niedziela, 21 lipca 2013

Słuchaj tylko mnie [Shizaya]- Chapter 7


Okej, dzisiaj coś się przestawiło i dopisek w dziwnym miejscu >_> Hej hej, no nie spodziewaliście się rozdziału w tym samym miesiącu co nie? Ale was zaskakuję. Jak tam wakacje? U mnie niby nudno, ale jednak coś się dzieje hehe. Wyjeżdżam 3 sierpnia dlatego zrobię co w mojej mocy aby wstawić wam jeszcze 8 rozdział, bo to zakończenie jest... no cóż, zobaczycie sami ^^''
Edit: Zapomniałam dopisać. Po blogerze chodzi taki łańcuszek Libster Award i jeszcze coś. Proszę nie nominujcie mnie do tego. Bo to spam w komentarzach, a ja i tak nie biorę w tym udziału. Ten łańcuszek jest równoznaczny z tymi, że czytając to zdanie twój pies umrze, chyba że udostępnisz to pierdyliardowi osób, wtedy nei umrze c: taka mała prośba ode mnie ^^




Uczucia? Ah… kiedyś o tym słyszałem.

-Jak to nie wychodzi?
-Stwierdził, że w pokoju jest najbezpieczniej i nie chce z niego wyjść, jak go próbowałem zmusić żeby przyszedł chociaż do salonu, chciał mnie dźgnąć, wywalił z tamtą i zamknął drzwi na klucz.
-Dalej ma przy sobie ostre narzędzia!? Shizuo, myśl nieco. Nie jesteś tu z byle powodu!
-Wybacz.
-Ehh… nie ważne. Będzie źle, jeżeli będzie się izolował. Prędzej czy później będzie musiał wyjść, chociażby do łazienki albo coś zjeść. Wtedy trzeba będzie go zatrzymać tutaj.
-To akurat nie problem.
-Mógłbyś traktować to nieco poważniej.
-Rozpatrzę twoją propozycję.
Dokładnie słyszałem całą ich rozmowę, tak jak i dokładnie mogłem wyobrazić sobie gestykulację Shizusia. To nie tak, że bałem się wyjść z pokoju. Nie jestem dzieckiem. Po prostu nie chciałem rozmawiać z tym gościem. Nie chcę, żeby udowadniał mi rzeczy, które wiem. Nie mam ochoty rozmawiać o sobie i moich uczuciach z jakimś obcym gościem. A właściwie to z nikim. Przesiedzę sobie tutaj całą jego wizytę, przecież w końcu będzie musiał iść do domu. Przez następne kilka godzin siedziałem w sypialni, sprawdzając w Internecie rzeczy dla mnie istotne, skontaktowałem się z kilkoma osobami, zleciłem zadania. Dobrze, że już nie muszę robić wszystkiego sam, choć nie ukrywam, było to zabawne. Saruhiko i Shizuo dalej siedzieli na dole o czymś rozmawiając, najpewniej o mnie.
Nie zastanawia cię dlaczego Shizuo dalej tu jest? Dlaczego ciągle z tobą wytrzymuje?
Zastanawia, ale Shizu-chan jak zawsze jest dla mnie nieodgadnioną zagadką. Tylko co zrobię, gdy już poznam jego powody? Czy na pewno chcę je znać?
Nic nie zrobisz. Wszystko potoczy się swoim torem, w książkach zawsze tak jest.- powiedział ktoś, kto siedział blisko mnie. Obróciłem głowę, lekko zaskoczony, że nie jestem sam w pokoju. Chociaż nie powinno mnie to dziwić, w moim stanie nigdy nie będę sam.
-Czego znowu chcesz. Naprawdę dałbyś sobie spokój z tymi dziwnymi gadkami. Przestań wierzyć w takie rzeczy i dorośnij trochę.-odpowiedziałem mu, odwracając wzrok od jego różowych oczu.
Ale ty jesteś. Dlaczego nie zaakceptujesz faktu, że Shizu-chan robi to z sympatii?
-Nie akceptuję kłamstw innych niż moje własne.- odłożyłem laptopa na bok i spojrzałem na Psyche, który przeniósł się na drugi koniec łóżka.- Poza tym z jakiej racji niby Shizuo miałby czuć do mnie jakąkolwiek sympatie.
Może ruszyło go serce, gdy zobaczył jak słaby jesteś- Hibiya jak zwykle musiał dorzucić swoje dwa grosze.  Zagotowało się we mnie.
-To nie jest sympatia. To litość. Litość wcale nie pokazuje, że jesteś dla kogoś miły. Okazując litość jesteś wyżej od osoby, której ją okazujesz. Jesteś silniejszy, jesteś ponad nią. Dlatego nie cierpię tego uczucia. Nie jestem słaby, nie trzeba się nade mną litować. Nie potrzebuję współczucia ani całej tej emocjonalnej gadki.
Ale jednak tak jest. Litują się, pomagają ci, co jest aż dziwne, patrząc na to ile zniszczenia zostawiasz za sobą.
-Chciałbym wiedzieć czemu.
Nagle po całym pokoju rozległ się śmiech. Ale nie taki zwykły, radosny. Ten śmiech niósł ze sobą falę grozy, przy której największemu chojrakowi zjeżyły by się włosy. Od razu wiedziałem, że ten niemal psychopatyczny śmiech nie niesie ze sobą nic dobrego.
Zmykajcie dzieci się bawić w piaskownicy albo gdzieś indziej, dorośli rozmawiają- powiedział, łapiąc za ramiona dwójkę moich klonów. Przeznaczenie. Chłopcy niemal podskoczyli pod jego dotykiem. Obrócili głowy w jego stronę. Psyche wyglądał, jakby miał zamiar wyzionąć ducha, a mały książę obrzucił go oburzonym spojrzeniem po czym odpyskował:
Byliśmy tu pierwsi. Idź sobie, nie strasz Psyche
Hibiya…-wydusił z siebie różowy i przylgnął do niego. Zupełnie jak dzieciak. Przyszło mi oglądać wzruszające serce sceny braterskiej miłości.
Pierwsi, ostatni, co to ma do rzeczy! Wyjazd stąd, on jest moją zabawką. Ruszać się albo porozmawiamy inaczej- to mówiąc wyciągnął z kieszeni pistolet. Odsunął się nieco od łóżka, Hibiya wstał zasłaniając sobą różowego.-Nie zrobisz tego.-I to on się kłócił, że sympatii nie ma? Coraz mniej zaczęła mi się podobać ta sytuacja. Poza tym… zabawka? Że ja? Wolne żarty.
Oh taki rycerski jesteś? W takim razie pójdziesz na pierwszy ogień-i nim zdążyłem otworzyć usta by im coś powiedzieć,  zakapturzony przestrzelił Hibiyi głowę. Krew bryznęła na pościel i Psyche. Padł na ziemię. Jego korona potoczyła się chwilę po podłodze, upadając kawałek dalej. Podkurczyłem nogi. To było takie… bezwzględne. Jego mina. Bez mrugnięcia, bez cienia emocji zabił drugą osobę. Nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa, serce waliło mi tak szybko jak nigdy, w szoku chyba nawet przestałem na chwilę oddychać. Różowy siedział bez ruchu wpatrując się z otwartymi ustami przyjaciela, który leżał teraz na ziemi w kałuży własnej krwi.
-Ups… Chyba mnie nieco poniosło- zaśmiał się i podrapał zakłopotany w tył głowy. Jednak na jego twarzy wciąż malował się ten wredny uśmieszek.- Chyba nie powinienem nosić ze sobą takich rzeczy-upuścił pistolet na ziemię, a przez ciszę jaka panowała w pomieszczeniu, dźwięk upadającej broni był nad wyraz głośny, ocucając nas z przeżytego szoku. Spojrzałem na Psyche. Cały się trząsł, miał szeroko otwarte oczy,  w których malował się gniew i strach. Zacisnął zęby, walczył ze łzami. On zaraz zrobi jakąś niepotrzebną głupotę, ale mimo zaistniałej sytuacji nie mówiłem nic. Pozostałem biernym obserwatorem, nawet jeżeli przed moimi oczami rozgrywała się tragedia. Nawet jeżeli na podłodze mojej sypialni leżał trup, a zabójca stał przede mną. Ciekawość dalszych wydarzeń i przerażenie nie pozwalały mi ingerować w sytuację.
J-jak...-wyszeptał po chwili Psyche, zaciskając ręce w pięści.
Hę?-bez większego zainteresowania spojrzał na przerażonego chłopaka. Chyba nie widział w nim potencjalnego zagrożenia.
J-jak mogłeś go zabić…- mówił powoli łamiącym się głosem. Przeznaczenie znów się zaśmiał. Nienawidzę tego śmiechu. Jest okropny, przeszywa moje ciał do szpiku kości.
Ostrzegałem. Nie żebym był jakimś bezwzględnym mordercą, ale nie lubię jak ludzie mnie nie słuchają. Denerwują mnie- mówił z cieniem uśmieszku na ustach. Ale żeby od razu do nich strzelać?! Nawet dla mnie było to znaczne przegięcie.
Psyche zaciskał zęby, łzy pociekły mu po policzkach, sięgnął do kieszeni kurtki. Nie… tylko nie on.
Nie…Nie miałeś prawa tego zrobić!- Wykrzyknął, wyciągając swój biały pistolet, ten sam którym kiedyś mi groził. Jednak zakapturzony szybko zareagował i w ostatniej chwili podniósł jego rękę do góry, przez co mój klon strzelił w sufit. Zaskoczony spojrzał na przeciwnika, który zaciskał dłoń na jego nadgarstku. Szybkim ruchem przekręcił jego rękę na plecy, przez co Psyche wykrzywił twarz w bólu. Stał teraz tyłem do wyższego. Przeznaczenie trzymał mały nożyk przy jego gardle. To koniec. Chłopak był przerażony, drżał, płakał, krzyczał, by tamten go puścił, ale cała ta histeria jeszcze bardziej nakręcała tego psychopatę.
A może jednak jestem takim bezwzględnym mordercą? Człowiek uczy się całe życie, co nie?
Wyciągnąłem rękę w stronę mojego klona.
-Psych…-nie zdążyłem wymówić jego imienia do końca. Skierował swoje ostatnie spojrzenie prosto na mnie.Te różowe, błyszczące oczy, pełne bólu i rozpaczy w ostatnich chwilach życia. Z tym swoich psychicznym uśmiechem i wzrokiem poderżnął niższemu gardło. Krew trysnęła na ścianę, na podłogę, na pościel. Gdy jego ciało przestał się ruszać, po prostu upuścił je na ziemię. Wszystko dotarło do mnie jakby z lekkim opóźnieniem. Gdy z rozumiałem, że Przeznaczenie zabił ich obu, że ich ciała leżą teraz w moim pokoju, że krew jest praktycznie wszędzie, że mam mokre oczy, że ten psychopata dalej stoi tutaj, patrząc się tym chorym spojrzeniem na swoje dzieło, ledwo powstrzymałem odruch wymiotny. Wychyliłem się za łóżko, zakrywając usta dłonią. Czułem, jak kropla potu spływa po moim czole. To się nie dzieje, nie może. Ciężkie buty napastnika sprawiły, że podłoga zaskrzypiała. Podszedł do mnie, a ja jak porażony odskoczyłem od niego, spadając z drugiej strony łóżka.
-Ej, słyszałeś ten huk?
Nie uciekaj-powiedział melodyjnym głosem- nic ci nie zrobię, jeszcze- zachichotał.
Spojrzałem w bok na ziemię. Widziałem rękę Psyche. Rękaw białej niegdyś kurtki, teraz zabarwiony na karmazynowy kolor. Byłem w takim szoku, że nie wiedziałem nawet jakie emocje okazać i czy w ogóle to zrobić. Spojrzałem na ich oprawcę. Siedział na krawędzi łóżka z założonymi jedna na drugą nogami i uśmiechał się, jakby czekając aż coś zrobię. Teraz do mnie dotarło. Zabił Hibiyę, zabił Psyche. Moje kolony, dwa odłamy mnie.
To tak jakbym widział własną śmierć.
Opanowałem drżenie własnego ciała, powoli podniosłem się z ziemi, podpierając się ściany, o którą zaraz się oparłem.
-Czemu to zrobiłeś- zapytałem, nie obdarzając go nawet spojrzeniem.
Już mówiłem. Nikt nie będzie wchodził mi w drogę, nikt nie będzie używał mojej zabawki. Nikt oprócz mnie nie ma do ciebie dostępu.-podszedł do mnie i pogładził mnie po ramieniu. Strząsnąłem jego rękę, na co on znów krótko się zaśmiał.
Ciągle zastanawiasz się dlaczego Shizuo się ciebie trzyma, dlaczego siedzi tam na dole, dlaczego zgodził się zamieszkać i cię pilnować?
-Tak… nie mogę o tym nie myśleć .
Ha ha ha ha ha ha
Nie sądziłem że jesteś aż tak mało spostrzegawczy! Przecież to oczywiste. Chce mi ciebie zabrać…
-W jakim sensie zabrać. Jeżeli ty też wyjedziesz z jakąś sympatią to chyba wyjdę z siebie i stanę obok, co w moim stanie jest bardzo możliwe.
Skończ pieprzyć od rzeczy, Orihara. Jaka sympatia!? To czysta nienawiść. Jesteście wrogami! Jak można nie wykorzystać okazji,  gdy twój największy wróg jest słaby!? Trzeba być skończonym idiotą. On tylko czeka. Czeka na odpowiedni moment żeby cię wykończyć.
Teraz to ja wybuchłem śmiechem, na co mój rozmówca nieco się zdziwił.
-Że niby Shizu-chan wymyśliłby taki plan? Nie rozśmieszaj mnie, on nie jest aż tak inteligentny. Polega na instynkcie, na sile, nie na zmyślnych planach i cierpliwości.
 Teatralnie przysłonił sobie twarz dłonią i pokręcił głową z pożałowaniem- Ci kolorowi idioci całkowicie przysłonili ci zdolność racjonalnego myślenia. Gdzie podział się dawny Izaya Orihara, sławny informator z Shinjuku?!
To też dobre pytanie…
-Słyszałeś to? Czy on z kimś rozmawia?
-Może mu odbija. Wyważmy drzwi.
-Nie lepiej poczekać.
-To nie oni. Oni nic nie zawinili. Zginęli na marne.
Oh, wielka strata.
W każdym razie pomyśl. Co jeżeli Shizuo naprawdę tak cię podchodzi? Zabije ci, a ty  nawet nie będziesz świadom co się dzieje. Widziałeś co zrobiłem przed chwilą-szarpnął mnie za bluzkę i rzucił na podłogę. Centralnie pode mną leżało zimne ciało Psyche. Naprawdę miałem ochotę teraz zwymiotować.-Nie wydaje się to wcale takie trudne, co nie? Ułamek sekundy i koniec. Życie ludzkie jest naprawdę kruche, a ty powinieneś wiedzieć to najlepiej. Nie mogę pozwolić na to, żeby Shizuo zabrał mi moją ulubioną zabawkę. Pozbędziemy się go. To nie takie trudne, widziałeś. Na twoim biurku leży nóż. Ten sam, który trzymałeś w dłoni już wiele razy. I ten sam, którym mierzyłeś w tą bestię wiele razy. Skoro ja potrafiłem to zrobić, to ty także. Jestem częścią ciebie, nie masz wyboru. Tym razem to Przeznaczenie rozdaje karty.
To koniec. Przegrałeś, Orihara.
-Shizu-chan jest tu bo mnie nienawidzi. Wykończy mnie. Ja nie chcę umierać. Nie w taki sposób. Nie bez walki.
-On naprawdę z kimś gada! Rozumiesz coś z tego?
-Nie. To jakiś bezsensowny bełkot.
Wstałem z ziemi. W kałużach krwi na podłodze, odbijały się promienie popołudniowego słońca. Chwilę zawahałem się nad chwyceniem noża, ale jednak to zrobiłem. Wtedy rozległo się pukanie, które jakby mnie otrząsnęło.
Zachowuj się normalnie. Jak wyczają że coś z tobą nie tak to koniec. Pasy bezpieczeństwa i koniec twojej wolności.-powiedział Przeznaczenie, nachylając się nad moim ramieniem.
-Tak?- odkrzyknąłem przez drzwi.
-Izaya, wszystko w porządku. Słyszeliśmy że z kimś rozmawiasz.-odpowiedział Saruhiko.
-Rozmawiałem przez telefon.
-Nie kłam, kleszczu. Twoja komórka leży w salonie na biurku- powiedział tym razem Shizu-chan. Taki cwany jesteś?
-Mam dwa telefony, więc…-nie dokończyłem, bo blondyn mi przerwał.
-OBA twoje telefony leżą na burku w salonie. Coś kręcisz, wyłaź stamtąd.
-A pro po telefonów, mój dzwoni. Muszę odebrać, Shizuo wyciągnij go z pokoju.
Saruhiko odszedł od drzwi? To nasza szansa.
-Izaya otwieraj albo wejdę tam na swój sposób- zagroził. Powoli sięgnąłem do klucza, otworzyłem drzwi. Shizu-chan stał naprzeciw mnie ze zniecierpliwioną miną.
-Co to za mina, Shizu-chan?- zapytałem, grając normalnego.
-To akurat moja kwestia. Wyglądasz okropnie, a siedziałeś tam tylko kilka godzin-zauważył. Zignorowałem jego uwagę. Zaciskałem dłoń na rękojeści noża. Musiałem wyzbyć się teraz jakichkolwiek myśli.-Wydajesz się jakiś nieprzytomny, chodź na dół- mówiąc to odwrócił się i zaczął schodzić po schodach. Szedłem tuż za nim, nóż trzymałem oburącz. Za mną szedł Przeznaczenie, rytmicznie zeskakując  ze schodka na schodek. Serce mi waliło, ręce lekko mi drżały. Gdy blondyn postawił stopę na ziemi, zrobiłem to. Pchnąłem nóż w dolne partie jego pleców. Patrzyłem jak materiał białego T-shirta nasiąka posoką. Wyciągnąłem ostrze, wbiłem je jeszcze dwa razy w inne miejsca. Sekundę później broń wypadła mi z rąk.
-Izaya, co ty…
Zrobiłem to, dźgnąłem go scyzorykiem, Shizuo, odwiecznego wroga. Powinienem się cieszyć prawda? Może zginąć. Shizuo, wreszcie… może umrzeć.
-Co mnie dźgasz po plecach, jesteś nieznośny…-odwrócił się w moją stronę bez większego bólu na twarzy. Był raczej zirytowany. Naprawdę…
-Naprawdę jesteś potworem… nic… nic nie czujesz?!
-Co mam czuć. Czuję jak jakaś nieznośna pchła dźga mnie po plecach jakimś… długopisem? Serio, nie masz co robić?
-Długopis?- spojrzał na mnie jak na idiotę. Może uszkodziłem mu jakiś nerw…-Przecież… Dźgnąłem cię nożem. Powinieneś się teraz wykrwawiać na podłodze, a nie rozmawiać ze mną.
Właśnie… nożem. Wszystko dotarło do mnie, czas nagle zwolnił. W filmach czasem jest tak, że jak głównemu bohaterowi coś się dzieje, czas zwalnia, dźwięki cichną. Mniej więcej tak się teraz czułem. Może ten mały scyzoryk to była moja jedyna broń, jedyne źródło bezpieczeństwa podczas walk, coś co dodawało mi pewności siebie. Ale nigdy nikogo nie dźgnąłem, nigdy nie zabiłem nikogo tak bezpośrednio.
-Zaraz… czyli chciałeś mnie zabić, ty podstępna kanalio! Pomyliłeś narzędzia zbrodni, haaa?- podniósł głos, chwycił mnie za koszulkę, ale jakoś nie kontaktowałem. Otrząsnąłem się dopiero gdy upadłem na ziemię, bolał mnie policzek, nade mną stał Shizuo z uniesioną pięścią, którą starał się zahamować Saruhiko. Powoli podniosłem rękę i dotknąłem policzka, bolało. Chyba zaczął puchnąć.
-Ja… mogłem cię zabić. Chciałem to zrobić. Przecież, zrobiłem to. Tam leży…-spojrzałem na lewo. Na ziemi naprawdę leżał długopis. Shizu-chan miał szczęście. Pomyliłem się. Chyba oszaleję.
-No tego zdążyłem się domyśleć- powiedział Shizuo, uspokajając się jakoś.- Co ci nagle odwaliło. Przecież było dobrze do tej pory. Prawie…
-Shizuo… czy możesz nas zostawić na chwilę samych?-poprosił Saruhiko, podnosząc mnie z ziemi.
-Taa…-rzucił i wyszedł z mieszkania, prawdopodobnie zapalić. 
Przez następną godzinę rozmawiałem z tym psychologiem. Znaczy… rozmową bym tego nie nazwał, raczej przesłuchaniem. Po prostu odpowiadałem na pytania. Niektóre. Naprawdę, nie jestem stworzony do rozmów o sobie samym. Trochę dziwna sytuacja. Jestem informatorem, wiem wszystko o wszystkich, mogę mówić o nich, mówić o ich uczuciach. Znam moich kochanych ludzi na pamięć, jak piosenkę, która non stop leci w radiu i ciężko jej nie zapamiętać. Ale zdziwił mnie fakt jak mało wiem o sobie. A raczej, o teraźniejszym mnie. Całe to szaleństwo przysłania mi racjonalne myślenie, zaczynam bać się następnych dni, bo nie wiem do czego jestem zdolny. Opowiedziałem Saruhiko o tym co się zdarzyło w sypialni. O tym co widziałem, o tym co prawdopodobnie dalej leży na podłodze. Dalej mam w głowie obraz tamtej zbrodni, moja wyobraźnia odtwarza tamten moment jak film, który zaciął się w najgorszym momencie. Czuję się zmęczony tą paranoją. Po kilkudziesięciu pytaniach Saruhiko uznał, że wie już wystarczająco dużo, żeby jakoś zaradzić aktualnym symptomom schizofrenii. Poszedł do kuchni, żebym nie słyszał jego rozmowy. Ale myślę, że nawet jakby  rozmawiał zaraz obok mnie, to bym nie słuchał. Jedyne czego teraz chciałem, to pójść spać, nawet jeżeli było gdzieś koło szóstej.
-Ogarnij się Izaya, wychodzimy- zarządził, gdy wrócił. Przyprowadził też Shizusia.
-Gdzie?- zapytałem. Nie specjalnie chciałem wychodzić na zewnątrz. Znów będę obserwowany, a ja nie cierpię tego cholernego uczucia bycia prześladowanym.
-Do szpitala. Przepiszę ci leki- powiedział, zakładając marynarkę.
-To psycholodzy mogę wypisywać recepty?- zapytał zdziwiony Shizuo.
-Jestem psychiatrą, więc kto mi zabroni. Izaya, serio rusz się, też mam życia a nie tylko ciebie- powiedział zniecierpliwiony.
-Ale Shinra mówił, że…-zacząłem zdzwiony.
-Shinra nigdy nie słuchał, jak się do niego mówiło- zaśmiał się. Chyba przypomniał sobie lata studiów czy coś. Na chwilę wydał się jakiś rozmarzony.
-Super, to wy jedźcie, a ja mam wreszcie chwilę dla siebie- powiedział Shizuo zadowolony.
-Wybacz, że cię rozczaruję, ale jedziesz z nami. Nie mam tyle czasu, żeby go potem odwieść, a po tym co dzisiaj chciał ci zrobić, nie mogę pozwolić na to, żeby sam chodził po mieście- wyjaśnił stanowczo. Obaj rozumieliśmy sytuację.
Wyszliśmy w trójkę z mojego apartamentu , okazało się że Saruhiko ma samochód, więc nie było problemu z transportem. Mi to pasowało. Nikt się nie patrzył na mnie, nie śledził, nie wchodził mi do głowy. Za to Shizuo nie był aż tak zadowolony jak ja. Wręcz przeciwnie, siedział cały poirytowany, podparł brodę na ręce i z wielką fascynacją oglądał to co jest za oknem. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Tak jak sądziłem- psychiatryk. Nie cierpię tego miejsca, złe wspomnienia, złe odczucia. Chociaż musze przyznać że zmieniło się tu przez te 10 lat. Jest tak ładniej, wreszcie wygląda to normalnie, a nie jak żywcem wyjęte z horroru. Ściany nie są już trupio blade, mają pomarańczowe akcenty. Podłoga nie jest kafelkowa, przypomina bardziej jakąś matę. Chyba przeprowadzili tu jakiś generalny remont. Zostałem zarejestrowany jako psychiczny i posadzili mnie w poczekalni razem  z Shizusiem i musiałem czekać aż się ogarną z lekami. Saruhiko gdzieś zniknął, więc teraz siedzieliśmy w dwójkę na Izbie przyjęć. Żyć nie umierać po prostu.

Chce iść do domu, chcę się umyć i iść spać, i mam gdzieś że jeszcze nie dostałem tych pieprzonych leków!
-Ile jeszcze mam tu niby czekać- burknąłem, zjeżdżają nieco z krzesła w poczekalni.
-Racja mogliby się jakoś sprężyć. Przecież to są tylko tabletki. Nie mogą znaleźć czy co?- Shizuo też był już zdenerwowany tym czekaniem. Nie winię go. W końcu nie jest tu ze swojej własnej woli.- Chcesz iść spać?- zapytał. Spojrzałem na niego zaskoczony.
-Skąd wiesz.
-Wyglądasz na zmęczonego- zauważył. Faktycznie, oczy niemal same mi się zamykały. Wstałem i podszedłem do rejestracji. Tam powiedzieli mi, że mam poczekać jeszcze chwilkę, bo mieli jakieś wielkie zamieszanie i dopiero teraz się uspokoiło. Nie wiem o co mogło chodzić. Może jakiemuś pacjentowi odwaliło albo coś. Wróciłem na krzesło, opatuliłem się kurtką. Jakoś chłodno tu mieli. Shizuo pisał do kogoś sms.  Obstawiałbym Kasuke. Spojrzałem na zegarek na ścianę. Dochodziło wpół do dziewiątej. Oparłem się wygodniej i chcąc, nie chcąc, zasnąłem.
-Izaya, wstawaj pchło- to były pierwsze słowa po przebudzeniu. Otworzyłem oczy i podniosłem się. Okazało się że ostatnie 15 minut przespałem na ramieniu Shizu-chana. Że też mnie nie zrzucił. Dostałem leki i wyjaśnienie, kiedy mam je brać, wyszliśmy ze szpitala, poszliśmy na stację metra.
-Boże, wreszcie- odetchnął Shizuo, siadając koło mnie. Kilka minut i jesteśmy w domu.
-Nienawidzę szpitali- powiedziałem, obracając w dłoniach pomarańczowy słoiczek z tabletkami.
-Oh, więc nie tylko ja dostąpiłem zaszczytu nienawiści od ciebie- zaśmiał się pod nosem.
-Nie czuj się aż tak wyjątkowy, Shizu-chan- upomniałem go.
-To co, miałem rację- powiedział po chwili ciszy. Akurat była nasza stacja, więc wysiedliśmy i skierowaliśmy do mnie.
-W jakim sensie?- kontynuowałem.
-Poszedłeś do szpitala- zapalił, sądząc po minie, bardzo z siebie dumny. Prychnąłem w odpowiedzi. No i teraz przyszło mi brać psychotropy, genialnie. Spojrzałem w niebo. Było chłodno i ciemno, lubię miasto o tej porze. Było zupełnie inaczej niż w dzień. Mniej ludzi, więcej świateł. Było już na tyle chłodno, że widziałem swój oddech.
-W ogóle, Shizu-chan, czemu nie nosisz swojego barmańskiego stroju?-zagadnąłem go. W sumie teraz zauważyłem, że nie ma go na sobie codziennie.
-Noszę go tylko do pracy- odpowiedział. Hmmm zawsze myślałem, że ten kretyński strój jest jego codziennym. Ile można się dowiedzieć o człowieku, tylko z nim mieszkając.
Doszliśmy wreszcie do domu, otworzyłem drzwi, zapaliłem światło. Po dzisiejszych wydarzeniach nie miałem najmniejszej ochoty spać w sypialni. Jednak opcja kanapy również nie wyglądała zbyt zachęcająco. Postanowiłem powalczyć ze strachem. Po prysznicu, poszedłem do siebie. Rezygnując z dobroci, jaką jest kolacja, udałem się prosto do spania. Jednak nim otworzyłem drzwi, coś mnie zatrzymało. A dokładniej, moja ręka zatrzymała się w połowie drogi do klamki. Przeszedł mnie dreszcz. Nie chciałem tam wchodzić, nie chciałem znów oglądać tego wszystkiego.
Czułem się jakbym tonął.
Nie wiedziałem co mnie czeka za drzwiami. Mogłem otworzyć je i zobaczyć moje łóżko, biurko, laptop na szafce nocnej i okno naprzeciwko drzwi. Ale mogłem też wejść i zobaczyć dwa zakrwawione trupy w przestrzeni między biurkiem i łóżkiem, więc naprawdę alternatywa super. Naprawdę nie miałem ochoty na ten widok. Wtedy w magazynach w zupełności mi wystarczyło.
 Wszystko zrobiło się czarne. Wielka, czarna przestrzeń. Tylko ja, drzwi naprzeciw mnie i jedna osoba za mną. Czułem że ktoś tu jest. Że z uśmiechem stoi oparty o regały i czeka na mój ruch. On wie co tam jest,  ja nie wiem.
Otworzyć
Czy
Nie
Otworzyć
Czy
Nie
Otworzyć
Czy
-Co tak sterczysz przed tymi drzwiami- zapytał nagle Shizu-chan. Szybkim, nawet zbyt nagłym, ruchem odwróciłem głowę w jego stronę. Stał na schodach, opierając się ręką o ścianę.- Coś nie tak?
-Nie, nie wszystko w porządku- zaprzeczyłem nazbyt energicznie. Źle, znów panikuję.
-Na pewno? Co ty, nie mów że teraz nawet do własnej sypialni się boisz wejść- zażartował.
-Pff, śmieszny jesteś, Shizuś- odpowiedziałem i spuściłem głowę. Jednak po chwili, sam nie wiem dlaczego, dodałem.- Tak.
Shizuo opamiętał się i spojrzał na mnie poważniejszym wzrokiem.
-Możesz powtórzyć?
Nie wiem, dlaczego mu to powiedziałem. Może oczekiwałem, że on sprawdzi, co tam jest? Że otworzy te drzwi za mnie, że pozwoli mi się upewnić, co czeka mnie w mojej własnej sypialni? Podświadomie oczekiwałem jakiegoś wsparcia.
-Boję się tam wejść- odpowiedziałem dalej ze spuszczoną głową. Właśnie dzisiaj, właśnie w tej chwili, powiedziałem Shizuo Heiwajimie, że się boję.  Łapcie za parasole ludzie! Niebo się wali.*
-Dlaczego- dopytywał. Jakby nie mógł po prostu otworzyć tych pieprzonych drzwi!
-Po prostu. Coś się tam dzisiaj wydarzyło, boję się sprawdzać, czy dalej jest tam tak, jak opuściłem to miejsce.- przyznałem szczerze.
-Okeeej… Mam je otworzyć?
Otrząsnąłem się. Więc jednak Shizuo jest w stanie to zrobić. Bystra bestia. Po chwili zastanowienia pokiwałem głową na znak zgody. Słyszałem chichot. Ten jeden, jedyny złowieszczy chichot. Wryło mnie w ziemię, plecy oblał zimny pot. Zamknąłem oczy, gdy Shizuo otworzył drzwi.
-Widzisz? Nic nie ma-powiedział. Ta, dla ciebie nigdy nic tu nie będzie. Powoli otworzyłem jedno oko, serce znów waliło mi z szaleńczą prędkością. Jak tak dalej pójdzie to skończę zawałem.  Faktycznie, nic tu nie było. Wszystko wyglądało normalnie. Bez ciał, bez krwi. Moja sypialnia, pogrążona w ciemności.
-Mhm… masz rację- potwierdziłem, nie patrząc na niego. Czułem, że mój obserwator był bardzo niezadowolony z obrotu spraw.
-No, to dobranoc- powiedział Shizuo i miał zamiar schodzić na dół, ale gdy odstąpił mnie o krok poczułem znów tą dziwną palę chłodu, strachu. Jakbym balansował na linie, sto metrów nad ziemią. Szybko ruszyłem za nim i zatrzymałem go, ciągnąc za tył koszulki. Oparłem się czołem o jego plecy. Jestem beznadziejny. Słaby. Zdesperowany. Wystraszony. Niestabilny. I tylko jedna osoba zabiera te wszystkie uczucia ode mnie. Tylko tej jednej osoby, nienawidzę najbardziej na świecie. Tylko tej jednaj osoby teraz potrzebuję.

-Czy… możesz zostać?





____________
*cytat z "Love Blind Eyes"-rozdział 2 od thirteen- forty-two. 


21 komentarzy:

  1. Haru skarbie :D
    Jako, że dopiero co wróciłam z nad morza na pewno przeczytam i skomencę... później :D
    A teraz ogłaszam iż mianowałam Cię do Nagrody Libster Awards !!! Yay!
    No przecież wiem, że się cieszysz C:

    Pozdrowionka Nanako :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaa.... Bym zapomniałą!
      Po więcej informacji zapraszam na mojego bloga :
      http://who-will-say-me-sweet-dreams.blogspot.com/

      Usuń
    2. Boże, znowu ten łańcuszek, jebnę chyba.

      Usuń
    3. :P
      Tak, wiem, że jesteś mi wdzięczna :D
      To mój dowód miłości xD
      Niewdzięcznica :P

      Usuń
  2. Taki ten rozdział był fajny~ Nie mogę się już doczekać następnego. Wzruszyłam się na końcu. A Shizuo to faktycznie bystra bestia. Jednak coś mu się czasami udaje. I to nie tylko nakopanie ludziom, ale i wpadanie na wspaniałe wnioski. Normalnie wielki plus dla niego~ Co tam jeszcze? Ten przeznaczenie mnie wkurza. I jak mógł zabić przesłodkiego Psyche? (który również potrafi być psychopatą, ale kogo to obchodzi) Mam nadzieję, że Shizuo będzie spał razem z Izayą i... No. ^-^'' A tak się pochwalę, że od razu wiedziałam skąd jest ten cytat. Mogę się nawet przyznać, że sama to tłumaczyłam. Ale nigdzie nie publikowałam, bo tak naprawdę tłumaczenia nie skończyłam. To takie wakacyjne lenistwo, także nikt nie może mi mieć tego za złe. A tak, co do ich przepływu, nie robię nic ciekawego. A tobie jak lecą wakacje, kochana?
    Czekam na ósmy. ^-^ Ach, fajny nagłówek. =w=
    A jakie następne będzie opowiadanie po tym, tak się zapytam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to ja - Kanra-san. Tylko z innego konta, bo na tamto zapomniałam hasła. Okropne, prawda? O.o

      Usuń
    2. Następne hmmmm no będzie, ciekawe powiem xD Mam plan na opowiadanie na podstawie jednego filmiku z Yt :3 ale to się tak szybko nie skończy, nie spieszy mi sie xD
      O, tłumaczyłaś? rany, już myślałam że jesteś zaginioną tłumaczką LBE :C Jak masz gdzieś na kompie możesz mi wysłać na maila to co przetłumaczyłaś :3 Poczytam sobie xD
      lol zapomnieć hasło to fakcztnie słabo D: niecierpię tego

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że wciąż z Durarara, bo powiem ci szczerze, że ostatnio takie opowiadania stały się moją miłością. Oczywiście, kocham nadal książkowego Jacka Reacher'a, bo gość jest taki zajebisty~ Lee Child powinien nadal pisać z nim książki. Które polecam, oczywiście.
      Nie, to nie ja. Ale tłumaczyłam dla siebie. Jeżeli znajdę to w tym całym bałaganie, kiedyś ci wyślę. Mam też chyba przetłumaczone ze dwa rozdziały nowelki Drrr, o ile się nie mylę. ^-^
      Taak... Zdarza mi się często.

      Usuń
    4. Durarara jak najbardziej :D chce dodać do fandomu cos wiecej niz monotonną gonitwy i dziki seks w zaułkach xD poza tym strasznie kocham Shizaye, dlatego mozna sie spodziewać właśnie takich opowiadań, bo mam pomysłów wiele, ale lenistwo je chyba przewyższa xD albo moze nie lenistwo, co słaba koncentracja. Jakbym miała do dyspozycji biały, pusty pokój, kartkę i dlugopis i miałabym napisać rozdział to na 110% rysowalabym jakies bazgroły na marginesie kartki a potem na ścianach xD także ten xD
      Autora nie znam ale moze sie zapoznam :)

      Usuń
    5. Powiem ci szczerze, że liczyłam na gonitwy i dziki seks w zaułkach. Podziwiam ci, że chce ci się to opisywać. Ja ostatnio straciłam wszystkie chęci. A co do tego pokoju... Ja bym poszła spać. Serio XD
      Polecam, Kanra. ^-^

      Usuń
    6. Chce mi się, chce xD Uważam że to jest o wiele ciekawsze, niż własnie takie gonitwy. Jasne nie mam nic przeciwko, ale ile można wałkować w kółko to samo, zwłaszcza że takie ficki to zazwyczaj są one shotami i tak właściwie nei mają większej treści do przekazania.

      Usuń
    7. One są jakieś lekkie, bo nie trzeba się skupiać. Właśnie dlatego lubię one-shoty. Twoje opowiadania jakoś mają sens, ale po prostu czytanie ich to istna przyjemność. Nie wymaga ode mnie większego wysiłku, bo to normalnie jest coś wspaniałego. Moim nowym obowiązkiem jest komentowanie. ^_^

      Usuń
  3. Ohayo Haru - chan~! ♥
    Robię Ci wjazd na bloga mimo, że teraz gramy w Osu! xD No w każdym razie do rzeczy. Jak czytam to Twoje opowiadanie to aż ciary przechodzą O-o Czuć te wszystkie emocje. Najstraszniejszą sceną jak dla mnie była ta właśnie z zamordowaniem Psyche i Hibiyi :0 Boże.. strach się bać.
    A potem jak wrócili do domu i Iza Iza bał się wejść do pokoju.. to było takie urocze ♥
    Nie wiem co napisać, bo zaraz gramy, a nie mam tyle czasu..

    Pozdrawiam~! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. http://skrzydla-wolnosci.blogspot.com/


    SnK. Gdybys była zainteresowana.


    wrócę ze spamem. czekaj bejb

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + 2 rozdział ślepej prawy na sasayaku~


      wrócę jeszcze dzisiaj.

      Usuń
    2. niew rocilam jeszcze dzisiaj, ale wrocilam ;_; weź mnie zabij, internety mnie nie kochają
      oh no kurwa to juz 7 rozdzial ♥ tyle segzu ;_;
      shizu chan jest pojebany jak ty izaya, weź lepiej nie kombinuj tylko ić na dzikie segzy w krzakach ;_; potrzeba mi yaoica. bardzo. i psyche jest spostrzegwaczą bestią. hibiya moze zdechnąc, nie lubie go.
      "Nie akceptuję kłamstw innych niż moje własne: oh kurwa izaya chyba jesteś lekko nie fair ale ok xD i tak cie kocham ♥
      tak, zdecydowanie schizofreniczne rozmowy izayi sa super ;-; jaram sie ♥
      jaki on mondry XD i jaki niezdecydowany. to naprawde dosc smutne
      "To koniec. Przegrałeś, Orihara." - jara mnie jak ktoś zwraca sie Orihara do Izayi. orgazm ♥
      "-Zaraz… czyli chciałeś mnie zabić, ty podstępna kanalio!" BRAWO ZA SPOSTRZEGAWCZOSC SHIZU XDDDD tenf acet mnie dobija, dobrze z etak trudno go zabic ♥
      saruhiko.mnie.wpienia.won.do.piekla.kurwo.wsciekla DX
      oh kurwa izaya przyznal ze sie boi ;_; awwwwwwwww / instynk macierzysnki mode on / awwwwwwwwwwww shizuuu bron swoje ukeee ;-;
      ... #$@%^&*(&^%$#@%^&*(&^% TAK.SHIZU.ZOSTAN.CHCE.SEGZY.TAK ♥


      no i o zajebiscie, o wiele lepiej niz 6 :D Blakc jest dumna ;-; ♥♥♥

      Usuń
  5. Zajebisty rozdział :)
    Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, Haru... Co to było?
    Musiałam wstać i przejść się po całym mieszkaniu, żeby w ogóle jakoś zebrać myśli po tym. Nieogar konkretny.
    Dobra, to może jakoś po kolei...
    Generalnie to coraz bardziej podoba mi się opis schizofrenii. Znaczy się: od początku mi się niesamowicie podobał i wgl. Ale chodzi mi o to, że od ostatnich rozdziałów, kiedy ta choroba się już powoli pogłębia i rozprzestrzenia (szczególnie, że Izaya tego jakby nie leczy) wszystko wygląda po prostu tak... realnie. Dokładnie tak zawsze wyobrażałam sobie schizofrenie. Np. ten element, kiedy Izaya pomylił nóż z długopisem czy niewychodzenie z pokoju. Albo! Jednym z moich ulubionych momentów w tym rozdziale był ten, kiedy ,,pan Przeznaczenie'' (którego tak btw. uwielbiam xD) przekonywał Izayę, że Shizuś jest zły i chce go zabić. Po prostu były wtedy tak niezwykle okazane te urojenia, że... nie mogę, serio. Wszystkie uczucia, schizy, halucynacje, nieogarnięcia, cała choroba jest wręcz idealnie opisana. A emocje Izayi doskonale się zgrywają z tym, jednocześnie zachowując jego charakter. To jest piękne *_*.
    I wgl. pomimo wszystko: CZEMU TY MI ZABIŁEŚ PSYCHE?! Odwal się od tego uroczego psychopaty! Idź się pobaw kimś innym x.X
    Tak poza tym ostatnia scena: Aww, kocham takiego przestraszonego, zagubionego Izayę. I Shizuo, który się patrzy i: ,,no ale, o co chodzi?''. I wgl. podziw, że przedstawiłaś tak prozaiczną czynność, jak otworzenie drzwi, jako coś cholernie strasznego, przerażającego, co wymaga pomocy i wywołuje lęk. Shizuś obroń Izayę ;c
    ,,Niestabilny'' - to dobre określenie nie tylko osób ze schizofrenią, to doskonale odnosi się również do samego Izayi. Bo on jest taki... niby silny, pewny siebie, ,,jam jest Bóg'', bezpośredni, wie czego chce, ale tak na dobrą sprawę, co się stanie, gdy w końcu coś się mocno spieprzy? Gdy jego twardy charakter albo charakter, który uznaje za swój, którym się zakrywa, nagle przestanie mieć znaczenie? Gdy nie wytrzyma i się załamanie. Tak w sumie sobie myślę, że dodanie Izayi do schizofrenii to był zajebisty pomysł. Szczególnie, że on nosi mnóstwo masek, a w miejscu gdzie rzeczywistość ściera się z fikcją, te wszystkie maski rozbijają się. Waaw, brawo, podziw i ogólnie szacunek za ten niesamowity ff.
    Tak nawiasem, to tak bardzo mi się podoba motyw tłuczonego szkła. Spójrz sobie na tytuł ff albo bloga, przez ciebie wielbię lustra xD
    Ogólem to przepraszam też za tak późny komentarz, ale internet mnie nie lubi x.X
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. sasayaku skończyło roczek i z tej okazji dodałam 15 rozdział PP (więcej informacji w notce odautorskiej)~

    OdpowiedzUsuń
  8. Łoł...coś czuję, że moja psychika bardzo ucierpi na tego typu opowiadaniach o.o Bałam się co będzie za drzwiami, razem z Izayą, o lol. o.o I nie wiem czemu, miałam takie dziwne uczucie, jakby mięli zamknąć Izayę w tym psychiatryku, mimo, że wiedziałam, że chodzi o danie mu tabletek. :/
    Shizu-chan, jak z ciebie chojrak :P No, no przewidziałeś, że Izaya pójdzie do szpitala i poszedł do szpitala lul *o*
    No, dobra...późno jest, mózg mi nie pracuje, idę spać.
    Pozdrawiam i kolorowych~

    OdpowiedzUsuń
  9. Wybacz lakoniczność mojej wypowiedzi: to jest zajebiste (a to bardzo rzadko się zdarza).

    OdpowiedzUsuń