niedziela, 28 września 2014

Like a Drum - His Beating Heart - [JeanMarco] - Rozdział 1



Joł, jak zapowiedziałam 2 część 1 rozdziału, czyli perspektywa Jeana jest we wrześniu c: udało się ;A; a szczerze w to nie wierzyłam xD Tłumaczenie sprawia mi tyle frajdy, a nie mam czasu żeby tak przysiąść i zrobić wszytko na raz. Liceum oh liceum, why you do this to me ;_; w środę mam sprawdzian z matmy, nie chcę. Ale w piętek dzień pierwszaka, więc to zawsze jakaś rekompensata xD W ogóle październik zbliża się, a co za tym idzie Halloween! W zeszłym roku z tej okazji dostaliście Średniowieczną Durararę xD to było fajne, średniowiecze jest spoko. A co w tym roku? Też chcę coś napisać, ale nie wiem co D: Jeżeli macie jakieś pomysły napiszcie mi w komentarzach. Pairing/anime/słowo klucz xD O o mam pomysł. Możecie rzucić pairing, ale napiszcie mi jakieś słowa klucze, w sensie to będą słowa/ rzeczy/ cytaty, które potem wykorzystam w halloweenowym dodatku :3 chyba ktoś tak kiedyś zrobił na innym blogu xD *ja taka nieoryginalna* i to wydaje się być bardzo spoko. No to kończę i zapraszam jak zwykle do czytania i komentowania. A kto nie czytał perspektywy Marco, niżej link :3 A i niżej daję też link do mojej playlisty do LAD xD



Notka: Jeanowi odbija.



Like a Drum - His Beating Heart

Rozdział 1 - Sztuka bycia obserwowanym






Nawet nie wiem jak mam to zacząć.

Nie ma właściwego sposobu, by rozpocząć.

Ale dla nas jest to najważniejsza historia.  Najlepsze momenty naszego życia, właśnie tu, w tej historii. To opowieść o tym  jak zostałem żałośnie pochłonięty przez najwspanialszą osobę jaką kiedykolwiek spotkałem, kogoś tak cennego dla mnie, że aż boli.

To może zabrzmieć śmiesznie – dawajcie, śmiejcie się ze mnie – ale…

To? To jest opowieść o tym jak Marco Bodt ofiarował mi… swoje bijące serce.



Przypuszczam, że najlepszą opcją by zacząć – jedyną opcją by to zacząć – jest od początku. I jeśli mnie spytacie, to początek jest trochę śmiechu warty. Ja nie uważam tego za początek, ale on tak, więc niech będzie.

Byłem nowy na Uniwersytecie Trost, świeżakiem. Był jasny poniedziałkowy poranek, czuć było posierpniową duchotę, ale pomimo wilgoci, kubek kawy w mojej ręce ciągle parował. Wierzcie mi, nie chcielibyście wpaść na mnie przed moją poranną kawą. I niefortunnie ktoś to zrobił. Wpadł prosto na mnie przed moją poranną kurwa kawą. Koleś wałęsał się po korytarzach z papierami w obu rękach i nawet nie patrzył, gdzie stopy stawiał i zderzył się ze mną, uderzając dokładnie w prawe ramię, które połączone było z ręką, która połączona była z dłonią, w której trzymałem kawę. Ranga priorytetowa, jak widzicie.

- Cholera! –syknąłem. Rzuciłem na niego wzrokiem i przyjrzałem jak wyglądał: wysoki, ale niewiele wyższy niż ja. Szerokie ramiona, piegi, kwadratowa szczęka i krótkie, czarne włosy z przedziałkiem na środku. Oczy też miał ciemne, a w tym momencie były szeroko otwarte i pełne niepokoju. – Uważaj trochę! –warknąłem, masując ramię wolną ręką. Uśmiechnął się, pisnął jakieś przeprosiny, co brzmiało dosyć śmiesznie z ust kogoś tak wysokiego i budzącego strach jak on, ale byłem zbyt poirytowany, żeby się śmiać. Wymruczałem niskie „nieważne” i kontynuowałem swoją drogę, i to… było to. Mało przypomina prawdziwy początek, jak widać. Nawet nie zamyśliłem się nad tym gościem.

Reszta tygodnia była dosyć szalona. Mieszkałem w Marii, jednym z droższych akademików i w konsekwencji dzieliłem apartament z 3 innymi kolesiami. Początkowo było ich tylko dwóch: niski, prawie łysy chłopak o imieniu Connie i wielki, umięśniony blondyn Reiner. Skoro było nas tylko trzech, jeden  mógł dostać swój własny pokój (apartamenty składały się z dwóch osobnych pokoi, kuchni i salonu). Zasugerowałem, żebym to ja był tą osobą, ale, jak się okazało, Reiner miał chłopaka. Wysoki, chudy, nerwowo wyglądający gość z kudłatymi, brązowymi włosami. Nazywał się Bertholdt. Bertholdt nawet nie powinien był tutaj być, ale przeniósł się do nas z innego akademika. Więc oczywiście, Reiner i Bertholdt dostali swój pokój, a Connie wylądował ze mną.

I jeżeli o współlokatorów chodzi, Connie był w porządku, udawało mu się być zabawnym, ale miał też tendencję do bycia strasznie nieznośnym momentami. Już nawet nie wspominając o tym, że po sobie nie sprzątał. Ale to nie była ta okropna część.

To była:

Ściany między naszym pokojem, a pokojem Reinera były ekstremalnie cienkie.

Niefortunnie dla Conniego i mnie, tamta dwójka była głośna, i gdy mówię „głośna”, mam na myśli GŁOŚNA. Miałem IPoda najgłośniej jak tylko dawałem radę w wytrzymać w słuchawkach i ciągle ich słyszałem. I z tego co się słyszało, mogłeś pomyśleć, że żaden mebel w ich pokoju nie mógł zostać w jednym kawałku, ale każdego ranka wszystko okazywało się być: kompletne i w całości. Nie muszę chyba dodawać, że ich nadmiernie aktywne życie seksualne było zagładą dla mojego i Conniego harmonogramu snu.

Inną komplikacją, wynikającą z tego, że nasza czwórka mieszkała razem, było to, że dzieliliśmy jedną łazienkę i pewnie myślicie, że skoro jesteśmy facetami to nie będzie to żaden wielki problem. Więc, powiem tylko, że poranki to było piekło. Connie spędzał pod prysznicem pieprzone godziny, a Reiner miał jakieś dziwne problemy natury fizjologicznej i spędzał w toalecie wieki – Nie chcę wiedzieć, nie chcę pytać.

I tak przeminęły kolejne tygodnie. Borykając się ze spaniem i prysznicem, i korzystaniem z łazienki z moimi trzema współlokatorami. Patrząc w przeszłość, nie było aż tak źle… ale oni nawet nie mogli porównywać do tego, kogo miałem spotkać w najbliższej przyszłości.

Gdy minął miesiąc, byłem już okropnie znudzony i popadłem w rutynę. Nie wychodziłem za często, nie dołączyłem do żadnego klubu ani bractwa i byłem całkowicie pewien nie włączać się do żadnych kampusowych ministerstw. I tak miałem problem z dogadywaniem się z innymi, więc czułem się dobrze, pozostawiony sam sobie. Spędzałem większość czasu ucząc się i śpiąc, reszta to jedzenie, zajęcia i integracja ze współlokatorami.

Myślę, że najgorszą rzeczą na świecie było to, że czułem się strasznie samotny, a przecież mieszkałem z trzema innymi kolesiami. Ale nie wydawało mi się, że mogę się z nimi dogadać. Czułem, że z nikim nie mogę się połączyć…

Po prawdzie rzecz biorąc, przeszedłem przez całe moje życie czując, że egzystuję na zupełnie innej częstotliwości niż pozostali… że wszyscy byli na FM, gdy ja byłem na AM. A kto do cholery mógłby „połączyć” się z kimś, kto nadawał na zupełnie innej częstotliwości niż reszta? Postanowiłem zdusić to uczucie snem i szkołą. Nie było to zbyt efektywne, ale nie wiedziałem, co innego mogłem zrobić.

A sen przyniósł ze sobą więcej problemów… Problemów, którymi nie zamierzałem dzielić się z innymi. Gdy miałem 9 lat, przestałem mówić moim rodzicom o koszmarach, ale to wcale nie oznaczało, że przestałem je miewać. Okropne koszmary… One też pozostawiały po sobie jakieś dziwne uczucie. Uczucie pustki, rozpaczy, ale przede wszystkim, intensywne poczucie straty. Ale co takiego straciłem, nie miałem pojęcia.

A będąc przy dziwnych uczuciach, pozwólcie że opowiem o astronomii.

Miałem te zajęcia cztery razy w tygodniu, od poniedziałku do czwartku, a żeby było jeszcze straszniej, za każdym razem, gdy miałem te cholerne wykłady, budziło się we mnie takie dziwne odczucie…

To dziwaczne, ale czułem jakby ktoś mnie obserwował.

Zerkałem za siebie kilka razy, ale za żadnym razem nie mogłem wyczaić co takiego odbiegało od normy; tylko grupa studentów robiących notatki lub śpiących, lub robiących coś na komórkach czy też laptopach.

Nie dowiem się skąd pochodziło to uczucie ani dlaczego je miałem, nawet jakiś czas po tym.

W każdym razie, kontynuujmy. Przeciągnąłem trochę o moim życiu z czasu przed Marco. Myślę, że pora na to, abyśmy przeszli do czegoś, co lubię nazywać „Prawdziwym Początkiem”.



Każdy student może potwierdzić, że grypa rozprzestrzenia się szybko na uniwerku. Prawie nikt nie jest pozostawiony bez szwanku. Oczywiście, tak się złożyło, że w pierwszy tydzień października  ta okropna choroba schwytała moje ciało na większą część weekendu i dwa dni wykładów. Spędziłem te dni zawinięty w kołdrę, trzęsąc się niekontrolowanie i podczas tego czasu byłem strasznie wdzięczny Reinerowi; zrobił mi masę zupy i upewniał się, że wziąłem lekarstwa. Był lepszą mamą niż moja własna mama.

Jednakże, po ominiętych poniedziałkowych i wtorkowych zajęciach uznałem, że dosyć tego i stawiłem czoła okrutnemu światu zewnętrznemu, jednak ciągle w osłabionym stanie. Powiem tylko jedno: Astronomia była okropna. Byłem w chuj zmieszany, moje oczy zachodziły łzami, moje smarkanie i kaszel były obrzydliwe i ciągle utrzymywało się we mnie to poryte uczucie, że ktoś mnie obserwuje.

W środku wykładu zdecydowałem, że daruję sobie robienie notatek i pożyczę od kogoś wszystkie z ostatnich dni. Wiedziałem, że Connie był gdzieś na sali, ale wiedziałem też doskonale, że on nie robi notatek. A nawet, jeżeli je robił, to były gówniane. Connie nie był tu pomocny.

Gdy wykład zbliżał się ku końcowi, obróciłem głowę, desperacko szukając kogoś, kogo znałem i mógłby być pomocny i… więc. Nie umiem tego wyjaśnić. Gdy mój wzrok padł na chłopaka siedzącego w rzędzie za mną, dwa miejsca po prawej, poczułem bijącą od niego aurę znajomości. Poczułem ciepło w mojej klatce piersiowej i wiedziałem, wiedziałem, że już go kiedyś spotkałem.

Zauważyłem też, że to ten sam koleś, który wpadł na mnie pierwszego dnia, ale to nie miało znaczenia, bo znałem go skądinąd.

Ale kim on kurwa był? Nie mogłem przypomnieć sobie jego imienia. Czy ja znałem jego imię? Jak ja go w ogóle poznałem?

Ten facet doprowadzał mnie do szaleństwa.

Ale ej - jeżeli znasz tego zioma to możesz przynajmniej zobaczyć jego notatki, nie?

To był naglący problem, więc to na nim się skupiłem.

Gdy tylko wykład się skończył, wpakowałem moje rzeczy do plecaka, założyłem go i wstałem, zwracając się twarzą w kierunku rzędu za mną. Przepuściłem innych studentów, gdy obserwowałem jak piegowaty chłopak pakuje swój zeszyt i długopis. I wtedy podniósł wzrok. I zamarł.

Wpatrywaliśmy się w siebie przez kilka chwil i im dłużej na niego patrzyłem, tym większe wydawało się uczucie znajomości, i nie mogłem wytrzymać, musiałem zapytać.

- Czy my się skądś znamy?

Widocznie się spiął, otworzył szerzej oczy… nie wiedziałem nawet czy oddycha. Ale wtedy usiadł, uśmiechając się niewinnie, jakby nic złego się nie działo i powiedział:

- No, tak jakby… wpadłem na ciebie pierwszego dnia szkoły.

Muszę dodać, że unikał kontaktu wzrokowego.

- Nie, mam na myśli przed tym… - powiedziałem, odkaszlnąłem i pociągnąłem nosem. Znów się zawahał, tym razem zdezorientowany i zaniepokojony- boże, on był jak otwarta księga – i powiedział:

- Obawiam się, że nie…

Zmierzyłem go wzrokiem, ciągle starając się ogarnąć skąd ja go znałem (a wiedziałem, że go znałem), ale w końcu dałem temu spokój. Moja pamięć była zjebana.

- Sorry – przeprosiłem. – Po prostu wyglądasz znajomo.

- Spoko, żaden problem! Też mi się tak często zdarza – powiedział i muszę przyznać że poczułem się lepiej. Wtedy kichnąłem i czując się nieco bardziej nieśmiało, wytarłem nos, spoglądając w dół.

- Miałem cichą nadzieję, że może skądś się znamy… wtedy nie byłoby takie dziwne prosić, czy mógłbym zobaczyć twoje notatki z ostatnich dwóch dni.

Gdy na niego spojrzałem, on zamrugał skołowany i poczułem się trochę głupio, ale wtedy zachichotał i wymamrotał:

- Jeśli tylko o to chodziło, to jasne, możesz je pożyczyć.

Teraz to ja zamrugałem.

- Serio? Nawet mnie nie znasz… - gdybym był na jego miejscu, nie oddał bym swoich notatek jakiemuś dziwakowi, który zakładał, że skądś mnie znał i chciał je zobaczyć. Byłbym o wiele bardziej sceptyczny niż ten gość, ale on już wyciągał swój zeszyt z powrotem ze swojego plecaka, kto tak do cholery robi?

- A czy muszę? – zapytał.

Kto do cholery jest tak miły? Pomyślałem.

- Jesteś aż tak dobrą osobą? – odpowiedziałem pytaniem.

- Staram się.

Uniosłem brew i nie mogąc się powstrzymać, wypaliłem:

- Chyba jesteś strasznie łatwy.

- Gee, dzięki – odpowiedział, a sarkazmem aż zawiało. – To naprawdę sprawia, że chcę ci pożyczyć mój zeszyt.

-Ach! Hej – odparłem. – Mówię jak to widzę.

-Mhymm – mruknął, przekartkowując zeszyt. Nagle się zatrzymał.

Aw szit, namyśla się, pomyślałem i uczucie niepokoju przeszło mi po plecach. Więc może jednak posiadał zdrowy rozsądek? Dobrze dla niego, źle dla mnie.

- Co jest? – zapytałem.

- To tylko… eurgh. Tu jest masa rzeczy, które wymagają wyjaśnień… - spojrzał na mnie i zapytał. – Kiedy masz następne zajęcia?

- Żadnych aż do 14:30.

Spojrzał na swoje notatki, przymykając swoje duże, brązowe oczy, zanim powiedział:

- Jakieś plany na lunch?

Wow, nie ważne, on nie jest tylko miły, on jest super miły. To ten typ, gdy posiada się  nadmiernie skomplikowaną bezinteresowność, której nigdy nawet nie próbowałem zrozumieć, pozwalając samotności czuć się we mnie wystarczająco dobrze, by takową zdolność naśladować.

Ale zamiast tego, wyszczerzyłem się i ciągnąłem:

- Chyba serio chcesz iść na całość, co?

- Chcesz, żebym pokazał ci notatki czy nie? – oburzył się, jakby próbował wyglądać na wkurzonego, ale zdradził go jego mały uśmieszek.

- Tak, tak – powiedziałem,  wychodząc z rzędu krzeseł i opuszczając kompletnie pustą salę wykładową. Piegowaty chłopak podniósł swój plecak i ruszył za mną, a gdy tak szliśmy zorientowałem się, że ciągle nie znam jego pieprzonego imienia. Gdy tylko wyszliśmy na korytarz, odwróciłem się i spytałem.

- Tak w ogóle to jak się nazywasz?

- Och, właśnie… Jestem Marco. A ty?

Marco. Kolejne uczucie ciepła rozeszło się w środku mojej klatki piersiowej.

-Jean – odpowiedziałem.

-Jsh-ahn –powtórzył, a coś w sposobie w jakim wymawiał moje imię ukłuło mnie w serce. I miałem dziwne przeczucie, że skądkolwiek znałem tego gościa, coś złego się z tym łączyło. – Francuz? – zapytał.

… ale w sumie to podobał mi się sposób, w jaki wypowiedział moje imię. Niektórzy wymawiają je jako „John”, ze zbyt mocnym „j”, a jeszcze inni, głównie wykładowcy podczas czytania listy, nazywają mnie „Jeen” a to mnie wkurwia niemiłosiernie, ale gdy Marco je powiedział… brzmiało fajnie.

Chciałem, żeby powiedział je jeszcze raz, jakkolwiek dziwnie to brzmi.

To przynosiło jakieś niewytłumaczalne poczucie komfortu.

- Taa… - odpowiedziałem w końcu. – A w ogóle to gdzie chcesz iść jeść? Ja zazwyczaj chodzę do jednej ze stołówek na lunch.

- Ja też – odpowiedział ciepło. –Więc postanowione, hę? – podał mi swój czarny zeszyt i ruszył przodem, a ja podążyłem za nim na zewnątrz budynku prosto w oślepiające światło słoneczne.

Ludzi było w chuj i byłem niesamowicie wdzięczny za to, że Marco był taki wysoki i wyróżniający się, bo inaczej bym się z pewnością zgubił. Gdy wreszcie dotarliśmy do mniej obleganej części kampusu, skorzystałem z okazji przeglądnięcia notatek Marco, szybko odnajdując poniedziałkowy temat.

I powiem wam tyle: Czułem się, jakbym czytał Łacinę.

Albo nie tyle Łacinę, co po grecku. Dosłownie.

- Co to za kurwa greckie literki? – zastanowiłem się na głos.

- W górnym prawym rogu jest klucz i kilka wzorów – powiedział, ale nie spojrzałem na niego. Byłem wpatrzony w notatki.

Klucz jakoś pomógł… ale też nie. O stary, byłem tak zgubiony.

-Nie pieprzyłeś… ciągle nic nie rozumiem – powiedziałem bardziej do siebie niż do Marco, który odpowiedział:

- Mówiłem.

Byłem ciągle bardzo zajęty greckim alfabetem, liczbami i pismem Marco, gdy ten krzyknął: - Hej! Jean, tędy.

Rozejrzałem się i zobaczyłem, że Marco jest daleko za mną i że skręcił w lewo, czego nie zauważyłem wcześniej. Nie powinienem być tak zawstydzony jak byłem, ale jednak…

Niezręcznie wsunąłem notatnik pod pachę i ruszyłem, trzymając się bliżej Marco.



- … i pamiętaj,  musisz najpierw znaleźć zmianę w długość fali.

- I to jest delta lambda?

- Nom.

Skrzywiłem się, zapisując równania na kartce, wystukując działania na kalkulatorze i rozszyfrowując dziwne wzory i symbole.

- Och, czekaj –pisnął Marco, poprawiając mnie - jak już będziesz miał prędkość radialną to dzielisz ją przez prędkość światła, pamiętasz? – pochylił się nad stołem, pokazując palcem na swoje notatki, a ja skoncentrowałem się na miejscu, które wskazał.

- To „c” w równaniu – zauważyłem.

- Tak! Iiiii… gotowe! – uśmiechnął się, dodając mi otuchy, a uczucie wewnętrznego ciepła stało się jeszcze cieplejsze. Miałem nadzieję, że będę mógł częściej widywać ten uśmiech. Odwracając wzrok, opadłem na oparcie krzesła i przetarłem kark.

- Prędkość radialna to gówno – mruknąłem, a on się zaśmiał. To był ciepły śmiech, pochodzący z wewnątrz, a to wywołało uśmiech na mojej twarzy i poczułem się dumny z siebie.

- Weź nawet nie mów – zgodził się ze mną.



Wcześniej szczerze wątpiłem w szczerość i inteligencję Marco i źle się z tym teraz czułem… Polubiłem go, odsuwając na bok dziwne poczucie ciepła i znajomości. Dogadywaliśmy się. Dogadywaliśmy się bardzo dobrze, o wiele lepiej niż szło mi to z resztą ludzi.

Westchnąłem, dochodząc do wniosku, że zasługuje, żeby wiedzieć, jak bardzo doceniam jego pomoc.

- Hej Marco.

- Hmm?

- Dzięki… Miałbym przerąbane bez twojej pomocy.

- Żaden problem – powiedział, a ja w roztargnieniu wyjąłem telefon i strzeliłem kilka fotek jego notatkom na później. – To tylko… -zaczął, ale jego głos ucichł, więc zachęciłem go, by kontynuował.

- Co? – wsunąłem telefon z powrotem do kieszeni.

- Mógłbyś ominąć jeszcze kilka dni zajęć. Jesteś chory jak pies – powiedział. I to był idealny moment dla grypy, by zdecydować, że to odpowiednia pora by wrócić i spróbować mnie zabić… za pomocą kaszlu.

I dusiłem się przez równe dwie minuty, gdy Marco wreszcie przybiegł ze szklanką wody, błogosławmy go, bo w momencie, gdy tylko sekundy dzieliły mnie od zakaszlenia się na śmierć, on był dla mnie jak Jezus… Piegowaty Jezus. Wlałem w siebie zawartość szklanki, jakby moje życie od tego zależało, co właściwie nie mijało się z prawdą.

- Uh – w końcu byłem w stanie odpowiedzieć. – Nie mogę ominąć kolejnych zajęć. Odpoczywałem już masę czasu. Jestem już wystarczająco do tyłu po tylko dwóch dniach!

Marco kiwnął na mnie pretensjonalnie i rozumiejąc, o co mu chodzi, szybko się poprawiłem.

- Byłem do tyłu po tylko dwóch dniach.

- Okej, dobra – powiedział. – Ale tylko pomagasz roznosić grypę chodząc sobie od tak.

Potrząsnąłem głową.

- Nie zbliżam się do ludzi wystarczająco, by zarażać – odparłem. Marco uniósł brew i dotarło do mnie, że wisiało nad nim ryzyko złapania tej okropnej grypy.

- Ja… cholera, jeżeli się ode mnie zarazisz, obiecuję, że jakoś ci to wynagrodzę!

A on tylko się zaśmiał – taki miły, uspakajający śmiech – i zapewnił:

- Nie martw się. Mam bardzo silny układ odpornościowy, więc wątpię, że zachoruję.

Nie byłem tego taki pewien, więc po prostu patrzyłem na niego i dopijałem resztę wody.



Nagły wybuch śmiechu przy stoliku za Marco sprawił, że ten podskoczył na krześle, i to w sumie było dosyć urocze, ale wtedy rozpoznałem głosy z tamtego stolika…

- Puszczają „Obecność” dziś wieczorem w studenckim teatrze, stary, koniecznie musisz iść – ktoś  z nich krzyknął. Brzmiało to podejrzanie jak Connie. I Reiner chyba też był w tym wesołym miksie. Pochyliłem się i zerknąłem za Marco – Eren również był z nimi. Usiadłem poprawnie na krześle i oparłem swój policzek o dłoń, a łokieć o blat stołu, starając się ukryć swoją niechęć do Jaegera.

- Mamy sezon Halloween, nie? – odezwał się Marco. – Planujesz pójść obejrzeć jakiś horror w tym miesiącu?

Energicznie potrząsnąłem głową. – Nigdy w życiu.

- Nie jesteś fanem strasznych filmów? – wyszczerzył się i mógłbym pomyśleć, że coś knuje. Ale Marco był zbyt miłej natury by to robić, na pewno.

- To ty nie wiesz? – Connie odezwał się ze swojego stolika. – Jean nienawidzi strasznych filmów. Sika po gaciach i krzyczy jak mała dziewczynka.

- CONNIE! – wrzasnąłem, zaczynając się irytować; Marco nie musiał tego wiedzieć! Nie sikam pod siebie, a krzyczę jak dorosły mężczyzna, dziękuję bardzo.

Connie odszedł od swojego stolika i podszedł do nas, czy to dobrze, czy źle, kto wie. Wyglądało na to, że nagle zainteresował się Marco, więc raczej źle.

- Ach, hej! – zwrócił się do niego. – Więc poznałeś Jeana?

Wgapiłem się w nich, zastanawiając się co za konspiracje się tu odbywają. – To wy się znacie?

- Nie – odpowiedział Connie. –Znaczy, tak jakby. Wczoraj gadaliśmy o tym, jak do tej pory to udało nam się przetrwać epidemię grypy. Ale chyba nie każdego z nas można zaliczyć do tych szczęśliwców, huh?

- Zamknij się –westchnąłem, natychmiastowo pociągając nosem. Connie z powrotem zwrócił się do Marco:

- A w ogóle to nawet nie znam twojego imienia, ziom.

- Jestem Marco.

- Więc, Marco, jestem Connie. Będziesz mile widziany w naszej grupie na „Obecności” dziś wieczorem, bo Jean na pewno nie będzie – zaoferował. Marco zaśmiał, ale gdy Connie był tym, z którym śmiał się Marco, jego śmiech nie brzmiał już tak ciepło jak wcześniej. To mnie trochę wkurzyło i chciałem, żeby Connie już sobie poszedł.

- Dzięki, ale spasuję. Mam sporo zadań do zrobienia – powiedział, i poczułem się lepiej z myślą, że woli robić zadania domowe niż spotkać się z Conniem i Jaegerem czy kimkolwiek innym.

- Spoko – odpowiedział Connie. – Ale jakbyś zmienił zdanie to będziemy wieczorem w studenckim teatrze. Do zobaczenia później! – wreszcie odszedł. Marco mu pomachał, a ja musiałem wypuścić z siebie westchnienie niezadowolenia…  wspomnienie było nieco zamglone.

- Twój kumpel? – zapytał.

- Tak jakby… jest jednym z moich współlokatorów.

Zmarszczył brwi. – Nie lubisz go?

-Huh? – to dziwne pytanie… dlaczego miałby tak pomyśleć? – Nie, jest w porządku – kontynuowałem. - Znaczy, bywają momenty, gdy jest wkurzający, trudno mu przychodzi podejmowanie decyzji, ale w sumie się dogadujemy… chyba tak mogę mniej więcej powiedzieć. A co?

- Um, nic. –wyciągnął swój telefon i wciągnął powietrze. – Och!

- Co jest? – zapytałem.

- Mam zajęcia za 15 minut. Muszę się zbierać.

Poczułem dziwny ścisk w dole mojego brzucha, ale zignorowałem to, przesuwając jego zeszyt po blacie stołu do Marco. Wsadził go do plecaka, przewiesił go przez ramię i… nie wstał. Uniosłem brew, zastanawiając się o czym teraz myśli, ale nie zapytałem, o co mu chodziło. Poza tym chyba nie musiał być pytany.

- Hej Jean?

Poderwałem się na dźwięk mojego imienia w jego ustach. – Nom?

- Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli poproszę o twój numer?

Tak, oczywiście, bierz mój numer. –Jasne.

- S-serio?

Tak, serio, proszę bądź moim przyjacielem. – Tak, czemu nie?

Wzruszył ramionami, wymieniliśmy się numerami i starałem się jak mogłem, by nie wyglądać na zbyt podekscytowanego – nie byłem podekscytowany zdobyciem numeru tego faceta, to byłoby dziwne i  gejowskie, a tym nie byłem. Szanowałem go i chciałem się z nim przyjaźnić, to wszystko.

Gdy zostawił mnie samego przy stole, wyszedłem niedługo po nim… Stolik Conniego był o wiele bardziej denerwujący bez Marco pomiędzy nim a mną.





Tego wieczoru, gdy z sukcesem udało mi się zakończyć zajęcia, ległem się na łóżko i po kolei analizowałem zdarzenia z dzisiejszego dnia. Lunch z Marco był zdecydowanie priorytetem. Zazwyczaj ludzie nie ciekawili mnie tak, jak Marco. Marco był inteligentny i miły, i bezinteresowny, jego osobowość zdawała się być zupełnym przeciwieństwem mojej, a mimo tego… dogadywaliśmy się. Pomijając te ciepłe uczucia i dziwne poczucie znajomości, bardzo lubiłem Marco. I… to może być falstart…

Ale czułem, że mogę się z nim jakoś połączyć.

Znaczy jeszcze się nie „połączyliśmy”.

Ale wiedziałem, że możemy.

Czułem, że jeżeli ktokolwiek może dotrzeć na moją częstotliwość egzystencji i znaleźć mnie, to był to Marco. Więc nie było mowy, że mógłbym przepuścić taką okazję do zdobycia świetnego przyjaciela.

Wpatrując się w swój telefon, musiałem powstrzymać ogromną chęć napisania do niego w tej chwili. Miałem nadzieję, że taka okazja nadarzy się już niedługo.





I taka właśnie okazja stanęła przede mną otworem dnia następnego. Kto by pomyślał.

Wszedłem do sali, piętnaście minut wcześniej jak zwykle, czując się bardzo wypoczęty i pełen energii, gotowy by przyjąć na klatę kolejny dzień. Gdy tylko zaczął się wykład, obróciłem się, by zerknąć na Marco-

Ale go tam nie było.

Rozejrzałem się wokoło, desperacko szukając go, zastanawiając się co do cholery mogło mu się przydarzyć, nawet jeśli wiedziałem że jeżeli siedziałby gdzie indziej niż zazwyczaj, nie miałby policzonej obecności. Po prostu go tu nie było.

I wtedy dotarło do mnie.

Chyba sobie ze mnie kurwa żartujesz…

 Ignorując dzisiejszy wykład, wyciągnąłem telefon i wysłałem mu esa.


Do: Marco

powiedz że nie


Odpowiedź nadeszła dokładnie dwie minuty później.


Od: Marco

Jak zamierzasz mi to wynagrodzić, Jean?


Oczywiście miał perfekcyjną ortografię i gramatykę – pasowało to do niego. Ale co ważniejsze…


Do: Marco

„bardzo silny uklad odpornosciowy” w mojej dupie


Od: Marco

Taa… to jest okropne :(


Wpuściłem z siebie głębokie i ciężkie westchnienie, wpatrując się w smutną emotkę. Wiedziałem, jak się czuł… ta grypa to dziwka.


Do: Marco

o stary, kurwa, strasznie cie przepraszam. jak ci to wynagrodzic ?


Od: Marco

Zupa i film.


Skrzywiłem się na tą wiadomość. To było takie specyficzne…


Do: Marco

zupa ORAZ film?


Od: Marco

Film mam u siebie, wystarczy że go ze mną obejrzysz. Ale naprawdę zjadłbym jakąś zupę… a niezbyt się czuję żeby samemu po nią iść :(



 Ach. To miało sens. Ale oglądanie filmu z Marco brzmiało jak cholernie zły pomysł, nie mogłem się na to szybko zgodzić.


Od: Jean

rozumiem. potraktujesz mie filmem? powinienem czesciej byc ci dluzny. przyniose ci ta twoja zupe pozniej wieczorem. co powiesz na 19:30?



Do: Jean

Powiem że świetnie!

Oh… i Jean?



Starałem się nie wyobrażać sobie jak mówi moje imię. Starałem się bardzo i zawiodłem.



From: Jean

Nom?



Do: Jean

To jest straszny film :)



Wpatrywałem się w wiadomość pełne dziesięć sekund, totalnie oszołomiony. Więc naprawdę był zdolny do bycia wrednym!

 Piegowaty Jezus? Gówno prawda!


From: Jean

CZY TY JESTES POWAZNY



Do: Jean

Hehe.



Praktycznie warknąłem w ekran komórki. Ale wtedy przypomniało mi się… że była nieożywiona.



Od: Jean

ty mi nie hehuj, mały gnojku! nie zgadzam się na to, walic taki interes



Z wielką chęcią wypocząłbym sobie z Marco i obejrzał film, naprawdę, ale nie chciałem, żeby widział mnie podczas seansu horroru i myślał żem ciota. Proste.


Do: Jean

Ale Jean! Jesteś mi to winien! Czuję się okropnie i potrzebuję towarzystwa…:(Proszę?



From: Jean

czy zupa ci nie wystarczy?



Do: Jean

Nie. :(

:(

:(

:(



Cholera jasna no, te smutne buźki mnie kiedyś zabiją. No… ale to ja byłem tym, który go tak załatwił. I byłem mu to winien. Pewnie wyglądał fatalnie…

Szit.

Westchnąłem.


Od: Jean

DOBRA



Do: Jean

Yaaaaay. Widzimy się o19:30! Mieszkam w Sinie 323. :)



W co ja się wpakowałem!?



Od: Jean

KURWA 





Jakbyście chcieli poszukać jakichś artów czy czegokolwiek związanego z Like A Drum to Lownly wprowadziła tag fic: lad więc na tumblrze czy np. na 8tracks czy gdziekolwiek, pod tym tagiem znajdziecie rzeczy związane z tym ff i z tymi dwoma głupkami c: a może sami chcecie coś opublikować? x3

17 komentarzy:

  1. Yaaay! Kolejna część! :3
    Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że to tłumaczysz <3
    Umm, wychwyciłam literówkę, która odrobinkę mnie zabolała - "nie ważne", ale po za tym wszystko wydaje mi się ok c:
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się niedługo~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy skończysz Lika a Drum mogłabyś przetłumaczyć A Ghost Story? To tez jest JeanMarco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam A ghost story ;_; czytam Keep this breathless charm, też o duchu xD ale jak obczaje i mi się podoba to może to rozważę c:

      Usuń
  3. proszę, zmień tło "no homo" bo strasznie oczojebne jest ;-; fajne, ale jednak ciężko się czyta z czymś tak pstrokatym dookoła...
    "błogosławmy go, bo w momencie, gdy tylko sekundy dzieliły mnie od zakaszlenia się na śmierć, on był dla mnie jak Jezus… Piegowaty Jezus" mwahahaha xD bo ja się zaraz uduszę - ze śmiechu xD Piegowaty Jezus o lol xDD jak tak dalej pójdzie, Jean stworzy sektę miłośników piegowatych bogów xD
    "Eren również był z nimi. (...) starając się ukryć swoją niechęć do Jaegera." a, no tak. Przecież Jean nie lubi Erena :P wgl chyba pierwszy raz został on wgl wspomniany w tym opku o.o (liczę też poprzednią część). Tylko Mikasy brakuje xD Właśnie, gdzie dziewczyny? ;-; World of only gejs tu jest? ;-;
    "Nie sikam pod siebie, a krzyczę jak dorosły mężczyzna, dziękuję bardzo." czyli jednak krzyczy xDD
    "Connie odszedł od swojego stolika i podszedł do nas, czy to dobrze, czy źle, kto wie." uhu aż się zrymowało :D
    Skoro już jesteśmy przy Jeagerze...czy on nawet tutaj ma minę wiecznej deprechy? I jego matka żyje wgl? o.o No bo tyanów nie ma...interesujące...
    "nie byłem podekscytowany zdobyciem numeru tego faceta, to byłoby dziwne i gejowskie, a tym nie byłem. " ahahahahahaha rly? :D
    "Ale czułem, że mogę się z nim jakoś połączyć.
    Znaczy jeszcze się nie „połączyliśmy”.
    Ale wiedziałem, że możemy." i ty mój drogi twierdzisz że to nie brzmi gejowsko? :D
    "„bardzo silny uklad odpornosciowy” w mojej dupie" już niedługo xD
    "Starałem się nie wyobrażać sobie jak mówi moje imię. Starałem się bardzo i zawiodłem." ooooh ;3
    " Piegowaty Jezus? Gówno prawda!" haha padłam xD
    "Cholera jasna no, te smutne buźki mnie kiedyś zabiją. " serio przejmujesz się emotkami? xd oj ty, nie jesteś taki zimny drań jak ci się wydaje :3 Takie małe cioś cio śę boi kośmalków i hojjojów i śmući śę buźkami w telefonikuu ;33 (nie ma to jak jechać po kimś kto nie istnieje xD)
    Opublikować? Ja? Takie beztalencie? Chyba żartujesz ;-; Nawet moje patyczaki są krzywe i brzydkie ;_;

    Rozdział świetny, brawo że się wyrobiłaś :D Chciałabym w końcu przeczytać jak już będzie ta noc horroru nooo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobra, jakoś zmienię tło, ale nie dzisiaj ;_; ale no homo zostaje, no homo jest esencją tego ff,przekonacie się xD
      Freckled Jesus to hit tumblra xD
      Erena poznamy później, nie ma takiej deprechy ale wozi się tylko z Arminem i Mikasą. Serio, cierpliwości potem będą imprezy studenckie i będą i dziewczyny i chłopaki i wgl wszyscy, cały 104th skład z SnK tu jest więc bez obaw xD
      Eren i Jean prowadzą wojny wielorakiego podłoża, przekonasz się w (chyba) 4 rozdziale xD
      Jean jest bardzo uczuciowy i przejmuje się smuteczkiem marco xD
      Ano wyrobiłam się c: zobaczymy co bedzie na halloween. W październiku na pewno wyjdzie Like a Drum (przynajmniej jedna część choć wolałabym obie xD) a i one shot byłby bardzo fajny, ale jak złapię pomysł ^^ także jest na co czekać
      pozdrawiam i dziękuję za wylewny komentarz xD

      Usuń
    2. oho, zachęciłaś mnie jeszcze bardziej :D

      Usuń
    3. A właśnie, co z Levim? o.o tylko mi nie mów że jest nauczycielem na tym uniwerku bo padnę ;-;

      Usuń
    4. Nie xDD właśnie też myślałam że tak będzie, ale takich postaci jak Levi czy Erwin nie ma w tym opku. Tylko ci młodzi xD

      Usuń
    5. ooo...trochę szkoda. I Levi jest młody! Ja nie przyjmuję do wiadomości że może mieć powyżej 20 lat! ;-;

      Usuń
    6. Ponoć ma coś koło 40 xDD rozwala mnie to, ale ja tam się ciesze że go nie ma c: nie że go nie lubie ale to już by było przesadzone ;/

      Usuń
  4. napiszesz coś z Erwin x Levi? prooszę XD
    ~New

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ;-; sorki ale jeżeli o snk chodzi to uznaje tylko jeanmarco i levihanji ;-; ew ymir i christa ale yuri nie pisze

      Usuń
  5. Haru słonko~~
    JESTĘ. God bless me~
    No co ja Ci mogę powiedzieć, wspaniałe. Oczywiście ciągle podczas czytania musiałam sobie przypominać, że autorką jest lownly...
    Jak wiesz przeczytałam już po 3 chaptery z My i His beating heart i mam porównanie.I muszę powiedzieć, że tłumaczenie jest genialne <3 <3 Wszystko jest superaśnie i jestem tym naprawdę zaskoczona, nie żebym nie wierzyła w Twoje umiejętności, czy coś xD
    Czyta się bardzo płynnie, co jest ogromniastym plusem ^^ Tak samo świetnie ułożone zdania i gramatyka <3 <3 <3 Nawet jeśli znalazły się jakieś błędy ort czy coś to zapewne dlatego, że ominęłaś je podczas sprawdzania xD Nie wierzę, że zostawiłabyś coś takiego xD
    Twoje tłumaczenie oddaje całą świetność tego opka <3
    Mam nadzieję, że w październiku też przetłumaczysz 2 części <3
    Niech liceum Cię nie wykończy ;-; I z niecierpliwością czekam na hallowenowego oneshota <3

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Psychedelic smiles6 października 2014 20:43

    Twoje tłumaczenie jest genialne! Serio, czytałam już sporo tłumaczeń i w każdym było mnóstwo błędów, a tu u Ciebie nie znalazłam nic^^
    Bardzo mi się to podoba :3 i oby tak dalej!
    Tak w ogóle to czytam Twojego bloga już naprawdę długo, ale jakoś tak zazwyczaj wychodzi, że nie mam czasu komentować. Przepraszam i postaram się chociaż napisać kilka słów od siebie^^
    Życzę Ci powodzenia w dalszym tłumaczeniu i niecierpliwie czekam na kolejne rozdziały ♡♥

    PS. Czy jest możliwość, że napisałabyś Halloweenowego shota z parą Rin x Amaimon (Ao no Exorcist) albo RinHaru (Free!) o, o albo Ichigo x Renji (Bleach)
    Jako słowa kluczowe dałabym demon, dynia, czekolada^^ i panda

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurde napisałam odpowiedź i kliknąłem wyloguj mnie * Haru bardzo * w każdym razie Dziękuję bardzo za komentarz fajnie że zebralas się żeby napisać ^^ Co do pairingow ... nikt inny nie napisał wiec zaczęłam pisać z shingeki ;-; nie znam tych twoich ale rinharu znam xD na Halloween juz raczej nir ale co powiesz na świąteczne rinharu? Xd i dzięki za słowa klucze wykorzystam je na pewno ^^
    Pozdrawiam i mam nadzieje częściej cie tu widzieć ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Psychedelic smiles7 października 2014 10:16

      Yay~!
      Świąteczne RinHaru brzmi nawet lepiej ♡♥♡
      Jasne, postaram się komentować w miarę możliwości na bieżąco :3
      Ow i cieszę się, że wykorzystasz słowa kluczowe *najbardziej liczy na pande* ;)

      Usuń
  8. Heheh...aleś się Jean wpakował~!! *o*
    Nie, bo to wcale nie jest dziwne, że czujesz dziwne ciepło w środku, jak inny facet się uśmiecha lub wypowiada twoje imię. To najnormalniejsza rzecz na świecie, mój drogi. :3

    Boże, naprawdę się cieszę, że przetłumaczyłaś to opowiadanie. :) Jest...tak wciągające, że o Jezu (Piegowaty Jezus xd)~!! Na początku myślałam, że raczej mnie nie wciągnie, bo nie bardzo mnie interesowała ta parka, no ale się pomyliłam. o.o Tak, nawet ja się czasem mylę. *o*

    Pozdrawiam i takie tam...weny~~

    OdpowiedzUsuń