Skończyłam oglądać Durararę i potrzebowałam więcej dramy, więc oto jestem xD Oh, tych dwóch to tu dawno nie było. Aż się stęskniłam za nimi :') To tak w skrócie: spojlery z ostatnich odcinków x2 ketsu, no, poniekąd są to spojlery, wole uprzedzić xD i angst (bo jakże by inaczej, Shizaya bez angstu na tym blogu? )
Nadejdzie dzień, gdy skończę pisać same dramy, ale dziś to nie ten dzień ( jutro też się na to nie zapowiada)
Nie skończyłam tygodnia Iwaoi (smuteg mocno) bo nie mam zupełnie pomysłu na ostatni dzień (reunion). Tak samo utknęłam trochę z Wielkim Królem xD mam pomysły, ale mój mózg odmawia złożenia ich w jedną całość eh co to za życie
Chwila oddechu od siatkówki, zapraszam do czytania, słuchania i komentowania c:
piosenka: Broods - Bridges
Mosty
Dałem ci minutę, gdy potrzebowałeś
godziny. Nigdy nie poświęciłem ci więcej swojego cennego czasu. A, o
ironio, twoja osoba nie opuszczała moich myśli. Zawsze chodziło o ciebie, w
każdych moich planach, słowach, kłamstwach – zawsze kryłeś się w ich podszyciu.
A jednak ty jako ty, jako ta marna istota ziemska, mój szkolny kolega,
przyjaciel mojego przyjaciela, ty, Shizuo, nigdy nie dostałeś ode mnie więcej
niż minuty. Nigdy nie daliśmy sobie więcej czasu. Nie daliśmy sobie szansy, by
się poznać, chociaż Shinra zapewniał, że bylibyśmy świetnymi przyjaciółmi. Ale
ja nigdy nie miałem przyjaciół, po co ograniczać się do jednostki? To bardzo
nie w moim stylu.
Muszę przyznać, że stałeś się dla mnie problemem. Już w
chwili, gdy Shinra mi o tobie powiedział, już wtedy zyskałeś status wyższy niż
pozostali ludzie. Ale nie mogłem tego zaakceptować, moja duma nie pozwala mi na
takie frywolne zachowanie jakim jest wyróżnianie jednostek. Ja, będąc sprytnym
i zaradnym z natury, szybko uporałem się z klasyfikacją nowego osobnika. Tylko, by odsunąć na bok to
niebezpieczne zainteresowanie, jakie we mnie wzbudziłeś, nazwałem cię Potworem.
W ten sposób nie byłeś częścią mojej ukochanej całości, nie byłeś ludzką
jednostką, przez co nie wywyższałem cię pond innych, samemu sobie udowadniając,
że kocham ludzkość jedynie w całości.
Jeszcze, zanim cię poznałem, byłem o krok do przodu.
Niepokoiłeś mnie, czułem, że zmienisz moją rzeczywistość, która wspaniale sobie
radziła bez twojego udziału. Zmiany są zawsze trudne, potrzeba czasu, by je
zaakceptować. My go sobie nie daliśmy. Nie zaakceptowaliśmy zmian. A życie to
gra, za każdym krokiem ryzykuje się najwyższą stawkę, więc zamiast zostawić swoje głupie zasad za sobą, sięgnąłem po ich pełen arsenał. I w ten sposób obroniłem
się przed niebezpieczeństwem, które stworzyłeś. Nazwij mnie tchórzem, naprawdę
mało mnie to obchodzi, w momencie, gdy wykrwawiam się na chodniku, a ty stoisz
nade mną, gotowy położyć kres mojemu życiu. Nie szkodzi, w tej rozgrywce od
początku wiedziałem, jak wysoką cenę zapłacę za twoją śmierć. Ale czy zdążę ją
ujrzeć, zanim sam przejdę się na drugą stronę?
Zaraz po naszym pierwszym spotkaniu wiedziałem, że to gra
bez odwrotu, że zacząłem przedstawienie, w którym kurtyna zawsze jest w górze.
Znasz może zasadę teatru? Aktor gra swoją rolę, dopóki kurtyna nie dotknie
parkietu sceny. Ta zasada tyczy się także nas. Będziemy odgrywać swoje role,
choćbyśmy mieli na tej scenie umrzeć. I z ręką na sercu, w świetle reflektorów,
jestem gotów przyznać ci, że żałuję tego, kim się staliśmy. Gdyby którekolwiek słowo, które
powiedziałem, sprawiłoby, że zapomnisz o naszym niepisanym scenariuszu
dozgonnej nienawiści, oddałbym ci je
wszystkie. Lecz moja manipulacja względem ciebie odbiła się rykoszetem,
brutalnie naznaczając moje przeznaczenie. Mógłbym próbować zbudować między nami
zaufanie. Jednak to wszystko było w
twojej głowie.
Palimy teraz wszystkie
mosty. Patrzymy jak stają w
płomieniach. Każdy oddech, każde drgnięcie mięśnia podczas tej ostatecznej
walki jest jak iskra, która wznieca najwyższe pożary na wszystkich ścieżkach,
które kiedykolwiek mogły stanowić drogę powrotną. Pożar cię nie strawi, zwalczasz
go ogniem swojej nienawiści.
To jest mój tragizm, moja wewnętrzna histeria. Dokonałem
wyboru między nienawiścią a miłością, moich grzechów nie można wybaczyć.
Mógłbym spróbować się usprawiedliwić, uratować walące się mosty, chociaż dobrze
wiemy, że nie sposób ich już teraz
odbudować. Z każdym ciosem, przekleństwem, kroplą krwi, dawno skrywanym
żalem – podkładamy ogień pod dzielące nas
mosty. Dawno temu miałem wybór i wszystko
się stoczyło.
- Może to dziwne pytanie jak na obecną sytuację, ale
zastanawiałeś się kiedyś, czy moglibyśmy skończyć inaczej? – pytam, zatrzymując
się na środku opuszczonego skrzyżowania. Wokół mrugają żółte światła sygnalizacji,
z daleka słychać odgłosy walki, strzały. Nadszedł dzień mojej wyczekiwanej
apokalipsy, dzień, kiedy głowa Dullahana otworzyła oczy i rozpoczął się sąd
ostateczny. Dlaczego więc nie jestem usatysfakcjonowany? Czy oczekiwałem czegoś
innego? Czy oczekiwałem drugiej szansy, nowego życia i kolejnych wyborów?
Stoisz kilka metrów ode mnie, podpierając się o znak
pierwszeństwa przejazdu, wyrwanego z poprzedniego skrzyżowania. Wyglądasz
naprawdę okropnie. Brudny, zakrwawiony, w podartych ciuchach. I znów wypełniasz
moje myśli, tylko ty, tylko ty Shizuo! Stoisz, sapiesz i nie odpowiadasz, a w
twoich oczach rozpętana jest burza. Nie warto chować się przed burzą pod
mostem. Nasze mosty płoną, nasze mosty się walą. A ja tak desperacko chciałbym
ocalić chociaż to nędzne pogorzelisko.
- Kiedyś, dawno temu, być może nawet tego nie pamiętasz, ale
chciałem naprawić naszą relację – mówię. Zaciskasz dłoń na metalowej rurze.
Wszedłem na grząski teren. – Był nawet taki etap, w którym mogliśmy się nazwać
kolegami – ręką, którą nie trzymałem się za obolały brzuch, zrobiłem cudzysłów.
– I skoro i tak za chwilę zginę, to chyba mogę być z tobą szczery.
Przestraszyłem się tego. Ja, Izaya Orihara, ten dzieciak bez skrupułów, ten
szaleniec, miał poszerzać swoje grono przyjaciół? Co za brednie. I gdy
zauważyłem, że zaczęliśmy się nawzajem potrzebować…
- Postanowiłeś to zniszczyć – dokańczasz za mnie. Z bezradnym
uśmiechem kiwam głową. – Jesteś pieprzonym tchórzem i egoistą.
- Słyszałem gorsze rzeczy na swój temat. Ale to mnie nie
rusza, doceniam każdy ból zadany mi przez ludzkość.
- Ty chory pojebie.
Zapada chwila
milczenia. Nie nadrobimy dziś wszystkich straconych minut, ale możemy próbować.
Ból przelewa się przeze mnie niczym piasek przez klepsydrę, odliczając czas do
mojego końca. Ale to cierpienie jest chyba tego warte.
- Gdybym tego nie
zabił, czy powiedziałbyś, że mnie potrzebujesz? – pytam chrapliwym głosem,
zaraz wypluwając kolejną porcję krwi na asfalt. Od tego metalicznego posmaku
robi mi się niedobrze. O ile bardziej wolałbym się położyć i doczekać ostatnich
ziarenek piasku.
- Może – odpowiadasz po chwili. – Nie dałeś mi szansy.
- Chyba przeszedłem od
razu do rzeczy, nienawiść była mniej wymagającą opcją, nie była tak
zobowiązująca jak przyjaźń czy miłość. Nie miałem na to odwagi. Ale ta
nienawiść stała się chyba za prosta.
- Jasne, zniszczenie życia innemu człowiekowi rzeczywiście
nie wymaga wysiłku, weź przestań pleść takie bzdury, wypruwałeś sobie żyły,
abym nie poczuł do ciebie nic innego niż czystej odrazy, więc do czego teraz
zmierzasz? – odpowiadasz. I masz całkowitą rację. – Nawet gdyby wszystkie twoje słowa sprawiłyby, że zapomnę, o tym, co mi
zrobiłeś i moglibyśmy zacząć od nowa, to nie wiem, jakby to wyglądało. Chcesz
przestać walczyć? Wolisz podać sobie ręce, ogłosić rozejm i wybrać się razem do
szpitala? Chyba śnisz! – w tym momencie chwytasz pewnie znak i jednym zamachem
uderzasz nim kilka centymetrów ode mnie, robiąc poważną wyrwę w jezdni.
Odskakuję w ostatniej chwili, przewalając się na bok. Chyba złamałem kolejne
żebro. Czy po takich słowach będę w
stanie się podnieść i walczyć dalej? Nie wspominając już o moim
zmasakrowanym ciele.
- Nie naprawimy niczego, Izaya, naprawdę nie wiem, na co ty
w ogóle liczysz, skoro to wszystko jest w
twojej głowie! Nie ma nas, nie dałeś temu czasu. I tak dobiega on końca, w końcu
taka była deklaracja wojny.
- „Zabiję cię, nawet jeśli sam będę musiał zginać” – mówię pod
nosem, z bólem chwiejnie podnosząc się na nogi. On ma rację, nie ma czego
ratować, nie ma czego odbudowywać. Biorę głęboki wdech, słyszę jak strzelają
wszystkie moje pogruchotane kości. Chyba jeszcze nigdy nie czułem
teraźniejszości tak wyraźnie. – No to dawaj Shizuś, pokaż jakim jesteś potworem
– wracam do swojej roli, starając się utrzymać swój firmowy uśmiech, pomimo
paraliżującego bólu. Wtedy to bierzesz zamach tym samym znakiem i tarczą
odbijasz mnie niczym piłeczkę tenisową daleko, przez całe skrzyżowanie. Uderzam
prosto w maskę zaparkowanego przy drodze samochodu, porządnie wgniatając
blachę. Tracę oddech, zajmuje mi chwilę, by odzyskać świadomość. Niech
adrenalina utrzyma mnie przy życiu do ostatniego „Amen”.
Palimy wszystkie
mosty. Patrzymy jak stają w płomieniach, niemożliwe do odbudowania. Już
nawet nie wiem co ciągle trzyma mnie przy życiu w środku tego piekielnego
kręgu. Czy czujesz ten żar? To płoną nadzieje, to płoną zmarnowane szanse. Czy
zrobiłem wszystko, co sobie zaplanowałem? Czy powiedziałem ci to, co chciałem?
Jest wiele słów, które musiałem ukryć, które zabiorę ze sobą do grobu. Zapal mi
kiedyś świeczkę, Shizuś, jako symbol spalonych mostów. Nie wiem, czy będzie ci
na tym zależało. Na mnie ci chyba nigdy nie zależało, oprócz tego krótkiego
momentu, kiedy byliśmy my. Zapal, może
wtedy chociaż w jakiejś cząstce będę żył. Bo widzisz, ja naprawdę nie chcę
umierać.
Ból promieniujący z połamanych żeber przygłuszany jest przez
wewnętrzny żal do samego siebie. Tak sumując, to życie mi nie wyszło. Nie
jestem pewien, czy harowałem tak ciężko tylko po to, by pluć krwią na swoje
dłonie, gdy po męczącym biegu dopada mnie kaszel. Może byłoby inaczej, gdybyś
to ty znajdował się na moim miejscu, jednak z tej perspektywy muszę przyznać,
że nie było warto. Ta nienawiść naprawdę nie był warta naszego życia.
- Czy nie możemy o tym
zapomnieć? – pytam, klęcząc, z nożem wbitym w bok. Czuję ciepłą krew przepływającą
mi przez palce. Co za żałość i desperacja w sekundy przed śmiercią. – Nie możemy zapomnieć?
- W następnym życiu, Izaya.
Czy nie możemy o tym
zapomnieć?
Ostatnie słowa, które Shizuo do mnie wypowiada, dźwięczą mi
w uszach przez kolejne godziny mojej nieprzytomności. Jestem pewien, że nie
żyję. Ale budzę się w samochodzie. Znaleźli się ludzie, którzy zechcieli mnie
uratować.
„Zabierzcie mnie za miasto. Nie chcę, żeby w chwili mojej
śmierci, był przy mnie ten potwór.”
Gdy spotkamy się w następnym życiu, znów stanę przed wyborem
miłości i nienawiści. Chciałbym wierzyć, że wtedy wybiorę dobrze. Obaj wiemy o
tym, spaliliśmy wszystkie mosty,
udusiliśmy się dymem, żar wypalił nam oczy. Może w następnym życiu odłożę
zapałki i nie będę się bawił w piromana. Może będę miał odwagę, by kochać i
umrzeć z miłości.
Spotkajmy się na moście w południe.
Koniec
Nie umiem pisać komentarzy, więc powiem krótko i zwięźle: Jesteś niesamowita i podziwiam Cię, że masz taki talent. Oczywiście mogę się tylko domyślać, że chodzi o 2. część Durarara?
OdpowiedzUsuńCzułam tę atmosferę kiedy czytałam one shota. Aż w pewnym momencie można dostać ciar. Naprawdę wczułam się w postać Izayi (ciekawe czemu xD).
Chyba czas obejrzeć następne części...
To tak, 10/10, a nawet 12/10.
Tak więc, życzę miłego dnia i więcej takch one shotów :)
Aiko
pff, jak ktoś jest fanem to ma już dawno obejrzane :P
OdpowiedzUsuńhmm...opko było dobre, ale nie brzmiało zbytnio jak Izaya. Mam wrażenie że on podszedłby do tego nieco inaczej...no ale nic.
A piosenka...cóż, wysłuchałam raz i dalej puściłam Placebo - Battle for the sun (od razu album, a co :P) sory, nie moje klimaty z tymi mostami :P
Pozdrawiam~
Nie możesz skończyć z dramami! To najlepsze co może być, a Tobie wychodzi to świetnie! Angsty to życie.
OdpowiedzUsuńJestem głupia, nie zdążyłam jeszcze nadrobić drrr, ale co tam! Przeczytałam! To było silniejsze ode mnie...
Idę oglądać...
Haru...Haru! Kocham twoje wszystkie opowiadania, ale od zawsze czekam na jedno :3 OiKage! XD Tak ja mam super, hiper, extra, duuuuuużą faze na ten paring <3 To moje OTP XD Napisz mi OiKage :* Proooooszę ;w; Bo.. Bo ja... Przeczytałam już chyba wszystkie możliwe dj z tym shipem i czytam mangę Haikyuu i... I nie pisz więcej IwaOi tylko pisz OiKage X'D Pls <3
OdpowiedzUsuńKocha mocno i życzy weny twoja fanka ;_;~
Omgomgomgomgomgomgomg tu bylo super ;w; tak mi sie smutno zrobilo, ale za razem przyjemnie, bo to bylo takie ladne ;-; wrodzony masochizm potwierdzone info
OdpowiedzUsuń10000/10000
Ps. Pisze bodajze pierwszy komentarz na tym blogu (wysililam sie jak na pierwszy raz c'nie?), ale wiedz, ze czytam cie mniej wiecej od czasow 2 rozdzialu "Sluchaj tylko mnie" takze... Kc ;w;
;w; o rany <3 jaki cichy stalker <3 pisz częściej do mnie, bo mi się cieszy aż serduszko <3
Usuńo wow jesteś ze mną tak długo :') *hug*
<3 postaram się pisać częściej, ale nie obiecuje, że będą to jakieś rozwinięte wypowiedzi xD
UsuńJestem długo, bo twoje opowiadania są świetne, a Słuchaj tylko mnie, to moje fav wjehbfjhwebfjbejhfbjhdfsjbsbidhbf *hug*
Jestem autentycznie wzruszona :')
UsuńMój debilny telefon nie chciał pozwolić mi napisać komentarza. Debil czy debil? Chyba debil. Nooo, ale dobra. To jest ten.. Zbierałam się i zbierałam (bo chora tak bardzo), żeby to przeczytać i w końcu jestem! (jeszcze nie zdrowa, ale już na dobrej drodze.. A w poniedziałek egzaminy ;3; płacze,ok?) No i ten.. Ostatnio jakoś nie mam weny na komentarze. Bo co napisać? Że jak zawsze było bezbłędne i to kocham? Nie. Za dużo rzeczy już kocham. No, ale może.. Nie.. Ale może jednak.. No trochę dobra, ale tylko trochę.. xD Jebie mi na musk.. Wybacz..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, ślę wenę i czekam na kolejną noteczełę.
Yo, Haru.
OdpowiedzUsuńSię tu trochę pozmieniało od mojej ostatniej wizyty, ale nevermind.
Wiesz... dawno temu, kiedy skończyłam właśnie oglądać drrr brakowało mi czegoś w tym zakończeniu. Czułam, że za mało czasu poświęcono na ostateczną walkę Shizuo i Izayi. I tu nawet nie chodzi już o yaoi, tylko o samą istotę tych 2 postaci. Miałam gdzieś czy Mikado strzeli sobie w głowę czy kulkę dostanie Masaomi (btw zbyt wysoka samoocena czy nie tylko mnie kojarzyła sie ta scena z ,,dance macabre"?). Po prostu ta dwójka była symbolem tego anime, najbardziej wyrazistymi i intrygującymi postaciami, a tu jakoś w moim mniemaniu trochę im ucięli czasu.
No i dzisiaj przeczytałam sobie to. Ten zajebisty ff, który w pełni zaspokaja mój niedosyt po anime i idealnie wręcz opisuje zarys tego, co sama miałam w głowie. Tak, Izaya! Spalmy mosty, ucieknijmy od wszystkiego, a na koniec prośmy o to, żebyśmy zaczęli od nowa. Wprawdzie nie pamiętam już tak dobrze, jak kiedyś charakteru Orihary, ale tak - to jest on. Nawet w najgorszym momencie jeszcze szuka jakiegoś rozwiązania, a nawet jeśli dobrze wie, że spieprzył sprawę dawno temu, to będzie stał przy swoim tak długo, jak może.
I to zdanie, że ,,życie mi nie wyszło". To jest tak lekka, ale i piękna kwintesencja wszystkich myśli Izayi. Nie ujęłabym tego w lepszy sposób.
A i zakochałam się we fragmencie o zapaleniu świeczki. Ja pierdole, to jest tak mocne i jednocześnie przepełnione przytłumionymi emocjami, że jedyne, co mogę robić to sławić Twój warsztat.
Kocham Twoją Shizayę, kocham wszystko, co piszesz mocno. A już w ogóle mosty, palenie mostów, palenie czegokolwiek (heh) jest chyba jednym z moich ulubionych motywów, który idealnie można wpleść w Shizayę. Po prostu ślicznie, laska, ślicznie. Zachwycasz.
I zakończenie. Zakończenie jest dobre, jest smutne, pozostawia więcej tragedii niż nadziei, ale jest doskonałe.
Nadal piszesz i nadal to, co robisz jest świetne. Jakby co to wiesz, ja nadal gdzieś tam jestem, żyję i wierzę w Ciebie, i kocham Twoją twórczość.
Trzymaj się i powodzenia! ^^
~ Alexa
JEZU DROGI ALEXA BYŁAM PEWNA ŻE JUŻ SIE NIE ODEZWIESZ (rycze, serio)
UsuńDziękuję. Dziękuję. Dziękuję! Dokładnie to samo odczucie miałam pisząc, że to ja postawię kropkę nad i tego odcinka. Wyczerpałam Shizaye na tym opku,ale na takiej zasadzie że niczego nie żałuję, że napisałam wszystko. Cieszę się że ci się podobało, dobrze wiedzieć, ze jeszcze tu zagladasz <3 (bo ja już słabo xD) odezeij sie do mnie gdziekolwiek, na gg albo tumblrze, tutaj, jak chcesz to nawet fb ci podam albo maila <3 tesknilam za Tobą bardzo i się martwilam :')