzymała oddech. Rany, co za emocje. Postawiłem dziewczynę na brzegu i ruszyliśmy dalej. Nagle coś ruszyło się w krzakach. Blond włosy. Kirito? Stanęliśmy bliżej siebie, wyciągając z toreb balony. I stało się. Deszcz kolorowych, wodnych kul spadł na nas z zaskoczenia.
-Nie dać się!- krzyknął Natsu. Rzucaliśmy balonami po krzakach. Możliwe, że kogoś trafiłem. Gdy wszystko ustało brakowało nam Kurumi.
-Biorą jeńców!-odkryłem. Takashi walnął mnie w tył głowy.
-Uspokój się, to tylko zabawa.- udałem smutek i z opuszczoną głową powlokłem się do przodu.
-Kulejesz?- zauważyła Nanami. Kiedy to powiedziała to faktycznie spostrzegłem, że strasznie boli mnie kostka.
-Potknąłeś się gdzieś?- zmartwił się Takashi.
-Nie przypominam sobie, chociaż czekaj... wiem- pstryknąłem palcami.- Wtedy jak przenosiłem Kurumi, ześlizgnąłem się z kamienia. Może skręciłem kostkę czy coś.-pokręciłem stopą. Bolało jak cholera, aż się skrzywiłem.
-Wskakuj- powiedział Takashi i kucnął tyłem do mnie.
-Co? Nie, nie ma takiej potrzeby. Mogę iść sam- i na dowód tego poszedłem dalej o własnych siłach. Po pięciu minutach wisiałem blondynowi na plecach.

-Do ataku! -krzyknęła Nanami i rzuciła się z uśmiechem na bazę przeciwnika. Oni i my zrobiliśmy to samo i rozpoczęła się wielka, balonowa bitwa. Gdy już odzyskaliśmy naszych i balony się skończyły, wszyscy ze śmiechem usiedliśmy na trawie.
-Kurczę, jak późno. Kiedy my zrobimy obiad!?- krzyknęła zszokowana Megumi. Spojrzałem na godzinę w telefonie. Było wpół do piątej. Szybko wstałem.
-Ludzie ruszamy! Nie po to zapieprzałem z rana po makaron, żeby teraz go nie zjeść.- wskazałem palcem ścieżkę powrotną i postawiłem krok do przodu. Łup! Leżałem na ziemi. Kostka strasznie bolała.
-Ichiro? Wszystko okey?- Takashi podszedł do mnie. To miłe uczucie, gdy ktoś się o ciebie martwi.
-To ta kostka. Tsssak- syknąłem podczas zdejmowania buta. Kostka była strasznie spuchnięta, było trochę krwi.
-O kurwa...- skomentowałem i przeczesałem dłonią włosy.
-Opatrzymy to w domu. Teraz właź na barana.- posłusznie wykonałem jego rozkaz. Bycie noszonym jest bardzo fajne. Teraz, mogłem być tak blisko niego. Czułem jego zapach. Albo raczej czułbym, gdyby nie był spocony. Ale to nie ważne. Położyłem swoją głowę na jego. W sumie, to jestem strasznie zmęczony.

Obudziłem się na kanapie. Przeciągnąłem się i spojrzałem na nogę. Była ładnie opatrzona bandażem. Cholera! Przegapiłem obiad! Pokuśtykałem do kuchni. W garnku była resztka sosu Bolognese a obok makaron na jedną porcję. No dzięki, też was kocham. Żarłoczne bestie, ostatni raz poszedłem do sklepu po składniki. Po podgrzaniu posiłku wyszedłem na taras i usiadłem na krześle. Reszta grała w nogę na plaży. Słońce już powoli zachodziło. Ile ja spałem?
-Podaj, podaj!-dochodziło z oddali. Fajnie im. Ja już sobie nie pogram na tym wyjeździe. Obserwowałem mecz. Dobra, obserwowałem Takashiego. Każdy jego ruch, każdy uśmiech. Potrząsnąłem głową, gdy przyłapałem się na mimowolnym uśmiechu, wypływającym na moją twarz. Takashi chyba mnie zauważył, bo pomachał do mnie i po chwili przybiegł na taras. Pomińmy fakt, że nie miał na sobie koszulki.
-Jak noga?- wydyszał i wypił sok z mojej szklanki.
-Jakoś. Kto bawił się w doktora?
-Ja. Nikt inny nie chciał dotknąć tej śmierdzącej giry- stał bokiem do mnie i obserwował zachód słońca, uśmiechając się pod nosem.-W sumie jak się to przemyło, to już nie wyglądało tak tragicznie. Trochę napuchnięte i jest przecięcie, ale wyliżesz się.
-Taa, dzięki- powiedziałem i zapadła chwilowa cisza.
-Hej, Takashi...
-Hmm?-oparł się o barierkę i wpatrywał w przestrzeń.
-Co byś zrobił, gdybym- zagryzłem dolną wargę.- gdybym się w tobie zakochał?
Popatrzył na mnie jakbym był kosmitą, po czym wybuchł śmiechem.
-Z-z czego się śmiejesz!?-poczułem jak się czerwienię.
-Wybacz- otarł łzę- ale, to śmieszne. Że niby największy kobieciarz jakiego znam miałby zakochać się... we mnie?- w miarę jak na mnie patrzył uśmiech znikał z jego twarz.-Nie mów że...
Nie odpowiedziałem. Patrzyłem w podłogę.
-Nie wiem jak mam zareagować. Zgaduje, ale czy to przez to, że cię wtedy pocałowałem? Rany, wiem to było strasznie głupie z mojej strony. Nie wiem co we mnie wstąpiło. -spojrzałem na blondyna. Drapał się po głowie zakłopotany i myślał nad rozwiązaniem.
-Poniosła cię chwila?
-Coś w ten deseń... Ty, naprawdę...
-Tak myślę...
-Tak myślisz? Znaczy nie jesteś pewien czy... heh ty się znowu nabijasz, co nie? A ja myślałem, że już ci przeszło.
Prawda, gdy Takashi powiedział mi o tym, ze woli chłopaków przyjąłem to najgorzej jak tylko mogłem. Zacząłem się z niego nabijać, kilka razy udawałem zakochanego i takie tam. Potem już mi się to znudziło, bo zrozumiałem, że on wcale nie różni się tym od innych ludzi i to nie jest temat do żartów. Wyrosłem z takich żartów. Jak on może dalej mnie o nie posądzać.
-Co? Nie to nie tak!
-A jak? Ile to już razy wkręcałeś mnie na ten sam dowcip? Zawsze traktowałem to na poważnie, raz nawet pomyślałem o tobie w TEN sposób! A ty zawsze...- chyba długo dusił to w sobie. Myślał w ten sposób? A czy nie mógłby....
-A mógłbyś znów tak o mnie pomyśleć?-spytałem cicho,ale na tyle głośno by mnie usłyszał.
-O czym ty mów...- podniosłem się z krzesła i go pocałowałem. Cały drżałem. To była decyzja chwili albo raczej niekontrolowany odruch. Ale mimo wszystko podobało mi się to. Smak jego ust. Pragnąłem go. Wtedy już wiedziałem. Zakochałem się.



Był środek nocy, a ja dalej nie mogłem zasnąć. Takashi od dwóch dni nie odzywał się do mnie. Nie wiem, czy nie chciał, czy nie wiedział jak ma się zachować. Ale nie szkodzi. Ja poczekam. Poczekam, aż to przemyśli i wyznam mu to właściwie. Obróciłem się na drugi bok i podniosłem. Pochyliłem się nad moim przyjacielem, by zobaczyć czy śpi. Gdy się upewniłem, wróciłem na swoje miejsce i wtuliłem w jego plecy. Wciągnąłem jego zapach. Pachniał truskawkami. Za miesiąc będziemy już w liceum. Postanowiłem, wtedy mu powiem. Powiem, że go kocham.

~*~

-Proszę pana?
-Ah tak tak, dzień dobry- wyrwałem się z zamyślenia.
-Jaki smak będzie?
-Mmmm... poproszę truskawkowe.


-Zawsze bierzesz truskawkowe- zaśmiał się Yoshii i złapał mnie za rękę. Yoshii był mojego wzrostu, miał czarne oczy i roztrzepane, brązowe włosy. Spotykaliśmy się już od długiego czasu i w sumie było nam razem dobrze.
-Lubię je. Poza tym, przypominają mi o pewnych wakacjach.
-Jakaś ciekawa historia? Opowiedz, opowiedz!- był też strasznie radosny i rozgadany. Zupełnie różnił się od mojej pierwszej miłości. Ale kochałem go. Nigdy nawet nie pomyślałem, że mógłbym być bez niego. Chcę stworzyć z nim nowe wspomnienia, choć tamte też są dla mnie bardzo ważne i nie mam ochoty ich zapomnieć.

Wspomnienia wakacji i miłości o smaku truskawkowym.




niedziela, 3 marca 2013

Hitori ja nai- rozdział 13 [END]

Po 3 dniach pisania, 2 butelkach Tymbarka i 2 Kubusia oraz 2 serkach, wreszcie udało mi się to napisać. Najdłuższy i, moim skromnym zdaniem, najlepiej napisany rozdział Hitori, ale to już sami ocenicie. Przed wami ostatni rozdział pierwszego opowiadania, wszystkich czytelników proszę o opinię na temat opowiadania. Ale bez jakiś bezsensownych hejtów, plz C: Chcę też podziękować Ayami za kilka dobrych rad. Dzięki, inaczej bym nie ruszyła dalej z rozdziałem x3 Dziękuję też wszystkim czytelniczkom i czytelnikom(?) którzy tu zajrzeli i komentowali dodając mi ochoty do dalszej pracy ^^ 
Ostatni rozdział Hitori ja nai. Zapraszam~ 

~*~

Marzec. Śnieg już stopniał i wreszcie zaczynało się ocieplać i zielenić. Marzec był ulubionym miesiącem Harukiego i nie tylko dlatego, że wreszcie rozpoczynała się wiosna. W tym miesiącu miał urodziny.
-Tak? dobra, no i wtedy ja go wezmę i zaprowadzę...
-Gdzie kogo zaprowadzisz?- spytał brunet wchodząc do pracowni. Aki aż podskoczyła w miejscu.
-Co? Nie, nie... źle usłyszałeś. Nie zaprowadzę, a wyprowadza... właśnie wyprowadza. Moja znajoma wyprowadza się z miasta- odpowiedziała pierwszą myślą, jaka wpadła jej do głowy.
-Aha... coś poważnego jest tego powodem?
-Nie, nie- pomachała ręką zaprzeczając- to z powodu...eeemmm.
-Pracy...-szepnął Dante.
-Pracy! Jej tato dostał pracę w innym mieście- Haruki wpatrywał się w swoich kolegów chwilę, wzruszył ramionami i wyjął z plecaka farby. Aki i chłopcy odetchnęli z ulgą.

-Szkoda, że nie możemy świętować moich urodzin razem- westchnął Haruki, przeglądając po raz trzeci już galerię zdjęć w telefonie.- Ciekawe, czy wymyśliłbyś coś ciekawego. Też moglibyśmy pójść nad jezioro albo do kawiarni. Albo po prostu spędzili ten dzień razem. Ten i każdy kolejny. Leżał na łóżku, co Chiko brutalnie wykorzystał i na chłopaka wskoczył. Trzy kilo kota rzuciło się brunetowi na brzuch przez co automatycznie wyprostował się, zwalając kulę futra na pościel. Ten najwyraźniej się obraził, odszedł kawałek i zwinął się w kłębek na poduszce. Przylezie jak zgłodnieje- pomyślał brunet i wstał z łóżka. Podszedł do biurka, odpalił laptopa i zalogował się na pocztę. Znowu nic. Tak długi czas bez żadnego znaku, chociażby krótkiej wiadomości jak się ma, kiedy i czy wróci. A przede wszystkim- dlaczego zniknął. Tak bardzo chciał go zobaczyć. Dotknąć, przytulić, pocałować. Usłyszeć jego głos. Tak dawno słyszał go ostatni raz.
Przygnębiającą ciszę przerwał dzwonek telefonu. Haruki niemal spadł z krzesła z zaskoczenia . Chwycił w dłoń telefon.
-Tak?
-Haruki? Haruki musisz tu szybko przyjść. Bardzo cię teraz potrzebuję!-krzyknął Dante do telefonu.
-C-co się stało?
-Dowiesz się na miejscu, ale rany boskie pośpiesz się!
-D-dobrze. Gdzie mam więc iść?
-Przyjdź do Aki. -coś w słuchawce zaszumiało, ktoś coś krzyknął- Aha, i masz ubrać się w miarę porządnie.
-Koszulę czy coś? Ale zaraz, jak to wypadek to po co mam ubierać koszul...
-beep..beeep...beep
Haruki odsunął komórkę od ucha i na nią spojrzał.
-Ahaaaa....?
Zrobił więc jak mu kazano. Wyciągnął z szafy T-shirt z nadrukiem, czerwoną koszulę w kratkę i czarne dżinsy. Szybo się przebrał, zamknął dom i wybiegł na ulicę. Tego dnia było naprawdę ciepło jak na marzec, więc nie potrzebował kurtki.
Chiko dalej leżał niewzruszony zamieszaniem.

Wpadł do domu Aki cały zdyszany. Dziewczyna nie mieszkała daleko od niego, ale kawałek jednak musiał przebyć. Biegiem. Blondynka mieszkała w domku jednorodzinnym z dużym ogrodem. Wszedł do holu. Cisza.
-Halo?!-krzyknął, ale nikt mu nie odpowiedział. Zerknął do salonu, który jak zwykle był pozostawiony w nienagannym porządku. Zerknął jeszcze do kuchni-dalej żywego ducha. Postanowił sprawdzić na ogrodzie. Otworzył drzwi z szybą i wyszedł na taras. W tym samym momencie, gdy przekroczył próg wyskoczyli na niego ludzie krzycząc: „Wszystkiego najlepszego!”.
Mało nie dostał zawału, gdy pukawki i serpentyny zaatakowały go, ale już po chwili śmiał się i dziękował.
Na przyjęciu zorganizowanym przez jego kolegów z koła, oprócz nich samych było paru znajomych z klasy bruneta, Wpadł też Ryu i Ichiro. Co prawda nikt nie wiedział co on tu robił, ale jakoś się tym nie przejmowano. Haruki dostał kilka prezentów, wszyscy zjedli tort i świetnie się bawili.
-Wow, dziękuję ci- powiedział Haruki popijając napój z papierowego kubka.
-Nie ma za co. Akurat miałam szczęście, bo rodzice wyjechali, więc postanowiłam ci urządzić imprezę. Poza tym uwielbiam wyprawiać przyjęcia- uśmiechnęła się-należy ci się impreza. Po tym co się stało. Podziękuj też chłopakom- wskazała na Soichiro i Dantego, którzy aktualnie kłócili się o ostatnią puszkę coli. Oboje z dziewczyną wybuchli śmiechem, gdy Ryu podszedł do chłopaków i zabrał im tą puszkę, bezczelnie wypijając jej zawartość na ich oczach. Teraz kłócili się w trójkę.
-Taa potem to zrobię. Wiesz, szkoda, że jego tu nie ma- spojrzał w gwieździste niebo.
-Mhmm... -przymknęła oczy i popiła łyka z puszki. W tym momencie brunet poczuł wibrację w kieszeni spodni. Wyciągnął telefon i otworzył wiadomość. Spojrzał na nadawcę.
-Nie może być...

Przygniotła mnie kilogramowa kupa futra. Ratuj! T.

Haruki drgnął. Kubek wypadł mu z ręki, a sok wylał się na podłogę.
-Ej co jest- spojrzała na wyświetlacz i gwałtownie wciągnęła powietrze. Zaginiony wreszcie dał znak. Aki pierwsza otrząsnęła się z szoku.
-Biegnij do niego.
-Ale..przyjęcie i...
-Będziesz czekał na kolejną okazję?- pokiwał przecząco głową, przytulił dziewczynę i wybiegł z przyjęcia. Cały drżał, biegł najszybciej jak mógł.[LINK~] Czy to może być aż tak proste? Wreszcie go zobaczy? Było już dosyć późno i ciemno, ale ciepło jak w lato. Drogę oświetlały mu przydrożne lampy, ale mimo to potknął się raz i rozbił kolano. Dopiero teraz, gdy klęczał na chodniku, poczuł, jak szybko bije jego serce. Poczuł też coś jeszcze. Strach. Strach przed tym, czy to aby na pewno prawda, czy dobrze zrozumiał przesłanie wiadomości. Wstał z ziemi i puścił się biegiem dalej. Radość i niepewność. Mijał już ostatni zakręt, wbiegł po schodach i stanął przed drzwiami mieszkania. Ostrożnie nacisnął klamkę i powoli uchylił drzwi. Serce waliło jak oszalałe, był zdenerwowany, coś mocno ściskało go w brzuchu. Trzęsące się ręce, nogi jak z waty. Poczuł jak łzy napływają mu do oczu. Zacisnął mocno powieki, kropla potu spłynęła mu po skroni w dół twarzy. Wszedł do przedsionka, na wejściu do salonu stanął jak wryty.
Takashi. Siedział na kanapie i bawił się z kotem, ale gdy tylko zobaczył chłopaka w drzwiach momentalnie mina mu spoważniała. Złączyli spojrzenia. Łzy szczęścia napłynęły brunetowi do oczu. W chwili, gdy blondyn wstał z kanapy, Haruki podbiegł do niego niemalże z krzykiem i mocno objął, zaciskając dłonie na tyle jego bluzy. Takashi zrobił to samo. Przytulił Harukiego najmocniej jak tylko mógł, uważając jednocześnie by być delikatnym. Wreszcie. Po tak długim odosobnieniu mogli się zobaczyć, dotknąć. Wtulali się w siebie mocniej i mocniej, jakby pragnąc połączyć się w jedno. Płakał? Żeby tylko. Nieopisane uczucie szczęścia, radości, histeryczny szloch. To uczucie kiedy pozytywne emocje nie mogą wydostać się inaczej niż przez krzyk i łzy. Kiedy nie panuje się nad swoimi reakcjami, swoim drżącym głosem. Kiedy brak jest słów by powiedzieć cokolwiek. Niepewność związana z obawą czy to dzieje się naprawdę. Czy to może kolejny żart, który spłatał nam sen, by rano obudzić nas z wielkim rozczarowaniem. Szloch tłumiony przez bluzę Takashiego, przepełnione tęsknotą i radością łzy. Uczucie miłości tak silne, tak długo trzymane w głęboko w sercu. Jedno imię, wypowiadane z nutą tęsknoty i desperacji. Czy wyjaśnienia były ważne? Oczywiście, że tak. Ale w momencie, gdy ich ciała wreszcie się połączyły, takie trywialne rzeczy spadły na drugi plan. Blondyn zaczął powili gładzić go po głowie, potem po plecach. To kruche, małe ciałko, które musiał zostawić. Nie z własnej woli. Tak długo czekał, tak wiele raz próbował uciec, skontaktować się. Nie było dnia, by blondyn nie myślał o swoim chłopaku. Gdy wreszcie zobaczył go w drzwiach, nie mógł w to uwierzyć. Wpadł w osłupienie. Serce momentalnie zabiło szybciej, w gardle pojawiła się gula. Z jakiegoś powodu poczuł wstyd i żal. Tak jakby to on był winny całej tej sytuacji. Mimo, że nie był. Jednak gdy chwycił bruneta w ramiona to uczucie minęło. Pozostała tylko jedna wielka radość i miłość, jaką darzył tego chłopaka. Gdyby to było możliwe, już nigdy nie wypuściłby go ze swoich ramion. Takashi odsunął się lekko i spojrzał w niebieskie oczy bruneta. Pochylił się i musnął jego usta swoimi. Najpierw powoli, niepewnie, ale po chwili pogłębił pocałunek, który Haruki odwzajemnił. Pocałunek przepełniony pragnieniem, tęsknotą i namiętnością. Bardziej pociągający i łapczywy z każdą kolejną sekundą. Takashi wplótł mu palce we włosy. Po chwili przerwali. Oparli się czołami i patrzyli sobie w oczy. Szybko łapali oddechy.
-Kocham cię...-Takashi pocałował niższego w czoło.-Kocham cię...-musnął go w policzek. Ten miły, głęboki głos. Znów mógł go usłyszeć, jak wymawia te piękne słowa.-Kocham cię- niemal wysapał mu do ust, łącząc je ze swoimi w kolejnym, pełnym pożądania pocałunku. Haruki objął go za szyję, jakby już nigdy więcej nie chciał go puścić. Ich spotkanie, powrót, zostało przypieczętowane.

Miłość i wierność. Wiara i nadzieja. Radość i tęsknota.


-Gdzie byłeś przez ten cały czas- spytał Haruki, kiedy po kąpieli już siedzieli razem na kanapie. Oparł głowę na ramieniu Takashiego. Byli zmęczeni i senni, ale wiedzieli też, że muszą porozmawiać.
-W moim rodzinnym mieście, chodziłem tam do szkoły, a to wszystko przez mojego ojca...- zaczął opowiadać. Nikt nie wie jak to się stało, ale pan Nayagawa dowiedział się o aktualnym związku syna i o tym, że od gimnazjum nie zmieniły się jego „gusta”. Kiedy dowiedział się, że Takashi przyjeżdża do Kioto, postanowił go zabrać do domu i wbić mu do głowy trochę rozumu. Gniewał się, że syn go okłamał. Był prostym człowiekiem, prowadzącym popularną galerię sztuki. Jego zdaniem osiągnął szczyt kariery i chciał by jego syn również tyle osiągnął, a nie uganiał się za jakimiś chłopaczkami. Bo co dobrego z tego wyniknie? Ni rodzina, ni prawdziwy związek. On nie był w stanie sobie wyobrazić, jak dwóch mężczyzn może stworzyć dla siebie jakąkolwiek przyszłość. Chciał, żeby jego syn był normalny. Zabrał mu telefon, odciął dostęp do internetu. Można śmiało powiedzieć, że miał na niego oko dwadzieścia cztery na dobę. Sprawdzał jego nowych znajomych, pytał o wszystko. Minęły miesiące, a Takashi dalej się nie zmienił i gdy nadszedł marzec, blondyn niemal wybłagał swoją matkę, by dała mu telefon i pozwoliła jechać do Harukiego. Ona akceptowała syna takiego jakim był. Dała mu na bilet i kryła przed ojcem. Postanowiła z nim wreszcie porozmawiać i wytłumaczyć, czego nawet sam Takashi nie mógł zrobić.
-Jak widzisz, wróciłem-uśmiechnął się- nie zostawiłbym cię tak bez słowa z własnego kaprysu. Nigdy.- Haruki przymknął oczy. Ulżyło mu, bo znał całą sytuację.
-Na długo zostajesz?
-Dopóki ojciec mnie nie zaakceptuje to nigdzie się stąd nie ruszam. Na razie nie będę chodził do szkoły.
-Cieszę się-na jego policzkach pojawił się rumieniec- że wróciłeś. Tak długo... tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą też- pocałował go w głowę. Po krótkiej pogawędce poszli spać. Haruki powili odpływał, kiedy Takashi szybkim ruchem podniósł się z łóżka. 
-Co się stało-powiedział sennym głosem i obrócił się na plecy, żeby móc go zobaczyć. 
-Zapomniałem o najważniejszym- nachylił się do ucha swojego partnera- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin~ wyszeptał. 


-Tak? Naprawdę!? Rany to świetnie! Mamo jesteś wielka. Dobrze, przyjedziemy jutro. Dziękuję ci z całego serca. Tak..mhm.. pa, kocham cię!-odłożył telefon na stolik i podbiegł do swojego ukochanego. Haruki akurat robił naleśniki. Podszedł do niego i objął od tyłu.
-Jeszcze nie są gotowe. Bądź trochę cierpliwy. Przychodzenie co 2 minuty nie sprawi, że szybciej się upieką.
-Teraz nie po to przyszedłem-zaczął się wolno kołysać- stało się coś niesamowitego! Mój ojciec powiedział, że się z nami spotka i postara zaakceptować. Jutro jedziemy.
-Wow, serio! To świetnie. Znaczy, że czekaj-obrócił się do niego przodem.- Że mam się jechać spotkać z twoimi rodzicami?!
-Dokładnie- cmoknął go w usta i wyszedł, zostawiając go skołowanego w kuchni.

-Ahh jak dobrze, że wreszcie wróciłeś- mówiła Aki już chyba po raz setny tego dnia, huśtając się. Na huśtawce obok siedział  Haruki, Ichiro przysiadł na zjeżdżalni, a Takashi jak durny bujał się na zebrze na sprężynie. Rano blondyn odebrał bardzo ważny telefon i tego samego dnia chłopaki wyszli spotkać się z przyjaciółmi. Oni jeszcze nie wiedzieli, że Takashi wrócił, więc było ściskanie, krzyki radości i tym podobne. Dzień już się kończył, a oni spędzali jego ostatnie chwile na pustym placu zabaw.
-Taa, ja też się cieszę...
-Mogłeś dać jakiś sygnał. Chociaż czy jeszcze żyjesz. Martwiliśmy się-rzucił Ichiro.
-Tłumaczę po raz tysięczny, że nie mogłem!
-No wiem, wiem wyluzuj- podciągnął kolana do klatki piersiowej i oparł na nich głowę.-O której wyjeżdżacie?
-Pewnie rano.
Posiedzieli jeszcze z pół godziny, pośmiali się i nastąpiła chwila pożegnania. Czy Ichiro cieszył się, że Takashi wreszcie się odnalazł? Bardzo! Ale nie podobał mu się fakt, że dowiedział się o tym dopiero po dwóch dniach od jego powrotu. Rozumiał, że Haruki ma pierwszeństwo i w ogóle, no ale hej! W związku trzeba pamiętać o kumplach! Taaa, tyle że Ichiro był trochę innym kumplem. Dalej kochał Takashiego. Dlaczego nie miał u niego szans? Dlaczego to on nie trzymał się teraz z Takshim za ręce? Dlaczego to nie on kosztował jego pięknych, malinowych ust? Miliony pytań. To właśnie była jego miłość.
Wstał ze zjeżdżalni i podszedł do Takashiego. Był zdenerwowany, bolał go brzuch, a serce boleśnie obijało się o żebra.
-Haruki, albo mi to wybaczysz, albo będziesz nienawidził mnie do końca życia- powiedziawszy to uniósł dłoń w stronę Takashiego, wplótł mu palce we włosy. Zamknął oczy i pocałował go. Wiedział, że to co robi jest złe, że później będzie cierpiał jeszcze bardziej. Ale wiedział też, że jeżeli teraz tego nie zrobi, to już nigdy nie będzie miał na to okazji. Pocałunek był krótki. Praktycznie tylko zetknął ich usta. Kociooki chciał tylko pokazać mu co czuje. Nie liczył na to, że Takashi te uczucia zaakceptuje. Wreszcie mógł poczuć to, na co czekał praktyczni całe życie.W tym momencie był szczęśliwy, ale to zadziałało jak efekt taniego narkotyku. Złudne i krótkotrwałe szczęście, które znika gdy specyfik przestaje działać. Oderwał się od blondyna, zerknął na zszokowane miny swoich przyjaciół i odszedł, rzucając na pożegnanie:
-Jedźcie bezpiecznie.
I taka właśnie była, pierwsza niespełniona miłość, której Ichiro nigdy nie zapomniał i nigdy nie żałował.

Następnego dnia pojechali pociągiem do Kyoto. Ojciec Takashiego jeszcze niezbyt przekonany do życia, jakie wybrał jego syn, musiał to jednak przeboleć i zwyczajnie zaakceptować. Albo chociaż spojrzeć na nich nieco bardziej przychylnym okiem. Takashi wrócił do starej szkoły i zamieszkał z Harukim, przez co zmuszony był do walki o pierwszeństwo do bruneta z Chiko. Przyjaźń Takashiego i Ichiro trwała dalej bez większych odchyleń. Związek ustabilizował się i płynął dalej na spokojnych wodach i małych sztormach. Jedyne co pozostało to cieszyć się nim i czekać na to, co przyniesie przyszłość.



KONIEC



T^T smutno mi się żegnać z tą historią, bardzo się do niej przywiązałam. Ale ale, mam w planach mały dodatek do tego opka, więc pozostaje tylko to napisać... D:  Tak, więc pozostawcie po sobie ślad i do zobaczenia ^-^