sobota, 21 lutego 2015

These streets are yours - miniaturka - [Shizaya]

Trochę bardziej miniaturka niż one shot xD Hej, witam wszystkich. Szaleję w tym miesiącu i równo tydzień od rozdziału LAD mamy one shota, którego napisałam o 4 w nocy xD Nie tej nocy, ale tak z tydzień temu. Jest inspirowany piosenką Bastille, ale ten snogfick jest w sumie inny niż reszta moich, bo dosłownie wplotłam piosenkę w "akcję". Jest to krótkie opowiadanko, bardziej monolog, ale mam nadzieję, że namiesza wam w głowie, więc po przeczytaniu zastanówcie się, co się naprawdę stało ;) 
Tu macie linka do piosenki. Daję wam wersję akustyczną, bo uważam że jest bardziej klimatyczna c: Pozdrawiam moich nowych czytelników, bo ostatnio się ich paru ujawniło :D Witamy na pokładzie dram życia xD I przypominam o ankiecie :) Zapraszam do czytania i komentowania :D 
Edit: Aiko napisała odpowiedź Izayi, która jest super, trzyma klimat, więc jak tylko przeczytacie tą miniaturkę, to lećcie na jej bloga ->I'm gonna make a comeback

Bastille - These streets 



Ileż to razy powtarzałem, byś nie wracał do Ikebukuro? Byś trzymał się z daleka od mojej dzielnicy i nie przyprowadzał tu swoich brudnych interesów? Miałeś kategoryczny zakaz stawiania stopy na chodniku tej części miasta, który notorycznie łamałeś, nie robiąc sobie nic z konsekwencji, jakie to ze sobą niosło. I mogłem gonić cię całymi dniami, nauczyłem się wyczuwać twoją obecność, mogłem zranić cię niezliczoną ilość razy. A ty i tak wracałeś po więcej.

Ale teraz, gdy moje prośby zostały wysłuchane, nie mogę zaznać spokoju. Każdego kolejnego dnia, w którym twoja znajoma postać nie pojawia się na horyzoncie, czuję niepokój. Twoje imię wyblakło, gubiąc się wśród miejskich legend. I teraz, gdy zostałem sam na tych wiecznie żywych ulicach, nie chcę ich. Są twoje.

Widziałem twoje imię w dzisiejszej gazecie. Zaraz obok Yukiru Mishimoto i Akane Katsuragi, w rubryce o zaginionych. Zdobyłeś uwagę, o którą zawsze tak zacięcie walczyłeś. Bo tego chciałeś, prawda? By ludzie znali cię, mówili o tobie, respektowali. Chyba, że było tak, jak powiedziałeś mi tej  nocy, której widziałem cię po raz ostatni. Podczas której żadne z nas nie zostało ranne, nie licząc zadrapań na moich plecach, które zostawiłeś. Cholernie szczypią, gdy biorę prysznic, wiesz? Powiedziałeś, że zrobiłeś to wszystko, by zwrócić moją uwagę. Czemu?-spytałem. Powiedziałeś, że dla zabawy, ale czy te wszystkie późniejsze pocałunki były dla ciebie zabawą? Ciągle czuję uścisk twojej dłoni, gdy próbowałeś zatrzymać mnie tego wieczoru i dziś sam już nie wiem, czy zostałem, czy poszedłem i czy robi to dzisiaj jakąkolwiek różnicę.

Zawsze kłamałeś, by postawić się w komfortowej sytuacji, ale obaj wiemy, że nie byłeś wszechmocny, czego pewnie byś chciał, i zgubiłeś się gdzieś po drodze. Nawet tacy jak ty potrzebują drugiej ręki do potrzymania. Albo raczej szczególnie tacy jak ty. I zastanawiam się, czy gdybyś teraz pokazał się na ulicy, też wyciągnął byś do mnie rękę. Tą samą, która zostawiła czerwone szramy na moich plecach. I mimo iż wiem, że nie zobaczę cię po drugiej stronie przejścia, to nie chcę tych ulic. Możesz je zatrzymać.

Za dużo tu wspomnień. Tak jak te wszystkie rany na moim ciele. Od twojego noża, od betonu, od metalowych rur. Rany zapisują nasza historię, są namacalnym dowodem naszych działań. Dlatego nie chcę tych ulic, bo przypominają mi o tym od czego chcę uciec. Od wszelkich starć między nami, każdego wyrwanego przeze mnie znaku, każdej uszkodzonej maszyny z napojami. Tak, zielona herbata z automatu smakuje najlepiej o 2 w nocy, w towarzystwie letniego chłodu i w świetle witryn SevenEleven[i]. Zaplamiliśmy te ulice naszą krwią, naszym potem, naszymi przekleństwami, momentami porażek i wygranych, garścią niedokończonych pościgów, bójek przerwanych w idealnym momencie, byś nie musiał przyjąć na twarz mojego ciosu. I teraz, mimo że się do tego nie przyznamy, będziemy spacerować po tych ulicach, myśląc nie wiele więcej niż wtedy, gdy szanse za zobaczenie cię były o wiele większe, gdy wołałeś mnie tym dziwnym przezwiskiem z czasów liceum. I chciałbym, tak jak ty, już nigdy więcej nie pokazać tu swojej twarzy. Nie oglądać znajomych budynków, nie mijać stacji metra, nie siedzieć w parku. Jednak wygrałem, a to gorzka cena, jaką muszę płacić za swoje zwycięstwo. Bo ktoś przecież musi tu być.

Jednak ja nie chcę tych ulic. Nie czuję się tu swobodnie, w moich myślach ty ciągle je nawiedzasz. I choć Tom każe mi o tobie zapomnieć, bo przecież nigdy nie byłeś dla mnie ważny, ja nie umiem wymazać sobie z pamięci twojego obrazu. Twoje widmo przenika przez innych ludzi i boję się, że kiedyś przypadkowo kogoś uderzę. A przecież jestem spokojnym człowiekiem, nienawidzę przemocy, a czuję się, jakbym miał czyjąś krew na rękach. Twoją krew. Idąc i mijając tłum, często obracam się, bo widzę cię w twarzach innych ludzi. Zupełnie obcych i oddalonych ode mnie. Tamtej ostatniej nocy, gdy byliśmy tak blisko, nie sądziłem, że kiedykolwiek znikniesz z zasięgu mojego wzroku.

Splamiliśmy to miasto. Splamiliśmy te ściany naszymi błędami i wadami, które przybrały kształt krwi. Ściekały wąskimi stróżkami, znacząc czerwone ślady i zostawiając kałuże na podłodze. Każdy z nas miał coś za uszami, żaden nie był bez winy jak i całkowicie winny. Dzielimy te same grzechy, o których wiemy tylko my, jednocześnie nie będąc ich świadomymi. Jednak teraz cały ciężar spoczywa na mnie, bo nic nie może równoważyć się na jednej szali. Kiedy wrócisz, by zdjąć ze mnie ciężar, którego moja nadludzka siła nie może udźwignąć?

 I nawet jeśli nigdy się do tego nie przyznam, w akcie ostateczności poszedłem do twojego mieszkania w Shinjuku. Sam nie wiem na co liczę, idąc tymi ulicami i myśląc nie wiele więcej niż gdy szedłem, żeby ci nakopać, jednak mam dziwną nadzieję, że znajdę cię przy wejściu, zanim wejdę do budynku. Wolałbym już nigdy nie pokazać tu swojej twarzy, zupełnie tak jak ty. I już pewnie nigdy nie pokażę, bo nikt nie odbiera domofonu. Wracam więc tą samą drogą, którą przyszedłem. Buty otarł mi pięty po całonocnej wędrówce po mieście, w którym jest tak cicho i zwyczajnie, bez pożarów, które tak kochałeś wzniecać. Niedługo wzejdzie słońce, rozpoczynając kolejny dzień, 26 lipca. Siedzę w parku na ławce, palę papierosa, wpatrując się pusto w przestrzeń przede mną. Powoli robi się coraz jaśniej, a obok mnie widzę cienie. Dwa cienie jednej osoby. Wszystko co po nas pozostało jest teraz tylko cieniem w mojej głowie. Zawsze byliśmy my, ale nigdy nie było nas. I krzycząc, byś opuścił Ikebukuro, zwracałem twoja uwagę. Proszę, stałem się częścią twojego teatrzyku zwanego życiem. Stałem się potworem, którym chciałeś, abym był. A kim ty chciałeś być? Co chciałeś osiągnąć tamtego dnia, gdy się poznaliśmy, tamtego dnia, gdy pokonałem cię po raz pierwszy, tamtego dnia, gdy znalazłem cię rannego niedaleko stacji, tamtego dnia, gdy niemal dźgnąłeś mnie w brzuch, tamtej nocy, gdy miałem cię na własność i gdy trzymałeś moją dłoń, abym został? Nigdy nie usłyszę odpowiedzi na te pytania. Nie, dopóki gazety piszą o zaginięciach i morderstwach. Nie, gdy od roku powtarzam ten sam scenariusz, 26 dnia każdego miesiąca. Nie, odkąd posiadam dodatkowy cień, który rzucam na ścianę, gdy wracam do domu w świetle nowego dnia o godzinie 4:05 nad ranem. To tylko cień na ścianie, postać, która znika, gdy nie ma dostępu do światła. To twój cień. To ty nawiedzasz mnie i moje ulice. Tylko twój cień pozostał po tym wszystkim. To moja gorzka kara, za splamienie tych ulic. Naszych ulic. Moich ulic.

- Czy tego właśnie chciałeś?

 Pada pytanie, skierowane za równo do ciebie jak i do mnie. Nie chcę tych ulic, możesz je sobie zatrzymać. Ja mogę już nigdy nie pokazać tu swojej twarzy.

Ale czy wrócisz, jeżeli oddam ci je i powiem całą prawdę o tamtej nocy?





[i] Całodobowy sklep w Japonii 

13 komentarzy:

  1. Żeby Cię tu zbytnio nie rozpieszczać, spełnię swój obywatelski obowiązek.
    Zatem dobre złego początki - cześć druga.
    Ogólnie rzecz biorąc nie lubię fanficków, bo uważam je za taką kradzież imiona i wtłaczanie w nie innego ducha. Trochę mi to pachnie drobną fanowską obsesją lub niedokończonej fikcji własnej. Jednak muszę przyznać (i przyznaję bez bicia), że ten wyszedł fenomenalnie.
    Świetnie została wpleciona piosenka, co równocześnie pokazało, że nie jest ona zlepkiem przypadkowych słów, a dzięki Twojej miniaturce nabrała kolejnego znaczenia. Mówię poważnie, nieomal się wzruszyłam.
    A brak powiedzenia wprost, co takiego się dokładnie wydarzyło zasługuje na osobne wspomnienie.
    Ale, żeby nie było tak różowo!...
    O dwu centymetrowe wcięcie w pierwszej linijce każdego akapitu będę walczyć rękami i nogami. Wychodzi na to, że narzekam, ale akapity podkreśliłyby kwintesencję tego jeziora słów.
    Mogę się jeszcze ewentualnie doczepić moim hakiem (Kapitanem Hakiem!) trzeciego od końca akapitu, gdzie pada pytanie. Wydaje mi się, że myślnik (jako znak przed wypowiedzianymi słowami; nie wiem, jak się to poprawnie nazywa) jest tu nieodpowiedni, postawiłabym raczej na cudzysłów. Biorąc pod uwagę, że jest to monolog Shizuo, inne jego części też powinny mieć myślniki, by zachować formę porządku - wtedy tamten magiczny myślnik z trzeciego od końca akapitu nabiera sensu i poprawności... Przynajmniej w moim mniemaniu.
    Podsumowując, wyszło doprawdy świetnie. Zbudowanie klimatu, uczuć, pewien refren tej miniaturki były zabiegiem nie tylko świadomym, ale także i udanym. Nie mam jednak pewności, czy profesor Miodek nie doszukałby się błędów innej natury.
    Atoli Twoje fałdy mózgowe ukazały się w pozłacanej aurze "These streets are yours".

    OdpowiedzUsuń
  2. ;-; płakam~ Izaś wracaj do Potworka~!! Czy ty widzisz jak on cierpi~? Jak mogłeś się dać załatwić...no proszę cię..
    Piękne ci to wyszło...po prostu piękne. Smutne i piękne...tak~ A moja wyobraźnia robi swoje ;-; I dodała więcej dramatyzmu całem...całej tej miniaturce. ;-; If you know, what I mean?
    Naprawdę, niesamowicie oddałaś tu ich uczucia *o* Pisz mi więcej...Shizayi...tylko, żeby była...weselsza ;-; Choć taka też jest w porządku i na pewno przeczytam. ^^
    Niestety, nie mam dziś weny na komentarz *tak jak ostatnio*, więc tylko Pozdrawiam, życzę weny i Oyasumi :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam się po raz pierwszy, niedawno ujawniona .3. Tak więc zaczynam.
    Ach, moim zdaniem to było idealne .
    Kocham czuć ten klimat, a akustyczna wersja masz racje, bardziej się nadała~!
    Wzruszyłam się słuchając w kółko podczas czytania... Ta tęsknota, te cienie, przemyślenia i pytania - wszystko co kocham. Więcej proszę, więcej! Tekst piosenki wpleciony w akcję bardzo dobrze Ci wyszedł i jak dla mnie możesz tak częściej~
    Same dobre posty dziś czytam i jeszcze jednym jestem zachwycona, także czuj mą radość, Haru c:
    Pozdrawiam, weny i zapraszam do nas~

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam słów *.* Szkoda że to tylko miniaturka...Brakowało mi Shizayi...zwłaszcza że aktualnie nie czytam żadnych :<

    Tęsknię za "Nie lubię Ootoro", to wg mnie najlepszy blog Shizayi ;<). No i na drugim miejscu "Słuchaj tylko mnie" oczywiście. Był jeszcze kiedyś taki fajny blog z RoppixTsuki ale też już go nie ma, co gorsza został usunięty D: Dlaczego to spotyka mnie ;.<.... *autentyczne łzy w oczach*

    Weż coś zacznij pisać z Shizayi bo umrę na depresję ;__; (albo chociaż z Roppim, jeśli wgl wiesz o kim mówię xd)
    Tak bardzo niedobór ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow nie lubię ootoro jest straszne ;-; nie podeszło mi bo to w sumie take 50 twarzy greya wersja shizaya xD a roppi hmmm roppi to taki flegmatyk chyba tylko 2 dobre ficki z nim czytałam bo ogólnie z alter ego podchodzą mi tylko psyche hibiya i ten różowy klon shizu xD zapomniałam imienia, wiec Przepraszam, ale raczej z nim nie napisze ;-; ew z tymi co wymieniłam bo kompletnie nie czuje roppiego.
      Wow 2 miejsce, dziękuję :3
      No właśnie to takie krotkie bo napisałam to o 4 w nocy na telefonie xD no i shizayi stricte w tym nie ma no bo Izaya nir żyje wiec :P

      Usuń
    2. Mi właśnie najbliżej do Roppiego...(z moim stanami depresji idealnie się wczuwam =.=). A Psyche nie znoszę, nie wiem jak go można lubić ;x "różowy klon shizu" to Delic ;) od Psyche-Delic :3
      No cóż...to przynajmniej zwykłej Shizayi więcej pisz ;-;
      "no i shizayi stricte w tym nie ma no bo Izaya nir żyje wiec :P" jesteś okrutna ;_; moje biedne, ledwo trzymające się złudzenia przepadły ;-;

      Usuń
    3. Przepraszam ;-; to na twoje depresje napisze jakaś komedyjke co ty na to xD
      o właśnie Delic xD nigdy nie pamiętam
      psyche jest fajny bo mimo swojej milusiej otoczki jest psycholem c:

      Usuń
    4. Wgl...teraz sobie uświadomiłam jaka jestem głupia ;-; pytam czy wiesz kto to Roppi a przecież występował w "Słuchaj tylko mnie" ;-; Dżizas, ta demencja... Czytałam to tak dawno że zapomniałam totalnie co tam się działo ;-; Gomene >^<

      a komedyjka(zwłaszcza romantyczna) dobra na wszystko ;) Jestem pewna że i inne czytelniczki by się ucieszyły :3

      Usuń
    5. Do Yunau: Siema. Tu jedna z autorek "Nie lubię ootoro ". Nie piszemy już, ale mam jeszcze parę nieopublikowanych rozdziałów i zapewne niedługo je wrzucę, bo widzę, że sporo osób chciałoby przeczytać.
      Pozdro.

      Usuń
  5. Och <3 Rany ale się wzruchałam. Smutne ale klimacik ma zajebisty.
    I te pazurki na plecach i drobne wspomnienia nocy...
    Z tym cieniem fanie wyszło, jakoś Durarare kojarzę wszędzie z tym od Celty i tutaj miałam ciekawe tego wyobrażenie. Dzielnica Ikebukuro bez Shizay nie powinna istnieć^^ Oni są jej nieodłączną częścią:D Mnie tam się podobało, zwłaszcza zdania Shizuo o tym, że już nie chce tych ulic bez naszego informatora.
    Czekam na więcej:) !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Haru, ryczę. Kup mi chusteczki, bo zaraz zaleję komputer! >.<
    Ale wpadłam na taki śmieszny, genialny, głupio-mądry pomysł! Ale to potem :)
    Zazdroszczę Ci, że piszesz takie cuda. Bo ja już chyba nie potrafię. No, podziwiam Cię Haru :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haru, nie bij mnie za to XDD http://aikohorix333.blogspot.com/2015/03/im-gonna-make-comeback_12.html

      Usuń
    2. Aikoś co ty gadasz, dla mnie zawsze będziesz pisac cuda <3

      Usuń