Uwaga! FLUFF xD Nigdy więcej tego nie napisze, to wymaga tyle wysiłku xD Nie ma tu wielkiej fabuły, po prostu taki epizod z życia, miałam potrzebę i ochotę to napisać, na nic innego weny nie mam ;_; Jak tu się teraz odratować. Zaczęłam pisać WK 3, napisałam pół strony i dobra wróżka weny powiedziała: Sajonara i wyszła przez okno. (rip in peace)
Utrzymuję dalej kanon Iwy-fotografa, bo to mój ulubiony kanon i bo mogę! xD
Coś z mojego życia - po majówce mam w szkole testy sprawdzające umiejętności po roku rozszerzenia przedmiotów aka. próbne matury zrobione przez moją szkołę. Fajnie :') Kto się bawi równie dobrze w szkole? Albo inaczej - kto faktycznie pisze maturę? xD jestem z wami duchowo.
Zapraszam do czytania, wspólnego oczekiwania na lato (ohhh kocham lato) i komentowania :3
Tak się kończy lato
Do małego mieszkania na szóstym piętrze wpadł letni wiatr, sprawiając,
że białe balkonowe zasłony zafalowały, odnajdując swój rytm do muzyki, która
cicho sączyła się z radia na półce. Promienie popołudniowego słońca odbijały
się w szkle kieliszków, w których mieniło się niedopite czerwone wino. Wiatr
przefrunął przez nieduży pokój dzienny, przedpokój, gdzie na ścianach wisiały kolorowe
zdjęcia, przez kuchnię, w której ciągle dało się wyczuć zapach obiadu i przez
sypialnię, wpadając wprost w niepościelone, dwuosobowe łóżko, z czułością
muskając pościel i na powrót wylatując przez otwarte tam okno.
Z podwórka dobiegały dziecięce piski i krzyki, niekiedy na
balkonie zagruchał jakiś gołąb, zaszeleściły liście kwiatów w doniczkach na
poręczy, szumiały cykady. A tym wszystkim osiedlowym dźwiękom popołudnia
wtórowało skrzypienie drewnianej podłogi, która uginała się pod ciężarem stóp,
melancholijnie sunących po niej w rytm radiowego walca.
Raz, dwa, trzy, Raz, dwa, trzy – tak stawiane były kolejne,
upojone alkoholem kroki. Nogi plątały się, co rusz gubiąc rytm, jednak szybko
powracały na odpowiedni tor. Dwaj tancerze, mocno objęci, razem walczyli z
grawitacją i zmysłem równowagi, jednocześnie zapominając o całym świecie wokół,
gdyż najważniejsze swoje światy trzymali w ramionach.
Z ich twarzy nie schodził uśmiech, co jakiś czas wymieniali
się jednym lub dwoma niemal niezręcznymi pocałunkami, nie przestając się śmiać.
I znów krok w tył, krok w przód. Chcieli czerpać jak najwięcej z tego
słonecznego, leniwego popołudnia, cieszyć się tą miłością, która niekiedy
podczas zwykłego, codziennego życia zdawała się chować w kątach.
Toru położył głowę na ramieniu Hajime, mocniej go obejmując.
Teraz kroki walca stały się już w ogóle niemożliwe do wykonania, dlatego
zwyczajnie kiwali się i powoli obracali.
- Nie śpij – powiedział Hajime.
- Nie śpię – mruknął w odpowiedzi, podnosząc głowę i patrząc
na drugiego przymrużonymi oczami. – Ale moglibyśmy pójść.
- Jest dopiero wpół do siódmej.
- No to co – marudził Toru, z powrotem kładąc głowę na ramię
swojego partnera.
- A nie możemy tak jeszcze chwilkę zostać? – zapytał Hajime.
Pomiędzy pytaniem a odpowiedzią Toru pojawiła się krótka
pauza, w której brunet uśmiechnął się lekko.
- Możemy. Tak też jest przyjemnie.
Kontynuowali więc te nieśpieszne ruchy przez następną
piosenkę, i następną też. Toru niemal sennie pokonywał kolejne kroki, stawiając
swoje bose stopy bez myśli, przez co w jednej chwili potknął się o nogę Hajime,
tracąc równowagę, której nie byli już w stanie odratować i wybudzeni z tego
cudownego snu na jawie, obaj ciężko uderzyli w podłogę.
- A mówiłem „nie śpij” – przypomniał mu Hajime, wzdychając i
przewrócił się na plecy, bez zamiaru wstania z ziemi.
Toru zaśmiał się krótko w odpowiedzi i również ułożył się na
plecach, masując obolały od upadku łokieć.
- Pamiętasz, to już się kiedyś stało – przypomniał sobie
nagle Hajime. Toru obrócił głowę w jego stronę, spoglądając na niego pytającym
wzrokiem. – W sensie, że upadłeś, jak tańczyliśmy. Jak mieliśmy siedem lat
chyba.
- Przecież ty wtedy nienawidziłeś tańczyć, więc nie wciskaj
mi tu kitu – odpowiedział Toru, patrząc w sufit i zakładając ręce na krzyż.
- Nie, serio mówię, nawet też na wakacjach. Pamiętasz,
kiedyś nasi rodzice się zgadali i pojechaliśmy wszyscy na Okinawę na tydzień. I
tam w tym hotelu co mieszkaliśmy…
- Tym z delfinem przy wejściu? – przerwał mu ożywiony Toru.
- Tak, znaczy to orka w sumie była, ale nie ważne…
- Jesteś pewien, że orka? Mi się tam wydaje, że to delfin
był, chyba nawet mam z nim zdjęcie – zastanawiał się dalej.
- Orka czy delfin, jedna ryba, rzecz w tym, że…
- To są ssaki, Hajime – poprawił go, przerywając mu po raz
kolejny, za co został obdarowany spojrzeniem, które mogłoby zabić. Toru zbliżył
dłoń do ust, robiąc gest, jakby zapinał je na zamek i pozwolił Hajime
kontynuować.
- Rzecz w tym, że w tym hotelu był jakieś tańce organizowane
przez animatorów i ty strasznie chciałeś w tym wziąć udział. I byłeś w parze z
taką dziewczynką z aparatem na zębach, pamiętasz?
- Niezbyt.
- Ale było coś takiego i ona wtedy na ten konkurs nie przyszła…?
A nie, nie, ona uciekła i cię zostawiła na środku parkietu – opowiadał dalej, a
Toru podniósł się na łokciu, mówiąc:
- O, teraz pamiętam, powiedziała, że ona się boi chłopców i
uciekła. To było dziwne.
- Zacząłeś wtedy strasznie ryczeć i cię mama musiała zabrać
na ławkę – uśmiechnął się, jakby to było rzeczywiście bardzo zabawne. Może
nawet trochę było.
- Wcale nie! Znowu mi wmawiasz, że byłem beksą, a nie byłem!
– wykłócał się Toru.
- Byłeś, pamiętam, a ja mam świetną pamięć. No i niestety
pamiętam, że zgłosiłem się, że z tobą zatańczę, żeby ci nie było przykro.
- Powiedziałeś, że „dziewczyny są głupie.”- dodał Toru. – W
ogóle nadużywałeś tego słowa.
- Świat jest głupi, więc co ja poradzę – wzruszył ramionami.
– Ale wracając, jak żeśmy tańczyli to w pewnym momencie potknąłeś się o coś i
posłałeś nas obu na ziemię, dokładnie tak, jak przed chwilą.
- Jeszcze powiedz, że znowu płakałem – burknął obrażony.
- Wiesz, o dziwo nie. Podniosłeś się, mówiąc, że się zdarza
i że po upadku zawsze trzeba się podnieść i otrzepać kolana – powiedział i
uśmiechnął się na to dawne wspomnienie. Bo to zdarzyło się jakieś dwadzieścia
lat temu, a on zapamiętał takie nic nieznaczące szczegóły jak aparat na zębach
obcej dziewczynki czy czerwone polo, które nosił Toru. Pamięć to jest jednak
zabawna rzecz.
Toru obrócił się na bok, twarzą do Hajime. Wyciągnął dłoń i
zaczął powoli kreślić palcem kształty na odsłoniętym opalonym ramieniu bruneta.
Wtedy ten wzdrygnął się od łaskotek i również obrócił twarzą do Toru, który
powiedział:
- Też się kiedyś przewróciłeś jak tańczyliśmy.
- Co, ja? – zapytał zdziwiony. – Kiedy?
Toru zaśmiał się tajemniczo.
- Nic dziwnego, że tego nie pamiętasz. Byłeś wtedy dość…
pijany.
- Ja!? W życiu!
- No dlatego mówię, że nie pamiętasz – śmiał się dalej Toru.
Hajime zmierzył go urażonym wzrokiem. – Na urodzinach u Makkiego w drugiej
klasie. Nie wiem, jak to się stało, ale ty i Matsun ledwo staliście na nogach.
A najbardziej zaklinaliście się, że nie będziecie pić. I w tym stanie graliśmy
w butelkę…
- Czy to wtedy rozwaliłem sobie nos? – zapytał Hajime, jakby
przypominając sobie przebłyski z (nie)pamiętnej imprezy.
- Tak, tak! – wykrzyknął Toru. – To było takie okropne,
później mi się twoja krew z koszulki nie sprała.
- Ale jak do tego w ogóle doszło, bo pamiętam tylko tyle, że
ktoś wciskał mi do nosa chusteczki.
- Butelka wypadła na ciebie z zadaniem Zatańcz z osobą po prawej. A kto siedział po prawej? Ja, niestety –
opowiadał dalej Toru, wskazując na siebie palcem. – No to wstajemy, ręka w
rękę, druga na biodro, na ramię. Nie zrobiłeś trzech kroków, potknąłeś się o
czyjeś buty i poleciałeś na mnie. Obaj upadliśmy pod regał z książkami, z czego
ty przywaliłeś twarzą w półkę. Dalej już wiesz.
- Aż mnie boli na samo wspomnienie – skrzywił się i
przewrócił znów na plecy. Wtedy Toru wczołgał się na jego tors, kładąc na nim
ręce, a na nich głowę i zaczął wpatrywać się w oczy Hajime. Ten podniósł rękę i
pogładził Toru po głowie, przeczesując palcami jego gęste, miękkie włosy.
- Nauczymy się kiedyś tańczyć? – zapytał Toru.
- Może. Upadniemy ile razy będzie trzeba – uśmiechnął się
Hajime. Toru oddał uśmiech i zamknął oczy, oddając się całkowicie dotykowi
bruneta.
Znów zawiał ciepły wiatr, owiewając ich spokojne, radosne
twarze, zatopione w letnim letargu sierpniowego popołudnia. Za oknem ciągle
piszczały dzieci, biegające po placu zabaw na środku osiedla. Osiedla, na
którym mieszkali już od czterech lat. W małym, dwupokojowym mieszkaniu, które
zdążyło doświadczyć pełni ich relacji. Wszystkich uniesień i upadków,
pocałunków, śmiechów, kłótni. Trzech zim, gdy przesiadywali na kanapie,
zabierając sobie nawzajem koc, na złość stykając się zimnymi stopami, by w
końcu przykryć się nim wspólnie; albo gdy podczas lata, tak, jak tego dnia,
leżeli obok siebie w podkoszulkach i krótkich spodenkach, narzekając na upał, a
wieczorami stali przy oknie w przyjemnym chłodzie nocy. Mieszkanie wydawało się
takie puste, gdy któregoś z nich brakowało. Stanowili nierozłączne elementy
całości.
Hajime opuszkami palców powoli znaczył drogę po szyi i
plechach Toru. Wzdłuż kręgosłupa, między łopatki, niżej, wyżej. Po chwili
jednak położył mu całą dłoń na plecach, potrząsając lekko, by go wybudzić.
Toru mruknął niezadowolony.
- Wstawaj – powiedział Hajime.
- Jeszcze chwilę…
- Jeszcze chwilę to się posikam.
Na te słowa Toru w jednej chwili otworzył oczy i spojrzał na
Hajime.
- O rany, no nie patrz tak, co ja poradzę, jak muszę –
rzucił i zaczął się podnosić. Toru usiadł na ziemi, nie odwracając wzroku od
swojego chłopaka. Brunet westchnął i złożył na czole Toru przepraszającego
całusa, po czym odszedł w głąb mieszkania.
Toru również wstał i wyciągnął się. Podciągnął spodenki,
które trochę zsunęły mu się z bioder i wziął do ręki jeden z kieliszków,
dopijając wino. Taka była proza życia, która stanowiła bardziej jedne wielkie
puzzle, składające się z tysiąca małych kawałeczków, jak dotyk ust Hajime, smak
czerwonego wina, dziecięce krzyki na placu zabaw, słońce odbijające się w
niezamkniętym obiektywie aparatu leżącego na stole. Wszystko zamknięte w
przewianym letnimi podmuchami małym mieszkaniu na szóstym piętrze.
- Hej, Toru, czy my mamy jeszcze jakieś lody? – zapytał
Hajime, stając w przejściu do pokoju dziennego.
- Nie, chyba nie – odpowiedział mu szatyn.
- Na pewno? Myślałem, że było jeszcze pudełko czekoladowych.
Kurde, zjadłbym czekoladowe – zamyślił się. – To ja skocze do sklepu –
zadecydował i wsunął klapki na stopy. – Chcesz też?
- Jeszcze pytasz! – uśmiechnął się Toru. – Tylko nie
miętowe.
- Tak, wiem. Rzuć mi portfel – powiedział. Toru sięgnął po
czarny, skórzany portfel, leżący na stole, zaraz obok aparatu i rzucił go
Hajime, który w parę sekund później zniknął za drzwiami. Toru natomiast
przeszedł do kuchni i zaczął sprzątać po dawno już zjedzonym obiedzie. Za
chwilę z okna zobaczył wychodzącego z bloku Hajime. Dla Oikawy Toru lato
mogłoby się nie kończyć.
Zapadł wieczór. Osiedle stopniowo cichło. Dzieci, wołane
przez rodziców, wracały do domu. Zapaliły się latarnie, czasem ktoś przemknął w
ich cieniu. Powietrze zrobiło się przyjemnie chłodne, dając ukojenie po
kolejnym, gorącym dniu. Oikawa stał na balkonie, opierał się o poręcz i
obserwował, jak kończy się dzień. Delikatny wiatr zwiewał mu grzywkę na oczy.
Nagle usłyszał przytłumiony dźwięk otwieranego zamka i trzaśnięcie drzwiami
oraz okrzyk: - Wróciłem!
Po chwili Iwaizumi wszedł na balkon i Oikawa poczuł coś
zimnego na karku. Momentalnie odskoczył, kładąc rękę na szyi.
- EJ! Pogrzało cię?! – wykrzyknął oburzony, na co Hajime się
roześmiał.
- Żebyś tylko widział swoją minę! – zgiął się ze śmiechu.
- Ha ha ha, jakie śmieszne, dawaj to – przedrzeźnił go i
wyrwał mu loda z ręki. – W ogóle co ci tyle zajęło, do drugiego miasta po te
lody poszedłeś czy jak?
- Sorki – powiedział Hajime, opanowując śmiech i stając obok
Toru. – Po drodze spotkałem Isseia z tym jego małym i się zagadałem.
Pokopaliśmy chwilę piłkę i nim się obejrzałem, zaszło słońce – wytłumaczył się
Hajime, otwierając paczkę z lodem na patyku.
- To ten jego dzieciak już gra w piłkę? – zdziwił się Toru.
– Jak go ostatnio widziałem to leżał w pieluchach i się ślinił…
- Wyobraź sobie, że młody ma cztery latka i mnie okiwał –
powiedział Hajime, ciągle zaskoczony odkryciem.
- Cztery latka… - zamyślił się Toru. – Kiedy to minęło?
- Mnie nie pytaj – odpowiedział, po czym wsadził sobie loda
do ust. – A i żeby było ciekawiej, to jego żona jest w ciąży. W piątym
miesiącu.
- Serio?! Niektórym to się powodzi… Muszę się z nimi
spotkać. Patrz, jakie to życie, mieszkasz na jednym osiedlu, a nie widzisz się
przez wieki.
Pozostali przez moment w cichej zadumie nad tym osiedlowym
życiem, wpatrując się w zapalone światła w oknach bloku naprzeciwko. U nich
paliła się tylko lampa w przedpokoju, którą włączył Hajime, gdy wchodził do
domu. Jedząc lody, patrzyli, jak gaśnie letni dzień. Tyle rzeczy zmieniło się
przez ostatni czas, tylko oni pozostali jacyś niezmienni. Zdawałoby się, że od
zawsze. Odkąd sami krzyczeli na placu zabaw, goniąc się między huśtawkami aż do
dzisiaj, gdy stali na balkonie swojego mieszkania, bosymi stopami na kafelkach.
Ale tak było dobrze, stabilnie, stanowiąc dom dla siebie nawzajem. Utopijnie na
zawsze razem.
- Hajime – pyta Toru, wyjmując pusty drewniany patyczek z
ust. – Czym ja dla ciebie jestem?
Hajime patrzy na niego, zdziwiony pytaniem, jednak nie
zastanawia się długo nad odpowiedzią.
- Wszystkim, Toru – mówi. – Jesteś dla mnie wszystkim.
I jakby na potwierdzenie swoich słów, przyciąga do siebie
Toru i całuje go, długo i mocno, by Toru już nigdy nie przyszło do głowy
kwestionować jego miłości.
Po tym, gdy w końcu odsuwają się od siebie, Toru z całych
sił obejmuje Hajime, bez zamiaru puszczenia go przez najbliższą chwilę. Ile lat
Iwaizumi go znał, Oikawie zdarzały się takie niże emocjonalne. Wtedy
wystarczyła tylko cierpliwość i ciepło, by Toru mógł się znów naładować. To był
kolejny puzzel układanki.
- Kocham cię – szepcze Toru powoli zwalniając uścisk.
- Ja też cię kocham – odpowiada Hajime.
- A mógłbym ci coś jeszcze powiedzieć? – pyta Toru
nieśmiało. Hajime parzy na niego z czułym uśmiechem.
- Co takiego?
Tu następuje pauza, Oikawa spogląda na swoje stopy, powoli podnosząc
wzrok na twarz Iwaizumiego, by w końcu spotkać jego oczy i powiedzieć:
- Zaklepuję prysznic!
Po czym zrywa się do biegu przez pokój dzienny, przez
przedsionek, już prawie łapie klamkę łazienki, gdy Hajime chwyta go w pasie i
podnosi do góry, odstawiając do tyłu. Oikawa znów nabrał go na numer stary jak
świat.
- Tak się odwdzięczasz? Tak? – droczy się Hajime, trzymając
w umięśnionych ramionach szarpiącego się Toru. Minie jeszcze chwila, zanim
którykolwiek z nich pójdzie się kąpać. W międzyczasie zdarzy się pocałunek,
może dwa, atak łaskotek, śmiech.
A później, gdy nadejdzie sen nocy letniej, położą się razem
na łóżku, w pościeli owianej wiatrem, nasiąkniętej ich zapachem, zapachem domu
i słońca. Będą spać obok siebie, nie za blisko, bo nocą mimo wszystko było
gorąco, gdy dwa ciała stałej temperatury ogrzewały się wzajemnie.
Rano słońce wpadnie do ich sypialni przez niedokładnie
zasunięte zasłony. Oświetli ich twarze, gdy się obudzą i powitają uśmiechem i
pierwszym dotykiem, pierwszym pocałunkiem.
I tak powoli, jak wiał ciepły wiatr, skończy się lato.