poniedziałek, 1 września 2014

Like a Drum - My Beating Heart - [JeanMarco] - Rozdział 1

Obiecałam że we wrześniu to i jest we wrześniu xD To chyba pierwszy raz kiedy dotrzymałam terminu wydania rozdziału i jestem z siebie dumna. Przypominam jeszcze raz, że LAD NIE jest moim fanfickiem, tylko jest tłumaczony i autorką jest Lownly. Opowiadanie jest podzielone na dwie perspektywy, ten rozdział, czyli My beating heart jest perspektywą Marco, a za klika dni jak skończę tłumaczyć Jeana, pojawi się jego perspektywa. Zresztą zobaczycie c: Dziś pierwszy rozdział, pierwsze tłumaczenie, obiecuję że następne będą bardziej ogarnięte ;_; Założenie jest że będę wydawać 2 rozdziały na miesiąc (1 My beating Heart i 1 His beating heart), ale zobaczymy co z tego wyjdzie xD Lownly dodawała kawałki piosenki, ale ja dam wam po prostu link i krótką notkę podsumowującą i początkującą rozdział. Dam wam ją na próbę i napiszcie mi, czy mam je wam zostawić czy ich nie chcecie xDD Wgl tak teraz ogarnęłam, że ff będzie prawie równo czasowo z aktualnymi miesiącami xD Marco też właśnie zaczął szkołę. Ten przypadek hehe
 Nie zapomnijcie zostawić komentarza :3 

Notka: Marco jest świrem.


Phillip Phillips - Gone, Gone, Gone

Like a Drum - My Beating Heart

Rozdział 1 - Sztuka obserwacji


Tak naprawdę nie ma żadnych właściwych sentencji, które rozpoczęłyby tę historię.

Żadnych chwytliwych pierwszych słów, nic „ przykuwającego uwagę”…

Ale dla mnie to ciągle bardzo ważna historia. To nieodzowna cząstka każdego kawałka dzisiejszego mnie. To historia o tym jak szybko moje życie zostało splecione z życiem najbliższego mi przyjaciela jakiego kiedykolwiek miałem i nic nie mogłem na to poradzić.

To może zabrzmieć śmiesznie…

Ale to historia o tym jak ofiarowałem moje bijące serce Jeanowi Kirschteinowi.





Nie powiedziałbym, że początek był jakiś bardzo spektakularny. Byłem świeżakiem w college’u na Uniwersytecie Trost, ledwo znajdującym drogę z klasy do klasy. Nikogo nie znałem. No właśnie – nie znałem absolutnie nikogo. Nie miałem nawet współlokatora – gość, z którym miałem mieszkać przeniósł się do innego akademika w dniu wprowadzania się.

Snułem się po kampusie z jego mapą w jednej ręce, rozkładem zajęć w drugiej i oczami na mapie, gdy coś zderzyło się z moim ramieniem, przez co aż mną obróciło.

-Cholera! – wysyczał, a ja ujrzałem szczupłego chłopaka o jasnobrązowych włosach. Jadowity grymas wypełzł na jego twarzy, gdy tylko na mnie spojrzał. – Uważaj trochę!  - warknął, masując swoje ramię wolną ręką; w drugiej trzymał parujący kubek ze Starbucks’a. Wyglądał na kogoś z kim nie chciałbyś zadrzeć przed jego poranną porcją kofeiny (co później okazało się prawdą), a ja nie należę do osób prowokujących bójki, więc pisnąłem jakieś przeprosiny i ruszyłem w przeciwnym kierunku. Byłem parę centymetrów wyższy od niego, ale jestem pewien, że on mógłby z łatwością mi nakopać, gdyby tylko chciał. Burknął „nie ważne” i poszedł w swoją stronę. Od tamtej pory zacząłem być ostrożniejszy i przywiązywałem większą uwagę do tego, gdzie szedłem.

Reszta tygodnia minęła bez problemów. I mówiąc „bez problemów” nie biorę pod uwagę tych zwykłych problemów, które może mieć nowy na college’u. Borykałem się ze znalezieniem moich sal, na kilka wykładów nawet się spóźniłem. Ciągle nie miałem przypisanego współlokatora i szczerze, jeżeli ktoś przypisany do innego budynku, zdecydowałby się przenieść do Siny, to pewnie nie do mnie.

Większość ludzi zabiłaby, żeby mieć swój własny pokój i nie musieć dzielić go z innymi, ale ja czułem się dosyć samotnie. To oznaczało, że wiszący na ścianie płaski telewizor, który kupili mi rodzice był tylko i wyłącznie dla mnie. Co znowu nie było takie złe… ale ciągle byłem samotny. I kiedykolwiek bym nie poszedł na miasto czegoś zjeść, zawsze szedłem sam. Podczas posiłków zawsze było mi tak strasznie tęskno do domu. Ale inne rzeczy szły już w sumie gładko.

W następny poniedziałek, dokładnie tydzień od incydentu z gościem od kawy zauważyłem… Szczupłego chłopaka o jasnobrązowych włosach z kubkiem kawy. Był na moich zajęciach z astronomii.

Podczas krótkiej przerwy w wykładzie miałem okazję, żeby podnieść wzrok znad moich notatek i rozejrzeć się po sali wykładowej… i on tam był. Jeden rząd przede mną, dwa siedzenia po lewej. Przykuł moją uwagę, wygodnie osadziłem oczy na jego kościstych ramionach i na cienkiej szarej kurtce niemal wiszącej na nich. Mój wzrok przeleciał na kawałek jego twarzy, który był widoczny z mojego kąta i zacząłem się mu przyglądać. Miał mocne rysy twarzy, zadarty nos… nie widziałem za dobrze jego oczu, ale jego wąskie brwi były ściągnięte, gdy w skupieniu robił notatki; jego długie i smukłe palce trzymały mocno długopis, zapisując kolejne linijki tekstu w zeszycie.

Nie mogłem nic poradzić na łagodny uśmiech na mojej twarzy, gdy się skrzywił… może on po prostu z natury miał nieprzyjemny wyraz twarzy przez cały czas. To założenie sprawiło, że poczułem się o niebo lepiej z myślą, że wpadłem na niego tydzień temu. Pewnie wcale nie był aż tak wkurzony na jakiego wyglądał… co nie?

Niechętny do rozpatrywania negatywów wpadki sprzed tygodnia, szybko wróciłem moją uwagę do notatek. Jednakże, widok tego szczupłego, jasnowłosego kolesia najczęściej rozpraszał mnie przez resztę wykładu.

I następnego też.

I następnego też

I następnego też.

Przez kolejne kilka tygodni, dokładniej mówiąc.



Nie, żebym miał jakiś problem do przypadkowego faceta, którego zdołałem wkurzyć już pierwszego dnia szkoły… to było coś innego. I jeśli mam byś szczery, prawie nigdy nie myślałem o nim poza klasą. Moja fascynacja nim pozostawała ograniczona do tego pokoju. Ale nie byłem pewien co właściwie mnie do niego przyciągało. To coś, co było w nim takiego fascynującego, było czymś niezrozumiałym… niewytłumaczalnym. W ciągu tego czasu, gdy zerkałem na niego przez ostatnie tygodnie, zaczynałem dowiadywać się o nim coraz więcej: małe detale, nic nie znaczące szczegóły… i z każdym nowym odkryciem zaczynałem interesować się nim bardziej niż wcześniej, popadając coraz głębiej i głębiej we własną ciekawość.

Na przykład, czy teraz, czy wtedy, gdy używa ołówka zamiast długopisu, nieświadomie żuje gumkę do mazania na jego czubku. Przy tych rzadkich okazjach, ledwo udawało mi się powstrzymywać śmiech, gdy natrafiał zębami na metalowy łącznik ołówka i gumki, a jego twarz wyrażała coś w rodzaju gorzkiego zniesmaczenia.

Zauważyłem też, że nie zawsze wygląda „nieprzyjaźnie”. W większości tylko, gdy był mocno skoncentrowany. Ale gdy podnosił głową znad notatnika, żeby spojrzeć na profesora, jego ekspresja zmieniała się na łagodną, poważną i z szeroko otwartymi oczami.  Jego szczęka mogła się zrelaksować, brwi nie były już ściągnięte i gdy widziałem go takiego, dawało mi to do zrozumienia, że może wcale nie jest taką straszną osobą.

Nie żebym się go bał czy coś.

Bardziej… „obawiał”. Ze szczyptą „onieśmielenia”.

Co było raczej śmieszne, zwłaszcza że miliony razy widziałem jak starał się balansować swoje przybory do pisania na górnej wardze, podczas gdy z pełną powagą i skupieniem wpatrywał się w swoje notatki. Często zastanawiałem się jak mogę takiego głupka brać traktować tak poważnie. Ale wnioskując po tym jak pilnie podchodził do notowania i po naszym pierwszym niefortunnym „spotkaniu”,  wydawał się być całkiem poważną osobą. Więc może był kompletnym głupkiem przez przypadek? Nawet lepiej.

Wszystko, od drapania się  końcówką długopisu po głowie do rozciągania i prostowania pleców na krześle przez podpieranie na dłoni swojego policzka, było dla mnie totalną przyjemnością. Stał się jednym z najciekawszych aspektów astronomii, a nie znałem nawet jego imienia.

Ale pewnego dnia, w pierwszym tygodniu października, bezimienny chłopak nie pokazał się na zajęciach. Wydało mi się to trochę dziwne (wspomniałem, że był pilny) i byłem nieco zawiedziony że mojej rozpraszajki dziś nie było, jednak nie zamyśliłem się nad tym jakoś specjalnie. Był w końcu poniedziałek, a astronomię mieliśmy w każdy dzień oprócz piątku, więc byłem przekonany że zobaczę go następnego dnia, tak jak zwykle. Pewnie po prostu zaspał, zdarza się.

Jednak następnego dnia także był nieobecny.

Zdziwiony i trochę zaniepokojony rozejrzałem się po sali wykładowej i, co było raczej dziwne, okazała być opustoszała.

-Psst.. hej! – obróciłem się w prawo i zobaczyłem niemal łysego chłopaka, starające się przykuć moją uwagę. – Wygląda na to, że jesteśmy wśród ocalałych po zombie apokalipsie, huh? – zaśmiał się.

- A-apokalipsie!? –o czym on gadał ?

- Spoko, stary, tylko żartuję. Jestem prawie pewien, że wszyscy złapali grypę. Zawsze krąży wokół o tej porze roku, nie?

- Oh – zrelaksowałem się nieco, moje oczy zawędrowały na puste siedzenie, gdzie on zwykł siedzieć. A więc to tak: grypa. Uśmiechając się, obróciłem się z powrotem do łysego i powiedziałem: - Więc chyba jesteśmy następni.

Skrzywił się, potrząsając głową.

- Dobry Boże, oby nie. Nie wiem jak ty, ale ja za cholerę nie planuję zachorować.

Profesor rozpoczął wykład zaraz po tym; stary, niepewny głos odbił się od ścian i rozniósł po na wpół pustej sali, więc obaj odwróciliśmy się do przodu i już potem nie rozmawialiśmy. Miałem cichą nadzieję, że moja rozpraszajka szybko poczuje się lepiej i już wkrótce pokaże się na wykładzie.

Jak na życzenie, już następnego dnia był tam.

Muszę jednak dodać, że w nie najlepszej kondycji. Z mojego miejsca mogłem zobaczyć, że jego skóra pożółkła,  ciemne cienie pod jego oczami sprawiały, że wyglądał jakby patrzył w oczy samej śmierci. Jego zadarty nos był teraz czerwony i było mi go tak szkoda… wyglądał fatalnie. Nie był nawet w stanie robić notatek, jego oczy były zbyt wilgotne i sądząc po pociągnięciach nosem, musiał mieć straszny katar. Kaszel też brzmiał okropnie. Pod koniec wykładu chciałem zawinąć go w koc, wlać mu do gardła Nyquil i nie pozwolić mu wrócić na zajęcia dopóki nie poczuje się lepiej. Oczywiście powstrzymałem się.

Albo raczej stało się coś innego.

Tak, właśnie, coś stało się po wykładzie.

W końcu to nie jest historia o mnie prześladującym gościa, którego nawet nie znam.


Pakowałem mój notatnik i długopis do plecaka, tak jak zresztą robiła to reszta studentów wokół, zastanawiając się nad opcjami lunchu, gdy poczułem na sobie czyjś wzrok. Gdy podniosłem głowę, para najjaśniejszych bursztynowych oczu jakie w życiu widziałem, patrzyła się na mnie. Zamarłem.

Było prawie tak, jakbym pomyślał, że jak się nie ruszę, to on mnie nie zauważy.

Zauważył, jakbyście się zastanawiali.

- Czy my się skądś znamy?

Sziiiiiiit

Czułem, jak serce podjechało mi do gardła. Czyżby zauważył, że mu się dzisiaj przyglądałem!? Nie jestem świrem, przysięgam! Starając się odsunąć te myśli na drugi plan, usiadłem i uśmiechnąłem się do niego niewinnie, choć nie byłem w stanie spojrzeć  mu w oczy.

- No, tak jakby… wpadłem na ciebie pierwszego dnia szkoły – powiedziałem nieśmiało. Niezbyt chciałem mu o tym przypominać, ale było to znacznie lepsze niż „Och, więc zauważyłeś, że cię obserwowałem? Właściwie to mnie nie znasz, ja mam tylko taką obsesję wpatrywania się w ciebie, to nic takiego.”

- Nie, mam namyśli przed tym – powiedział, odkaszlnął i pociągnął nosem. To zbiło mnie z tropu. Nie sądzę…? Znaczy, byłoby świetnie, gdy tak się stało, to mogłoby nieco wyjaśnić moją dziwną fascynację jego osobą, ale…

- Obawiam się, że nie…

Jego twarz spochmurniała, przymrużył oczy, a ja nie wiedzieć czemu wstrzymałem oddech, dopóki nie zrozumiałem, że on po prostu skupił się na mnie i starał się dotrzeć do tego, czy mnie gdzieś wcześniej nie widział.

- Sorry – przeprosił. – Po prostu wyglądasz znajomo.

- Spoko, żaden problem! Też mi się tak często zdarza – skłamałem. Kichnął i wytarł nos, po czym powiedział:

- Miałem cichą nadzieję, że może skądś się znamy… wtedy nie byłoby to takie dziwne prosić, czy może mógłbym zobaczyć twoje notatki z ostatnich dwóch dni.

Zajęło mi chwilę, żebym przetworzył to, co on właściwie do mnie powiedział i gdy to się stało, zachichotałem cicho.

- Jeśli tylko o to chodziło, to jasne, możesz je pożyczyć.

Zamrugał. – Serio? Nawet mnie nie znasz…

Ale było za późno, bo już wyciągałem mój mały czarny notatnik z plecaka, myśląc Obserwowałem cię jak świr prze ostatni miesiąc i pół, więc chociaż tyle mogę zrobić. Ale zamiast tego powiedziałem: - A muszę?

- Jesteś aż tak dobrą osobą?

- Staram się.

Uniósł brew. – Chyba jesteś strasznie łatwy – zażartował.

- Gee… dzięki – odparłem sarkastycznie. – To naprawdę sprawia, że chcę ci pożyczyć mój zeszyt.

- Ach! Hej, mówię jak to widzę.

- Mhymm – mruknąłem, przekartkowując zeszyt do poniedziałkowych zapisków. I właściwie już miałem mu je przekazać, ale…

Gdy tak na nie spojrzałem to… no…

- Co jest? – zapytał.

- To tylko… uch. Tu jest masa rzeczy, które wymagają wyjaśnień… - spojrzałem na niego. – Kiedy masz następne zajęcia?

- Żadnych aż do 14:30 – odpowiedział. Zerknąłem z powrotem na notatki zanim zapytałem: - Jakieś plany na lunch?

Tu nastąpiła przerwa, on nic nie mówił, więc szybko sprostowałem: - No, bo wtedy mógłbym ci wyjaśnić rzeczy, których nie rozumiesz, to wszystko…

Uśmiechnął się zadziornie: - Naprawdę chcesz iść na całość, co?

- Chcesz moje notatki czy nie? – obruszyłem się, a jego zarozumiały uśmieszek wywołał mały uśmiech na mojej twarzy.

- Tak, tak – odpowiedział, ruszając z krzeseł do wyjścia, więc wziąłem swój plecak i podążyłem za nim, obserwując jak poruszał swoimi szczupłymi nogami. Dobrze mu w tych wąskich dżinsach-pomyślałem. Gdy tylko wyszedł z pustej sali wykładowej, zatrzymał się, a ja szybko zerknąłem na jego twarz.

- Tak w ogóle to jak się nazywasz? – zapytał, obracając się.

- Och, właśnie… Jestem Marco – przedstawiłem się. – A ty?

- Jean.

Jean… Więc to było imię kolesia, którego tak bezwstydnie szpiegowałem od tyłu przez ostatni miesiąc i pół. Dobrze wiedzieć.

-Jsh-ahn – powtórzyłem, dziwiąc się że takie miękkie współbrzmienia i samogłoski należały do kogoś tak zuchwałego. – Francuz?

Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę i już myślałem, że powiedziałem coś nie tak, ale wtedy odparł:

- Taaa, a w ogóle to gdzie chcesz iść jeść? Ja zazwyczaj chodzę do jednej ze stołówek na lunch.

- Ja też –mruknąłem. – Więc postanowione, hę? – podałem mu zeszyt i ruszyłem przed siebie, wychodząc z budynku na właściwie południowe słońce z Jeanem za plecami. Skierowaliśmy nasze kroki w ogólnie przyjętym kierunku do najbliższej stołówki, przeciskając się przez tłumy innych studentów. Było kilka takich momentów, że byłem pewien, że go zgubiłem, jednak kaszel i smarkanie informowały mnie o jego aktualnym położeniu. Gdy przeszliśmy przez najruchliwszą część kampusu i zrobiło się luźniej, Jean znacznie zwolnił. Obejrzałam się za nim przez ramię i zobaczyłem, że trzymał mój zeszyt otwarty, pewnie na poniedziałkowych notatkach i  uważnie się w nie wpatrywał, ciągle idąc.

- Co to za kurwa greckie literki? – powiedział.

- Na górze w rogu jest klucz i kilka wzorów – powiedziałem, powstrzymując śmiech, gdy potknął się o swoje chude nogi. Po minucie czy dwóch przechadzki, zerknąłem na niego raz jeszcze i znalazłem go nawet bardziej wczytanego w notatnik.

- Nie pieprzyłeś… ciągle nic nie rozumiem – wymamrotał.

- Mówiłem – skręciłem w lewo, ale Jean ze wzrokiem przyklejonym do notatek kontynuował drogę prosto, więc musiałem zwrócić na siebie uwagę:

 - Hej! Jean, tędy!

Skrzywił się bardziej, na jego chorobo-blade policzki wstąpił lekki róż, ale zamknął zeszyt, wsadził go pod pachę i zwrócił uwagę na to, gdzie idzie.





- … i pamiętaj,  musisz najpierw znaleźć zmianę w długość fali.

- I to jest delta lambda?

- Nom – wziąłem łyk Pepsi, gdy patrzyłem jak Jean stara się rozwiązać problem praktyczny; mój talerz był już dawno pusty.

- Och, czekaj… jak już będziesz miał prędkość radialną to dzielisz ją przez prędkość światła, pamiętasz? – pochyliłem się nad stołem i wskazałem na notatki.

- To „c” w równaniu…

- Tak! Iiiiii…. Gotowe – uśmiechnąłem się zachęcająco. Jean opadł na oparcie krzesła i przetarł dłonią kark.

- Prędkość radialna to gówno – wymamrotał, a ja się zaśmiałem.

- Weź nawet nie mów – zgodziłem się.



- Ej, Marco?

- Hmm?

- Dzięki… Miałbym przerąbane bez twojej pomocy.

- Żaden problem – odpowiedziałem, patrząc jak wyciąga z kieszeni telefon i robi kilka zdjęć moich notatek. – To tylko…

-Co? –schował telefon z powrotem do kieszeni i spojrzał na mnie.

- Mógłbyś opuścić jeszcze jeden dzień. Jesteś chory jak pies. – i jakby na dowód moich słów, zaczął kaszleć. I kaszlał tak przez dobre dwie minuty aż przyniosłem mu szklankę wody, którą wypił z wdzięcznością.

- Uh… - w końcu odpowiedział. – Nie mogę ominąć więcej zajęć. Wypoczywałem już masę czasu. Jestem już wystarczająco do tyłu po tylko dwóch dniach!

Przechyliłem pretensjonalnie głowę.

- Byłem do tyły po tylko dwóch dniach – poprawił się i wyszczerzył z uznaniem.

- Okej, dobra, ale tylko pomagasz roznosić grypę chodząc sobie od tak.

- Nie zbliżam się do ludzi wystarczająco, aby zarażać – wymigał się. Uniosłem brew w znaczącym geście, a on wybełkotał – Ja… cholera. Jeżeli się ode mnie zarazisz, wynagrodzę ci to jakoś. Obiecuję!

Zaśmiałem się. – Spoko, bez nerwów. – powiedziałem. – Mam silny układ odpornościowy, więc wątpię, abym zachorował. – Jean wypatrywał się we mnie sceptycznie znad kubka, dopijając resztę swojego napoju.



Salwa śmiechów wybuchła przy stoliku za mną, sprawiając że podskoczyłem zaskoczony.

- Dziś wieczorem w studenckim teatrze puszczają „Obecność”, stary, koniecznie musisz pójść! – krzyknął ktoś. Jean pochylił się w lewo, żeby zerknąć przeze mnie na głośny stolik, po czym usiadł z powrotem i podparł policzek na dłoni, opierając się łokciem o blat stołu.

- Mamy sezon Halloween, nie? – zastanowiłem się na głos i odezwałem się do Jeana. – Planujesz pójść zobaczyć jakiś horror w tym miesiącu?

Potrząsnął energicznie głową. – Nigdy w życiu.

- Nie jesteś fanem strasznych filmów? –uśmiechnąłem się.

- To ty nie wiesz? Jean nienawidzi strasznych filmów! Sika po gaciach i krzyczy jak mała dziewczynka. – odwróciłem się w stronę, z której dochodził głos i zobaczyłem tego krótko ściętego chłopaka z astronomii.

- CONNIE! – krzyknął Jean, a stolik za nami znów zaczął się głośno śmiać. Łysawy chłopak –który nazywał się Connie- wstał i podszedł do naszego stolika, bezczelnie się uśmiechając.

- Ach, hej! – powiedział do mnie. – Więc poznałeś już Jeana?

Jean spojrzał na nas. – To wy się znacie?

- Nie – odpowiedział Connie. – Znaczy, tak jakby. Gadaliśmy wczoraj o tym, że jak do tej pory udało nam się przetrwać epidemię grypy. Ale chyba nie każdego z nas można zaliczyć do tych szczęśliwców, huh?

- Zamknij się – westchnął Jean i jak na zawołanie pociągnął nosem. Connie zwrócił się do mnie.

- A w ogóle to nawet nie znam twojego imienia, ziom.

- Jestem Marco.

- Więc, Marco, ja jestem Connie. Będziesz mile widziany w naszej grupie na „Obecności” dziś wieczorem, bo Jean na pewno nie będzie. – zaproponował. Zaśmiałem się.

- Dzięki, ale spasuję. Mam sporo zadań do zrobienia. – wyłgałem się. Szczerze mówiąc opuszczenie mojego pokoju na noc byłoby pozytywną zmianą… siedząc w pokoju czułem się tak okropnie samotny. Ale w zasadzie nie znałem Conniego i jego przyjaciół zbyt dobrze i czułbym się niekomfortowo, gdybym poszedł gdzieś z grupą nieznajomych, którzy byli już przyjaciółmi.

- Spoko. Ale jakbyś zmienił zdanie to będziemy w studenckim teatrze. Do zobaczenia – pomachałem mu, gdy wracał do swojego stolika. Jean prychnął szyderczo.

- Twój kumpel? – zapytałem.

- Tak jakby… jest jednym z moich współlokatorów.

Zmarszczyłem brwi. – Nie lubisz go?

- Huh?- odparł. – Nie, jest spoko. Znaczy, bywają momenty, gdy jest wkurzający, trudno mu przychodzi podejmowanie decyzji, ale w sumie się dogadujemy… chyba tak mogę mniej więcej powiedzieć. A co?

- A nic. – wyciągnąłem telefon, by sprawdzić godzinę. – Och! – była 12:45.

- Co jest?

- Mam zajęcia za 15 minut, więc muszę się zbierać.

Jean podał mi stołem zeszyt, a ja spakowałem go z powrotem do plecaka, zanim zawiesiłem go na ramieniu. Wahałem się podnieść. Jean spojrzał na mnie pytająco. Byłem zestresowany pytając o to… ale to była moja szansa.

- Hej, Jean?

- Nom?

- Nie masz nic przeciwko, jeśli poproszę cię o numer? – myślałem, że zapyta dlaczego, a na to pytanie nie miałem odpowiedzi, ale –

- Jasne.

- S-serio?

- Ta, czemu nie?

Wzruszyłem tylko ramionami i szybko wymieniliśmy się numerami, zanim pobiegłem do sali. Nie wiedziałem czemu, ale zdobyty z powodzeniem numer Jeana napełnił mnie dziwnym uczuciem spełnienia. Wszedłem do sali jak nowo narodzony.





Tego wieczoru, gdy siedziałem przy biurku i starałem się skończyć zadanie domowe przy świetle lampki, w mojej głowie w kółko odtwarzały się wydarzenia z minionego dnia, głównie lunch z Jeanem, i za każdym razem, gdy wracało mi to na myśl, na moją twarz wypływał głupawy uśmieszek. Czy naprawdę od tak dawna z nikim się tak nie zaznajomiłem? Znaczy, miałem wielu przyjaciół w rodzinnym mieście, którzy za mną tęsknili, a rodzina dzwoniła do mnie przynajmniej dwa razy w tygodniu…

Ale ciągle czułem się taki samotny. Nieprawdopodobnie samotny.

Nawet w pokoju mieszkałem całkiem sam.

Zgaduję, że tak się właśnie kończy brak uczestnictwa w życiu kampusu. Żadne kluby mnie nie interesowały, nieszczególnie podobał mi się pomysł dołączenia do bractwa, i nie jestem też zbyt religijny, więc wykluczyłem się z ministerstw kampusu.

No dobra. Wzruszyłem ramionami i pomyślałem, że zdobędę przyjaciół w jakiś inny sposób. Jak widać, trochę nie wyszło.

Więc możliwość nazywania Jeana moim „nowym przyjacielem” sprawiała, że czułem motylki w brzuchu. Kto by pomyślał, że mogę tak dobrze dogadać się z chłopakiem, w którego wpatrywałem się przez kilka tygodni?

Naprawdę go polubiłem. Był mądry, czepialski i pewnie nawet tego nie wiedział, ale strasznym głupolem. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydawał się być złośliwy i wredny, ale tak naprawdę był całkiem w porządku. On tylko… nie wiem. Nie bał się mówić tego co myśli. I to w nim właśnie lubiłem.

Wzdychając i uśmiechając się głupkowato, wyciągnąłem telefon i przeleciałem przez kontakty, dopóki nie zobaczyłem jego imienia. „Jean”. Musiałem przezwyciężyć ogromną chęć napisania do niego w tym momencie. Miałem nadzieję, że niedługo będę miał kolejną okazję, by z nim pogadać.





I taka oto okazja nadarzyła się następnego ranka.

Gdy wreszcie zwlokłem się z łóżka ( uważając, by nie uderzyć się o ramę łóżka nade mną, jak to zawsze bywało), moja czaszka boleśnie pulsowała z każdym szybszym ruchem. Pochyliłem się nad koszem, który w sekundę wypełnił się płynami żołądkowymi i na wpół strawionym jedzeniem.

Tak jakbyście się zastanawiali, zdecydowałem się nie iść dziś na zajęcia. Z flegmą w gardle i z dreszczami na całym ciele, zawinąłem się w kołdrę i wróciłem do łóżka. Nie mogąc jednak wrócić do snu, po prostu leżałem i kaszlałem w poduszkę przez następną godzinę. Jean, ty sukinsynu, pomyślałem, rozglądając się po pokoju za telefonem; był na biurku i się ładował. Byłem zbyt chory i leniwy by przejść przez lodowatą podłogę i po niego sięgnąć, nawet jeśli strasznie chciałem nawrzucać Jeanowi za zarażenie mnie. Pewnie i tak połapie się co się stało, gdy wejdzie do klasy i mnie tam nie zobaczy.

Bzzt. Bzzt.

Dwie wibracje. Wiadomość.

Zamiast jak człowiek wstać z łóżka, ja raczej… zrolowałem się na podłogę, ciągle owinięty w kołdrę, i niczym robak dopełzłem do biurka. Podniosłem rękę i zmacałem blat w poszukiwaniu komórki.

       (1)  Nowa wiadomość

Zgadnijcie kto.

Od: Jean

powiedz że nie



Uśmiechnąłem się, kichnąłem i uśmiechnąłem powtórnie. Leżąc na zimnej drewnianej podłodze, owinąłem się ciaśniej kołdrą i odpisałem.



Do: Jean

Jak zamierzasz mi to wynagrodzić, Jean?



Odpowiedź nadeszła w krócej niż 20 sekund.



Od: Jean

„bardzo silny układ odpornościowy” w mojej dupie



Zacząłem się śmiać, ale śmiech tylko przyprawił mnie o ból głowy i kaszel.



Do: Jean

Taa… to jest okropne :(



Od: Jean

o stary, kurwa, strasznie cie przepraszam. jak ci to wynagrodzic ?



Uśmiechnąłem się złowrogo. Hmmm, więc teraz Jean był mi coś winny, tak? Idealnie.

Do: Jean

Zupa i film.



Od: Jean

zupa ORAZ film ?



Do: Jean

Film mam u siebie, wystarczy że go ze mną obejrzysz. Ale naprawdę zjadłbym jakąś zupę… a niezbyt się czuję żeby samemu po nią iść :(



Od: Jean

rozumiem. potraktujesz mie filmem? powinienem czesciej byc ci dluzny. przyniose ci ta twoja zupe pozniej wieczorem. co powiesz na 19:30?



Do: Jean

Powiem że świetnie!

Oh… i Jean?



From: Jean

Nom?



Do: Jean

To jest straszny film :)



Powstrzymywanie rechotów, gdy wciskałem „wyślij” było wystarczająco trudne w wykonaniu, więc gdy nadeszła odpowiedź, parsknąłem śmichem.



From: Jean

CZY TY JESTES POWAZNY



Do: Jean

Hehe.



Od: Jean

ty mi nie hehuj, mały gnojku! nie zgadzam się na to, walic taki interes



Westchnąłem.



Do: Jean

Ale Jean! Jesteś mi to winien! Czuję się okropnie i potrzebuję towarzystwa… :( Proszę?



From: Jean

czy zupa ci nie wystarczy?



Do: Jean

Nie. :(

:(

:(

:(



Zastosowałem taktykę smutnych buziek. Zajęło mu całe pięć minut, by odpowiedzieć.



Od: Jean

DOBRA



Skręciłem się radośnie w moim pościelowym buritto na podłodze.



Do: Jean

Yaaaaay. Widzimy się o19:30! Mieszkam w Sinie 323. :)



Od: Jean

KURWA




[Perspektywa Jeana]



9 komentarzy:

  1. Haruś skarbie, no co ja mogę powiedzieć. Przetłumaczone naprawdę zajebiście. Po Twoich poprawkach, wszystko naprawdę trzyma się kupy i bardzo luźno się czyta <3 <3 Gratulacje S-E-N-P-A-I <3 <3 <3
    Wiem, że powinnam napisać komenta do Lownly, ale nie teraz xD Pozwolisz, że pospamię trochę z momentami, które bardzo mi się podobały <3 <3
    "Dobrze mu w tych wąskich dżinsach" Awwww Marco, zaczynają się TE myśli xDDDDDD już nie mogę się doczekać xD
    "Co to za kurwa greckie literki?" Taaa, skąd ja znam to uczucie xDDDD
    O tag, ten piękny naukowy bełkot xDD Miałaś rację, nawet po polsku niczego nie ogarniam xD
    "Ziom" Connie tak bardzo xD Aż go sobie wyobraziłam xD
    "zrolowałem się na podłogę, ciągle owinięty w kołdrę, i niczym robak dopełzłem do biurka." Ostatnio bardzo często tak robię xD
    OMG, Marco jest zajebisty <3 <3 Awwwwww, zakochałam się <3 <3
    Ta rozmowa esemesowa mnie rozwaliła xDDD
    Haru, plz tłumacz szybciej, to jest genialne <3 <3 <3 <3
    Geniusz po prostu <3 Aż chyba napiszę do Lownly xD
    Muzyczka bardzo fajna i jestem jak najbardziej na tag <3 Dodawaj ją.
    Awwww, serio sprężaj się z tym tłumaczeniem, bo ty wymiata <3
    < Świetnie się czyta, więc naprawdę superaśnie przetłumaczone >
    Zawsze wspieram i służę pomocą ^.^

    OdpowiedzUsuń
  2. "Stał się jednym z najciekawszych aspektów astronomii, a nie znałem nawet jego imienia." - rozumiem, że tam nie sprawdzają obecności? xd
    "W końcu to nie jest historia o mnie prześladującym gościa, którego nawet nie znam." - o, jesteś tego pewien? ;)
    "Czyżby zauważył, że mu się dzisiaj przyglądałem!? Nie jestem świrem, przysięgam! " hahahaha xD
    "Uśmiechnął się zadziornie: - Naprawdę chcesz iść na całość, co?" - uhu, ja tu coś widzę...on chyba wie ;-; zachowuje się jakby...
    "(...)którego tak bezwstydnie szpiegowałem od tyłu(...)" - od tyłu? :D Oj, źle to brzmi :D
    "- Co to za kurwa greckie literki? – powiedział.
    - Na górze w rogu jest klucz i kilka wzorów – powiedziałem, powstrzymując śmiech, gdy potknął się o swoje chude nogi." - hahaha ;D Jaka niezdara, aż chyba poczułam z nim więź xD
    "Jesteś chory jak pies." O.o jakie dziwne powiedzonko, pierwszy raz coś takiego słyszę o.O (albo raczej czytam xd)
    "Jean nienawidzi strasznych filmów! Sika po gaciach i krzyczy jak mała dziewczynka. " uhuhuuu ja chcę to zobaczyć :D mwahahaha *devil laugh*
    "Ale w zasadzie nie znałem Conniego i jego przyjaciół zbyt dobrze i czułbym się niekomfortowo, gdybym poszedł gdzieś z grupą nieznajomych, którzy byli już przyjaciółmi." - stary, to się nazywa poszerzanie horyzontów ;-; lol ja też miałam taką sytuację, tylko akurat nie z kinem. Mam teraz o kilku znajomych więcej na fb i tyle xd Dalej Marco, przecież Connie cię nie zgwałci XD
    "Nie wiedziałem czemu, ale zdobyty z powodzeniem numer Jeana napełnił mnie dziwnym uczuciem spełnienia" - Marco doszedł?? O___O juuż?? (xD)
    "Nie bał się mówić tego co myśli. I to w nim właśnie lubiłem." ludzie zwykle myślą w odwrotny sposób ^-^'
    "Zamiast jak człowiek wstać z łóżka, ja raczej… zrolowałem się na podłogę, ciągle owinięty w kołdrę, i niczym robak dopełzłem do biurka. Podniosłem rękę i zmacałem blat w poszukiwaniu komórki." xd pomijając to, że nikt tak nie wstaje(chyba że w anime xD) Marco zmacał blat mmm :3 xDD
    "„bardzo silny układ odpornościowy” w mojej dupie" - ooo nawet nie wiesz jak bardzo blisko jesteś swojego przeznaczenia :D Nieświadomy jasnowidz xD
    "zjadłbym jakąś zupę… a niezbyt się czuję żeby samemu po nią iść :(" - bo nie ma to jak się kimś wysługiwać xD
    "Skręciłem się radośnie w moim pościelowym buritto na podłodze." hahaha pościelowe burito XD

    Marco zachowuje się jak jakaś nastolatka xD motylki w brzuchu wtf xD I chyba teraz już rozumiem, dlaczego następny rozdział będzie z 2 perspektywy :> Ogólnie tłumaczenie świetne, nie zauważyłam jakichś błędów składniowych ani ort. najwyżej parę literówek. Nie sądziłam że to powiem, ale czekam na dalsze ich losy :D Wprawdzie w ogóle nie czuć żeby to byli Marco i Jean, praktycznie czuję jakby to były jakieś randomy xd I sorki że dopiero teraz czytam, ale ogarnianie szkoły zajmuje mi większość dnia a później już mi się nie chciało ;-; Pozdro i życzę ogarniania i posiadania dużej ilości czasu :D I chęci oczywiście xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W oryginale było "You're sick as dog" ale nie znam polskiego odpowiednika xDD No weź Marco bardzo przeżywa to że podoba mu sie facet. Z charakterami to tu różnie bywa, niezbyt trzymają animowy canon ale kij z tym, ten ff jest zbyt fajny żebym sie tym przejmowała xD No widzisz, mówiłam że ci sie spodoba xD to jest takie opo że czytasz chwile i albo ci sie spodoba, albo porzucisz i wrócisz za 3 dni xDDD
      Fajnie że w ogóle znalazłaś czas, spoko oganianie mojej szkoły też graniczy z cudem, zwłaszcza że teraz zamierzam zmienić klasę i wgl masakra. Po weekendzie powinien się pojawić Jean xD On jest śmeichowy, serio, chyba nawet bardziej mi się podoba jego perspektywa xDD
      No widzisz z tymi tłumaczeniami będzie różnie, Lownly pisze tyle gier słownych i takich żartów śmeisznych tylko po ang ;_;wyzwanie!! xD Dziękuję i tobie też powodzenia :3

      Usuń
  3. Świetne! Kiedy można spodziewać się następnego rozdziału? ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed końcem września xD jeżeli to wystarcza za info c: po w następnym tygodniu mam wycieczke i jak nie skończe tłumaczyć przez weekend to dopiero po wycieczce czyli w okolicach 20 września

      Usuń
  4. JeanMarco- tak! Chociaż gdybym znała anielski *ma czwórkę i podstawowy zakres wiedzy* to by mi się nie chciało tłumaczyć. Ale dziękuję, że nie jesteś leniwa i to tłumaczysz! JeanMarco na zawsze. I jeszcze jedno... Hehe... Czy to jest Oikawa w avatarze? Czyżby Haikyuu?

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham ciem za to opowiadanie(^3^)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hehehe~!! Omg...świetne. :) Cieszę się, że przetłumaczyłaś to opowiadanie. c:
    Nie ma to jak szpiegować całkiem obcego chłopaka, przez gapienie się na niego. o.o Jean, ty ciołku...naprawdę się nie zorientowałeś?! To chore!!! Słyszysz C.H.O.R.E!!
    Hahahah~!! Marco, jakiś ty złośliwy 3:) Tak wykorzystać sytuację :P Już nie mogę się doczekać co będzie dalej :)

    Co do tłumaczenia, jest nad wyraz dobre o.o lul...hahha spec od języka angielskiego się odezwał >.< Żartuję...to był sarkasm :P (tak to "s" jest tam specjalnie xd)

    No i nie wiem co jeszcze mogę napisać...hehe...metoda smutnych buziek :3 zawsze działa *o*
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń