Hej wszystkim, jak tam lato? Dopieka? xD Gorąco jest, ale lepsze to niż zima. Obiecywałam one-shota toteż napisałam, jest dosyć dziwny, pokręcony, narracja jest na przemienna i wgl jakiś taki dziwnie poetycki wyszedł. Nie pytajcie skąd skojarzenie z tą piosenką, ja też nie wiem. Jest godzina 3 w nocy, dodaję wam ff. Wgl to mój pierwszy song fick, otwierajcie szampana xD W wtorek wyjeżdżam na wakacje :D Byliście gdzieś czy może dopiero będziecie jechać? W ogóle to pochwalę się że dostałam się do liceum od jakiego chciałam ^^ Od września zaczynam licealne życie wow A i założyłam sobie drugiego bloga na którym będę się wypisywać na tematy związane z m&a i może czasem czymś innym. Link jest w zakładkach więc zainteresowanych zapraszam.
Czytajcie i komentujcie c:
piosenka: Trójkąty i kwadraty - Dawid Podsiadło [link]
pairing: ShizuoxIzaya [Durarara]
uwagi: narracja 1os. Shizuo i Izaya na zmianę, możliwe wyjście poza kanon, dziwny język pisania
Stoję na drodze, nie
widzi mnie tu nikt
Po lewej stronie, leży
samotny kij
Podnoszę głowę, nade
mną rzędy chmur
Słońce horyzont na
sznurku ciągnie w dół
I kolejny dzień pracy za mną. Pożegnaliśmy się z Tomem na
skrzyżowaniu i każdy poszedł w swoją stronę. Zaciągam się po raz ostatni,
rzucam papierosa na ziemię i przygaszam butem. Wsadzam ręce do kieszeni i idę
dalej. Chyba powinienem wstąpić jeszcze do jakiegoś sklepu, nie sądzę abym miał
w domu coś na kolację. Ostatnio w mieście jest niezwykle spokojnie. Ta
przeklęta pchła pewnie znowu coś knuje. Rzygać mi się chce na samą myśl o nim.
Ale jakoś… nie ma dnia bym nie zaprzątał sobie głowy jego osobą. To dosyć
zabawna sytuacja. Gdy idę sobie samemu chodnikiem, nikt nie ucieka z krzykiem,
nie próbuje mnie zabić. Czuję się niemal jak normalny obywatel. Uśmiecham się
lekko do siebie i zdejmuję okulary przeciwsłoneczne. Zatrzymuję się na
moment. Ludzie mijają mnie. Patrzę w
bok, pod ścianą budynku leży puszka po jakimś napoju. Ją też wszyscy mijają. Nikt
jej nie zauważa, aż w końcu podejdzie jakiś człowiek i ją kopnie. Wtedy puszka
rusza do działania. I nagle wszyscy ją zauważają. Patrzę w niebo, chmury
oświetlane czerwonym światłem zachodzącego słońca suną powoli nad moją głową.
Ze mną i z Izayą jest tak samo. Dopóki do mnie nie podejdzie, pozostaję
niezauważony. Izaya to osoba kopiąca puszki.
Wiszę nad ziemią
centymetr albo dwa
Zazdrość, nienawiść
jak mrówki błądzą wśród traw
Lecę dobre kilkanaście centymetrów nad ziemią. Błagam, obym
nie zatrzymał się na jakiejś ścianie. Shizuo jak zwykle dopatrzył mnie nawet w
tak gęstym, tokijskim tłumie. W sumie to dosyć niesamowite, że można podnieść
dorosłego mężczyznę jedną ręką i rzucić na odległość kilkudziesięciu metrów.
Kończę lot, szorując plecami o chodnik. Obolały podnoszę się najszybciej jak
mogę i staram się odzyskać oddech. Gdy moje płuca wracają do porządku, Shizuo
jest już kilka kroków ode mnie, dzieli nas ulica. Jakim cudem przeleciałem na
jej drugą stronę? Jego siła. Gdybym tylko taką posiadał, świat leżałby u moich
stóp, a tak muszę używać nędznych pół-środków. Zazdroszczę ci jej, Shizu-chan.
Nawet nie wiesz jak bardzo. Myślisz, że cię nienawidzę? Nawet nie zaprzeczaj,
widzę to w twoich rozognionych oczach. Czy to nienawiść, czy zazdrość, już sam
nie wiem. Te uczucia dzieli bardzo cienka granica. Shizuo stoi po drugiej
stronie przejścia. Licznik odmierza czas pozostały do zapalenia się zielonego
światła. Trzynaście sekund. Dwanaście. Jedenaście.
Zamykam oczy i liczę
do trzynastu
Nim zajdzie słońce
tęsknić za Tobą będę znów
Dziesięć. Tylko dziesięć sekund dzieli mnie od tej parszywej
pchły. Stoi poobijany i jeszcze ma czelność patrzeć mi w oczy. Nawet
przejeżdżające między nami samochody, nie są w stanie przerwać linii naszego
wzroku. Pięć. Cztery. Szykuję się do szybkiego przekroczenia ulicy. Dwa.
Przejeżdża ostatnia ciężarówka. Zanim minęła Izayę, widziałem jego paskudny
uśmiech. Ciężarówka przejechała, a on zniknął bez śladu.
Och, Shizu-chan, jaka to szkoda, że nie mogę pobyć dziś z tobą
trochę dłużej. Moje sprawy często kolidują z twoimi sprawami, przez co ciężko
połączyć nasze grafiki pracy, by móc się tak beztrosko gonić po ulicach. Ale
nie martw się, jutro pewnie znów się zobaczymy. Ja w drodze na spotkanie, a ty
w drodze do biura, po kolejnym dniu pełnym buntowniczych dłużników. Będziesz
szedł swoim zwyczajnym, pewnym krokiem. Ręce w kieszeniach, papieros w ustach.
Obok ciebie Tom, ledwo nadążający za tobą. Twój zmęczony i pełen irytacji wzrok
przeskakuje z jednego przechodnia na drugiego i tylko nikotyna jest w stanie
uspokoić cię do tego stopnia, żebyś nie wyładował się na najbliższym śmietniku.
Wtedy na drodze pojawiam się ja. Nawet do ciebie nie podchodzę. Jestem po
przeciwnej stronie ulicy w tłumie ludzi. Ale twoje wprawne oko dopatrzy mnie
nawet zza szkieł okularów przeciwsłonecznych. Z całych sił biegniesz mi na
spotkanie. Aż tak chcesz mnie zobaczyć? Nie dziwię ci się. Dziś jeszcze nie
zaszło słońce, a ja już tęsknię.
Jak para zmieniam stan
Unoszę się do chmur
Spadam kulami gradu
Topnieję u twych stóp
Unoszę się do chmur
Spadam kulami gradu
Topnieję u twych stóp
Izaya raz jest, raz go nie ma. Jakby zmieniał stany
skupienia. Nie widzę go, ale czuję na sobie jego wzrok, który bacznie obserwuje
całe miasto. Patrzy z góry, nic mu nie umknie. A gdy się znudzi, schodzi na
ziemię, niespodziewanie i destruktywnie, niczym grad. Możesz się przed nim
schować, ale masz świadomość tego, że dziecinne myślenie „jeżeli ja nie widzę
to tego nie ma” nic tutaj nie wskóra. A gdy już stanie przede mną, mam tylko
ochotę, by, jak ten grad, stopił się u moich stóp, a ja mógłbym tylko go rozdeptać
i iść dalej. Ale to tylko marzenia i wizje, z którymi codziennie zasypiam i
budzę się z nadzieją, że może właśnie dziś się spełnią.
Stoję na drodze, nie
widzi mnie tu nikt
Spuszczam ze smyczy każdą meczącą mnie myśl
Gwiazdy formują trójkąty i kwadraty
Dziś je w kieszeniach będę do ciebie niósł
Spuszczam ze smyczy każdą meczącą mnie myśl
Gwiazdy formują trójkąty i kwadraty
Dziś je w kieszeniach będę do ciebie niósł
Stoję na środku chodnika. Mam kaptur na głowie, krew w
kąciku moich ust powoli zasycha. Ściemnia się. Ludzie mijają mnie, niekiedy
potrącając ramieniem. Nikt nie przeprasza, idzie dalej. Każdy się śpieszy do
domu po kolejnym przepracowanym dniu. Tak, mój dzień też był bardzo pracowity.
-Gdzie jest forsa,
Orihara!? –wykrzyczał w moją stronę mój „zleceniodawca”, a jeden z jego
ochroniarzy przywalił mi pięścią w brzuch tak, że od razu padłem na kolana i
wyplułem krew na jego buty. Wytarłem usta wierzchem dłoni.
-Będzie niedługo.
Obiecałem, a ja nigdy nie łamię obietnic –odparłem, bezczelnie patrząc mu w
oczy. Mężczyzna podszedł do mnie i chwycił za kołnierz kurtki. Był niski,
krępej budowy, łatwo byłoby mu uciec. Ale ma groźnych ludzi, a mi się do grobu
nie śpieszy.
- Przestań pieprzyć!
Dwa dni temu mówiłeś to samo! Nie rób ze mnie durnia i płać! – wykrzyczał mi w
twarz. Chętnie oddałbym mu te pieniądze, ale z tą kwotą miał przyjechać kurier.
Trzy dni minęły, a pieniędzy jak nie dostałem tak nie dostałem. A teraz jeszcze
oni. Szlag by cię, Yushimitsu! Rozprawię się z tobą jak tylko pokażesz mi się
na oczy.
- Pieniądze będą już
wkrótce, daj mi jeszcze kilka dni. Takiej forsy nie kołuje się od tak – tłumaczyłem,
starając się pokazać mu, jak bezsilny jestem w tej chwili. Przecież mu tych
banknotów nie wyczaruję. Tak to jest jak się ryzykuje interesy z niepewnym
źródłem.
- Umowa była inna.
Masz kolejne dwa dni. Jednak zostawię ci coś, po czym na pewno nie zapomnisz o
zapłacie– zagroził i puścił moją kurtkę. Odwrócił się i wykonał jakiś gest w
stronę ochroniarzy. Jeden z nich podszedł do mnie, założył mi worek na głowę i
zaprzedał cios pięścią w twarz. Obudziłem się w jakimś zaułku, na szczęście
żywy.
Ludzie mijają mnie, zapadł zmrok. Już niedługo na ulicy
rozlegnie się krzyk. W całej okolicy rozbrzmi moje imię, wykrzyczane z pasją i
nienawiścią. Czekam. Czekam. Czekam… A moje ciało staje się coraz cięższe. Tracę
równowagę, nie wiem, dokąd idę; nie czuję, kiedy upadam.
Gdy byłem mały nosiłem w kieszeniach kurtki brokat, złote
gwiazdki, świecące trójkąty i kwadraty. Wysypywałem je kolegom w szkole na
włosy. Pod koniec podstawówki wchodziłem na wyższe piętra budynków i całe
kubeczki takich błyskotek wysypywałem na ludzi. I wtedy, w słoneczne i wietrze
dni, złoty, błyszczący pył unosił się nad miastem, osiadając wszędzie na
ulicach i na głowach przechodniów. To był mój świat, moje gwiazdy, moje
galaktyki. Rzucałem je na wiatr, czułem, że to ja nimi kieruję. Jak to się stało,
że dziś na gwiazdy spoglądam tylko wtedy, gdy leżę na betonie, pobity i
zakrwawiony?
- Kim ja zostałem? Gdzie podziały się złote gwiazdki? –
czułem jak wilgoć przenika przez moją kurtkę i dotyka mojej posiniaczonej
skóry. Nie mam siły, by się podnieść, wiruje mi w głowie. Jeszcze przed chwilą
stałem w tłumie, a teraz leżę w kałuży, między budynkami. Czy wtedy ciągle
działała adrenalina? Nie czułem bólu, który teraz nie chce odejść. Nie
skończyłbym tak, gdyby został przy rozrzucaniu świecidełek z bloków. Chociaż…
takie dziecinne zabawy skończyły się już
gimnazjum.
- Potrzebne pieniądze, by nie zginąć. Potrzebna władza, by
zdobyć pieniądze. Czy też może potrzebne pieniądze by zdobyć władzę? A do czego
potrzebne są błyszczące gwiazdki, trójkąty i kwadraty?
- Wyglądasz jak gówno.
- Ciebie też miło widzieć, Shizu-chan –odpowiedziałem, bez
problemu poznając jego głos.
Więc moje marzenia się spełniają? Izaya leży u moich stóp,
bezsilny, przegrany. Czy dziś pójdę spać z nowymi nadziejami? Stoję nad nim w
ciszy. Na twarzy ma krew, jego ubranie jest całe potargane i brudne od krwi i
kurzu. Kurtka nasiąka wodą z kałuży. Oto jak wielcy królowie spadają z tronów.
I jak widać im wyżej jesteś, tym dłuższa i boleśniejsza droga w dół. Izaya
patrzy w niebo, ledwo żyje. Aż mi żal, że to nie moja sprawka. Również
spoglądam w niebo. Dziś jest niespotykanie czyste, widać gwiazdy. No tak,
chmury odeszły, a resztki gradu zalegają na chodnikach.
- Niosłem dla ciebie gwiazdy, trójkąty i kwadraty. Ale
spójrz, wszystko się rozsypało – wybełkotał Izaya. On majaczy, czy to znaczy że
umiera? – Nie patrz na mnie jak na wariata. Zobacz, co leży wokół mnie.
Na początku nie wiedziałem, o co mu chodzi. Ale potem
zacząłem dostrzegać. Miliony światełek wokół Izayi. Jakby leżał na kawałku
nocnego nieba. Na granatowym tle kontrastowały gwiazdy, świecąc jaśniej i
jaśniej, a ciemność zaułka musiała ustąpić przed ich blaskiem. Izaya uniósł garść
w moją stronę.
- Możesz je zabrać, są dla ciebie – powiedział ostatnimi
siłami. Granatowa woda skapała na jego twarz, a ręka bezwładnie opadła,
rozmywając iluzję gwiezdnego nieba. Przeraziłem się. Czy to w ogóle możliwe? Żeby
tak po prostu umarł? Tu i teraz? Nie reagował na swoje imię. Klęknąłem przy nim
i przybliżyłem policzek do jego ust. Oddychał.
Jak para zmieniam stan
Unoszę się do chmur
Spadam kulami gradu
Topnieję u twych stóp
Unoszę się do chmur
Spadam kulami gradu
Topnieję u twych stóp
Jestem. Egzystuję gdzieś tu na linii między życiem i
śmiercią. Wokół mnie gwiazdy. Granatowe niebo, gwiazdy, trójkąty i kwadraty.
Nie czuję ciała, nie widzę rąk. Oto ja, szybujący gdzieś nad miastem. Widzę
dachy budynków, widzę chmury, które co chwila przysłaniają mi widok. Widzę
rzeki i ulice. Spadam. Powoli opadam w
dół, mijam linię gwiazd, linię chmur. Coraz niżej i niżej, szybciej niżbym tego
chciał. Nabieram kształtu. Już, tuż pode mną, dachy, ulice. Nie przygotowuję
się na zderzenie. Uderzam. Biorę gwałtowny oddech w momencie, gdy moje ciało
uderza w twardy bruk, a nagły wstrząs sprawia, że otwieram oczy. Oślepia mnie
biel ścian i pościeli. Staram się uspokoić oddech. Czy ja przed chwilą nie
byłem martwy? Rozglądam się po pokoju.
Dziwnym cudem znalazłem się w szpitalu. Moje ręce pokryte są bandażami, moja
głowa i brzuch także. Do pokoju wchodzi pielęgniarka. Informuje mnie, że spałem
pięć dni. Mówi, że obrażenia nie były poważne, jednak lekki wstrząs mózgu
wprowadził mnie w taki stan i że zaraz zabiorą mnie na tomografię. W głowie mam
totalną pustkę, niezbyt pamiętam co mi się stało. I jak ja się tu znalazłem?
Pamiętam niebo, gwiazdy, jakiś zaułek. Ach, no tak, moje sprawy znów prawie
mnie zabiły. Ale co teraz, termin zapłaty już dawno minął. Trzeba będzie
zniknąć z miasta na jakiś czas, znaleźć Yushimitsu z kasą i oddać ją tamtym
ludziom w jakiś bezpieczny sposób. Od myślenia boli mnie głowa. Kładę się z
powrotem i przewracam na bok. Moją uwagę przykuwa mały pojemniczek stojący na
półce obok łóżka. Biorę go do ręki i zanoszę się śmiechem. Podnoszę się nieco i
wysypuję zawartość pojemniczka na dłoń. Złote gwiazdki i księżyce. Przesypuję
je z ręki na rękę. Jak ja dawno nie miałem z tym styczności. Na półce leży też
zgięta karteczka.
„Dostałeś drugą
szansę. Nie zmarnuj tego.”
Nie ma podpisu, ale i tak wiem od kogo jest ten liścik.
Wzdycham. Odkładam karteczkę i przesypuję na nią gwiazdki. Widziałem gwiazdy i
galaktyki. Chciałbym, żebyś też je zobaczył.
Jak para zmieniam stan
Unoszę się do chmur
Nic nie zatrzyma mnie
Powiedz tylko, że chcesz, będę twój
Unoszę się do chmur
Nic nie zatrzyma mnie
Powiedz tylko, że chcesz, będę twój
I gdy następnego dnia miniemy się na ulicy, zupełnie
niespodziewanie, bo akurat wracamy do domu tą samą ulicą, zamiast krzyczeć
swoje imiona, miniemy się w ciszy, jakbyśmy się nie znali. A wtedy, gdy, zupełnie
niespodziewanie, zderzymy się ramionami w gęstym tłumie, sprawnym ruchem wsunę
ci do kieszeni mały pojemniczek pełen gwiazdek, trójkątów i kwadratów.
I wtedy dowiem się, że rozgryzłeś zagadkę bez poszlak i nie
będę mógł dłużej udawać, że nic się nie stało, bo przecież jeżeli dwie osoby o
czymś wiedzą to nie można niczego tak po prostu wymazać. I gdy będę próbował
zatrzymać cię, by sprawdzić czy twoje rany się zagoiły…
… ja zniknę w tłumie, zanim jeszcze zdążysz się odwrócić. Nie
zobaczysz mnie w najbliższym czasie. Będziesz miał spokój, o który tak
zawzięcie walczyłeś, jednak ten mały pojemniczek pełen gwiazdek, trójkątów i
kwadratów, będzie przypomniał ci, że jeszcze wrócę, by odzyskać mój mały
kosmos. Nasz mały kosmos. Widzieliśmy go tamtej nocy. Zamknąłeś go dla mnie w
małym pojemniczku, o którym wiemy tylko my.
Będziemy mijać się na ulicy.
Przekażesz mi pojemniczek.
Czasem dotkniesz mojej dłoni.
Zobaczę, czy z twojej twarzy zniknęły plastry.
Sprawdzę, w jakim jesteś dziś humorze.
Poznam cię na nowo za każdym razem, gdy oddasz mi garść
galaktyki.
Będziesz chciał mnie zawołać.
Jednak nie zatrzymam
cię.
Ale tak naprawdę
wystarczy, że powiesz.
Że chcesz.
A będę twój.
¸ . ★ ° :. . • ○ ° ★ . * . . ° . ● . ° ☾ °☆ ¸.● . ★ ★ ° ☾ ☆ ¸. ¸ ★ :. . • ○ ° ★ . * . . ¸ . ° ¸. * ● ¸ . ° ☾ ° ¸. ● ¸ . ★ ° :. . • ° . * :. . ¸ . ● ¸ ★ ★☾ °★ . ★ ° . . . ☾ °☆ . * ● ¸ . ★ ° :. . • ○ ° ★ . * .
To było...piękne o.o denerwowało mnie nieco powtarzanie ciągle słów "trójkąty i kwadraty" (ale żeś się tego uczepiła xD) . Ogólnie jest nieźle, chociaż ponownie Shizuś lituje się nad Izayą...chociaż jeszcze nie spotkałam się z tym żeby wsunął mu coś do kieszeni, bo zwykle to po prostu przed nim spierdala xD Fajnie, fajnie ^^
OdpowiedzUsuńHaruś, to było takie.... Poetyckie xD
OdpowiedzUsuńOmg,weź zacznij pisać wiersze xDDD Zapewne byłyby wspaniałe :3
Bardzo mi się podobało, zwłaszcza jak Izayasz leżał w tej kałuży i gwiazdy się w niej odbijały *.*
Shizuo taki dobry, taki coolerski. "Będę Twoim bohaterem" xD
"Zmienia stan skupienia" Omg why. rozwaliło mnie to xD Ale pasuje do niego xD
Shizuo-sensei, nauczy cię o wartości życia xD Sorry, już przestaję xD
To naprawdę coś innego, ale w dobrym sensie xD
Jestem zachwycona ^^
Cóż, dalej nie wiem skąd wziął Ci się pomysł z tą piosenką, ale już nie wnikam xD
Ale nie no, to taki wiersz z tego wyszedł xD
Co do wyglądu bloga:
:Q___________________________ Zajebisty ^^
P.S. Haruś, skarbie, plz, pisz więcej ;-;
Pozdrowionka, Nanako
Przepraszam, wiesz może co się stało z blogiem "Proszę, rozbij to lustro złudzeń, zza którego nie mogę cię zobaczyć " ? Muszę porządnie dokopać właścicielowi za skasowanie go.TT^TT
OdpowiedzUsuńBlog Alexy co? Też nie mam pojęcia co się z nim stało i dlaczego nagle został usunięty. Z autorką utrzymywałam dobry kontakt na GG, ale od długiego czasu na gg nie nie wchodzi i nie mam z nią kontaktu ;/ A też bym się chciała dowiedzieć o co chodiz ;c
UsuńOch~!! o.o Takie urocze i suodkie :3
OdpowiedzUsuńNie wiem co mogę na ten temat napisać. Po prostu GALAKTYKA~!! *o*
Pozdrawiam
Piękne:* W ogóle ta piosenka jest magiczna, super ułożyłaś historie pod całość. Była klimatyczna! Miałam aż ciarki, ta subtelność ich uczuć tak pięknie się przeplatała z tekstem piosenki! Ale najbardziej genialną sceną była ta, gdy Izaya leżał na ziemi i w kałuży odbijały się gwiazdy *.* Za-je-bi-ste. Ja jestem oczarowana i bardzo się cieszę, że znalazłam Twojego bloga. Do tego wychodzi druga seria Durarary to nawet sama nabrałam ochoty na pisanie z nimi. Dziękuję Ci za nich, naprawdę przeniosłaś mnie tu w bajeczny świat. Powodzenia w dalszym pisaniu! :D
OdpowiedzUsuń