Muszę się nauczyć pisać jakieś weselsze rzeczy. Cześć wszystkim! *pusta sala* yy tak, to może poczekamy jeszcze pięć minut *skrzek mikrofonu* och, ups, sorki hehe, już zapomniałam jak to ustrojstwo działa *widzi jedną osobę przemykającą na tylnich siedzeniach* !!! no, więc jesteśmy w komplecie.
Ale tak serio. Naprawdę was przepraszam.
A dzisiaj prezentuję coś nad czym już jakiś czas pracowałam, one shot, który jest przede wszystkim dedykowany Aiko Hori, której obiecałam prezent na polepszenie weny i przynętę na jej wewnętrznego Izaye, żeby wrócił. Taś, taś Izayasz ♥ Dodatkowo piosenka przywołała moje dwa dawne pomysły, których nie umiałam zrealizować osobno, a weszły tutaj i jest pięknie ♥ Uprzedzam, to jest strasznie smutne, naprawdę,jak to pisałam wczoraj o 3 to nie byłam w stanie skończyć, bo myślałam, że ryknę. Angsty to mój klimat, ale tym razem przeszłam samą siebie. Polecam czytać wieczorem/ w nocy dla lepszego efektu. I lepiej zgarnijcie jakieś chusteczki, mogą się przydać.
To jest historia alternatywnej przeszłości Shizuo i Izayi, więc zanim wyjedziecie z tekstem, że poza kanonem postaci to poczekajcie do końca, bo tu jest wszytko ładnie wyjaśnione *wink* Zapraszam od słuchania, czytania, komentowania i do zobaczenia(mam nadzieję że wkrótce z LAD, bo wróciła mi jazda na JeanMarco i się hardo biorę za tłumaczenie)
Piosenka: James Bay - Hold back the river
opcjonalnie playlista: Lovers in the dreamscape
Hold back the river
No dalej, Shizu-chan. Wstawaj.
Nie mów, że się poddałeś. Ja ciągle tu stoję, więc wstawaj! Jeszcze nie
skończyliśmy, nie teraz, nie w tym
momencie. To był zły ruch, jednak według szachowych zasad dotknięty pionek musi
się ruszyć. Zmieńmy więc zasady. Cofnijmy pionek, cofnijmy ten ruch. Siądźmy
raz jeszcze do tej niekończącej się partii szachów, ustalmy zasady raz jeszcze,
bo być może i w tej rundzie będzie można
się cofnąć.
***
Gdyby ktoś mnie kiedyś zapytał,
czy umarłbym za kogoś, pewnie wyśmiałbym go. Gdyby kazano mi nie zadzierać z
przeznaczeniem, zrobiłbym to nie raz. Dawny ja nigdy nie chciałby żegnać się z
życiem za szybko, jednak teraz tak naprawdę już wszystko mi jedno. Chętnie
rzuciłbym się pod pociąg, podciął sobie żyły, utopił się w wannie czy też
tradycyjnie strzelił sobie w łeb, ale nie mogę. Nie ważne jak bardzo będę
zmęczony, nie mogę się jeszcze poddać, nie dziś. Ponieważ dziś to znów ten
dzień. Dzień, w którym nie mogę pozwolić ci umrzeć.
Tried to keep you close to me,
But life got in between
But life got in between
Wagon metra był wyjątkowo pusty.
Zdziwiło mnie to, bo w godzinach porannych nie da się tu nawet chwycić
barierki, a co dopiero usiąść. Czyżby dzisiaj nastąpiła jakaś zmiana? Och, ile
ja bym dał za zmianę, przecież to już się zaczyna robić chore! Zawsze to samo.
Za każdym razem, gdy rzeczy zaczynają się między nami układać wszechświat
postanawia wywrócić nasze życie do góry nogami. Właściwie moje życie, bo ty i
tak nie będziesz nic z tego pamiętał. Starałem
się trzymać cię blisko siebie, ale to tylko pogarszało stan rzeczy. Życie weszło nam w drogę.
Czas nie jest wartością
fizyczną, nie można go dotknąć czy dogonić. Ludzie starają się mierzyć go za
pomocą zegarków, ale nikt nigdy nie był w stanie naprawdę go uchwycić, nie
można go zamknąć w małym pudełku ze wskazówkami. Nie wiesz o tym, tak samo nie
masz pojęcia jak wiele nauczyłem się o czasie, Shizuś.
Czas w każdą stronę działał na
naszą niekorzyść, na moją niekorzyść. I nie mówię tu o kolejnym spóźnieniu na
lekcję, od których roiło się w mojej rubryczce w dzienniku, ale o tym, co może
stać się w każdej chwili. Powiedz mi, co tym razem? Ciężarówka? Dach? Schody?
Przypadkowo napotkany nożownik? Na co mam się przygotować? Drzwi metra
otworzyły się na stacji Ikebukuro, więc wyszedłem i skierowałem się schodami w
górę.
- Izaya?
Z zamyślenia wyrwał mnie twój
ciepły głos. Stałeś naprzeciwko wejścia do metra i spoglądałeś na mnie tymi
złotymi oczami. To zabawne, że uznawałem je za złote, mimo tego że w
rzeczywistości były brązowe. Tak bardzo ceniłem twoje spojrzenie. Ale to nie
był czas na to. Jeżeli chcę, by te oczy nie musiały się dzisiaj zamknąć, muszę
działać.
- Hej, wybacz, śpieszy mi się!
Bez żadnej reakcji na twoje
kolejne zaczepki, przebiegłem obok i za trzy kroki skręciłem na pasy, ruszając
w stronę Rairy. Zawsze w momentach twojej śmierci byłem tam, więc może lepiej
będzie cię przez jakiś czas unikać?
Tried to square not being there
But it's there that I should've been
But it's there that I should've been
Przez cały dzień ukrywałem się
przed tobą, a ty szukałeś mnie bez wytchnienia, żądając wyjaśnień. Twojej
frustracji, spowodowanej niewiedzą, uległy dwa śmietniki i automat na ostatnim
piętrze… no, teraz już na parterze. Dobrze, że byliśmy w innych klasach, ale
gdy już zdarzyło się, że wpadliśmy na siebie na korytarzu, szybko wywijałem się
jakąś tanią wymówką. Wybacz mi, Shizuś, to dla twojego dobra.
Jednak w ostatecznym rozdaniu
moje starania nic nie dały. Podczas przerwy na lunch w szkole wybuchło spore poruszenie,
dziewczyny i nauczyciele zbiegali spanikowani na wewnętrzny dziedziniec,
chłopcy przeklinali pod nosem, również kierując się na dół. Nie musiałem iść za
nimi.
- Izaya, Izaya, coś potwornego
się stało! – do klasy wpadł zmachany Shinra. Rozczochrane włosy i przekrzywione
okulary, sapał, próbując złapać oddech, by przekazać resztę wiadomości. Pewnie
przybiegł z dołu, by mi o tym powiedzieć, bym nie był sam, gdy dowiem się, że
człowiek, którego kocham nie żyje. Och, Shinra, gdybyś tylko wiedział…
- Shizuo on… barierki dachu
pękły… t-tyle krwi – roztrzęsiony próbował złożyć sensowne zdanie. Mimo
wszystko poczułem w gardle ogromną, duszącą gulę i wcale nie było to drugie
śniadanie. Od jakiegoś czasu nie jem prawie nic, nie jestem w stanie. To znowu się stało, mimo tego, że próbowałem polepszyć sytuację nie będąc tam.
Podszedłem do Shinry i położyłem
mu dłoń na ramieniu. Shinra starał się grać twardego, ale pod moim dotykiem
rozkleił się zupełnie i objął mnie, pogrążając nas obu w smutku i rozpaczy. Ale
moje oczy już od dawna tliły się puste i suche?
Powiedziałem sobie, że nic złego
nie powinno ci się stać, jeśli nie będę się koło ciebie kręcił. Myślałem o
sobie jak o złym fatum, krążącym nad mitycznym bohaterem, by nieuchronnie
zgubić go na sam koniec podróży. Ale fatum nie byłem ja, to był czas. Czas,
który działał na moją niekorzyść i wkrótce się dowiem w jaki sposób, a dziś
przynajmniej wiem, że to tam przy
tobie jest, gdzie powinienem być.
Hold back the river, let me look
in your eyes
Hold back the river so I
Can stop for a minute and be by your side
Hold back the river, hold back
Hold back the river so I
Can stop for a minute and be by your side
Hold back the river, hold back
Za parę chwil krajobraz wokół
zaczął się zmieniać. Od ludzi i przedmiotów powoli odłączały się cząsteczki,
świat rozmazywał się, porzucając swoje kolory i kształty na rzecz świetlistej
bieli. W mgnieniu oka z ziemi robiła się nicość, do której wstęp miałem tylko
ja. Stałem po kostki w połyskującej wspomnieniami rzece. Pobyt w nicości pokazał mi płynny czas –
rzekę wspomnień, zbudowaną przez los. To dość zabawne, prawda? Czas powinien
być dynamiczny, wspomnienia, zasuszone w naszej pamięci, są przeszłością,
odeszły, nie są ani trochę żywe. Więc dlaczego to one tworzą rzekę czasu?
Za moment wraz z prądem rzeki
przypłynąłeś ty, Shizuo. Nie podejmowałeś żadnych akcji, nie otwierałeś oczu.
Leżałeś utopiony we własnej krwi, która powoli spływała i mieszała się z wodą
rzeki. Jedyne, czego pragnąłem w tych ulotnych chwilach było to, by zatrzymać rzekę i spojrzeć w twoje oczy,
Shizu-chan. Jednak nie otwierałeś ich, leżąc pod moimi stopami martwy i
nieistniejący.
- JAK DŁUGO MUSZĘ TO JESZCZE
ZNOSIĆ! – krzyknąłem, ale w tej pustce mój krzyk pozostawał głuchy, bez echa i
odzewu. Mogłem krzyczeć, płakać i skomleć jak pies, ale nikt nie przyszedłby na
pomoc tragicznemu bohaterowi jakim jestem.
Zatrzymać rzekę. Jedyne czego chciałem, to zatrzymać rzekę, by móc, chociaż na chwilę, zatrzymać się w tej szaleńczej walce z czasem i pobyć przy twoim boku.
Wyciągnąłem cię z rzeki, kładąc
sobie twoją głowę na kolanach i gładząc cię po włosach.
- Gdybyś tylko mógł otworzyć oczy,
gdybyś tylko mógł usłyszeć mój głos – mówiłem, ale w tej pustce nie słuchał
mnie nikt. Nie przedzierał jej żaden głos, nawet rzeka płynęła bezszelestnie.
Moje zmysły wyostrzały się, tworząc swoje własne doznania dźwiękowe, by do
mózgu dotarły jakieś bodźce. Kontrolowana schizofrenia występująca za każdym
razem, gdy przestawałem się odzywać.
Zatrzymać rzekę. Czy to pomoże? Czy wtedy umrzemy wszyscy i całe to
piekło wreszcie się skończy? Co muszę zrobić, by zatrzymać rzekę?
Once upon a different life
We rode our bikes into the sky
But now we caught against the tide
Those distant days all flashing by
We rode our bikes into the sky
But now we caught against the tide
Those distant days all flashing by
A jeszcze niedawno było zupełnie
inaczej, chociaż ciężko określić czas, gdy ciągle się go cofa. Pamiętam, jak pewnego dnia za „innego życia”
zasiedzieliśmy się w szkole. Wszyscy uczniowie już dawno poszli do domu, tylko
my dwaj siedzieliśmy w klasie dopóki niebo nie zaczęło przybierać czerwonych
barw. Spałeś z głową na ławce, a ja siedziałem obok i grałem w jakąś durną
gierkę na twoim telefonie, chociaż zawsze zabraniałeś mi go dotykać. Znałem
hasło, a przecież nigdy mi go nie podałeś. Ustawianie swojej daty urodzin nie
jest najlepszym zabezpieczeniem głuptasie.
Zaczynałem się już trochę
nudzić, więc postanowiłem cię obudzić. Najśmieszniejsze z całej tej sytuacji
było to, że mimo tego, że na powitanie pocałowałem cię w czoło, ty bardziej
przejąłeś się tym, że mam twój telefon.
Jesteś czasem taki nieczuły. Po krótkiej sprzeczce wyszliśmy wreszcie ze
szkoły i pojechaliśmy na rowerach do domu. Jechaliśmy przez wały, a przez
zachodzące słońce wydawało się, że możemy dojechać
naszymi rowerami do nieba. Ty na pewno też pamiętasz tamten moment, niebo
było naprawdę piękne, odbijając się w rzece na czerwono. To był jeden z tych
zachodów, które zwiastują dobre, ciepłe dni.
Nagle zatrzymałeś się, blokując mi dalszą
drogę i zapatrzyłeś się w ten zachód. Gdyby nie przejeżdżający nieopodal
pociąg, pewnie do nocy wpatrywałbyś się w niebo.
- Co jest? – zapytałem.
- Nic. Po prostu uświadomiłem
sobie jak bardzo cię kocham.
I po tych najpiękniejszych
słowach jakie w życiu słyszałem, zszedłeś z roweru i pocałowałeś mnie jak
jeszcze nigdy wcześniej i nigdy później, trzymając mnie w swoich ramionach,
jakbyś już nigdy więcej nie zamierzał mnie puścić. Czy to było pożegnanie? Czyżbyś
wiedział, że twoje życie za moment skończy się po raz pierwszy?
To było moje najcenniejsze wspomnienie ze
wszystkich spływających rzeką. Jedno małe, niewinne, mieniące się odcieniami
czerwieni, wspomnienie.
Zaraz później ścigaliśmy się do
skrzyżowania, na którym rozchodziły się nasze drogi. Ostatni odcinek był z
górki. Wyprzedziłeś mnie, zawsze byłeś ode mnie silniejszy i sprawniejszy, więc
nie było się czemu dziwić. I wtedy, po raz pierwszy, los postanowił urządzić
nam piekło. Zaraz przed skrzyżowaniem twoje hamulce puściły, a ty wpadłeś
prosto pod nadjeżdżający autobus. Tego wieczora nie tylko niebo przybrało
odcień szkarłatu, a ja już nigdy później tak nie krzyczałem.
Myślałem, że to sen, że zaraz
się obudzę, a ty będziesz cały i zdrów. Jednak czas mijał, przyjechała karetka,
ale, mówiąc szczerze, nie było już czego ratować. Pamiętam, że jakiś mężczyzna
siłował się ze mną, nie chcąc mnie przepuścić na jezdnię, a potem wszystko
rozmyło się, a ja trafiłem do pustki.
Brodząc pod prąd rzeki wspomnień, starałem się znaleźć rozwiązanie tego
niekończącego się cyklu. Gdzie był początek, a gdzie koniec? Które zdarzenia
doprowadzały do twojej śmierci, a które mogły cię ochronić? Jaki ruch
powinienem wykonać jako następny?
Karty wspomnień przepływały mi
pod nogami, a tamte odległe dni
przebłyskiwały, mącąc mi w głowie i podtrzymując uczucie bezradności.
Dlaczego, dlaczego, DLACZEGO!?
- DLACZEGO NIE MOŻESZ WSTAĆ,
SHIZUO !?– krzyczę, załamując głos, ale ty leżysz bezwładnie na brzegu. Moje
gardło ściśnięte jest tak mocno, jakby mnie ktoś dusił, ciężko mi powstrzymywać
kolejne łzy. Zaciskam pięści i staram się uspokoić. Rozchlapuję nogami wspomnienia rzeki czasu na około, dopóki nie
zejdzie ze mnie cała energia i złość. Zrezygnowany wychodzę z rzeki i kładę się
obok ciebie, chwytając cię za dłoń, która z jakiegoś powodu jest ciepła.
- Co zrobiliśmy nie tak?
Hold back the river, let me look
in your eyes
Hold back the river so I
Can stop for a minute and be by your side
Hold back the river, hold back
Hold back the river so I
Can stop for a minute and be by your side
Hold back the river, hold back
Jedyne, czego pragnę, to zatrzymać rzekę, by spojrzeć w twoje oczy.
Powiedzieć, jak bardzo cię kocham i jak bardzo cię potrzebuję. Chciałbym, żebyś
otarł moje łzy, bym nigdy więcej nie musiał ci ich pokazywać. Chciałbym móc
trzymać twoją dłoń do końca świata.
Zatrzymaj rzekę, żebym ja także mógł się zatrzymać i chociaż przez minutkę pobyć przy twoim boku, nie
musząc martwić się w jaki sposób umrzesz jutro. Proszę, zatrzymaj tę rzekę, po prostu ją
zatrzymaj.
Próbowałem samobójstwa, próbowałem zabić nas obu,
próbowałem unikać cię i być przy tobie przez cały czas. Żadna metoda nie zdała
rezultatu, zawsze kończyliśmy w tym samym miejscu, a krew spływała i spływała,
pozostawiając swoje ślady na mojej psychice. Jednak dziś jest inaczej, nie
sądzisz?
- Izaya, o co tutaj chodzi? –
pytasz, stojąc po drugiej stronie rzeki wspomnień zupełnie zagubiony i
przerażony.
- Witam w mojej rzeczywistości,
Shizu-chan.
- Nie chrzań! To jakieś
halucynacje czy co?! Czy może tak wygląda zupełne otępienie przez szok? Zaraz
na pewno usłyszę syreny i…
- Nic tu nie usłyszysz, to
pustka.
- Ale… ty… przed chwilą….
- Umarłem – odpowiadam ze
stoickim spokojem. W dwa kroki pokonujesz rzekę i przytulasz mnie z całych sił,
niemal tracę oddech. Ale to nie szkodzi. Dla ciebie mogę stracić wszystko.
- Nie… jesteś tu, jesteś ze mną…
- mówisz, a ja nie jestem w stanie dłużej udawać, że to normalne i także cię
obejmuję.
Ile razy musiałem tutaj siedzieć
w samotności, wyczekując momentu, w którym obudzisz się i powiesz, że wszystko
w porządku? Ile razy musiałem upaść, byś powstał razem ze mną?
Dziś wracaliśmy ze szkoły na
piechotę, było zimno, w końcu to środek zimy. Chodniki były oblodzone, chwila
nieuwagi i leżało się jak długi. Takie okoliczności wystarczyły, byś poślizgnął
się na schodach i runął w dół. Dziś był ten dzień, w którym nie odstępowałem
cię na krok. Przy długich, betonowych schodach straciłeś równowagę, ale
wszelkie odruchy w moim ciele zadziałały na czas i odciągnąłem cię od krawędzi,
samemu lecąc w dół. Ból był okropny, nie mogłem się ruszyć. Kątem oka widziałem
jak śnieg nasiąka krwią. Moją krwią. A za chwilę pojawiłeś się ty, spanikowany
i oblany strachem.
- Myślałem, że tu skończy się
moje cierpienie, że przestaniesz umierać… ale znów jestem tutaj i nie wiem, co
przyniesie jutro – opowiadałem. Siedzieliśmy na brzegu rzeki, ja wtulony w
Shizuo, który obejmował mnie ramieniem. Po usłyszeniu wszystkiego, co
przeżyliśmy, nie umiał znaleźć słów, tylko wpatrywał się w kartki wspomnień,
przepływające przed nami. Ciężko jest powiedzieć cokolwiek, będąc w pustym
wymiarze czasu. Otaczająca nas biel jest ciężka, czuje jej napór mimo obecności
Shizuo.
- Czy będę pamiętał tę rozmowę,
gdy stąd wyjdziemy? – zapytał po chwili Shizuo. Wyczułem zmartwienie w tych
słowach. Na pewno chciał o tym pamiętać.
- Nie wiem. Nie pamiętasz
żadnego wypadku, bo dla ciebie one nigdy się nie wydarzyły.
- Wydarzyły się! Ale pamiętam je
jako sen, nie jawę. Każdy ten dzień, gdy wpadłem pod auto, gdy spadłem z dachu.
Każdy ten dzień był kolejnym snem, koszmarem, z którego budziłem się w środku
nocy – powiedział Shizuo, a mówił to takim tonem, jakby to było rozwiązaniem.
Sen nie był kluczem do rozwiązania zagadki, czas był i ja to wiedziałem.
- Więc to pewnie też będzie dla
ciebie kolejnym snem – odpowiedziałem wstając i wchodząc do rzeki po kostki.
- W takim razie nie chcę się
budzić.
Spojrzałem na niego poruszony,
byłem gotów rozpłakać się jak dziecko. Bezradność przygniatała mnie jak
stukilowy wór piachu, a tuż przede mną stał on. Shizuo, który musiał umrzeć
tyle razy, by teraz powiedzieć te słowa. Nigdy nie umiałem zdefiniować miłości,
ale czy pragnienie pozostania z jednym człowiekiem na zawsze nie jest
wystarczające?
Lonely water, lonely water won't you let us
wander
Let us hold each other
Lonely water, lonely water won't you let us wander
Let us hold each other
Let us hold each other
Lonely water, lonely water won't you let us wander
Let us hold each other
Rzeka zaczęła się burzyć, mimo
że zawsze płynęła leniwie i bezszelestnie. Prąd przyspieszył, znikąd zerwał się
wiatr.
- Co się dzieje? – Shizuo
podniósł się z ziemi, gotów do działania.
- Nie wiem, nigdy tak nie było –
powiedziałem równie zdziwiony i przestraszony. Czy nasza obecność zaburzyła
jakąś harmonię tego miejsca?
- Wyłaź stamtąd! – krzyknął
Shizuo, podając mi rękę.
- Nie mogę… nie mogę się ruszyć!
– odparłem, próbując podnieść nogę, która ugrzęzła w rzece. Nurt wspomnień nie
chciał mnie wypuścić.
- Złap mnie za rękę, no dalej! –
Shizuo próbował mnie dosięgnąć, mimo ogromnej siły, która odpychała go od wody.
- Nie mogę! – krzyczałem.
Chciałem go dosięgnąć, chciałem chwycić go za rękę… nie umiałem. – Pomóż mi!
Proszę, nie chcę cię znowu stracić!
Samotna rzeko, dlaczego nie
pozwolisz nam wędrować przez życie, dlaczego nie pozwalasz nam być ze sobą? Nie proszę wcale o tak dużo, czy te
wspomnienia nic dla ciebie nie znaczą? Przecież bez nich nie mogłabyś płynąć!
Bez nich…
Bez
nich nie istniałabyś.
W jednej chwili wiatr ustał, a
prąd zwolnił, uwalniając moje stopy i pozwalając Shizuo wyciągnąć mnie z rzeki.
- To jest chore – westchnął,
przytulając mnie i gładząc po głowie. Jednak ja nie mogłem oddać uścisku.
Stałem bez ruchu, bez czucia, bo już wiedziałem, co trzeba zrobić.
- Shizuś... ja już… - zacząłem,
ale Shizuo mi przerwał.
- Zanim cokolwiek powiesz,
pamiętaj, że cię kocham. To wszystko jest nienormalne i już mam dość, ale póki
tu jesteś, możemy zostać w tej pustce na wieki – mówił przytulając mnie
mocniej. Czułem jak bije jego serce, jak bije naprawdę, pompując krew, by
Shizuo żył. Serce Shizuo biło dla niego, moje biło dla mnie, ale oba biły po
to, byśmy mogli żyć dla siebie.
- Ja też… - wydukałem łamiącym
się głosem. – Kocham cię… nawet nie wiesz jak bardzo.
Pocałowałem go, prawdopodobnie
po raz ostatni. Nie chciałem go opuszczać. Wizja tego, że już nigdy nie dotknie
mnie w ten sposób bolała bardziej niż upadek ze schodów. Ale nie miałem
wyjścia. Nie mieliśmy innego wyboru.
Gdy się od niego odsunąłem łzy
już spływały mi po policzkach.
- Powiedz, że mnie nienawidzisz
– rozkazałem mu.
Na twarz Shizuo wstąpił szok.
- N- nie mogę… Nie nienawidzę
cię. Nie chcę tego mówić!
- A myślisz, że ja chcę tego
słuchać!? – krzyknąłem, ale zaraz poczułem się z tym paskudnie. Shizuo przecież
nie zrobił niczego źle.
- Przepraszam… po prostu los nie
był dla nas łaskawy – uśmiechnąłem się smutno, przecierając rękawem oczy i
wracając do rzeki.
- Izaya wracaj… Nie wchodź tam
znowu! – Shizuo chwycił mnie za ramię na tyle mocno, że pewnie zostawił ślad.
Syknąłem, więc od razu puścił mnie, zważając na swoją siłę. Wskoczyłem do
rzeki, rękami przerzucając kolejne kartki wspomnień, które spływały w dół, gdzieś w nieskończoność.
- Powiedz mi co robisz, muszę
wiedzieć! – awanturował się Shizuo, również wchodząc do rzeki. Jednak nie
mogłem mu odpowiedzieć, szukałem tej jednej, jedynej karty. Tej, od której
wszystko się zaczęło. W momencie, gdy ją znalazłem, Shizuo podniósł mnie do
pionu, patrząc w oczy i ponownie całując.
- Ta rzeka to wspomnienia –
mówiłem, przełykając gorzkie łzy. – Wszystko, co się nam zdarzyło, każdy moment
naszego życia. A to – pokazałem mu kartkę, którą wyciągnąłem z wody. – To jest
moment naszego pierwszego spotkania. Pamiętasz, prawda…
- Izaya, uspokój się…
- Pamiętasz jak Shinra
przedstawił nas sobie? Pamiętasz jak poszliśmy później do Rosyjskiego Sushi?
Albo jak przygotowywaliśmy szkolny festyn? – wymieniałem, czując jak chłód tej
nieistniejącej wody przedziera się przez moje ciało, wzmagając dreszcze.
- Pamiętasz jak pokłóciliśmy się
na szkolnej wycieczce, a później nie odzywaliśmy się do siebie przez prawie
cały czas jej trwania? A później konfrontacja, parę krzyków, ciosów… a potem
mnie pocałowałeś… raz, drugi, trzeci.
- Pocałuję cię ile razy
zechcesz, ale nie niszcz tego, co już zbudowaliśmy – w tym momencie nawet
Shizuo się załamał.
- Od początku powinniśmy się
nienawidzić, Shizuo… los miał na nas taki plan, nie rozumiesz?! Myślałem, że to
wina czasu, ale to los, przeznaczenie! – moje serce biło jak szalone, ale wcale
nie czułem dopływu energii. Rozdzierała mnie frustracja i dogłębny smutek.
Rzeczy wypowiedziane na głos ranią mocniej, wydają się bardziej rzeczywiste. Z
każdym słowem dochodziło do mnie to, co musiałem zrobić.
- Na pewno możemy rozwiązać to
inaczej, nie musimy się nienawidzić, ja…
- NIE CHCĘ JUŻ WIĘCEJ PATRZEĆ
JAK UMIERASZ! – krzyknąłem, padając na kolana w napadzie histerii. – MAM DOŚĆ!
Naprawdę… mam już dość, Shizuś… jestem tym zmęczony – mówiłem coraz ciszej.
Shizuo stał nade mną pociągając nosem. To było za dużo, za dużo dla nas obu.
Nie wiem, ile czasu minęło. Może
chwila, może dwie, może rok. Ale to był bardzo cenny czas. Ostatnie chwile,
które nigdy nie zapiszą się w naszej rzece wspomnień. Pustka znajdowała się poza czasem, nie mogła
tworzyć wspomnień, które swoją podstawę mają w jego przemijaniu. Na kartach
naszego przeznaczenia zapisana była nienawiść. My, zmieniając bieg rzeki,
zaburzyliśmy los, który musiał podjąć swoje drastyczne środki, by wrócić na
pierwotny tor. Ja, pamiętając o Shizuo, podtrzymywałem miłość, która istniała
poza czasem, więc za każdym razem wracałem do pustki, w której nic nie mogło istnieć.
Zadarliśmy z potężnymi mocami, ale będąc tylko ludźmi, musimy się dostosować do
wyższych sił.
- Poza czasem, tutaj, w pustce,
kocham cię – powiedziałem, chwytając kartkę między palce obu rąk.
- Tutaj na zawsze będziemy
razem, prawda? – zapytał. Pokiwałem głową, zaciskając zęby.
- A teraz powiedz, że mnie
nienawidzisz – rozkazałem mu po raz drugi. Shizuo wahał się przez moment, z
jego złotych oczu popłynęły łzy.
- Nienawidzę cię.
- Ja ciebie też nienawidzę.
To mówiąc rozdarłem kartę
naszego pierwszego spotkania, która błysnęła oślepiającym, białym światłem. W
ostatniej chwili Shizuo próbował złapać mnie za rękę.
Nie
wiem, czy mu się udało.
Hold back the river, let me look
in your eyes
Hold back the river so I
Can stop for a minute and see where you hide
Hold back the river, hold back
Hold back the river so I
Can stop for a minute and see where you hide
Hold back the river, hold back
Siedziałem na szkolnych
trybunach z Shinrą u boku, przyglądając się jak Shizuo Heiwajima w pojedynkę
powala na ziemię drużynę piłkarską. Słyszałem wiele o jego nadludzkiej sile,
ale nie wierzyłem, dopóki nie ujrzałem tego na własne oczy. Gdy skończył,
wstałem z cynicznym uśmiechem, bijąc blondynowi brawo.
- To mój kolega, Izaya Orihara.
Jest specyficzny, ale na pewno się jakoś dogadacie – przedstawił mnie Shinra.
Shizuo spojrzał na mnie spode łba, od razu podejmując decyzję swojego życia.
- Nie lubię cię.
Po tym spotkaniu nasze gonitwy
na śmierć i życie nie miały końca i mimo całej swojej brutalności, nikt nie
zginął. Moim zadaniem było to, by utrzymać nasze relacje na poziomie
nienawiści, a przynajmniej mocnej nietolerancji. Wszystko po to, by Shizuo żył,
żeby los nie wchodził nam w drogę. To był ruch, którego nie mogłem już cofnąć.
Ale czasem zastanawiam się, czy
mogę zatrzymać rzekę, by spojrzeć w twoje
złote oczy, lśniące od gniewu i
nienawiści, w którą musiałem cię wpędzić. Chciałbym zatrzymać rzekę, żebym sam mógł się zatrzymać w tym szaleńczym
biegu i będąc w środku miasta znaleźć się w pustce, zobaczyć, gdzie się ukrywasz, czy na mnie czekasz, czy o mnie
pamiętasz. Ale zatrzymać rzekę wspomnień
jest bardzo ciężko, a na tym etapie jesteśmy już za daleko by zawrócić.
***
I tylko w niektórych snach widzę
pustkę, którą przedziera bezszelestna rzeka. Widzę ciebie, który brodzi w rzece
po kostki, przeglądając pojedyncze wspomnienia, by potem puścić je dalej.
Czekasz na mnie, a gdy mnie dostrzeżesz, uśmiechasz się i podchodzisz bliżej. Wtedy trzymamy się za ręce i patrzymy daleko w
nieskończoność, próbując odgadnąć tajemnice czasu.
- Hej, Shizuś?
- Hmmm?
- Czy będąc na zewnątrz,
pamiętasz?
- Czy pamiętam o pustce?
- O mnie?
- Poza pustką cię nienawidzę…
- A tutaj?
- Tu cię kocham.
- Jakie to sprzeczne.
- Ale taka była umowa.
- … Mogę cię pocałować?
- Pod warunkiem, że rano nikt
mnie nie zamorduje.
- Co najwyżej ja.
- W takim razie po co pytasz?
Los i czas nie działają
oddzielnie, przeznaczenie musi wypełniać się w czasie. Poza czasem istnieją
tylko uczucia, bo przeznaczenie bez czasu nie działa jak należy. Nienawiść i
miłość dzieli bardzo cienka linia, którą jest czas. Z jego upływem uczucia mogą
się zmieniać, poza nim mogą istnieć niezależnie.
Wierzę w przeznaczenie, które
rządzi się swoimi prawami, wierzę też, że dzięki łaskawości czasu możemy kochać
się w nieskończonej pustce, a przez jego okrucieństwo - ronić samotne łzy nad
bezradnością ziemskiego życia. Gdybym mógł stać ponad tym nic nie stanowiłoby
przeszkody, bym kochał cię do końca świata, ale nim ten czas nadejdzie, musimy
się nienawidzić.
Lonely
water, lonely water won't you let us wander
Let us hold each other
Let us hold each other